Kuba obudził się, kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwi. Uniósł się i rozejrzał dookoła nie bardzo jeszcze ogarniając rzeczywistość. Potarł twarz dłońmi.
— Wybacz... Przeciąg... Nie chciałam cię obudzić. — powiedziała cicho Aśka, kiedy przemknęła koło niego, idąc w stronę kuchni.
— Nic się nie stało, która godzina? — mruknął cicho i usiadł na kanapie. Poczuł nieprzyjemny ból w plecach, po nocy nie w swoim łóżku.
— Dochodzi 9:00. Kawy? — zapytała blondynka, krzątając się po kuchni i zaczynając codzienną rutynę.
— Chętnie. Bartek już wyszedł? — spojrzał na nią i wziął głęboki wdech. Nie wiedział sam, jak powinien zacząć rozmowę i jak ująć w słowa, to co kłębiło mu się w głowie.
— Wyszedł, ja napisałam klientom, że dzisiaj mnie nie będzie. — stwierdziła i zaczęła kroić pieczywo, jednocześnie oczekując na wodę, którą już wstawiła. Nasypała do kubków kawy i usiadła przy stole, kręcąc sobie papierosa. — To... Jaki jest powód twojej nagłej wizyty? — zapytała i zmrużyła lekko oczy.
— Twoja ciąża. — nie zamierzał owijać w bawełnę.
— Elen ci powiedziała? — spodziewała się, że własnie tutaj po to był.
— Nie, jej bodyguard, z którym musiała gadać na ten temat. — przerzucił oczami na myśl o Nathanielu. — Wywiązała się mała sprzeczka w domu i padło kilka słów za dużo, ale mniejsza o to. Wiesz, że nie możesz nikomu powiedzieć o tym, że to może być moje dziecko? — zmierzył ją wzrokiem. Dziewczyna prychnęła pod nosem, a na jej ustach pojawił się uśmiech.
— Nie możesz tego, nie możesz tamtego... Tak bo przecież wyjdę na ulice i będę krzyczeć, że puściłam się z chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki, za jej zgodą i teraz najprawdopodobniej noszę jego dziecko. — sama buchnęła śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Po to się fatygowałeś? Marnie...
— Nie tylko. Wybacz, ciężko mi to przychodzi. Sam nie dowierzam w to, co się dzieje. Jednak ja muszę zachować wszelakie środki ostrożności. — z jego ust wydarło się ciche westchnięcie i podszedł do swojego plecaka. Wyciągnął z niego ciemną teczkę na dokumenty, a z niej dwie kartki.
— Co to? — spytała, chociaż nie była do końca pewna, czy chciała to wiedzieć. Niepewnie wzięła do dłoni kartki i zakryła usta, a do oczu naszły jej łzy. — Pojebało cię, za kogo ty mnie masz?!
— Nie bierz tego osobiście... Proszę. To tylko dla mojego bezpieczeństwa... W sumie dla twojego też, biorąc pod uwagę, że wiesz co robię. — Joanna pokręciła rozczarowana głową.
— Gdybym wiedziała, że tak się zachowasz, że wpadniesz na tak debilny pomysł, to w życiu nie poszłabym z wami do łóżka, serio... — zalała kawy i postawiła z impetem kubek przed nim, rozlewając nieco zawartości dookoła. Kuba odskoczył zmieszany, uważając, by się nie poparzyć.
— Proszę, to tylko papier, nic nie zmienia. Dalej jesteś dla nas tak samo ważna.
— Dla nas? Nie wypowiadaj się kutasie w imieniu Elen, błagam cię... Nie zasługujesz na nią i wiesz co? Jeśli wyjdzie, że to twoje to od razu je usunę, lepiej żebyś się nie rozmnażał, bo niedojebanie mózgowe może być dziedziczne. — złapała za długopis, leżący na szafce nad jej głową i złożyła podpisy. — Masz i wypierdalaj z mojego domu. — jej głos był zimny, przepełniony jadem. Uwłaczał jej fakt, że musiała podpisać klauzulę poufności.
— Nie usuwaj, zwariowałaś. Jeśli się okaże, że to moje nie będę walczyć o ojcostwo, wpiszesz Bartka, a ja będę się dokładać do jego rozwoju. Będę odwiedzać i robić ci przelew, ale pozostanę tylko wujkiem... — przerwała trzaskając pięścią w stół.
— Powiedziałam ci, wyjdź... — powtórzyła, a chłopak spojrzał na nią zrezygnowany. — Sama zdecyduję, co z tym fantem zrobię i jak to rozwiążę, a ty jesteś kurwa debilem, skoro nie byłeś w stanie poczekać do pierwszego USG, gdzie byliby w stanie podać mi dokładnie ile dziecko może mieć. Błagam cię, idź już... — poprosiła siląc się na spokojny ton głosu. Kuba zabrał ze sobą dokumenty i ruszył w stronę salonu, skąd zebrał swoje rzeczy i wyszedł z mieszkania, a dziewczyna rozpłakała się cicho. Miała już dosyć tego zamieszania, które zaczęło narastać wokół jej osoby. Chciała już tylko trochę spokoju, wystarczyło jej stresu związanego z tym, że musiała się przyznać przed Elen.
Nathaniel obudził się koło 8:00, ale miejsce koło niego było już puste. Usiadł na łóżku i przetarł oczy, po czym poszedł szybko do toalety. Z salonu dochodziło ciche klikanie. Ruszył w kierunku dźwięku i stanął za dziewczyną, która siedziała na kanapie po turecku, obok niej leżał zegarek z włączonym stoperem i ćwiczyła namiętnie składanie i rozkładanie broni. Miała przywdzianą pokerową twarz, więc nie mógł z niej wyczytać nic, ale domyślał się, że dziewczyna się denerwowała.
— Dzień dobry. — powiedział po chwili, wyrywając ją z transu, a dziewczyna aż podskoczyła, kiedy tylko usłyszała za sobą głos.
— Jezu... Jak facet wielkości skały, może skradać się jak kot... — dodała, kładąc dłoń na swojej klatce piersiowej, bo wręcz czuła, jak jej serce chciało wyskoczyć.
— Lata treningu. — dodał lekko rozbawiony. — Śniadanie?
— Masz zrobione na blacie. — dodała i wyszczerzyła zęby w jego kierunku.
— Bardziej to ja chciałem zrobić je tobie, ale dziękuję, to bardzo miłe. — zaśmiał się lekko pod nosem i poszedł po duży talerz, wypełniony przeróżnymi smakołykami. Usiadł przy niej i wziął się za jedzenie. — Jak ci idzie?
— Coraz lepiej, więc jeszcze mam motywację do działania. Nie jesteś zły, że poszłam do twojego auta? — zapytała prosto z mostu, obawiając się, że może dostać opierdziel za to, że sama sobie pozwoliła.
— Przestań, o co miałbym być zły. Byłbym zły, gdybyś się postrzeliła czymś, ale poblokowałem wszystkie bronie. Wyjęłaś naboje, mam nadzieję. — zmierzył ją wzrokiem, a Eleonora roześmiała się.
— Błagam cię, nie rób ze mnie przysłowiowej blondynki. — powiedziała i an dowód swoich słów, wyciągnęła z kieszeni wszystkie naboje, które znajdowały się w magazynku. — Tak, jak mnie uczyłeś, jestem dość kumata, pomimo, że nie wyglądam.
— Wiesz, że nie to miałem na myśli, prawda? Ja tylko się upewniam, czy jesteś bezpieczna. — dodał i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. — Bardzo smaczne jedzenie. — pochwalił jej kuchnię, chociaż nie był do końca świadom co jadł. — Tylko co to tak właściwie jest?
— Wiesz, że żartuję i dokładnie wiem, co chciałeś przez to powiedzieć? — roześmiała się lekko. — Pasta z boczku, nie jadłeś nigdy?
— No właśnie czegoś takiego nie jadłem. — zaśmiał się lekko. — Bardzo dobre.
— To jedyna forma boczku, jaką zjem, więc ciesze się, że przypadło ci do gustu. — powiedziała z uśmiechem i złożyła broń, po czym odstawiła ją na stolik i rozsiadła się wygodnie.
— Nie chcesz pogadać o tym co się dzieje? — zagaił temat, martwiło go i cieszyło zarazem, że była taka spokojna i opanowana.
— A co? Mam się wściekać, że poleciał do Anglii? Jest dorosły, a mi zaczyna już to wszystko koło nosa latać. Jak tak dalej pójdzie, to przeniesiemy do Krakowa.
— Krakowa? — zapytał, wymawiając nieco niezdarnie nazwę jej rodzinnego miasta.
— Tam się urodziłam i wychowałam, mam tam mieszkanie, które na mnie czekać w razie W. — zaśmiała się lekko, jednak wizja powrotu nie była dla niej najlepszą wizją.
— Musicie w końcu pogadać na spokojnie i sobie to wyjaśnić, bo ta cisza was tylko niszczy. — mruknął, chociaż nie uznawał siebie za najlepszego doradcę w sprawach sercowych. Mówił to, co podpowiadała mu intuicja.
— Wiem, jestem otwarta na normalną rozmowę, chociaż nie wiem, czy nie buchnę płaczem i czy emocje nie wezmą góry, wiesz jak to ze mną jest...
— Krucha jak szkło, wybuchowa jak dynamit, zabójcze połączenie. — zażartował i puścił jej oko. Jednak jej mina wyrażała w tym momencie więcej, niż tysiąc słów. — No co? Widziałaś kiedyś co robią granaty rozpryskowe? — zaśmiał się.
— Dobra, już starczy. — pokręciła lekko głową i wzięła paczkę papierosów, po czym wyszła na taras zapalić.
Drzwi od mieszkania otworzyły się i do środka wszedł Kuba. Jedno spojrzenie wystarczyło, by dziewczyna zauważyła, jak bardzo był podminowany. Machnął im na powitanie i zniknął w sypialni.
— Chyba coś się stało... — powiedział Nath, a Elen momentalnie podniosła się z kanapy.
— Idę do niego... — stwierdziła bez zastanowienia. — Co by się nie działo, nie wchodź tam... — powiedziała spokojnym tonem, bo nie wiedziała, jak Kuba zareaguje na próbę wyciągnięcia od niego informacji. Dziewczyna napiła się soku i ruszyła w stronę ich pokoju. Uchyliła drzwi i zajrzała do środka. Widok sprawił, że już na dzień dobry miała wrażenie, że jej serce pękło na milion kawałków. Kuba klęczał na podłodze, jego ręce wisiały bezwładnie wzdłuż jego ciała, a on sam chował twarz w pościeli. Była lekko wystraszona, ale mimo wszystko zamknęła cicho za sobą drzwi i usiadła delikatnie na łóżku, zaraz obok jego głowy. Mruknął lekko, kiedy poczuł uginający się materac. — Kuba, co się dzieje? — zapytała i delikatnie potarła jego ramię palcami.
— Nie mam na to wszystko siły, sam się już gubię... — mruknął. — Jestem chorym pojebem, który wpakował się w niezłe bagno, bo moja porywczość nie zna granic... Ja nawet... Ja nawet nie zasługuję na ciebie... — kiedy tylko pociągnął nosem, dziewczyna sama poczuła mocny ścisk w gardle i szybko przełożyła przez niego nogę. Wtulił w jej brzuch swoją głowę, a kiedy tylko poczuła mokre plamy na swojej koszulce, sama miała łzy w oczach.
— Nie mów tak... Kto jak nie ty? A nawet jeśli nie zasługujesz, to jebać to... Ja zasługuję na ciebie... Nie ważne czy rapera, czy gangstera... — wyszeptała i gładziła jego kark i wplatała palce w jego dłuższe włosy.
— Elen, to nie ma sensu, nic już nie ma sensu, rozumiesz? — łkał, a ona siedziała przerażona. Nigdy nie widziała go w takim stanie, nigdy nawet nie przeszło jej przez myśl, że może kiedyś zobaczyć jego łzy. Zawsze był panem sytuacji, zawadiaką, który brał co chciał i nie pytał o zgodę.
— Jak nie? Jesteśmy tutaj, razem... To ma największy sens... Tylko musisz zacząć rozmawiać ze mną, a nie podejmować sam decyzje... Chce brać udział w twoim życiu, chcę podejmować wspólnie wszystkie kroki... — mówiła i głaskała go, próbując uspokoić jego nerwy.
— Mordko... Kiedy mi się już nawet nie chcę żyć... Spierdalam wszystkiego, czego się dotknę, to nie jest fair... W końcu i między nami się spierdoli, bo życie mi tym razem udowodni, że chociaż raz się nie myliłem. — zawył, przepełniony bólem, ale jak każdy człowiek, tak i on potrzebował teraz oczyścić się ze wszystkiego, co przez te pół roku zbierało się w nim.
— Błagam cię, nie płacz już, bo ja zaraz też zacznę. — powiedziała i jak na zawołanie, jej policzki przecięło kilka słonych kropel.
— Nie rycz, już wystarczająco się przeze mnie napłakałaś. — wyszeptał cicho, kiedy w końcu odsunął się nieco i spojrzał w jej oczy.
— Nie umiem być obojętna na twoje cierpienie... Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego... Kocham cię Kuba, cholernie cię kocham... Moje serce się kroi, kiedy cię widzę w takim stanie, bo to zawsze ty byłeś filarem wszystkiego, a ja łkałam ci w ramię... Martwię się o ciebie i przeraża mnie to, co mówisz... — pociągnęła nosem.
— Też cię kocham, ale jest mi tak cholernie wstyd, że nie potrafię o ciebie zadbać tak, jak na to zasługujesz...
— Kuba, kto ci, do cholery, takich bzdur nagadał? Dbasz o mnie najlepiej na świecie, pomimo, że mam wrażenie, że ostatnio się mijamy. Jednak wierze, że to przejściowe, bo wierzę w nas, a wiara umiera ostatnia... Dopóki ją mam w sobie... — nie była w stanie dokończyć, kiedy szloch wyrwał się z jej gardła.
— Już, ciii... — szepnął i wtulił się w nią mocno, a ona w niego. Siedzieli, tuląc się nawzajem i szlochając w swoje ramiona, dawali upust wszystkim stresom, emocjom i żalom.
— Kocham cię Grabowski... — wyszeptała, kiedy w końcu się uspokoiła.
— Ja ciebie jeszcze bardziej... Tylko nie mów nikomu, że płakałem, bo stracę renomę na dzielni... — popatrzyli sobie w oczy, po czym oboje wybuchnęli śmiechem. Patrząc z boku, można było stwierdzić, że przydałyby się białe kaftany, wiązane na plecach... Jednak w tym szaleństwie była metoda, odnajdywali siebie nawzajem, znów, na nowo. Gdzieś w mroku pojawiało się światło, byli jeszcze bliżej siebie, niż kiedykolwiek, a już niedługo, miało nadejść rozwiązanie ich wszystkich problemów.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...