Kuba podjechał pod willę Wayana i wysiadł z auta. Spojrzał po rezydencji i ochronie, zastanawiając się jeszcze przez chwilę, czy dobrze zrobił, wchodząc w układ z mężczyzną. Szybko jednak przywdział na twarz uśmiech, kiedy znajomy mężczyzna pojawił się na szczycie schodów.
— Quebo, przyjacielu! — powitał go męskim uściskiem dłoni.
— Witaj Wayanie, miło cię znowu widzieć. Słyszałem, że masz coś dla mnie. — powiedział Grabowski spoglądając na mężczyznę.
— Tak, zapraszam do środka. Raczej ucieszy cię to, co dla ciebie przygotowałem. — Balijczyk posłał mu uśmiech i gestem wskazał na drzwi wejściowe. Wytatuowany chłopak wziął głęboki oddech i ruszył za nim. Przeszli przez bogato zdobiony hol i podeszli do jednych z drzwi po prawo. Kiedy zamek w drzwiach ustąpił, oczom Que ukazały się schody w dół.
— Ale nie chcesz mnie zabić w swojej piwnicy? — Que zażartował, na co mężczyzna roześmiał się wesoło.
— Nie zasłużyłeś jeszcze na to, by ginąć w mojej piwnicy. — usłyszał odpowiedź i ruszył w nieznane. Schodził powoli, uważając na strome stopnie. Kolejne drzwi stanęły mu na drodze, złapał za klamkę i ruszył dalej. Jego oczom ukazała się piwniczka z winami, nic nie zapowiadało tego, co ujrzał po odsunięciu kilku beczek na ruchomym podeście. Była to swoista sala tortur, a na środku przywiązany do krzesła siedział mężczyzna, miał zawiązane oczy, a na uszach słuchawki, z których dudniła muzyka.
— To on? — spytał Kuba, a krew w jego żyłach zagotowała się na samą myśl.
— Tak, to on. Wpadł dzisiaj na panienki do mojego klubu, powiedziałem mu, że mam dla niego prawnika, więc możesz go słodko rozczarować na początek. Pokój jest dźwiękoszczelny. Możesz z nim zrobić, co tylko chcesz. Jest twój, zgodnie z umową. — powiedział mężczyzna i rozkazał swoim gorylom opuścić pokój. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, mężczyzna poruszył się niespokojnie na krześle.
— Jest tutaj ktoś? Wypuśćcie mnie, bo srogo tego pożałujecie! — krzyknął ogłuszony dźwiękami głośnego popu. Kuba oparł się o jeden ze stolików i patrzył na faceta rozpinając kolejne guziki marynarki. Rozsunął klapy i ściągnął ją, po czym rozpiął mankiety śnieżnobiałej koszuli i podwinął je do wysokości łokci. Spojrzał po stolikach, omiatając wzrokiem przeróżne kombinerki, noże, łomy, kije baseballowe, galony z wodą i benzyną, bicze oraz broń. Wziął głęboki oddech, ale jego emocje wyłączyły się. Jego wzrok stał się pusty, a w głowie rozbrzmiewał szloch dziewczyny, na zmianę z jej śmiechem. Powolnym krokiem podszedł do mężczyzny i ściągnął mu z uszu słuchawki, odkładając je na jeden ze stolików. — Na boga, w końcu ktoś zaczął tu myśleć! — powiedział uradowany chłopak, na co Grabowski ściągnął mu opaskę z oczu.
— Ty jesteś tym obiecanym prawnikiem? Jakiś młody taki... — prychnął z politowaniem.
— Pana godność? — spytał chłodnym beznamiętnym tonem.
— Konrad Steels. Co z ciebie za prawnik, jak nie wiesz kogo masz bronić. Wyciągnij mnie stąd do cholery, nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
— Ubliżasz ludziom, a potem prosisz o wybawienie. — Kuba parsknął śmiechem. — Ja nie jestem wybawieniem, a twoim najgorszym koszmarem. — powiedział zakładając na dłonie czarne, gumowe rękawiczki.
— Co do chuja, o co tu chodzi, nic nikomu nie zrobiłem... — warknął mężczyzna próbując się wyrwać.
— Nic? Nikomu...? Kłamiesz... Łżesz jak jebany pies! — krzyknął i chwycił za metalowego baseballa, którym wziął wielki zamach i uderzył w kolano przywiązanego mężczyzny. Trzask kości wypełnił pomieszczenie, a zaraz po tym przerażające wycie z bólu. — To dopiero początek tej podróży, więc nie zdzieraj gardła, bo za każdym razem masz pięknie zawyć i podziękować... — Kuba zaśmiał mu się w twarz, w życiu nie przypuszczał, że będzie zdolny do takich rzeczy i że jednocześnie będzie mu to sprawiać taką przyjemność i satysfakcję. — Miała piękne ciemne włosy i oczy w błękicie, o którym trudno zapomnieć. Była szczęśliwą, szaloną i uśmiechniętą dziewczyną, dopóki jej nie skrzywdziłeś... Ponoć kręci cię wiązanie, biczowanie i znęcanie się nad ludźmi. Nie masz też problemu z rozczłonowaniem kobiet i karmienia nimi rekinów. Nie pomyślałeś, że trafisz kiedyś na taką niewłaściwą dziewczynę, za którą będzie stał człowiek, który ci się odwdzięczy z nawiązką za wyrządzone krzywdy? — powiedział i złapał za jedne ze średnich kombinerek.
— Przepraszam, ja nie wiedziałem... Błagam wypuść mnie, już nigdy nie tknę żadnej kobiety, zamknę się w oddziale... Będę się leczyć... — powiedział mężczyzna, wyjąc z bólu, kiedy Grabowski szturchnął jego kolano.
— Leczyć? No to chyba na nogi, bo na głowę już za późno. — wysyczał przez zamknięte zęby i strzelił mu z pięści w twarz. Kolejne wycie wypełniło pusty pokój. Do Konrada zaczynało powoli docierać, że nie ma za dużych szans, by wyjść z tego cało.
— Powiem ci, że ta bogata suka była najlepszą szmatą jaką posuwałem, miała tak ciasną pizdeczkę i krzyczała tak słodko... — wyrzucił z żałosnym śmiechem. — Żałuję tylko, że nie dała się zajechać na śmierć... — Grabowski wymierzył mu kolejny cios w twarz, aż krzesło z więźniem runęło na podłodze, a on sam uderzył głową o kamienną podłogę tracąc przytomność.
— Ooooo nie, jeszcze nie skończyłem. — powiedział i wylał mu na twarz kubeł lodowatej wody, co ocuciło go. Postawił krzesło z facetem i obrócił w dłoni kombinerki.
— Wiesz, chciałem ci już odpuścić, bo myślałem, ze dostałeś nauczkę, ale skoro tak uprzejmie zachęciłeś mnie do dalszego działania, to nie odpuszczę ci. — powiedział raper, a w oczach błyszczały mu kurwiki. Unieruchomił mu palca i szybko złapał za paznokcia, wyrywając mu go. Mężczyzna krzyknął głośno, po czym chłopak usłyszał kapanie, odsunął się nieco i spojrzał na swoją ofiarę przechylając lekko głowę. — Zlałeś się, serio? — parsknął śmiechem. — Uwierzysz mi, jak ci powiem, że jestem nowicjuszem? — jego złowieszczy śmiech odbił się echem od ścian, po czym powoli ściągał mu kolejne paznokcie. — Krwawisz maleńki, ale wiesz co? Pomogę ci i zatamuję krwawienie. Kuba ukucnął przy kominku, który był jedynym źródłem światła i nagrzał duży, płaski śrubokręt, prawie do czerwoności i niewzruszony zaczął przypalać mu powstałe rany, po zerwanych paznokciach.
— Błagam, dobij mnie już, zabij mnie... — wyszeptał zapłakany facet, który gdyby tylko mógł się ruszyć, wiłby się z bólu.
— A ty jej okazałeś łaskę? Też cię prosiła i błagała, byś ją wypuścił... Była niewinna, nic ci nie zrobiła... — powiedział wciąż niewzruszony i jeszcze przez chwilę torturował faceta. — Ubrudziłem sobie przez ciebie ulubioną koszulę, nie dobrze... — powiedział i podszedł do stolika. — Znaj łaskę swego pana... — strzał z pistoletu i błysk wypełniły pokój, w którym nastała cisza. Kuba podszedł do stolika, na którym leżało jego odzienie wierzchnie i odwinął koszulę. Zapiął mankiety i narzucił na siebie marynarkę, po czym wyszedł z pokoju.
— I jak przyjacielu, dobrze się bawiłeś? — powiedział Wayan, wyganiając swoje córeczki na górę, do ich pokoju.
— Lepiej, niż przypuszczałem, ale masz trochę sprzątania.
— O to się nie martw, mam od tego ludzi. — zaśmiał się.
— Dziękuję za pomoc, ale teraz uciekam do hotelu, bo ktoś tam na mnie czeka.
— Powodzenia z dziewczyną. — mężczyzna pożegnał się z Quebo, który wyszedł do swojego auta i ruszył z impetem zmierzając w stronę hotelu.
— Bali to jest raj na ziemi, patrz na te ciacha! — powiedziała ucieszona Aśka, obserwując kolejnego seta w rozgrywkach chłopaków, którzy skąpani w południowym słońcu wyspy, pokazywali swoje wdzięki, gdy prężyli się by odbić piłkę. — Nie cieszą cię takie widoki? Nie poznaję cię laska. — powiedziała do przyjaciółki. Brunetka zdawała się wyrwać z zamyślenia i spojrzała na blondynkę nieobecnym wzrokiem.
— Co?
— Mogłabyś mnie chociaż słuchać? Elen, co się dzieje? — spytała już nieco łagodniejszym i bardziej troskliwym tonem.
— Kuby dalej nie ma, minęło kilka godzin. Martwię się o niego, bo nie wiem kim jest facet, do którego się udał i czy wszystko w porządku. — przyznała i spojrzała na telefon.
— Zadzwoń po prostu do niego. Może odbierze i powie ci co i jak. — poradziła przyjaciółce, na co ta przytaknęła głową i wybrała szybko numer z listy połączeń. Czekała chwilę słuchając beznamiętnego sygnału, informującego o próbie połączenia się. — Nie odbiera... — westchnęła lekko.
— Spróbuj ponownie... — nawet blondynka zaczęła odczuwać w tej chwili niepokój.
— Co to za szczęśliwiec, do którego próbujesz się dodzwonić? — usłyszała po chwili za sobą głos chłopaka, a kamień spadł jej z serca, zerwała się z leżaka i podeszła do niego, przytulając go mocno.
— Gdzieś ty był, jak cię nie było? — wyszeptała cicho, chowając twarz w jego klatce piersiowej. — chłopak zaśmiał się lekko. — Byłem cały czas blisko, więc bez obaw. Chciałem zrobić coś miłego i załatwiłem ci to... — powiedział wyciągając zza pleców spory bukiet peonii, przystrojonych ciemnofioletową wstążką.
— Boże, moje ulubione... — ponownie dziewczyna rzuciła mu się na szyję. — Dziękuję, dziękuję, dziękuję... — zaczęła powtarzać jak katarynka i roześmiała się lekko.
— Ooooo jezu, skończcie już, bo nabawię cię cukrzycy... Wyglądacie jakbyście się urwali z jednej z tych komedii romantycznych... — Aśka wybuchnęła śmiechem.
— Drogie panie, wieczorem wesoła ekipa przyjmuje basen, więc nastawcie się na dobrą imprezę. Teraz pozwól, że porwę Elen.
— No nie wiem, czy ci pozwolę, zależy po co. Jeśli zamierzasz ją dobrze przelecieć, to możecie iść, jeśli nie to nie zabieraj mi przyjaciółki, bo obgadujemy cały dzień twoich kumpli, a niektórych podziwiamy. — zaśmiała się i puściła oczko do brunetki, która sama roześmiała się ciepło.
— Czyli mam pozwolenie. — wyciągnął do dziewczyny dłoń. — Chodź Maleńka...
— Zabiję cię... — powiedziała bezdźwięcznie w stronę Aśki, jednak uśmiech nie schodził z jej twarzy.
— Też cię kocham... — blondynka również odpowiedziała bezdźwięcznie i zrobiła z dłoni serduszko, po czym wybuchnęła śmiechem.
— Serio zamierzasz iść ze mną teraz do łóżka? — spytała Eleonora, kiedy podeszli do windy.
— Jeśli tego sama chcesz, to nie ma problemu, ale kwiaty trzeba wsadzić do wody, a poza tym mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. — powiedział, a na jego twarzy zagościł cwany uśmiech.
— Grabowski, urodziny już miałam, imieniny przede mną, dzień dziecka już był, gwiazdka i inne takie pierdolety też. Nie przesadzasz? — spytała, wprawiona w lekkie zakłopotanie, jednak z drugiej strony cieszyła się na prezent. — Sądzę, że kwiaty to już za dużo...
— Możesz przestać narzekać i po prostu cieszyć się chwilą? — powiedział nieco ostrzejszym tonem, a dziewczyna spuściła wzrok, przygryzając nieco wargę.
— Przepraszam, nie jestem przyzwyczajona do dostawania czegokolwiek bez okazji. — wytłumaczyła się szybko, a chłopak ujął jej dłoń i wprowadził ją do środka windy. Wjechali na swoje piętro i podeszli do pokoju dziewczyny. Kuba otworzył drzwi karta i zaprosił ją gestem do środka. Kiedy weszła zobaczyła na środku elegancki złoty wieszak, jak z witryny sklepowej, wypełniony po brzeg rozmaitymi sukienkami. — Wow... — szepnęła cicho.
— Nie wiem, czy będą ci się podobać. Wybierz sobie co chcesz, możesz wziąć wszystkie, ale tracisz te kiecki w takim tempie, że stwierdziłem, że kilka na zapas ci się przyda.
— Kilka na zapas? Żartujesz sobie? — roześmiała się. — To zapas na całe życie.
— Nie przesadzaj, to tylko trochę materiału. — powiedział i popchnął ją nieco do przodu. — No już, leć zobaczyć, które są fajne, a ja pójdę się odświeżyć. — powiedział i pochylił się nad nią. Ujął jej policzki w dłonie i złożył na jej ustach subtelny pocałunek, z nutą agresji, kiedy pod koniec złapał zębami za jej dolną wargę i odciągnął ją nieco.
— Dziękuję... — szepnęła mu do ust, a na jego twarzy pojawił się łobuziarski uśmiech. Ucałował jej czoło i udał się do łazienki, gdzie szybko pozbył się ubrań i poszedł pod prysznic. Zimna woda pozwoliła mu nieco ukoić zszargane nerwy. Nie był dumny z tego co zrobił, ale jednocześnie wiedział, że to była jedyna gwarancja, że ten człowiek już nigdy, nikogo nie skrzywdzi. Jednak to doświadczenie zmieniło go na tyle, że śmiało mógł stwierdzić: kolejny rozdział w jego życiu zamknął się, a rozpoczął się nowy, nieznany.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...