Rozdział 120

758 86 4
                                    

Nie zastanawiałam się nad niczym, siedząc w pokoju z zamkniętymi na klucz drzwiami. Potrzebowałam się po prostu na chwilę odciąć; pooddychać powietrzem duszonym przez te cztery ściany. Usłyszałam skrzypienie drzwi frontowych i ciche rozmowy moich rodziców. Pośpiesznie otworzyłam drzwi i przycupnęłam na pierwszym schodku na piętrze.
Mama wyjmowała z siatki zakupy. Słyszałam jak odkłada na blat kuchenny siatkę z drobnymi zakupami. Uchyliłam usta ze zdumienia, gdy mój tata oznajmił:
-Tak bywa, czasem plany nie wypalają.
Wyobraziłam sobie jak wzrusza ramionami i opiera brodę na dłoniach.
-Co my teraz zrobimy? Powiedz mi co! Nie mamy już nic. Nie mamy...
-Mamy siebie!-przerwał jej stanowczo tata- Mamy siebie.
Usłyszałam ciche westchnięcie obydwojga rodziców. Wstrzymałam oddech i wsłuchiwałam się dalej:
-Może to już nie wystarczy?
Głos mojej mamy był cichy i słaby, jakby była to najszczersza prawda, której nikt nie chciał ogłosić. Wiedziałam, że czuje się jednocześnie lżejsza, ale i bardziej przygnębiona. Współczułam jej tak bardzo. Chciałam zbiec na dół i przytulić ich oboje.
-Nie mamy pieniędzy-oznajmił mężczyzna- Nie mamy, a jest nas czwórka.
-Może Ala?- zaczęła powoli mama- Nie, nie ma mowy.
Wiedziałam, że spoglądają na siebie niepewnie, a mi nie pozostało nic prócz dalszego słuchania.
-To jest wyjście.
Jakie wyjście? O czym oni mówią? Co ze mną?
Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, zbiegłam na dół sina z przerażenia i krzyknęłam:
-Jestem ciężarem?! Powiedzcie to głośno!
-Córcia, to nie tak- mama wyciągnęła do mnie dłoń, na którą spojrzałam z pogardą- Pomieszkasz z Arturem, przecież się lubicie.
-A Michał? Co z nim?
-Myślałam, że wolisz Artura.
Nie dane było jej kontynuować, bo z moich oczu poleciały ciepłe, słone łzy. Były tak długo kumulowane, tak długo czekały, by wypłynąć w odpowiednim momencie. To nie był odpowiedni moment. Takiego nie ma! Nie ma! Po chwili łkania nadszedła chwila, w której w mojej głowie pojawiła się myśl: moja mama może mieć rację.
Swiat walił mi się na głowę. To nie było tak, ze najpierw pękały ściany, potem strop. Nie, to wszyscy runęło naraz. I nie było dłoni, które wyciągnęłyby mnie spod tego gruzu.

Rozdział napisany na historii hahah po co słuchać, jak można pisać? +zapraszam na Black Coffee Story!

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz