III

430 41 27
                                    

Kuba cały dzień spędził w łóżku, usilnie próbując sobie przypomnieć cokolwiek, jednak jego umysł był pusty. Frustracja narastała w nim z każdą kolejną chwilą. Zły na cały świat wstał i poszedł się przejść po szpitalu. Krążył bez celu i szukał sobie miejsca. Na parterze znalazł kilka sklepów, gdzie zakupił paczkę papierosów, wodę i paczkę jakiś cukierków. Wyszedł na patio, pomiędzy kolejnymi sekcjami budynków i usiadł na ławce. Zapalił papierosa i zaciągnął się, łatwość z jaką mu to przyszło upewniła go tylko, że wcześniej też musiał palić, co w efekcie nawet go ucieszyło. Jego rozmyślenia przerwał szloch, niosący się z najbardziej oddalonej ławki. Było ciemno, a on mrużył oczy, by dostrzec cokolwiek.
— Przepraszam, wszystko dobrze? — zapytał, a w myślach przeklinał fakt, że nie wziął okularów, ani soczewek.
— Jakby było dobrze, to bym tu chyba nie siedziała zaryczana, co? — usłyszał chłodny, damski głos z oddali. Był przesiąknięty bólem i żałością. Chłopak przez chwilę zawahał się, jaki powinien być jego następny krok, jednak w duszy coś mu podpowiadało, by iść do przodu.
— Raczej, ale może potrzebujesz pomocy? — starał się być miły, jednak zapłakana dziewczyna w nerwach budowała wokół siebie mur ochronny i odpychała każdego, kto do niej podszedł.
— Nie, nic nie potrzebuję, wracaj na swoją salę... — warknęła wręcz na Grabowskiego.
— Hej, wojownicza księżniczko, wyluzuj... Jak będziesz dusić w sobie problemy, to cię to w końcu zabije. Jestem nieznajomym, okej, ale tym bardziej możesz się wygadać, bo już mnie pewnie w życiu na oczy nie zobaczysz, ani ja ciebie. Twoje sekrety będą dostępne, bo z tego co wiem, nie pochodzę z Krakowa. — powiedział Kuba zerkając w stronę dziewczyny, którą ledwo widział. Jej szloch na chwilę ustał, błękitne oczy uniosły się ku górze i chociaż nie chciała, to musiała mu przyznać, że jako jedyny użył tak przekonywującego argumentu i jako jedyny nie odszedł po pierwszym wygonieniu. Chłopak wydawał się jej znajomy, zupełnie jakby gdzieś go już widziała. — Do tego mam amnezje, więc jestem idealnym słuchaczem, bo możesz mnie zapisać na nowo, wiesz, jak tabula rasa i te sprawy. — dodał po chwili namysłu. Chciał jej pomóc, leżenie w łóżku dobijało go i szczerze liczył na to, że pomoc zapłakanej dziewczynie pomoże mu, nie rozmyślać o braku wspomnień. Dziewczyna patrzyła się na niego jeszcze dobrą chwilę.
— Moja babcia, umarła przez błąd lekarza... — powiedziała cicho i obserwowała nieznajomego chłopaka, który zadrżał lekko, kiedy zerwał się lekki, chłodny wiatr. Kiedy przez chwilę nie usłyszała odpowiedzi, wybuchnęła na nowo płaczem. Podkuliła nogi, zaczepiając piętami o brzeg ławki i wtuliła głowę w kolana. Przeraźliwy szloch niósł się po patio, który jednie szum krzewów starał się zagłuszyć wzniecany ponownymi podmuchami wiatru. Jej ciało zadrżało, kiedy na wychłodzonych plecach poczuła ciepłe dłonie. Uniosła zapłakane oczy hamując na chwilę łzy. Kuba spojrzał na nią i powoli przesunął ręką w górę i w dół, delikatnie gładząc jej plecy. Brunetka pokiwała tylko głową na boki, a na jej policzki znów zaczęły spadać słone krople. Trzęsła się od zimna i emocji.
— Na korytarzu jest automat do kawy i herbaty, masz drobne, bo ja niestety mam tylko kartę...
— Mówię ci o śmierci mojej babci, a ty się mnie pytasz, czy mam drobne? — spojrzała na niego z niedowierzaniem i roześmiała się przez łzy.
— Wiem, wyszło strasznie, ale jesteś przemarznięta, potrzebujesz się ogrzać, więc proponuję ci noc w szpitalnej hotelowni przy kubku kawy, albo herbaty z automatu, a ty mi opowiesz wszystko. Nie mam wspomnień, ale mogę teraz wykreować nowe, więc przynajmniej będę miał potem o czym rozmyślać, niż tylko pustka... Ja pomogę tobie, a ty pomożesz mi... — powiedział spokojnym, cichym tonem.
— Zwariowałeś? Wyrzucą mnie stąd. — powiedziała cicho.
— Ukryję cię, obiecuję... Gotowa na przygodę? — spytał patrząc jej w oczy. Coś sprawiało, że pomimo tego, że nie wiedziała kim jest, chciała z nim pogadać, a jej racjonalne myślenie odchodziło na dalszy tor. Podał jej dłoń, jeszcze sekundę się zawahała, jednak ostatecznie złapała jego dłoń. Pomógł jej wstać i weszli do środka budynku, podeszli do automatu, gdzie dziewczyna kupiła ciepłą herbatę i kawę. Kuba w tym czasie podszedł do  kiosku, w którym zakupił trochę słodyczy. Poszedł z dziewczyną do windy. Sam był w szoku z jaką łatwością przychodziło mu rozmawianie z obcymi ludźmi. Jednak skoro był artystą i miał rzeszę fanów, pewnie nauczył się z nimi rozmawiać. — Czekaj... — szarpnął ją za płaszcz, wciągając za filar, a po chwili przeszła tam jedna z pielęgniarek.
— To trochę jak na filmach z Bondem... — szepnęła cicho.
— Z kim? — spytał zdezorientowany.
— A zapomniałam, że ty nie wiesz, potem ci wyjaśnię. — dodała nim znów ruszyli. Pomimo łez i wewnętrznego smutku, cała sytuacja nabierała groteskowego obrotu spraw i zaczynała ją bawić.
— Panie Grabowski, gdzie się pan szwęda? Jest już późno... — usłyszał głos pielęgniarki po swojej prawej, kiedy wręcz wepchnął dziewczynę do swojej sali.
— Poszedłem po kawę, teraz idę poczytać i spać... — powiedział szybko i spojrzał na pielęgniarkę z szerokim uśmiechem.
— Proszę się nie kręcić i odpoczywać. — powiedziała kobieta i poszła z powrotem do swojego pokoju socjalnego.
— Kurwa, o mało herbaty nie wylałam. — wyszeptała dziewczyna, piorunując go wzrokiem.
— Podziękujesz mi później. — powiedział do niej i zabrał od niej herbatę. Postawił napoje na szafce koło łóżka i podszedł do niej. — Daj płaszcz. — powiedział i odebrał od niej odzież wierzchnią i to była chwila, kiedy znów poczuł zapach Herrery, zmieszany z papierosowym dymem. — Czy my się już gdzieś nie widzieliśmy? — spytał nagle.
— Tak, wczoraj zaczepiłeś mnie na ulicy, ale spieszyłam się do szpitala... — powiedziała po chwili namysłu. — Kurcze. Dopiero teraz to do mnie dotarło. — powiedziała zdziwiona, bo właśnie uświadamiała sobie jaki świat jest mały. Nigdy nie pomyślałaby, że znów spotka chłopaka, a tu taka niespodzianka. Spojrzała w okno zamyślając się na chwilę.
— Wiesz jesteś rozbrojona to normalne, że nie myślisz o jakimś tam facecie. — powiedział Kuba i usiadł na łóżku. — Szalone i strasznie dziwne...
— Szalone i dziwne to jest to, że zgodziłam się tu przyjść, nie znając cię. — pokręciła z niedowierzaniem głową.
— Wiesz, chętnie bym ci o sobie opowiedział, ale póki co, sam niewiele wiem. — powiedział cicho.
— Na dzień dzisiejszy zazdroszczę ci tego stanu... Pomimo, że nie pamiętasz podstawowych rzeczy, to nie rozpamiętujesz tego, co złe. Do wielu spraw możesz podejść na nowo z innym tokiem myślenia. — westchnęła cicho.
— Może masz racje, ale z drugiej strony pomyśl, jakie to głupie uczucie, jak wchodzi tu ktoś i mówi ci, że jest twoim bratem, a w tym momencie jest tak, jakbyś widziała go pierwszy raz na oczy. Szczerze? Jeśli to, co się stało, zostanie sprzedane do mediów, ludzie mogą to wykorzystać i to w najgorszy możliwy sposób. — chłopak spuścił wzrok zamyślony i spojrzał w stronę okna.
— W sumie racja, a chyba najgorsze to stanąć twarzą w twarz z kobietą, która nazwie cię swoim synem, a ty nie poczujesz nic... Dobra, wygrałeś, to przejebane. — powiedziała cicho.
— Nawet mi nie przypominaj, mam nadzieję, że jutro się obudzę i będę pamiętał... — powiedział zamyślony. — No dobra teraz opowiedz mi o swojej babci. — dodał cicho.
— Chcesz mnie znowu doprowadzić do łez? — spytała i zaśmiała się smutno. — Pomimo swojego wieku była piękną kobietą i taką... „Na czasie". Potrafiła ze mną zapalić trawkę, napić się piwa i można z nią było pogadać na każdy temat. Mając 70 lat paradowała po plaży w bikini i była bardzo przebojowa. Była mi bardziej jak przyjaciółka niż babcia. Zastępowała mi po części mamę, która nie miała czasu dla mnie, bo tylko pracowała... — w oczach dziewczyny zbierały się łzy. — O widzisz udało ci się... — wyszeptała.
