Rozdział 102

898 109 7
                                    

                   mówię otwarcie, że to jest najlepsze, co w swoim życiu napisałam!    

                        Nagle usłyszałam pukanie. Myślałam, że ktoś dobija się do drzwi, zakłócając idealną ciszę wypełniającą kolejne pomieszczenia. Jednak było ono zbyt głośne i zbyt wyraźne. Doleciało do mnie drugi raz. Teraz wyczuliłam zmysł słuchu i od razu zlokalizowałam źródło dźwięku. Mój wzrok padł na szybę, która była nieskazitelna i odbijała ciemność mojego pokoju.

            Ktoś zastukał jeszcze raz, a przez moje myśli przebiegł w zawrotnym tempie obraz włamywacza, wspinającego się po dużym drzewie, którego gałąź prowadziła prosto do mojej sypialni. Odrzuciłam to założenie szybko po przeszukaniu pamięci i stwierdzeniu, że nie słyszałam o włamywaczu, który pukałby do domu.

            Zapaliłam małą lampkę przy łóżku i odkryłam się. Było mi wygodnie pod kołdrą, a chłodne powietrze natychmiast przywróciło mi trzeźwe myślenie. Zastanawiałam się nad powrotem do spania i zignorowaniem niespodziewanego gościa, lecz ciekawość wygrała. Zawsze przecież wygrywa.

            Podeszłam do okna i je otworzyłam. Pod moim ramieniem wślizgnęła się duża postać. Mężczyzna w samej bluzie. Tyle udało mi się zauważyć w pierwszych ułamkach sekund. Usiadł na moim łóżku i głośno westchnął.

            Strach mnie sparaliżował. Normalny człowiek uciekłby albo obejrzał chociaż sprawcę. Sprawcę, którego sama wpuściłam do domu. Jednak ja się bałam. I myślałam, że jeśli nie podniosę wzroku, to nic złego się nie stanie.

            W końcu zaprzestałam główkowania nad niepotrzebnymi sprawami i spojrzałam w stronę łóżka. Czułam woń alkoholu. I to bardzo wyraźnie.

            Przede mną znajdował się Michał. Miał blado granatowe włosy, których blask dawno przeminął. Na głowie miał naciągnięty kaptur, więc nie widziałam czoła. Po policzku spływały mu łzy. Gruba bluza zastępowała kurtkę, ale nie wystarczająco, gdyż chłopak trzymał się kurczowo w pasie i drżał. Nie wiem czy ze strachu czy z zimna.

            Zapomniałam o wszystkim, co było złe. Wymazałam natychmiastowo wszelkie złe wspomnienia związane z Michałem. Podbiegłam do niego szybko i mocno objęłam. Nie opierał się. Położył głowę na moim ramieniu. Czułam jak zaciska powieki i zauważyłam pojedyncze łzy spływające na jego policzku.

            Nie chciałam zmuszać go, by cokolwiek mi opowiadał. Wiem, że niekoniecznie chciał o tym mówić. Musiało być naprawdę tragicznie, jeśli przyszedł do mnie w środku nocy pijany w samej bluzie. Jakby uciekł skądś i po drodze wstąpił do pubu. Tuliłam go mocno w swoich ramionach, choć jego wygląd przyprawiał mnie o dreszcze. Drżałam ze strachu. Bałam się o niego. Nie wiedziałam co się stało i dlaczego tak bardzo cierpi.

            -Nigdy nie widziałem mojego taty- szlochał, chuchając na moją szyję ciepłym oddechem, wymieszanym z resztką alkoholu- I po południu jakiś mężczyzna zaprosił mnie na spotkanie. Powiedział, że to on jest moim ojcem i chciałby mnie zobaczyć. Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Po co poszedłem.

            Wlepił we mnie swoje duże oczy jakby szukał odpowiedzi w moich. Kiwnęłam jedynie głową, by dać mu znak, że może mówić dalej. Szeptał, jakby bał się mówić głośniej.

            -Żądał ode mnie pieniędzy. Mówił, że inaczej zabije mamę. Jak on mógł? Czy to w ogóle był on?- zawahał się na chwilę, by wziąć do płuc powietrze- Ale to nie jest istotne. Okłamałem cię. Przepraszam cię, Alka. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam.

            Rozpłakał się do reszty. To już nie były niewinne, bezsilne łzy. Teraz szlochał. Nie mógł wziąć powietrza. Nie mógł oddychać spokojnie. Pociągał nosem i powtarzał, że mnie przepraszam. Wtulał swoją pierś w moje ramiona, lecz po chwili odsuwał jakby go parzyły.

            Wstałam i zdjęłam z jego stóp buty, rozpięłam i zsunęłam bluzę oraz spodnie. Pociągnęłam go pod kołdrę i sama położyłam się obok. Trzymał mnie mocno w pasie i bał się ruszyć. Ja też się bałam. Ale o niego. Nie obchodziło mnie, że był nieuczciwy.

Przecież kochałam go najbardziej na świecie. Miałam ochotę wbić nóż w brzuch każdemu, kto by go skrzywdził. Mój świat leżał rozbity obok mnie, a ja nie mogłam mu pomóc.

-Nie ma żadnej Olki- kontynuował- Dała mi kosza. Ja potrzebowałem myśleć, że jest opcja wyleczenia się… Chciałem mieć nadzieję, że to wszystko minie. Ale nie mogę. Nawet oszustwa nie pomagają.

Nastała cisza, a ja analizowałam jego słowa w głowie. Nie rozumiałam. Kompletnie.

-Jestem pijany, wiesz?

-Tak, wiem- szepnęłam mu do ucha- Leż już cicho, jestem z tobą.

Jego oddech się wyrównał. Myślałam, że zasnął w moich ramionach. Miałam nadzieję, że trochę mu ulżyło. Wolałam ja być na jego miejscu, by zdjąć ten ciężar z jego barków. Oddałabym mój spokój jemu.

-Z czego nie możesz się wyleczyć?

Powiedziałam to głośno, choć wcale nie chciałam. Nie oczekiwałam jednak odpowiedzi. Gdyby tylko wiedział jak bardzo się martwię. Wiedziałam, że tej nocy nie zasnę. Będę myśleć nad jego losem i strzec jego snów. Głaskałam go po czole, które było zlane potem. Jego gołe nogi owinęły się wokół moich i trzymały kurczowo.

Nagle odpowiedział sennym głosem:

-Z chorobliwej miłości do ciebie.

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz