Walenie do drzwi wyrwało dziewczynę ze snu. Usiadła na łóżku i potarła obolałą rękę. Ktoś próbował otworzyć drzwi, które zaparły się na komodzie.
— Czego?! — zapytała i potarła oczy.
— Pan Wayan oczekuje z kolacją na górze... — powiedział jeden z ochroniarzy, na co dziewczyna przerzuciła oczami. — Prosi, by ubrała pani to. — mężczyzna wsunął przez szparę rękę, w której trzymał wieszak wraz z pokrowcem.
— Co za burak... — prychnęła pod nosem. — Zaraz przyjdę. — powiedziała i zabrała przygotowane ubranie. Rozpięła pokrowiec, a jej oczom ukazała się obcisła kiecka, w kolorze kobaltowego błękitu. — Ale serio? — westchnęła do samej siebie. Uwielbiała ten kolor, a facet niszczył jej to koncertowo. Jednak musiała mu przyznać, że pomimo wszystko, facet miał gust. Ubrała sukienkę i zajrzała do jednej z szuflad w toaletce, która była wypełniona po brzegi luksusowymi kosmetykami, najlepszych marek. — Boss kartelu, hobbistycznie prowadzący drogerię? — prychnęła pod nosem i wzięła jeden w podkładów, sprawdzając, czy będzie pasował do jej cery. Musiała nieco ukryć wory pod oczami, które pomimo snu nie zniknęły. Za dużo przelanych łez, stresu i niewyspania. Mruknęła niezadowolona pod nosem. Zrobiła jeszcze kreski i wytuszowała rzęsy, nie mając nawet na to nastroju, ale głupio było ubrać przepiękną sukienkę i iść nieumalowaną. Zganiła siebie w myślach, ale chciała wszystko ugrać na spokojnie. Dać czas Kubie na załatwienie spraw Wayana i nie robić zbytnich problemów. Przynajmniej tak jej się wydawało, że było to dobrym pomysłem.
— Jesteś... Wyglądasz... Przepięknie, Kwiatuszku. — powiedział mężczyzna unosząc się z krzesła i podszedł na drugi koniec stołu, żeby odsunąć jej krzesło.
— Dziękuję... — mruknęła od niechcenia i nie czekając nawet jak jej towarzysz usiądzie, wzięła się za jedzenie, którego jej żołądek zaczął się domagać już zaraz po wstaniu.
— Cieszę się, że apetyt ci dopisuje. — zaśmiał się pod nosem, a dziewczyna uniosła wzrok, spoglądając na niego i przełknęła kęs kurczaka.
— Nie jedz ze 24 godziny, to pogadamy. — odpowiedziała mu nieco kąśliwie i wróciła do posiłku.
— Trzeba było mówić, mój kucharz na pewno szybko, coś by ci przygotował. — stwierdził upijając kilka łyków wina. Patrzył się na nią, jak dzikie zwierze, wpatrujące się w ofiarę. Jednak nie bała się zbytnio, bo gdyby chciał ją skrzywdzić, na bank już by to zrobił. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po jej plecach, na samą myśl, że mogła się mylić.
— Dziękuję, kolacja była pyszna, mogę już iść? — zapytała spokojnym tonem.
— Nie tak szybko... Liczę, że uraczysz mnie tańcem. — powiedział, a dziewczyna przerzuciła oczami. — Niegrzecznie tak robić...
— Zupełnie jakbym słyszała Kubę. — powiedziała, a z twarzy Wayana szybko wyczytała, że porównywanie go, do jej partnera, bardzo go zezłościło. Postarał się opanować, najszybciej, jak było to możliwe. Podniósł się z krzesełka i poprawił klapy od marynarki.
— Zapraszam. — wyciągnął w jej kierunku dłoń, a ona w jego swój palec, stopując go. Dorwała się do kieliszka z winem i opróżniła go niemal duszkiem. Kiedy mężczyzna drgnął, znów go zastopowała i nalała sobie kolejny kieliszek, również szybko go przechylając. — Możesz wziąć sobie później całą butelkę, jak ci tak smakuje... Mamy go sporo, a teraz chodź. — warknął w jej kierunku i złapał za jej nadgarstek, pociągając ją za siebie. — Walc?
— Jak sobie pan życzy. Ja mam dwie lewe nogi, więc co byś nie wybrał, skończy się bolesnymi nadepnięciami. — streściła swój antytalent w pigułce.
— Chcesz się założyć, że nawet raz mnie nie nadepniesz? — mruknął kładąc jej dłoń na swoim ramieniu. Jego spoczęła na jej plecach, a wolne dłonie złapały się. — Nie każdy musi umieć tańczyć, ale jak masz dobrego partnera, to poprowadzi cię, nieważne co. — wytłumaczył jej i kiedy popłynęła muzyka, zaczął z nią tańczyć i rzeczywiście, prowadził ją pewnie, nie pozwalając jej na to, by stratowała mu stopy, na co w duchu liczyła. — Widzisz, potrafisz tańczyć. — powiedział, kiedy po tańcu ukłonił się przed nią i podprowadził ją do stołu. — Chcesz sobie zabrać jakieś jedzenie do kajuty? — zapytał i potarł dłonią jej policzek, a dziewczyna zadrżała.
— Wezmę kilka owoców, dziękuję. — powiedziała cicho i wzięła co chciała. — Czy mogę już iść? — wyszeptała niemal ze łzami w oczach. Gdyby nie drugie oblicze Wayan byłby naprawdę fajnym facetem, ale nie potrafiła mu wybaczyć tego, że postrzelił Kubę. Jak mógł być tak miły, skoro godzinę temu rozciął nożem jej rękę...?
— Możesz. — westchnął cicho i zasiadł do stołu, gdzie dolał sobie wina i jeszcze przez chwilę mierzył ją wzrokiem. Skinęła tylko głową i ruszyła pośpiesznie w stronę swojej kajuty, gdzie odłożyła owoce i ponownie przepchnęła pod drzwi komodę. Pośpiesznie zaczęła z siebie ściągać sukienkę, szamocząc się z zamkiem. Jej oczy napełniały się łzami, miała wrażenie, że skóra w miejscach, gdzie jej dotykał paliła ją i swędziała jednoczenie. Sapnęła, kiedy w końcu uporała się z zamkiem i mogła z siebie zrzucić sukienkę, a potem bieliznę. Poszła pod prysznic, gdzie pozwoliła, by woda, mocnym strumieniem, spływała po jej ciele. Sięgnęła po gąbkę i nalała na nią żelu, po czym zaczęła trzeć swoje ciało. Robiła to na tyle mocno, że jej skóra zaczęła się czerwienić od silnych potarć. Zrezygnowana ukucnęła i objęła swoje kolana, gotowa wybuchnąć szlochem. Łzy jak grochy, spływały po jej policzkach, tęskniła za Kubą, bała się, że może mu coś grozić, a jednocześnie nie mogła się z nim skontaktować. Chciała chociaż usłyszeć jego głos. Ponownie rozpacz na chwilę zamieniła się w złość, kiedy znów zaczęła trzeć ostrą stroną gąbki po swoich nogach, jednak kiedy przesunęła po nodze paznokciem, rozcinając delikatnie skórę, odrzuciła z impetem gąbkę i zawyła żałośnie. Niewielkie zadrapanie przelewało w niej czarę goryczy, która siedziała głęboko na dnie jej serca. Czy życie mogło mieć w końcu dla niej trochę litości i bez żadnych problemów dać jej się cieszyć miłością do wytatuowanego chłopaka? To i jak i wiele innych pytań pozostawało bez odpowiedzi. Nikt nie wiedział, co przyniesie jutro. Sięgnęła po gąbkę i zrezygnowana wyciskała już z niej pianę na swoje stopy i spłukiwała je prysznicową słuchawką. Uspokajała się powoli, a kiedy się podniosła, umyła jeszcze włosy i zakręciła wodę. Wyszła i wytarła się ręcznikiem, po czym poszła do kajuty, gdzie otworzyła szafę. Wyciągnęła z niej legginsy i koszulkę, majtki oraz skarpetki. Ubrała się luźno i weszła do łóżka, gdzie objęła się ramionami i delikatnie gładziła swoje ramię, to zaciskała dłoń na swojej szyi, przymykając oczy i wyobrażając sobie Kubę. Szukała pocieszenia, jednak nic nie było w stanie dać jej teraz tego, czego tak naprawdę potrzebowała. Starła kciukami kolejne łzy, śmiejąc się z własnej beznadziejności i wymęczona w końcu usnęła, nawet sama nie wiedząc kiedy.
Kuba siedział własnie w samolocie, który miał go zabrać do następnego punktu, gdzie dobije następnego targu - Lizbony. Myślami był przy dziewczynie, myślał o niej cały czas i liczył po cichu w duchu na to, że facet nie zrobi jej żadnej krzywdy.Leżał rozłożony na skórzanej kanapie, z rękoma pod głową i próbował przysnąć, ale jego mózg, zaczął mu podsyłać przeróżne wspomnienia. Jednym z nich była pierwsza wizyta Elen w Ciechanowie. Kiedy jako zakochane dzieciaki siedzieli nocą na błoniach i wpatrywali się w gwiazdy, snując wspólne plany na przyszłość. To wtedy Kuba stwierdził, że kiedyś zostanie jego żoną, a ona wyśmiała go, stwierdzając, że jeszcze jej dobrze nie zna. Miała rację, nie znał jej jeszcze wtedy dobrze, ale teraz już wiedział, że poznał ją wystarczająco dobrze. Kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od zapachu jej perfum, jako jedynego wspomnienia, po utracie pamięci, a doprowadziło ich do momentu, gdzie wspólnie musieli walczyć o swoje życie i swoją przyszłość. Westchnął ciężko, nie było mu wcale lżej... Przez ostatnie dni było im tak dobrze, że sam zaśmiał się nie raz pod nosem, że coś musi pierdolnąć, nie spodziewał się jednak, że tak szybko wywoła wilka z lasu, a raczej Wayana z Bali. Wciąż poszukiwał rozwiązania, jak uwolnić się od faceta. Gdyby tylko mógł cofnąć czas, to chyba jednak nie poprosiłby go ponownie o pomoc. Niestety, nawarzył piwa, które teraz musiał wypić i znieść wszystkie konsekwencje z godnością. Zmęczony rozmyślaniem i ciężkim spotkaniem biznesowym zasnął w końcu na kanapie. Jedna ze stewardess przykryła go kocem i zabrała pusty kubek po herbacie.
Niemiłosierne skrzeczenie wyrwało ją z i tak płytkiego snu. Podciągnęła kołdrę do siebie, widząc, jak ktoś na siłę otwiera drzwi, przepychając komodę i zamarła na chwilę wystraszona. Do kajuty wszedł Wayan, upity tak, że się zataczał.
— Wyjdź... — szepnęła dziewczyna, ale w oczach miał coś takiego, że mroziło krew w żyłach - niepoczytalność.
— Skarbie, przyszedłem się tylko przytulić... — wymruczał, potykając się niemal o własne nogi. Zadrżała, przesuwając się pod samo zagłowie łóżka.
— Proszę cię, wyjdź, jesteś pijany... — poprosiła raz jeszcze, łamiącym się głosem, kiedy poczuła gulę w gardle. Przeszła już raz przez gwałt i za Chiny, nie chciała powtórzyć tego po raz kolejny.
— Ciiii... Ty nic nie wiesz.... — wymamrotał, wchodząc pokracznie do jej łóżka, a dziewczyna pisnęła, kiedy tylko przypadkiem musnął jej ciało. Wszystko w niej włączyło tryb obronny, była gotowa go udusić, jeśli tylko by ją tknął.
— Czego nie wiem...? — zapytała, próbując pociągnąć go nieco za język.
— Zabili mi chuje rodzinę... — wymruczał, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
— Co? Kto? Jak to? — nie zamierzała mu odpuścić, nie teraz. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Może nie był najlepszym człowiekiem pod słońcem, bo swoje za uszami miał, ale chyba nikomu nie życzyłaby, przeżyć czegoś takiego. Mężczyzna zaśmiał się pusto.
— Przytulisz mnie? — czknął, siedząc zwieszony na łóżku, miał zrezygnowany wyraz twarz, a po niepoczytalności, którą widziała chwilę wcześniej nie było już śladu. Przeklęła siebie kilka razy w myślach, ale nie umiała odmówić komuś w potrzebie. Delikatnie objęła go i pogładziła jego plecy dłonią. — Weszli do domu mojej byłej żony i wymordowali ich w pień, nie wiem, kto puścił farbę, ale zostałem sam... Chcą mi odebrać moje imperium, ale grają nie czysto... — wymruczał pijanym tonem. Cierpiał i było to ewidentnie słychać.
— Dlatego przypłynąłeś do Polski? — spytała niepewnie.
— Na tym zadupiu, już mnie raczej szukać nie będą. Muszę ich pokonać, nim oni mnie dorwą... Przejęcie handlu w Europie zniszczy ich... Ale to nie wszystko... Muszę wyrżnąć rodzinę Santiago w pień, z zimną krwią, tak jak oni zrobili to mnie... A jego zostawię przy życiu, niech się tuła z dziurą w sercu, która już nigdy się nie zasklepi... — pogroził nieobecnemu Hiszpanowi. — Niech cierpi, tak jak ja cierpię teraz. Moja żona... Ona była suką, nie żal mi jej albo żal mi jej najmniej. Dzieci nic nie zrobiły, nie wiedziały, że jestem bossem, żyły normalnie, chodziły do szkół, jeździły na wycieczki, cieszyły się życiem... Nie wyobrażasz sobie Kwiatuszku, jaki to ból, trzymać w rękach zamordowane dziecko... — przełknął głośno ślinę, a ona nie musiała patrzeć, by czuć, że głos mu się łamał. Może na co dzień był bezwzględnym mafiozem, rozprowadzającym narkotyki po świecie, ale dzisiaj wykazywał więcej ludzkich cech, niż niejedna osoba, którą znała.
— Nie wiem i obym nie musiała się nigdy dowiedzieć... — wyszeptała cicho.
— Jesteś tak cholernie piękna... Ja nie wiem, czemu wybrałaś jego, a nie mnie... Chodzi o wiek, tak? Za duża różnica? — wymruczał zmieniając temat, ale jej strach minął. Wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy, bo nie miał siły nawet podeprzeć się na łokciach, a co dopiero coś więcej.
— Wayan, bo miłość nie wybiera... Tu nie chodzi o to ile ktoś ma lat, czy jest gruby, chudy, niski, wysoki, garbi się, jest bogaczem, czy biedakiem... Kiedy już to poczujesz, to nie ma nagle żadnych granic, ani przeszkód... Bo wiesz, że to ten właściwy człowiek...
— Kwiatuszku, jak ty pięknie pierdolisz o tej zjebanej miłości... — zagwizdał z dumą pod nosem. — Pewnie tak dorobiłem się byłej żony, teraz to już bardziej byłej niż się wydaje... Ale jesteś piękna, wiesz? Taka inna... Te włosy, rysy twarzy, ale te oczy... Mógłbym je wydłubać i wpatrywać się w nie cały dzień... Źle zabrzmiało, co? — zaśmiał się pod nosem.
— Najlepiej nie było, ale zważając na twój stan i ograniczoną możliwość dobierania bardziej elokwentnych słów, wybaczam ci. — sama zaśmiała się lekko pod nosem.
— Pierdolisz tak, że nic nie rozumiem... — wybełkotał nim usnął upity w jej łóżku.
— Wayan? — szturchnęła go, ale nie reagował. Wyciągnęła z jego kieszeni telefon. Spał jak zabity, więc nawet nie poczuł. Przycisnęła jego palec do czytnika linii papilarnych i odblokowała urządzenie. Włączyła Youtube, żeby telefon się nie zablokował i poszła po goryli, którzy wynieśli swojego szefa do jego sypialni. Elen usiadła z telefonem w ręku i zaczęła się przebijać przez listę połączeń, szukając nazwiska Grabowksiego.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanficTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...