110-To mój koniec.

99 16 6
                                    

ALASTOR:
-Proszę... Zabij mnie...-Prosiłem cicho, leżąc przybity do podłoża za kończyny i jedno z moich uszu.
-Już wymiękasz, Alastorze?-Zapytała Roo.-Bawimy się dopiero nieco ponad dobę. A przecież tak lubisz dobrą rozrywkę!
Próbowałem poruszyć palcami jednej z dłoni, ale ból przeszywający przebitą ostrzem dłoń był na tyle mocny że mi to uniemożliwił.
Jęknąłem cicho.
-Naprawdę myślałeś że Księżniczka zwolni Cię z umowy? Ta Blondyna jest zbyt nisko żeby Ci pomóc.
Przydeptała moją głowę do ziemi mocniej, przez co znowu jęknąłem.
-Już chyba nie jest Ci do śmiechu, sarenko?-Szydziła ze mnie, a ja wbiłem wzrok w twardą ziemię.-I wiesz co Ci powiem?
Milczałem, czekając na dalszy ciąg.
-Bedę obserwować Twojego kochasia...-Wyszeptała mi nad głową, a moje oczy powiększyły się.-Mogłabym go porwać i torturować na Twoich oczach, ale wiesz co? Bardziej będziesz cierpieć jak będę Ci mówić każdego dnia jak świetnie się bawi bez Ciebie.
Zacisnąłem powieki i zadrżałem.
-Jak daje się ruchać we wszystkie otwory i ćpa, nie doceniając Twojego poświęcenia. Jak liże się z innymi facetami, nawet nie pamiętając że istniałeś...-Szeptała.
-Proszę... Nie...
-No pewnie. Przecież gdy tylko zniknąłeś, poszedł dawać dupy.
-Kłamiesz...
-Ja? A to nie on ten cały czas Cię okłamywał?
Nie odzywałem się ani nie ruszałem.
Na to drugie i tak nie mogłem sobie pozwolić.
Moje jelenie ucho jak i dłonie oraz uda były przyszpilone do skały.
Leżałem w kałuży własnej krwi, a na mojej twarzy nie było uśmiechu.
W oczach zebrały mi się łzy, które wypuściłem.
Zaszlochałem i złączyłem powieki.
Byłem słaby i bezradny. Leżałem jak ranne zwierzę w lesie, czekające aż pożrą je wilki.
Powiedziałbym że to mój koniec, gdybym nie wiedział że Roo będzie powtarzać te tortury każdego dnia przez wieczność bądź aż się jej nie znudzę. Wtedy wykończy mnie i rozerwie moją duszę na strzępy.
To był mój koniec.

|RADIODUST| 2 Krwawa miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz