Rozdział 98

620 45 63
                                    

- Gotowi?- zapytała Kaysa ustawiając się przed klasą wraz z przyjaciółmi. Dosłownie sekundy dzieliły ich od zabicia dzwonu, a McGonagall siedziała już w środku czekając na rozpoczęcie lekcji.

- Zawsze i wszędzie.- odpowiedział Syriusz z radosnym uśmiechem. Odczekali jeszcze chwilkę, a gdy tylko zabił wyczekiwany przez nich dzwon wskoczyli do klasy jeden po drugim. Wymachiwali rękami, skacząc do przodu w rytm bicia dzwonu. Pierwotny plan polegał na tym, że mieli tańczyć, ale nie przypominało to tańca ani trochę. Wyglądali jak dżdżownice po deszczu.

Trzeba jednak przyznać, że cel został osiągnięty, ponieważ uczniowie się z nich śmiali. Wszystkim brakowało pajacowania w szkole i od tego byli Huncwoci. Aby wprowadzić trochę radości i śmiechu do Hogwartu.

Dosłownie cały pierwszy semestr to był jeden wielki dowcip. Nie było dnia aby chłopaki wraz z Kaysą czegoś nie zrobili. Najlepsze w tym wszystkim było jednak to, że uniknęli prawie wszystkich szlabanów. Okazało się, że peleryna niewidka i mapa Huncwotów w połączeniu, to bardzo przydatne narzędzia.

Drugi semestr nie zapowiadał się lepiej. Na dworze robiło się cieplej, więc ich wygłupy przeniosły się na błonia i do Hogsmeade. Wyjścia do wioski też nie były tak częste jak kiedyś. A jak już były, to niewiele osób się na nie decydowało. Wszyscy byli przerażeni myślą, że Śmierciożercy w każdej chwili mogą zaatakować.

Tego dnia jednak było trochę inaczej. Mimo marca strasznie lał deszcz i chęci do życia opuściły dosłownie każdego, chociaż Huncwoci starali się zwalczyć ten parszywy humor. Siedzieli w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i grali w eksplodującego durnia.

- Nienawidzę deszczu.- mruknęła Lily, kładąc kartę na środek.

- No co ty nie powiesz, Evans.- dodał sarkastycznie Syriusz.- Pewnie chciałaś się poopalać, no nie?

- Oczywiście! Jestem blada jak ściana.- warknęła.

- Ale dalej piękna.- powiedział James z uśmiechem. Ruda na jego słowa jedynie prychnęła pod nosem.

Gdy kończyli rozgrywkę do Pokoju Wspólnego wbiegła profesor McGonagall. Wyraźnie była zdyszana i przerażona. Wzrokiem przeleciała przez pomieszczenie i zatrzymała się na Huncwotach, którzy w skupieniu się jej przyglądali.

- Trust, jesteś potrzebna.- powiedziała.- Szybko.- dodała widząc, że dziewczyna się nie rusza.

- Nie wiem co się dzieje, ale uważaj na siebie.- mruknął Remus do dziewczyny ściskając lekko jej dłoń.

Już chwilę później Kaysa wraz z nauczycielką prawie biegła do gabinetu dyrektora.

- Stało się to, co nieuniknione. Hogsmeade zostało zaatakowane.- powiedziała gdy były już przy posągu chimery. Już zrozumiała na czym ma polegać jej rola. Dlatego nawet nie witając się z dyrektorem deportowała się do wioski.

Zaklęcia latały na wszystkie strony. Trzeba było uważać aby nie oberwać ani tym zielonym, ani czerwonym. Tym razem Trust była ostrożniejsza niż ostatnio. Dodatkowo nie walczyła sama. Gdy tylko Alastor Moody wypatrzył ją w tłumie stanął obok i krył jej plecy. Razem dobrze im szło. Wręcz doskonale. Mężczyzna już przywykł do tego, że Kaysa potrafi znacznie więcej niż niejeden siódmoklasista.

- Trochę ich dużo.- mruknął Alastor wysyłając kolejną serię zaklęć do śmierciożerców.

- Nie jestem ślepa.- warknęła Trust.- Protego Berden!- krzyknęła. Przestała już odbijać zaklęcia, które leciały w jej stronę. Starożytna tarcza doskonale ją chroniła. Oczywiście Moody gdy zorientował się o co chodzi także przestał odbijać zaklęcia. Wokół nich pojawiła się cieniutka przezroczysta poświata, prawie niewidoczna.

AnimagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz