Rozdział 92

829 99 2
                                    

        Gdy osunęłam się na biurko i czułam jak wszystkie siły ze mnie ulatują, zadzwonił telefon. Byłam w stanie kompletnej nieświadomości i jedną nogę postawiłam już w krainie snów, więc głośny dzwonek parę centymetrów od mojego ucha nie był mile widziany.

            -Tak?

            -Hej Alka- usłyszałam chichot Luke’a- Jesteś zajęta?

            -Hej kaskaderko- w tle krzyknął Kamil.

            -Mógłbyś się przymknąć?- wycedził blondyn.

            -Nie jestem- odpowiedziałam niepewnie- A co?

            Oparłam się o oparcie i podciągnęłam nogi pod brodę. Marszczyłam czoło nasłuchując bardzo ciekawych wyznań Kamila na drugim planie. I słyszałam też głos Lili, która dosłownie wrzeszczała, że ma się uciszyć albo ona to zrobi.

            -Jesteśmy niedaleko, wyjdziesz na spacer?

            -Jasne.

            Spojrzałam triumfalnym wzrokiem w stronę podręczników szkolnych i miałam ochotę przed nimi zatańczyć, udowadniając im, że mam życie. I tym życiem wcale nie są one. Zapomniałam o tym, że mam dosyć chłopaków. Bo pewnie nawet nie miałam po prostu byłam zła.

            Nie mogłam się powstrzymać i obróciłam się wokół własnej osi.

            -Kto wychodzi? Tak ja!

            Następnie odetchnęłam głęboko i podziękowałam rodzicom za rolety w oknach.

           

            Wychodząc pod dom pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to czwórka osób, krzyczących i śmiejących się. Patrzyłam na nich ze zdziwieniem, bo nie mogłam dostrzec Michała. Chyba nie jest ze mną aż tak źle i umiem policzyć do czterech? Tak, oczywiście. I powiedziała to osoba, która tańczy taniec szczęścia i odgrywa się na książkach.

            Przywitałam się z każdym i wzięłam Klarę pod rękę. Pewnie też w to nie uwierzycie, ale trzymała tylko mnie. Nie trzymała za rękę Luke’a! Aż to gdzieś zapiszę. Albo lepiej zrobię zdjęcie.

            -Z czego ty się tak śmiejesz?- zapytała w końcu- Mam coś na głowie.

            -Nie, nie. Ja tak tylko- szukałam jakiejkolwiek odpowiedzi- lubię z tobą rozmawiać.

            -Domyśliłam się po sześciu latach przyjaźni- zaśmiała się cichutko- Jak tam u ciebie?

            Pokręciłam przecząco głową i spojrzałam przed siebie. Panował pół mrok i nie było żadnego ulicznego ruchu. Patrząc na śmieszne ruchy chłopaków zaczynałam mieć wątpliwości co do ich trzeźwości. Ale gdy zaczęli udawać słonie. To znaczy jeden był mamą słoniem, a drugi tatą słoniem. Tylko chyba nie zaczęli tej zabawy, bo nie mogli dojść do porozumienia kto ma być jakiej płci.

            -Ja jestem bardziej męski- krzyknął basista.

            -Jasne- parsknął śmiechem drugi- Męski jak wiadro z mydłem.

            Wiadro z mydłem?

            -Dużo wypili?- szepnęłam do ucha Lili, która w między czasie podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę- Jak dużo?

            -Sama widzisz- mruknęła.

            -A Michał gdzie?

            -Pojechał do tej z pierwszej klasy- krzyknął Kamil, zakrywając przy tym oczy przyjacielowi, przez co ten się potknął- Gdyby nie Lili, którą swoją drogą, kocham bardzo, to mógłbym- w tym miejscu poruszał znacząco brwiami- Jest śliczna, no mówię wam.

            -Jestem na tak- mruknął drugi chłopak- I to siedem razy na tak.

            Spojrzałam na dziewczyny, które były równie zszokowane jak ja. Nie miały odwagi spojrzeć mi w oczy. Jakby o tym wiedziały.

            -Alka, okej?- zapytała jedna z nich.

            -Tak, jasne- uśmiechnęłam się- Przecież ja i Michał nic.

            -A to kawaler!- krzyknął któryś z chłopaków- Te sznurki to nie wiem po co na tej ręce. Albo może gwiazdy na niebie! Pierścienie w górę bracia! Musimy pomóc krasnoludom!

            Nie chciałam tego dłużej słuchać. Nie chciałam ich dzisiaj oglądać. Nie wiem dlaczego zdecydowałam się wyjść. Potrząsnęłam głową tylko i zawróciłam.

            -Ja już pójdę, rodzice każą wracać.

            Nic więcej nie dodając, odwróciłam się na pięcie i chciałam jak najszybciej zniknąć z pola widzenia. Oddychałam głęboko. Nie miałam zamiaru dać się ponieść emocjom. Dobrze wiedziałam, że nic mnie z Miśkiem oprócz przyjaźni nie łączy. Więc dlaczego tak bardzo źle się z tym czułam? Przecież byli pijani i mogli pozmyślać.

            -Dlaczego ona nie chce ratować reniferów?

            -Chyba krasnoludów czy tam olbrzymów- przerwał chłopakowi drugi- A co za różnica. Po prostu czas zmierzać na wzgórze. Miecze w górę i pędzimy!

            Nie słuchałam, nie patrzyłam. Weszłam do domu i zamknęłam drzwi za sobą.

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz