64-W odwiedzinach u Kanibali.

111 15 5
                                    

ANGEL:
Było już ciemno. Mogłem nawet rzec że ciemno jak w dupie, a ja zapuszczałem się sam do dzielnicy Kanibali.
Chyba nie ma większego wyrazu miłości.
W razie czego miałem moją broń... Prawda..?
Co z tego że ich jest więcej...
Kurwa.
Nawet za dnia bałem się tu chodzić do klientów, a co dopiero sam i to w nocy, żeby szukać jakiegoś Emporium.
Przemieszczałem się po pustej ulicy, gdy nagle coś przebiegło za mną.
Odwróciłem się i natychmiast wymierzyłem tam jednym ze swoich karabinów.
Z ciemności wyłoniło się... Dziecko.
Z czarnymi tęczówkami i twardówkami.
Dziewczynka wyglądała słodko i niewinnie w swojej fioletowej sukience, a ja zawsze miałem słabość do dzieci.
-Och...-Opuściłem broń.-Zgubiłaś się mała..?
Nagle ktoś rzucił mi się na plecy, przez co wypuściłem spluwę.
-KURWA!-Krzyknąłem i uderzyłem tym kimś, kto siedział mi na plecach, o uliczną lampę.
Ta zatrzęsła się i zamrugała, ale moje plecy znowu były niezależne.
Przed chwilą miałem przed sobą jednego kanibala, a teraz czterech.
-Kurwa...-Zacząłem się wycofywać.-Słuchajcie... Nie chcę robić rozróby w ulubionej dzielnicy mojego faceta... Okej..?
Ciągle się cofałem, aż za mną pojawiła się ściana.
Spojrzałem tęsknie na leżący w oddali pistolet.
-Ta dupa już do kogoś należy, musicie znaleźć sobie inny obiad!

|RADIODUST| 2 Krwawa miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz