Rozdział 42

2.1K 144 7
                                    

Jak w każde niedzielne przedpołudnie siedziałam z laptopem w łóżku, bezmyślnie przewijając kolejne strony. Nie dowiedziałam się właściwie niczego wartościowego. Ukradkiem patrzyłam na Artura, który również trzymał na kolanach laptopa i równie bezmyślnie się w niego gapił.

Co to za pokolenie, pomyślałam, wystarczy nam internet i jedzenie do szczęścia.

Byłam owinięta szczelnie kołdrą, a na nogach miałam grube, wełniane skarpetki.

-Jak to jest, że ty nie musisz chodzić do szkoły, a ja się tak strasznie w niej męczę?-zapytałam go, prostując nogi, przez co ekran laptopa już nie zasłaniał mi mojego współlokatora.

-I zaczęło ci to przeszkadzać dopiero, kiedy leżysz w łóżku i nic nie robisz?-zaśmiał się.

Zmarszczyłam nos i wróciłam do pisania z przyjaciółmi. Troszkę mnie to uraziło.

-No ale dlaczego?-tym razem spytałam ciszej.

Wywrócił oczami, zdjął z siebie koc, a laptopa odłożył na podłogę. Spojrzał na mnie i powiedział:

-Bo ja właśnie zacząłem liceum, a ty właśnie kończysz gimnazjum. Co więcej, musisz mieć najlepsze oceny, jakie tylko możesz, bo to w jakim jesteś liceum zaważy nad twoją przyszłością.

Już otwierałam buzię, by powiedzieć, że rozumiem. A w głębi duszy żałowałam, że w ogóle zaczęłam temat, bo ta rozmowa zapowiada się na dłuższą. Ale Artur kontynuował:

-I tak bym do niej nie chodził, bo rodzice ciągaliby mnie po sądach.

Musiał dostrzec moje zakłopotanie, które na pewno miałam wymalowane na twarzy. Szczerze mu współczułam. Cała nienawiść do niego, która kryła się we mnie coraz głębiej, teraz całkowicie zniknęła.

-I nawet nie wiesz ile bym oddał, by uczyć się tak dużo jak ty, ale mieć całą rodzinę.

Podniósł komputer i koc z podłogi i, nie patrząc już na mnie więcej, pogrążył się w swoim świecie.

Ja natomiast nie mogłam pozbyć się jego słów, powtarzających się w mojej głowie niczym echo. Miał rację. Ale nie chciałam go tym urazić. W ogóle ostatnio nie chciałam mu już zbytnio sprawiać przykrości. Nawet obiecałam sobie, że już nigdy w życiu nie rzucę w nim talerzem. Nie rozumiałam kompletnie zmiany mojego nastawienia.

A może to była litość?

Nabrałam powietrza w płuca i przestałam obserwować Artura, który zdawał się mnie nie zauważać.

-Chcesz przesiedzieć całą niedzielę w domu?-zapytałam.

-Moi wszyscy znajomi są trochę za daleko, nie uważasz?

Miałam już mu powiedzieć, że mógłby być milszy, bo sam zaproponował, żebyśmy spróbowali zapomnieć o naszych wszystkich kłótniach, ale zadzwonił telefon.

-Tak?

-Hej Alka-usłyszałam głos Lili-Jest sprawa.

-Zamieniam się w słuch-odpowiedziałam.

-A więc dzwonię do ciebie właściwie w imieniu Klary, do której zadzwonił Luke i zapytał czy nie wpadnie dzisiaj do Kawy z mlekiem.

-Luke zaprosił Klarę?-krzyknęłam do słuchawki i zobaczyłam jak Artur wywraca oczami.

-Nie zupełnie. Grają koncert ze swoją kapelą. Nawet nie wiem jak się nazywają-zaśmiała się – W każdym razie, ja nie mogę dzisiaj, a ona sama nie pójdzie.

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz