XXVI

204 26 14
                                    

— Jezu... To wszystko moja wina... Mogłam ją zatrzymać. — powiedziała Aśka i ze łzami w oczach wtuliła się w swojego męża. Bartek przesunął dłonią po jej ręce, a kiedy ich dłonie się spotkały, splótł ich palce i zacisnął mocno. 
— Przestań się obwiniać... Też tam byłem, teraz najważniejsze to znaleźć ją i sprawdzić, czy wszystko jest dobrze. — powiedział cicho i spojrzał na Kubę, który zakończył połączenie z policją. 
— Podjadą do klubu i sprawdza nagrania, my też tam zaczniemy. — powiedział Grabowski z poważną miną. Pomimo, że jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, w środku gotowało się w nim. — Jeśli on ją dotknie... — warknął i zacisnął mocno dłonie na kierownicy, aż jego skóra pobielała. 
— Może tylko wyszli razem i nie ma co panikować. — powiedział Krzysiek, chcąc rozładować lekko atmosferę, jednak widząc spojrzenia pozostałej trójki ucichł. 
— Jest taka opcja, ale nikła. Jeśli zaszalała tak jak wczoraj, to gościu może z nią zrobić wszystko. — powiedział i przyspieszył, zajeżdżając po chwili pod klub. 
— Ona zdawała się nie być jakoś bardzo pijana, bynajmniej jak opuszczali klub... — powiedziała Asia i spojrzała na panów. Kiedy tylko zatrzymali się, wysiedli z auta i poszli do klubu, który był już otoczony przez policję. 
— Co im nagadałeś, że tak zareagowali? — spytał zaskoczony Krzychu i rozejrzał się po okolicy. 
— Że gościu może być zagrożeniem dla jej życia i zdrowia. Chyba podziałało... — powiedział i westchnął lekko. 
— No chyba, że to nie pierwszy przypadek... — powiedział Bartek i wszyscy w milczeniu wymienili się spojrzeniami. To była możliwa wersja, ale nikt nawet nie chciał dopuścić do siebie tak masakrycznej wersji. Ruszyli do klubu, gdzie spotkali się z jednym z oficerów policji i zaczęli składać zeznania. 


 
— Wysiadaj... — powiedział Konrad otwierając drzwi od swojego samochodu, a dziewczyna wysiadła w ciszy. Byli gdzieś daleko poza miastem, nie widziała żadnych budynków, ani żywej duszy. Dziewczyna posłusznie wysiadła z samochodu i jeszcze raz się rozejrzała. — Nie masz co uciekać, nie masz co krzyczeć, bo i tak cię nikt tutaj nie znajdzie i nie usłyszy... — powiedział z cwanym uśmiechem. 
— Wiesz, że będą mnie szukać, że nie byłam sama? — powiedziała ze łzami w oczach, a jednocześnie utrzymywała z nim kontakt wzrokowy. Widziała, że facet lekko zdenerwował się. Jego oddech minimalnie przyspieszył, a nozdrza rozszerzały się bardziej. 
— Nikt cię nie pytał o to... — powiedział i popchnął ją w stronę chatki  w lesie. Dziewczyna rozglądała się dookoła i łykała łzy, by nie wybuchnąć szlochem i nie dać swojemu napastnikowi żadnej satysfakcji. 
— Czyli co teraz, przelecisz mnie i wyrzucisz? — spytała cicho, a na ustach mężczyzny pojawił się lekki, cwany, ale złowrogi uśmiech. 
— Na bank posmakujesz mojego kutasa, jak się sprawdzisz to się zostawię, a jak nie, to skończysz jak twoja poprzedniczka. — powiedział i wybuchnął śmiechem. 
— Czyli jak? — zapytała drżącym głosem, wchodząc do środka budynku. Uderzył ją dziwny, nieopisany odór, z jakim jeszcze się nie spotkała. — Mógłbyś tu przewietrzyć czasami, jeśli sprowadzasz dziewczyny do domu... — powiedziała i spojrzała na faceta z odrazą. 
— Zaraz nie będziesz taka wyszczekana, oj gwarantuję ci. — powiedział z nerwami w głosie i złapał za jej warkocze, za które szarpnął mocno, aż dziewczyna wydała z siebie krzyk. — Widzisz, już krzyczysz, za chwilę krzykniesz z przyjemności, gwarantuję ci to... — warknął i ponownie pociągnął za jej włosy, zmuszając ją, by padła przed nim na kolana. — Tylko nie próbuj żadnych sztuczek, bo będzie bolało, a szkoda żeby taka urodziwa buźka się zmarnowała... — powiedział wyciągając z kieszeni nóż. Kiedy już przed nim klęczała, podszedł do niej i spojrzał na nią. Rozpiął powoli rozporek, a po jej policzkach spadły wielkie jak groch łzy, po czym rozbiły się na drewnianej podłodze. — Nie płacz, to już ci w żaden sposób nie pomoże, a teraz głęboko do gardła... — powiedział podchodząc bliżej. 



— To wszystko jest jakieś popierdolone. Czemu zawsze każą czekać, przecież moglibyśmy im pomóc... Znamy Elen, wiemy jaka jest, niech dadzą jakiś namiar i będziemy szukać razem z nimi. — Grabowski ze złością kopnął w kosz na śmieci. 
— Przestań dewastować wyspę, to ci w niczym nie pomoże... — upomniał go Krzychu, a Kuba westchnął ciężko. 
— Gdybym wiedział, nie ściągnąłbym jej tutaj... — usiadł bokiem na fotelu pasażera i zapalił papierosa, który pozwolił mu ukoić nerwy. 
— Co mamy robić? — spytała Aśka, która sama odpaliła kolejnego już papierosa i stała w objęciach Bartka. 
— Wrócić do hotelu i czekać na informację. — odpowiedział wytatuowany chłopak zaciągając się po raz kolejny używką. 
— Proponuję pojeździć jeszcze chwilę po mieście i popatrzeć za nią. Może gdzieś się znajdzie... — zaproponował czerwonowłosy, a wszyscy popatrzyli po sobie i przytaknęli mu. Cała ekipa wsiadła do auta i jeszcze ze dwie godziny jeździli po mieście w poszukiwaniu dziewczyny.Efektów jednak brakowało. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz