— Wszystko dobrze? — spytał, kiedy dziewczyna od kilku minut siedziała bez słowa, zapatrzona w okno.
— Tak, jasne. — zaśmiała się lekko. — Podziwiałam widoki. — wytłumaczyła się, ale jak to mawiają: tylko winni się tłumaczą. Nic nie było dobrze, nie wiedziała, jak sobie poradzi w normalnym życiu, chociaż czym była normalność, kiedy przez dwa tygodnie jej świat był wywrócony do góry nogami. Spojrzała na chłopaka, pokiwał tylko głową, dobrze wiedział, jaka była prawda. Czytał ją jak ulubioną książkę, choćby nie wiadomo jak bardzo starała się ukryć, co się w niej działo i nie uzewnętrzniać swoich emocji, on wiedział. Kilka minut później pilot ogłosił, że są już nad Europą, zostały niecałe dwie godziny lotu.
— Mam coś dla ciebie. — Kuba przerwał ciszę i sięgnął po swój plecak.
— Dla mnie? — spytała zaskoczona, bo nie oczekiwała od niego niczego. Wystarczy, że zafundował jej piękną podróż i jeszcze lepsze wspomnienia.
— Tak, w końcu miałaś urodziny, prawda? Należy ci się prezent. — zaśmiał się lekko i wyciągnął niewielkie pudełeczko.
— Ale ty mi już dałeś taki prezent, którego nic nie pobije. — powiedziała spoglądając na chłopaka.
— Skończ, nim się rozkręcisz... Daj rękę. — powiedział, a dziewczyna wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Kuba obrócił jej dłoń i zapiął na niej bardzo delikatną złotą bransoletkę ze znakiem nieskończoności i grawerem "Stay strong", a na końcu łańcuszka, którym można było dostosować wielkość bransoletki, znajdowało się niewielkie, złote serduszko.
— Jest piękna... — szepnęła spoglądając na nią.
— Tak jak i ty. Pokazałaś na wyspie swoją siłę i nigdy nie zapominaj, jak potężna jesteś. — dodał i ucałował jej dłoń. Do oczu napłynęły jej łzy.
— Wcale nie jestem tak silna, jak myślisz... — roześmiała się lekko, ocierając łzy, których nie była w stanie pohamować. Mały gest obalił wszystkie mury, jakimi zdążyła otoczyć swoje emocje.
— Maleńka, spokojnie... — spojrzał nieco zaskoczony jej reakcją. Wstał i ukucnął przy niej, a dziewczyna objęła go mocno rękoma, wtulając się w niego.
— Zawróć samolot, ja nie chcę wracać... — wyszeptała cicho i wybuchnęła szlochem. Gładził spokojnie jej włosy i całował czubek jej głowy, co jakiś czas.
— Musisz wrócić dziecino... To jeszcze nie czas na takie decyzje, tak? Szczególnie, że mówisz tak, kiedy jesteś zapłakana i sterują tobą naprawdę silne emocje. — powiedział spokojnym i opanowanym tonem, ale jego serce zabiło mocniej na jej słowa.
— Musisz mieć zawsze racje... — wyszeptała nim wybuchnęła kolejnym napadem płaczu.
— No już, nie rycz... Zostało nam niewiele czasu, a nie wiem, kiedy znowu się zobaczymy. Postaram się zajrzeć do ciebie najszybciej jak się da, ale muszę zająć się teraz pracą, bo mam kilka zobowiązań. Poradzisz sobie, wiem to... — powiedział cicho i wtulił ją w siebie mocniej. Jej dłonie zacisnęły się na jego koszuli, na której malowała się już spora, mokra plama od pochłanianych łez. — Bądź silna Elen, dla mnie... — splótł ich dłonie i wpił się w jej usta czule. Całował ją namiętnie, ocierając kciukami mokre policzki. — Laska, jesteś tak słona, że kuchnia Maciejki może się schować. — oboje zaśmiali się, kiedy Grabowski zażartował dla rozluźnienia sytuacji. — Nie wylewaj łez, nie warto teraz płakać. Wiem, że postawiłem cię przed cholernie trudnym wyborem, ale poradzisz sobie, tak? — pokiwała mu tylko głową w odpowiedzi. Wtulił ją w siebie mocno i wspólnie usiedli na podłodze, wyłożonej miękkim dywanem. Nie odzywali się, nie musieli, w ostatnich chwilach liczyła się tylko bliskość. Z zadumy wyrwał ich dźwięk z prośbą o zapięcie pasów. Kuba uniósł głowę i spojrzał na migający znaczek nad ich głowami. — Lądujemy, musimy usiąść i zapiąć pasy. — powiedział cicho i wstał, po czym zgarnął ją na ręce i posadził na fotelu, zapinając jej pas, sam usiadł obok i wtulił ją w siebie mocno.
— Będziesz tęsknić? — spytała cicho, a on zaśmiał się lekko pod nosem, unosząc prawy kącik ust do góry.
— Najmocniej na świecie... — powiedział cichym tonem, a dziewczyna zaśmiała się lekko. Dalej miała przeszklone oczy i pociągała co jakiś czas nosem. — Liczę, że ty raz na jakiś czas też sobie o mnie przypomnisz i zatęsknisz.
— Najmocniej na świecie. — odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Zabujało samolotem, kiedy dotknął ziemi, a lotnisko na krakowskich Balicach, przemknęło za oknem, kiedy zwalniali. Podjechali pod hangar z boku lotniska. Stewardessy otworzyły drzwi, a obsługa lotniska wyciągnęła bagaż dziewczyny. — Nie chcę... — szepnęła jeszcze raz cicho pod nosem. Gdyby leciała normalnym samolotem dopiero za godzinę lądowałaby tutaj, więc miała jeszcze czas, żeby ogarnąć się przed przyjazdem Marcina. Rozpięła pas i wstała, a Kuba poszedł za nią, odprowadzając ją do wyjścia.
— Zobaczymy się niedługo, obiecuję. — powiedział i przytulił ją mocno do siebie. Wpił się czule w jej usta po raz ostatni. — Leć, jak dolecę to dam ci znać. — powiedział i pogładził jej policzek. Dziewczyna wyszła na płytę lotniska i spojrzała na zamykające się drzwi samolotu.
— Proszę za mną. — powiedział mężczyzna z obsługi.
— Możemy poczekać, aż wystartują, proszę... — spojrzała błagalnym, zapłakanym wzrokiem na mężczyznę, który wziął głęboki oddech.
— No dobrze, ale musimy przejść tam, bo tutaj zakazuje się stania. — powiedział do niej, a dziewczyna chyba z dziesięć razy podziękowała mu. Obserwowała uważnie samolot, kiedy kołował przy pasie, a kiedy dostali zielone światło, po chwili wzbili się znów w powietrze. Jej serce pękało, nie sądziła, że będzie jej tak ciężko, a było jeszcze ciężej. — Musimy iść. — powiedział pracownik i otworzył przed nią szklane drzwi, wpuszczając ją do środka. W kilka minut przeszła odprawę paszportową, bo w strefie VIP nie było nikogo. Weszła do otwartego kiosku i kupiła sobie wodę i kilka paczek papierosów. Zahaczyła jeszcze o toaletę, gdzie nawilżonymi chusteczkami zmyła z siebie resztki makijażu i wyszła przed budynek. Chłodne powietrze sprawiło, że na jej ciele pokazała się gęsia skórka.
— Ja pierdolę, zimniej się nie dało. — burknęła pod nosem i wyciągnęła z walizki jeansy. Było jej tak wszystko jedno, że nie miała nawet problemu, by wsunąć je na środku przejścia, gdzie przy jednym z kwietników zrobiła sobie bazę wypadową. Naciągnęła na siebie bluzę i odpaliła w końcu upragnionego papierosa. Teraz dopiero wyglądała głupio, ale jakoś zupełnie o to nie dbała. Zobojętnienie było ochroną przed smutkiem i tęsknotą. Odpaliła kolejnego papierosa, nie mogąc się napalić poprzednim, wodziła beznamiętnie wzrokiem za każdym samochodem. Wyczekując czarnego Mercedesa Marcina.
Samolot ponownie dotknął ziemi. Żołądek Grabowskiego podskoczył kilka razy, nienawidził startów i lądowań, pomimo tego, że pokonał strach przed lataniem. Spojrzał w telefon, gdzie miał wiadomości od chłopaków. Odpisał każdemu, że wszystko dobrze i jest już w Warszawie. Po przejściu przez odprawę paszportową, udał się na parking, gdzie przez dwa tygodnie stało jego lamborghini i czekało na niego. Uiścił opłaty i wsiadł do auta, przez chwilę zapatrzył się na lotnisko, wracając myślami do zapłakanej dziewczyny. Chwycił za telefon, jednak nie napisał do niej. Westchnął cicho i wiedział jedno, nie zamierzał wrócić dzisiaj do swojego mieszkania. Odpalił auto i przygazował je, by zastały silnik wrócił do życia. Wycofał i przejeżdżając przez bramkę opuścił teren lotniska. Pędził ulicami wprost do swojego rodzinnego Ciechanowa. Po godzinie zaparkował auto przy Płońskiej 6. Wziął swoje walizki i wszedł na górę, gdzie zapukał do drzwi.
— Kogo niesie o tej porze... — usłyszał stłumiony głos swojej matki. Jednak kiedy tylko otworzyła drzwi, na jej twarzy pojawiła się czysta radość na sam widok ukochanego syna. — Synku, co ty tutaj robisz?! — powiedziała i przytuliła mocno chłopaka, który wtulił się w kobietę.
— Przenocujesz mnie dzisiaj? — spytał cicho.
— Jesteś taki stary, a zadajesz takie głupie pytania, że gdybym cię tak mocno nie kochała, to właśnie dostałbyś w łeb. Oczywiście, twój pokój czeka, jak zawsze. — powiedziała spokojnym tonem. — Ale opowiesz mi, co się stało, bo widzę, że coś jest nie tak. — stwierdziła odsuwając go od siebie na długość ramion.
— Jestem złym człowiekiem mamo, to się stało. — powiedział, a jego oczy lekko się zaszkliły.
— Kuba, coś ty znów nawyczyniał? Nie ma złych ludzi, a tobie to już najdalej do bycia złym. Są tylko ludzie, którzy pomylili ścieżki... — powiedziała i wpuściła go do środka. — Zanieś rzeczy do pokoju, a ja zrobię herbatę i ukroję serniczka. Chyba, że chcesz obiad? — spytała go, a chłopak uśmiechnął się lekko.
— Chętnie zjem obiad i popchnę serniczkiem. — zaśmiał się niemal przez łzy, a kobiecie o mało nie pękło serce. Pokiwała głową i z uśmiechem na ustach udała się do kuchni, gdzie nałożyła mu solidną porcję i podgrzała. Po chwili postawiła talerz przed chłopakiem i podała mu widelec.
— Smacznego.
— Dziękuję. — powiedział i wziął się za jedzenie. Był cholernie głodny, zaczęło to do niego docierać, kiedy emocje nieco opadły, a wygłodzony organizm, głośnym burczeniem brzucha domagał się kalorii. Zmiótł wszystko z talerza w kilka minut.
— Chyba byłeś serio głodny. — zaśmiała się lekko i ukroiła im po dużym kawałku sernika i postawiła dwa kubki z herbatą. — Opowiadaj co się stało? — spytała spoglądając z troską w oczy syna.
— Wiesz, mówiłem ci, ze lecimy na Bali i robimy firmowe wakacje... No to dzisiaj wróciłem stamtąd, ale zrobiłem coś, do czego ci się nie przyznałem... Podstępem zwabiłem tam Elen. — powiedział, a kobieta rozszerzyła lekko oczy będąc nieco zaskoczona. — Przyleciała do nas po kilku dniach od naszego przylotu i przeszła tam piekło... Przeze mnie...
— Kubo Grabowski, proszę o konkrety. — powiedziała spoglądając zaniepokojona na chłopaka.
— Jakiś typ ją porwał i zgwałcił... Dopadłem typa i zemściłem się na nim... Ale ja zaciągnąłem ją do łóżka, zdradziła ze mną swojego narzeczonego, ale ja ją tak cholernie kocham, że nie umiałem się powstrzymać... — powiedział niemal na jednym wdechu, a kobieta spojrzała na niego w milczeniu. — Mamo, powiedz coś, opierdol mnie, wydziedzicz, cokolwiek... — powiedział cicho.
— Kubuś... Na wydziedziczenie, to trzeba sobie zasłużyć. Bardzo dobrze, że dałeś gościowi popalić, choć nie do końca powinnam to popierać, bo jak wiadomo przemoc rodzi przemoc. Wybacz, przyjechałeś do matki, to zamierzam ci dzisiaj pomatkować. Opierdalać też cię nie będę, bo sama widzę, jak to przeżywasz, to chyba dla ciebie najlepsza kara. Jednocześnie, po jakiejś części cieszy mnie to, co usłyszałam.
— Co? — spytał niemal oburzony. Nie rozumiał, co kobieta miała na myśli. — Jak to?
— Widziałam, że dalej nie jesteś jej obojętny, a ona nie promienieje tak przy tym swoim narzeczonym, jak promieniała przy tobie. Może nie mieszkałam u niej za długo, ale to zdążyło mi się rzucić w oczy. Nie mogę pochwalić twojego zachowania, bo zachowałeś się jak ostatni dupek... Ale uczucia chyba nie da się oszukać. Pytanie brzmi tylko, co dalej? — spytała spokojnym tonem i wzięła do ust kawałek sernika, popijając go ciepłą herbatą.
— Nie mam pojęcia... Pragnę jej każdą komórką ciała, jest dla mnie jak jakiś narkotyk, ciągle mi jej mało, a jednocześnie nie czuję się jej godny. Nie mogę na siebie patrzeć...— pokręcił głową na boki.
— Dam ci teraz najlepszą możliwą radę. Wykąp się, wskocz pod kołdrę i wyśpij się porządnie, bo jak jesteś znerwicowany, to takie myślenie wpakuje cię w głębszy dołek. Na bank przywróciłeś jej wspomnienia, jak było kiedyś, ale nie możesz od niej oczekiwać, że od tak zakończy trzyletni związek, bo tak naprawdę żadne z nas nie wie ile ona żywi do niego uczuć. Do spania chłopaku. — pokiwała lekko głową, a Kuba przytaknął jej. Po skończonym posiłku zebrał się i wziął szybki prysznic, po czym poszedł do łóżka, gdzie niemal natychmiast zasnął zmęczony. Elżbieta zajrzała jeszcze do niego, nim sama poszła spać. Poprawiła mu kołdrę i westchnęła lekko, zastanawiając się, czy chłopak w końcu odnajdzie szczęście na jakie zasługuje. Uśmiechnęła się lekko, kiedy Grabowski wymamrotał coś przez sen i sama poszła się położyć, ale sen nie nadszedł dla niej za szybko. Jej dziecko miało problem, a problem dziecka, to zawsze swego rodzaju szpilka dla rodzica. W końcu każda matka, gdyby mogła uchyliłaby swojemu dziecku nieba, by mogło być w pełni szczęśliwe i zadowolone ze swojego życia.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...