Rozdział 107

901 99 1
                                    

podoba mi się strasznie to, co napisałam. tak po prostu

Jechaliśmy w ciszy. Michał wyłączył radio i co chwilę na mnie spoglądał, by sprawdzić, czy łzy jeszcze spływają po moich policzkach. Tak faktycznie było. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek mój umysł się wyłączył całkowicie. Nie docierały do mnie żadne sygnały. Nie patrzyłam nawet na to, że chłopak przejeżdża na czerwonym świetle. Zawsze go upominałam, a teraz? A teraz miałam to głęboko gdzieś, czy zginiemy.

-Nie- powiedziałam sama do siebie- Nie, Michał.

Odwrócił się w moją stronę i zwolnił. Jechaliśmy bardzo wolno. Rozpoznałam przez mgłę łez moje osiedle i znajome budynki, między którymi jeszcze parę lat temu biegałam pod wiatr na boso. Po chwili zatrzymaliśmy się przed moim domem.

Nie chciałam wysiadać. Nawet nie drgnęłam. Spojrzałam jedynie z pogardą na klamkę od drzwi, po czym ukryłam twarz w dłoniach. Poczułam jak ręka chłopaka sięga do mojej kieszeni i wyjmuje telefon, po czym sprawdza coś i odkłada z powrotem. Nie chciałam na nikogo patrzeć.

Nie zdążyłam nawet podziękować Michałowi za to, że o nic nie pyta i już chciałam udać się do domu, by zamknąć się w nim na resztę życia, gdy samochód odjechał. Opadłam zrezygnowana na siedzenie i uznałam, że jeśli miałam wypłakać całą wodę z organizmu, to już to zrobiłam. Otarłam wierchem dłoni twarz i patrzyłam na drogę przed nami.

Panował pół mrok i moje ciało, które zostało pozbawione wszelkich emocji czy sił, zasnęło. Byłam w stanie przejściowym: nie spałam do końca, bo czułam jak samochód się porusza, ale całe ciało odmówiło mi już posłuszeństwa. Nawet nie zauważyłam, że moja głowa opierała się o szybę, a lekko uchylone usta wdychały ciepłe, ogrzane powietrze.

Kompletnie nieprzytomną, niczym kukłę, mnie Michał wziął na ręce i najdelikatniej jak mógł zaniósł na górę. Ściągnął ze mną przemoczoną od łez, grubą kurtkę i ciężkie buty. Rzucił to wszystko niedbale na dywan i ściągnął bluzę. Nie opierałam się niczemu. Pomimo tego, że nic nie mówiłam, byłam mu wdzięczna, że robi to wszystko dla mnie. Po chwili ściągnął ze mnie gładką bluzkę z długim rękawem i podbiegł do szafy, by wyjąć z niej miękką w dotyku, dużo za dużą koszulkę, którą pospiesznie na mnie założył. Zdjął za ciasne rurki, a przy okazji wymamrotał coś, że noszenie spodni za małych o cztery rozmiary, nie jest śmieszną zabawą.

Zdziwiło mnie to, że nie byłam ani trochę skrępowana tym, że widział mnie właściwie pół nagą. Po omacku chwyciłam jego dłoń i potarłam kciukiem jego wierzch. Sam, jeszcze w zimowych ubraniach i czapce z pomponem, zszedł na dół i zostawił mnie kompletnie samą w ciemności. W ciemności, w której widziałam teraz swoje największe koszmary.

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz