XC

133 24 17
                                    

— Dokąd się wybierasz? — usłyszała za sobą głos Kuby, kiedy niepostrzeżenie zamierzała wymknąć się z domu, żeby skoczyć do apteki. 
—Do sklepu, na chwilę tylko. — powiedziała spuszczając nieco głowę i czekając na kolejne słowa Kuby. Wiedziała, że nie było szans, żeby puścił ją samą. Poprawiła czapkę na głowie i spojrzała przez ramię na wytatuowanego chłopaka. 
— Pójdę z tobą. — powiedział spokojnym tonem i zaczął zakładać bluzę. 
— Nie. Chcę iść sama. —jęknęła żałośnie. Nie pamiętała już, kiedy była gdziekolwiek bez obstawy, a nie miała najmniejszej ochoty, by raper przedwcześnie nakręcał się, że zostanie ojcem. Potrzebowała tylko szybko zgarnąć test z apteki i wrócić do domu. 
— Dziewczyno, na litość boską, wiesz jak jest... — rozłożył ręce i popatrzył na nią z niedowierzaniem. Jej zachowanie było lekkomyślne, szczególnie, że nikt jeszcze się nie dowiedział, dlaczego Hiszpanie próbowali położyć na niej łapy. 
— Ale ja naprawdę potrzebuję podejść sama do sklepu... — jęknęła cicho, a na jej twarz malował się wstyd i zażenowanie, które szybko przykuły uwagę Kuby. 
— Coś się dzieje, jesteś nieswoja i odkąd wyszłaś wczoraj z toalety, to jakbyś przeniosła się do równoległego świata. Jesteś, ale cię nie ma, nieobecna. — powiedział, a Elen odchyliła lekko do tyłu głowę. Irytowało ją to, że nie mogła wyjść do sklepu jak zwykły, normalny człowiek. Wiedziała, że związanie się z Kubą odbierze jej nieco prywatności, ale nie sądziła kiedykolwiek, że stanie się aż tak uwiązana. 
— Mogę wziąć Nathaniela? — zapytała, zaciskając dłonie w pięści. Wiedziała, że narazi się Que, że będzie mu przykro, ale myśl, że mógłby się nakręcić, że zostanie ojcem, a potem ona powiedziałaby mu, że jednak nie, zdawała się być dużo gorsza. Spojrzał na nią, zbity z tropu i przyglądał się jej jeszcze dobrą chwilę, jakby szukając na jej twarzy odpowiedzi na nurtujące go pytania. 
— Możesz. — powiedział obojętnym i dość zrezygnowanym tonem. Odszedł do salonu i usiadł w fotelu włączając telewizję. Spojrzała na niego i serce jej się kroiło z żalu. Poszła korytarzem pod drzwi do pokoju Natha. Zapukała, przebierając z nogi na nogę, bo gdyby nie cała szopka, na pewno byłaby już z powrotem. 
— Proszę. — usłyszała zza drzwi, więc nie zastanawiając się, popchnęła je. — Co tam dziecino? — zapytał bodyguard, robiąc na podłodze kolejną serię pompek.  Zawiesiła na chwilę wzrok na jego pracujących mięśniach, jednak szybko przywołała się do porządku. 
— Chcę iść do sklepu, ale nie chcę, żeby Kuba ze mną szedł, a on się upiera, żebym nie szła sama. Zostałeś mi ty, jako ostatnia deska ratunku. — dodała szybko, ocierając rękawem twarz. Nie czuła się najlepiej, a powodów mogło być kilka. Ciąża, stres, wczorajsze picie... Kiedy tylko przeszło jej to przez myśl, aż się otrzepała, kiedy nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało. Cholernie bała się tego, co może przynieść kilkanaście najbliższych minut. Nie był to odpowiedni czas na dziecko. 
— Jasne, nie ma sprawy. Pójdę z tobą. — powiedział z uśmiechem i wstał z podłogi. Założył na siebie koszulkę i schował w spodnie broń. 
— To konieczne? — spojrzała znacząco na pistolet. 
— Wolę mieć, niż nie mieć. Tak czuję się pewniej. — puścił jej oczko, a ona tylko westchnęła ciężko. — Po prostu chodźmy już, bo przez ten cyrk to zdążyłabym tam już iść i wrócić. — powiedziała i wyszła z jego pokoju, a bodyguard ruszył za nią jak cień. — Wychodzimy, zaraz wrócimy. — poinformowała Kubę, ale nawet nie wysilił się, by spojrzeć w jej kierunku. Burknął coś tylko pod nosem. Wyszła z domu i ruszyła w stronę apteki. 
— Sklep nie jest w drugą stronę? — zauważył Nathaniel, ale ona tylko spiorunowała go wzrokiem. Skarciła się w myślach za swoje zachowanie, bo przecież mężczyzna nie był niczemu winien, nie powinno mu się obrywać za to, że pozwoliła sobie na brak zabezpieczenia podczas seksu. 
— Przepraszam. — powiedziała i wzięła głęboki oddech. — Muszę iść do apteki, dlatego nie chciałam brać ze sobą Kuby, mógłby zacząć panikować, albo coś... — wzruszyła lekko ramionami. 
— Dziecino, wszystko okej? — zapytał zatroskany. Sam zauważał dziwne zachowanie dziewczyny, w którym trwała od ponad 24 godzin. — Martwię się o ciebie. 
— Wiem, nie tylko ty... Powiem ci, ale jeśli powiesz cokolwiek Kubie, to własnoręcznie cię uduszę... — zerknęła na ochroniarza, który patrzył na nią wyczekującym wzrokiem. Wzięła głęboki wdech, bo nie wiedziała, jak ma to powiedzieć. Słowa grzęzły jej w gardle. — Okres mi się spóźnia ponad tydzień... — powiedziała cicho i spuściła głowę. — A jak sam wiesz, to nie jest najlepszy czas na dziecko. — dodała szybko i zacisnęła na chwilę powieki. Miała już w głowie milion myśli. Zastanawiała się, co by było, gdyby Hiszpanie dowiedzieli się o tym, że jest brzemienna? Czy zaatakowaliby znowu? Czy chcieliby zranić Kubę, przez zabicie dziecka, żeby finalnie dostać się do Wayana? To wszystko wywoływało strach i niechęć. 
— Przecież jeśli jesteś w ciąży, to wspaniała wiadomość i powinnaś się cieszyć. — na ustach chłopaka malowała się duma i szczęście. 
— Chyba tylko ja tu myślę trzeźwo. — mruknęła cicho. — Nie chcę być teraz w ciąży i jeśli się okaże, że jestem to... Chyba usunę. Tylko nie piśnij słowa Grabowskiemu, błagam cię. Ja już raz z nim byłam w ciąży i skończyło się, jak się skończyło. Nawet nie było mi dane... — urwała, kiedy po jej twarzy spadły łzy. Nie musiała prosić, ani długo czekać, jak mężczyzna zgarnął ją ramieniem i przytulił do siebie. 
— Po prostu sprawdź, potem będziemy się martwić co dalej. Teraz nie panikuj, bo nic ci to nie da. — powiedział i podszedł z nią do apteki. Otworzył jej drzwi i rozejrzał się, czy nikt za nimi nie szedł. Stanął za dziewczyną w kolejce i pozwolił jej zrobić zakupy. — Wszystko? — zapytał, kiedy wróciła z niedużą reklamówką. 
— Wszystko, teraz możemy iść do sklepu kupić cokolwiek. W sumie to mam ochotę na jakiegoś loda i ciastka. — pokręciła głową, kiedy dotarło do niej po chwili, że mogły to być pierwsze zachciewajki. 
— Nie ma sprawy, chodź. — wysunął jej ramię, przez które przełożyła rękę. — Dobrze się czujesz? Jesteś blada, jak ściana. — zapytał, martwiąc się o dziewczynę. 
— Nie jest najlepiej, ale daję radę. 
— Serce mi się kraja, jak cię widzę taką podminowaną. Uśmiechnij się, chociaż krótki sportowy... — powiedział i szturchnął ją lekko. Dziewczyna spełniła jego prośbę i kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu. — Tak od razu lepiej. Popchnął drzwi od sklepu spożywczego i przepuścił ją przodem. Elen weszła i rozejrzała się po pełnych półkach. Złapała za koszyk i zaczęła wybierać soki, chrupki, ciastka i na koniec podeszła po lody. — Chcesz coś? 
— Możesz mi wziąć też jakiegoś rożka. — powiedział z uśmiechem. Dziewczyna podeszła do lady i wzięła jeszcze kilka paczek papierosów i flaszkę wina. Spakowała zakupy do torby, zapłaciła i spojrzała na Nathaniela, który piorunował ją wzrokiem. 
— Odpuść tatusiowanie mi teraz... — pogroziła mu palcem, nim zdążył cokolwiek powiedzieć. Zabrał jej z ręki reklamówki. — Dam sobie radę... 
— Wiem, nie neguję tego, po prostu czuję się jak idiota, kiedy ty nosisz zakupy, a ja idę z pustymi rękoma. Daj się człowiekowi wykazać. — przełożył torby do jednej ręki i podał jej rożka. — Bądź tak miła i mi otwórz. — zaśmiał się lekko, a dziewczyna otworzyła mu i podała loda, po czym zrobiła to samo ze swoim. Kiedy zjadła, odpaliła papierosa, pomimo, że czuła na sobie spojrzenie Nathaniela. Odwróciła wzrok, wypuszczając w powietrze kolejne kłęby dymu. Doszli do mieszkania w milczeniu. 
— Dzięki, że ze mną poszedłeś, ja idę zrobić to, co muszę. — powiedziała cichym tonem i niemal podskoczyła, kiedy z sypialni wyszedł Kuba, otwierając drzwi z takim impetem, że odbiły się od ściany. — Boże, kurwa, zawał serca... To obora?! — zwróciła się do pana domu i wzięła z zakupów małą reklamówkę, z którą udała się do sypialni, a tam do łazienki. — Grabowski!! Chociaż byś popsikał! — wydarła się z kibla i użyła za niego odświeżacza powietrza. Normalnie nie doczepiłaby się o to, jednak fakt, jak bardzo była poddenerwowana, działał na jego niekorzyść. Usiadła na toalecie i wyciągnęła trzy różne testy. Przeczytała uważnie ulotkę każdego z nich, studiując krok po kroku, co miała z tym zrobić. 


— Zakupy się udały? — zapytał Kuba, kiedy Nathaniel zasiadł koło niego na kanapie. 
— Mnie się pytasz? Ja tam jak małe dziecko, dostałem lodzika w nagrodę, że byłem grzeczny. — roześmiał się lekko, po czym wybuchnął śmiechem, kiedy doszedł do tego jak dwuznacznie to zabrzmiało. — Tylko nie dogaduj sobie, to był rożek o smaku toffi. — powiedział, kiedy zobaczył lekkie zmieszanie na twarzy Kuby, który po chwili sam się roześmiał. 
— Powiedziała ci może, czemu się tak zachowuje? — zapytał z lekka nadzieją w głosie, bo odchodził od zmysłów, kiedy jego myśli gnały w nieznane w poszukiwaniu odpowiedzi, na nurtujące go pytania. 
— Niestety nie, ale próbowałem pociągnąć ten temat. — kłamstwo trudno przeszło mu przez gardło. Nie lubił oszukiwać ludzi, którzy byli dla niego ważni. Spojrzał w telewizor, a Kuba podał mu pilota. 
— Włącz sobie po angielsku coś, żebyś rozumiał. — uśmiechnął się i wstał. Zaczął szukać w swoich spodniach telefonu, jednak każda kieszeń okazała się być pusta. — Chyba zostawiłem telefon, a chciałem ci pokazać jakie zajebiste auto znalazłem... — mruknął niepocieszony i ruszył do sypialni. 
— To siedź, pokażesz mi później... — próbował jeszcze uratować sytuację, ale nie zatrzymało to Kuby w dążeniu do celu, jakim była łazienka. — Armagedon... — szepnął pod nosem i zrobił głośniej telewizor, chcąc zagłuszyć ewentualne krzyki i wrzaski. Kuba podszedł do łazienki i bez pukania chwycił za klamkę. Pociągnął za drzwi, a widok Elen, która rozkraczona wykonywała ostatni test zwalił go z nóg. 
— Wyjdź! — krzyknęła na niego, a jej serce zaczęło łomotać z prędkością światła. Skończyła test i odłożyła go do pozostałych. Podciągnęła majtki i spuściła wodę, po czym opuściła klapę i usiadła na niej. — Ja pierdolę... Ja pierdolę... — powtarzała cicho, bo to miało się nie wydać. Dlaczego zawsze musiała popełnić jakiś błąd? Głupie przyzwyczajenie z nie zamykaniem zamków w toalecie, sprawiło, że chłopak bez problemu dostał się do środka. Była tak przejęta, że nawet nie zauważyła, że na półce leżał jego telefon. Grabowski zrobił kilka okrążeń po pokoju, uspokajając galopujące myśli. W końcu odważył się i podszedł pod drzwi, pukając w nie lekko. — Proszę... — powiedziała zrezygnowana, bo skoro widział testy, musiała się już przyznać. 
— Czy ty...? — zaczął pokornym tonem, zerkając w jej niebieskie oczy. 
— Nie wiem, sprawdzam. Okres mi się spóźnia od tygodnia. — powiedziała cicho i przymknęła oczy, odchylając do tyłu głowę i opierając ją o zimne płytki. 
— Dlaczego mi nie powiedziałaś, maleńka... — podszedł i złapał ją za policzki, dociągając do siebie. Wtuliła twarz w jego brzuch i przymknęła oczy. 
— Nie chciałam cię rozczarować... — wyszeptała cicho. 
— Nie zależnie od wyniku, nie rozczarujesz mnie, przestań... Głuptasie... — jego ton stał się bardzo spokojny, gładził jej włosy i starał się zrobić wszystko, by ją uspokoić. 
— Zrobiło się już? — zapytała, nie mając odwagi spojrzeć na testy. 
— Skąd mam wiedzieć? — zaśmiał się lekko z własnej niewiedzy. Sięgnął po trzy plastikowe patyczki i popatrzył an nie uważnie. — Jedna kreska, jedna kreska i jedna kreska... W sumie trzy, trojaczki? — dziewczyna wybuchnęła śmiechem, a kamień spadł jej z serca. 
— Nie, to znaczy, że zero... Nie jestem w ciąży... 
— I co? Zjadłem cię za to? — zapytał i zaśmiał się lekko. Wstała i wtuliła się w niego, a on wyrzucił testy do kosza. — Jeśli chcesz umówię ci wizytę do lekarza, sprawdzisz, czy wszystko jest okej. 
— Możliwe, że to od stresu. — pokiwała głową na boki. 
— Nie ważne od czego, najważniejsze, żebyś była zdrowa, tak? Kocham cię mała. — wpił się czule w jej usta i przez dobrą chwilę nie oderwali się od siebie. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz