Rozdział 59 - Ahoj przygodo!

62 3 0
                                    

Pływanie nadal mi nie wychodziło, jedynie potrafiłam utrzymać się na wodzie. Kiedy się trochę pomoczyłam wyszłam na brzeg, Łukasz za mną. Usiadłam przy brzegu a fale delikatnie omywały moje nogi.

- Łukasz kąp się, szkoda czasu - odparłam

- nie mogę, jestem w pracy - odparł - muszę panią pilnować

- daj spokój nic mi nie będzie - odparłam i zobaczyłam jak Joy przypłyną i usiadł obok mnie

- widzisz mam ochronę - zaśmiałam się

- nie pani Basiu, szef by mi głowę urwał - odparł Łukasz

- nie, to nie - odparłam - wracam na leżak

Po drodze znów wzięłam napoje i podałam jeden Joyowi. Uśmiechną się i podziękował. Kiedy wypiliśmy zaniósł szklanki a ja wyciągnęłam owoce. Kiedy Joy wrócił poprosiłam by umył owoce pod kranem. Kiedy wrócił zajadaliśmy się owocami. Ja uwielbiałam brzoskwinie, a tu były cudowne miękkie i soczyste, że sok kapał po rękach. Zjadłam chyba trzy, tak mi smakowały, Joyowi również, tylko Łukasz nie chciał. Joy wrócił do wody a ja wciąż leżałam na leżaku. Było mi szkoda Łukasza, ale to jego praca, w końcu nie jest na wakacjach. Kiedy było blisko godziny 15-tej poszliśmy na obiad. W pokoju się przebrałam i rozczesałam włosy. Troszkę się podmalowałam i wyszłam z pokoju. Joy i Łukasz właśnie wyszli z pokoi. Zeszliśmy na dół do restauracji, zjedliśmy obiad. Po obiedzie znów poszliśmy na plażę. Kiedy zobaczyłam łódź, która ciągnęła ludzi na spadochronach za sobą, bardzo mi się to spodobało i chciałam się takim przelecieć. Ubrałam sukienkę i zobaczyłam pytającą minę Joya.

- już wracamy? - spytał

- nie, choć przelecimy się tak - odparłam wskazując łódź, która mignęła miedzy falami

- fajnie - odparł Joy i zaczął się ubierać

Łukasz tylko pokręcił głową i też się ubierał. Kiedy poszliśmy w miejsce gdzie do przystani przybiła łódź zapytałam się ile kosztuje taka przyjemność. Okazało się, że nazywa się to Parasailing. Nie było jakoś bardzo drogo więc weszliśmy na pokład. Łukasz wciąż się sprzeciwiał i mówił, że to niebezpieczne i co na to powie szef. Miałam gdzieś jego gadanie i zaczęto nam zakładać sprzęt, czyli kamizelkę i całą uprzęż, która była podpięta do spadochronu.

- jest zapasowy spadochron? - spytałam

- jest, macie go na sobie, ale nie będzie potrzebny - odparł jeden z ekipy

- a jak go wyciągnąć? - spytałam

- trzeba pociągnąć za tą rączkę - odparł facet, który mnie ubierał i mi pokazał

- dobrze - odparłam - ile to trwa?

- 15 do 20 minut gdy jesteście w powietrzu - odparł

- dobrze - odparłam jestem gotowa i przymocowano mnie do jakiegoś stelażu a nad nim już była rozciągnięta czasza spadochronu

Joy się ekscytował ja również, śmialiśmy się razem kiedy nas podpinano. Potem pomału zaczęliśmy się unosić, coraz wyżej i wyżej. Widoki były cudowne, oboje mieliśmy uśmiech na twarzy. Po jakichś 10 minutach usłyszałam trzask, podniosłam głowę i zobaczyłam jak nasz spadochron się rozpada na dwie części. Przeraziłam się bo nagle zaczęliśmy spadać. Pociągnęłam za rączkę i uwolniłam zapasowy spadochron. Niestety był dosyć mały, machałam rękami by nas wciągnęli. Zobaczyłam, że Łukasz się zorientował i zaczęli wciągać nas. Jednak spadochron był za mały, nie mógł utrzymać nas oboje i zaczęliśmy spadać.

- pociągnij rączkę - wrzasnęłam

Joy pociągnął i spadochron się otworzył, w ostatniej chwili. Uniosło nas znowu wysoko ale byliśmy już coraz bliżej łodzi, więc się uspokoiłam.

ALEXOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz