Rozdział 90

740 49 50
                                    

Tuż przed wschodem słońca Kaysa i Remus wrócili do Wrzeszczącej Chaty, aby wilkołak mógł spokojnie przemienić się w nastoletniego chłopaka. Gdy tylko to się stało upadł na kolana czując niewyobrażalny ból w całym ciele. W pierwszej kolejności pomyślał, że może to być wina eliksiru. Dopiero gdy Kaysa podeszła do niego z apteczką i zmartwionymi oczami zrozumiał, że coś się stało w nocy. Coś poważnego.

- Nie wygląda to dobrze.- mruknęła bandażując mu ramię, aby chociaż trochę wstrzymać krwawienie. Remus spojrzał na nią. Ona też nie wyglądała za dobrze. Krew przesiąkła przez ubranie, które w niektórych miejscach było porwane. Wyglądała jakby się z kimś biła.- Wypij.- podała mu czarny eliksir, który uzupełniał krew. Chłopak bez namysłu wypił połowę i podał jej resztę.

- Też wypij, widzę w jakim jesteś stanie.- powiedział łagodnie, lecz gdy tylko zobaczył, że dziewczyna chce zaprzeczyć przybrał ostry ton głosu.- To nie była prośba.

- Nie zadziała dobrze, jeżeli nie wypijesz wszystkiego.- mruknęła, jednak widząc brak reakcji uległa i wypiła pozostałość fiolki.- Jak się czujesz?- zapytała.

- Nie wiem.- szepnął chłopak.- Jestem oszołomiony. Nie wiem co się stało. Gdzie James i Syriusz? Czy kogoś zaatakowałem? Nic im nie jest? Skąd te rany? Próbowałem was zabić? Czy to wina...- w porę ugryzł się w język, lecz Kaysa zrozumiała o co chodzi. Nie była na niego zła za tę myśl.

- Nie Remusie, to nie jest wina eliksiru. Później się tym zajmiemy. Muszę cię odprowadzić do Skrzydła, ale może być z tym mały problem.- mruknęła przypominając sobie, ze ma prawdopodobnie skręconą kostkę.

- Ty mnie?- zaśmiał się.- Wyglądasz znacznie gorzej niż ja. Powiedz mi Kayso, czy te rany to moja wina?- sam nie wiedział czy chciał poznać odpowiedź na to pytanie, ale z drugiej strony wiedział, że będzie go to męczyć.

- Nie Remusie, w żadnym wypadku to co się stało tej nocy nie jest twoją winą.- warknęła Kaysa. Ostry ton głosy był spowodowany wspomnieniem tego co zrobił Syriusz. Widziała jednak, że nie przekonała tym Lupina.- Wyjaśnię ci wszystko później. Coś cię boli?- zapytała po pięciu minutach od podania mu eliksiru przeciwbólowego.

- Już nie tak jak na początku. Idziemy, musi nas obejrzeć Pomfrey.- mruknął i wstał z ziemi pomagając Kaysie. Bez problemu dostrzegł, że dziewczyna cały swój ciężar przenosi na jedną nogę, aby nie obciążać drugiej.- Dlaczego wiecznie musisz być taka samowystarczalna?- warknął i niewiele myśląc wziął ją na ręce i zaczął nieść w stronę wyjścia z Wrzeszczącej Chaty.- Miło by było gdybyś powiedziała, że potrzebujesz pomocy, nie zawsze jestem w stanie się wszystkiego domyślić.- westchnął. To go chyba w niej najbardziej irytowało. Kochał ją i chciał jej pomóc jeżeli miał taką możliwość, ale ona wiecznie udawała, że nic jej nie jest.

- Bo w tej chwili nie powinieneś pomagać mi, tylko skupić się na sobie. Poza tym to ja miałam się zająć tobą. I ponownie zawiodłam.- mruknęła. Czuła się z tą świadomością fatalnie.

- Gadasz głupoty. Jeżeli nikogo nie zabiłem, to nie zawiodłaś.- mruknął wychodząc z tunelu.- Co z chłopakami?- zapytał, ponieważ to pytanie także męczyło go gdy tylko odzyskał świadomość.

- Też ucierpieli, ale nie tak bardzo. A szkoda, mogłam mocniej dowalić Syriuszowi.- warknęła. To dało Remusowi do myślenia, chociaż czuł się jeszcze bardziej zdezorientowany i oszołomiony. Dlaczego jego dziewczyna zaatakowała przyjaciela? Co tam musiało się dziać- Raczej nie ma ich w Skrzydle. My pewnie zostaniemy trochę dłużej, a muszę jeszcze zdać raport Dumbledore'owi. Oj nie będzie zadowolony. Jak mnie nie zabije to będzie cud.

Weszli już do zamku. Na korytarzach panowała błoga cisza, a przez wielkie okna wpadały pierwsze promyki światła, oznajmiające, że już za parę godzin uczniowie zejdą do Wielkiej Sali na śniadanie.

AnimagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz