Powoli dochodziłam do domu. Miałam zamglone oczy. Odruchowo zaczęłam przekręcać zamek w drzwiach, lecz po chwili zorientowałam się, że drzwi są otwarte.
Nagle uderzył we mnie silny podmuch wiatru i zachmurzone niebo stało się jeszcze ciemniejsze. Spojrzałam w niebo, a gdzieś daleko usłyszałam grzmot.
Przyznaję, od zawsze bałam się burzy. A świadomość, że nie zamknęłam drzwi i zostawiłam otwarty dom dla złodziei, włamywaczy i innych, była chyba jeszcze gorsza.
Powoli nacisnęłam klamkę. Starałam się to zrobić bezgłośnie. Moje serce zaczęło bić mocniej. Miałam nierówny oddech. W końcu otworzyłam drzwi. Nie spuściłam wzroku na ziemię. Patrzyłam wciąż przed siebie. Spodziewałam się najgorszego. Myślałam, że z domu nie pozostało nic lepszego od zwykłej meliny.
Weszłam do kuchni. Pierwsze o czym pomyślałam to jakaś broń. Spojrzałam na patelnię stojącą w szafce. Nagle serce mi stanęło. Na plechach poczułam ciepło.
-Mamo! Tak bardzo cię kocham!
Rzuciłam się na mamę, która stała w kuchni zdezorientowana. Odwzajemniła mój uścisk i odszepnęła:
-Ja ciebie też.
Nie chciałam jej puszczać. Nawet nie zastawiałam się dlaczego wróciła wcześniej do domu. Ważne, że była. Ten jeden uścisk miał wyrazić tyle słów i emocji. Ale najważniejsze było, aby mama zrozumiała jak bardzo ją przepraszam.
-Usiądź, proszę-zwróciła się do mnie.
Usiadłam przy stole. Wyprostowałam plecy i ułożyłam łokcie na stole. Moja mama zajęła miejsce naprzeciwko mnie i zaczęła:
-Wiem o wagarach. Wiem o kłótni z Klarą i Lilką. Wiem, że Ania nie istnieje- uciszyła mnie przez podniesiecie ręki i kontynuowała-Jak chcesz dodać jakieś swoje wybryki, to teraz słucham.
Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie mógł wydobyć się ze mnie. Nie miałam nawet siły pytać skąd wie. Szczerze, to mi ulżyło. Odpowiedziałam jej ciszą.
-Okej-uśmiechnęła się- Mam nadzieję, że reszta jest oczywista.
Po pierwsze-nie. Pokiwałam przecząco głową, bo nie rozumiałam kompletnie nic z tej całej sytuacji.
Po drugie-dlaczego moja mama się uśmiechała? Jej córka wagaruje, kłamie, a jej do śmiechu? Teraz to już się poddaje.
-Dobra, zmieńmy temat-powiedziała i wstała od stołu, by dokończyć zaczętą sałatkę-Jak byłaś w podstawówce, to często spotykaliśmy się z Lipskimi-obejrzała się, by sprawdzić czy nadążam i mówiła dalej- W każdym razie, odnowiliśmy kontakt.
O nie nie nie! W mojej głowie każda komórka krzyczała, że nie.
Lipscy? Z pozoru rodzina bardzo przeciętna. W sumie do państwa Lipskich nic nie miałam. Piłam u nich zawsze pomarańczowy sok, bo nic innego mi nie pasowała. Ale było coś w tej rodzinie, co przyprawiało mnie o dreszcze. Za każdym razem, gdy o tym myślałam, miałam ochotę krzyczeć.
To był Artur.
Z wyglądu bardzo dobrze prezentujący się, rok ode mnie starszy chłopak. Był bardzo wysoki. Miał burzę loczków na głowie. Zawsze był uśmiechnięty. Takiego go zapamiętałam.
Ale tylko wygląd był w nim taki kolorowy. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, to od razu go znienawidziłam. Nie wiem ile miałam lat. Zaczynała się wtedy podstawówka.
To była nienawiść od pierwszego wejrzenia.
I to odwzajemniona.
-A więc wiem, że nie przepadacie za sobą-moja mama ciągnęła ten monolog, lecz wydawało mi się, że zmierza w złym kierunku- Artur spędzi z tobą dwa tygodnie. Jego rodzice przyjadą w mikołajki, które zresztą spędzimy wszyscy razem.
-C-c-co?-wydukałam.
-Artur czeka u ciebie w pokoju. Zaproponowałam mu, żeby się wypakował zanim wrócisz. A tak w ogóle, to gdzie byłaś?
Mrugałam szybko oczami, bo wciąż w to nie wierzyłam.
-Wyznałam miłość chłopakowi, który mnie nienawidzi-mruknęłam.
Moja mama się roześmiała i z serdecznym uśmiechem dodała:
-Dobrze, że masz dobry humor. Idź przywitaj się z naszym gościem.
Zagryzłam zęby i powstrzymywałam moje ręce przed rozwaleniem każdego pjedynczego przedmiotu na mojej drodze.
Nie cierpię wszystkich, oh!
CZYTASZ
Witamy w gimnazjum/5sos ff
FanfictionObróciłam się do Michała i przez zamglone łzami oczy dostrzegłam uśmiech. Wciąż się do mnie uśmiechał. Napis na koszulce i kolorowe włosy jeszcze bardziej mnie rozkleiły. Oparłam głowę o jego pierś i oplotłam go w talii, złączając moje dłonie za je...