— Nie płacz, ta wspaniała kobieta, którą mi opisałaś, na pewno nie chciałaby widzieć twoich łez... — powiedział do niej i objął ją niepewnie, jednak kiedy dziewczyna sama się wtuliła, zacisnął lekko ramiona.
— Dzięki za tą całą szopkę... — dodała po chwili, kiedy zaciskające się gardło ustąpiło, a pieczenie oczu ustąpiło.
— Nie ma za co, to wciąż lepsze niż siedzenie samemu tutaj i słuchanie szlochu z patio. — zaśmiał się lekko, napił się kawy i rozsiadł wygodniej. — W sumie mam do ciebie pytanie, to trochę głupie, że dopiero teraz, ale zdradzisz mi swoje imię?
— A muszę? — zaśmiała się lekko. — Mam naprawdę głupie i dziwne imię...
— No dawaj, ja jestem Kuba, tylko Kuba nie Jakub. — zaśmiał się cicho. — Nie było takie trudne.
— Eleonora, ale mówią mi Elen lub Elenor. — dodała po chwili przerwy.
— Serio? — Kuba spytał zaskoczony. — Nie powiedziałbym, że jest dziwne, raczej oryginalne i wyjątkowe.
— Słodzisz mi teraz. Za dzieciaka mi dokuczano za to. Została mi po tym niechęć. Jednak zawsze mogło być gorzej, jak na przykład... Wiesława, Czesława, Kunegunda, czy inne takie. — zaśmiała się lekko.
— Zaczynasz widzieć jasne strony. Czyli twój stan się polepsza. — powiedział z lekką dumą w głosie i spojrzał na nią, a na jego ustach malował się lekki uśmiech. Podziwiał jej urodę, jasna skóra, bardzo niebieskie oczy i ciemne włosy. Nie często spotykał się z taką urodą.
— A tam, jasne strony. Po prostu są jeszcze gorsze imiona niż moje. Za to twoje mi się podoba, co prawda nie poznałam nigdy żadnego Kuby, więc sprawdzimy jakim typem człowieka jesteś. — odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. — Oddałabym wszystko za flaszkę wódki...
— Przestań, alkohol pomaga na chwilę, a potem jest już tylko gorzej, a wtedy można wpaść w poważne problemy. — powiedział patrząc w jej oczy.
— Hmmm... To chociaż skręta... — powiedziała cicho.
— Niestety, nic tutaj z tych rzeczy nie serwują, a jak stąd wyjdziesz to możesz mieć problemy, a tego nie chcemy, bo to mój pomysł i wpędzisz mnie w poczucie winy. — powiedział kiwając lekko głową.
— No proszę, jaka dedukcja... — dziewczyna uniosła delikatnie brew do góry.
— Może byłem jakimś profesorem? Nie, na bank nie, gówniarz ze mnie. — uśmiechnął się widząc, jak roześmiała się lekko.
— Już sobie nie dokładaj punktów inteligencji. Jestem padnięta... Chyba przesiedzenie tu całej nocy, nie było najlepszym pomysłem.
— To śpij, nikt ci nie broni, a krzywda ci się tu nie stanie. — powiedział spokojnym tonem i spojrzał przez okno. — Będę czuwać i jak będzie trzeba się chować, to cię obudzę...
— Jesteś pojebany...
— Dziękuję.
— Za co?
— Za komplement. — oboje roześmiali się cicho. Pomimo bólu jaki czuła w sercu, chłopak skutecznie pozwalał jej jakoś radzić sobie z bólem. Zamilkła na chwilę i wróciła myślami do babci. Myślała o tym, że gdyby teraz tu była, śmiałaby się z nimi, albo podkręcała sytuację innymi, zabawnymi tekstami. Mimo wszystko nic, ani nikt nie był w stanie wypełnić teraz pustki w jej sercu. Pojedyncza łza spłynęła szybko po jej policzku. Otarła ją powolnym ruchem nadgarstka i wzięła głęboki wdech. — Hej, nie jesteś z tym sama... Dasz radę, uśmiechaj się dla niej, bo napewno uśmiechniętą i szczęśliwą, kochała cię najbardziej. — powiedział cicho do jej ucha, a Elen jak na rozkaz uśmiechnęła się. — Grzeczna dziewczynka...
— Przestań, zabrzmiało, jakbym miała pięć lat. — zaśmiała się lekko. Dziewczyna przytuliła się do niego zsuwając się trochę niżej. Kuba delikatnie gładził jej włosy. Widział, jak bardzo była padnięta i nie zamierzał jej dłużej powstrzymywać od zaśnięcia. Spokojnie bawił się kosmykami patrząc w oczy, a ona oddawała się tej pieszczocie wyciszając się powoli. Jej oczy przymknęły się po chwili i zmęczona płaczem usnęła. Grabowski naciągnął na nią szpitalny koc powleczony w białą poszwę i poprawił dziewczynę, by mu nie spadła. Sam sobie nie mógł się nadziwić, co dzisiaj miało tu miejsce, a z drugiej strony, był z siebie dumny, że wyciągnął dziewczynę z dołka.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz