LXII

164 23 15
                                    

— Ja pierdolę jakie emocje. — zaśmiała się Joanna, kiedy taksówkarz znów skręcił za samochodami. 
— Ciekawe dokąd nas dowiezie? — Elen wyjrzała przez okno i rozejrzała się dookoła. Wydostawali się powoli z centrum miasta. 
— Nie wiem, ale lepiej, żeby gdzieś w miarę blisko, bo zapłacimy miliony za taksówkę. — zażartowała blondynka. 
— Coraz mniej fajnie zaczyna to wyglądać... — powiedziała, kiedy po chwili wjechali w pobliskie doki. Obie, jak jeden mąż, wyglądały przez okna, wyglądając na piętrzące się kontenery, poukładane jeden na drugim. 
— Jak myślisz, co w nich może być? 
— Wszystko... Oby nie trupy... 
— Elen! — towarzyszka szturchnęła brunetkę, kiedy lekkie ciarki przeszły po jej plecach. 
— No co, tak było w jakimś filmie, ale nie pamiętam tytułu. Handlowali ludźmi i przewozili ich w takich kontenerach, a oni tam umierali, więc jak go otwierali, to tylko trupy się wysypywały... — samą ją otrzepało, na wspomnienie kinowej produkcji, która tak bardzo zapadła w jej pamięć. Nagle taksówka zahamowała gwałtownie, aż rzuciło dziewczynami. — Co do cholery...? — szepnęła, masując tył głowy, po czym zobaczyła, jak ich kierowca wybiega z auta. Spojrzała za nim zdezorientowana i dopiero po chwili zorientowała się o co chodziło. W ich stronę zmierzało dwóch uzbrojonych mężczyzn i nie wyglądali miło. 
— Co to, kurwa ma być... — Aśka momentalnie zaczęła się wiercić, próbując odpiąć pas. Obie starały się zrobić to szybko i sprawnie, po czym zwiać tak, jak ich niedorobiony szofer. Jednak, jak to w życiu bywa, kiedy człowiek się spieszy, diabeł się cieszy. Nie udało im się uciec na czas. Mężczyźni jednocześnie pociągnęli za klamki od tylnych drzwi, krzycząc coś do nich po hiszpańsku. Wyszarpali je z taksówki i przykładając dłoń do pleców pchnęli w głąb doków. 


Kilka minut wcześniej...

— Szefie, ktoś nas śledzi, ta taksówka jedzie za nami od hotelu. — powiedział po hiszpańsku jeden z bodyguardów, starszego mężczyzny, który siedział naprzeciwko Kuby. Facet posłał lekki uśmiech w stronę swojego towarzysza podróży i nachylił się nad swoim ochroniarzem.
— Pojmać, nie zabijać, chcę wiedzieć kto to... — odpowiedział potężnemu mężczyźnie i rozsiadł się wygodnie.
— Jakieś komplikacje? — spytał Kuba, mierząc go wzrokiem.
— Nie, wszystko w porządku, moi pracownicy zabezpieczą nam teren, żeby nikt nie przeszkodził w negocjacjach. — powiedział z uśmiechem.
— Rozumiem i cieszy mnie to, bo lubię w ciszy i spokoju robić interesy. — odpowiedział z lekkim uśmiechem. Nie przypuszczał nawet tego, co mogło się stać. Wysiedli z auta, kiedy zatrzymało się pod jednym z ogromnych hangarów. Opuścili pojazd i przeszli przez mniejsze wejście. Wszystko w środku wyglądało lepiej niż z zewnątrz, chociaż blaszane ściany mimo tego, że pomalowane dalej odstraszały swoim widokiem. W prawym kącie stały wysokie regały, które oddzielały część, gdzie był zestaw wypoczynkowy, stolik i barek. Starszy mężczyzna skinął na jeden z foteli i raper zajął w nim wygodnie miejsce, po czym rzucił na stolik niewielką paczkę. 
— Gratis od firmy. — powiedział z lekkim uśmiechem. 
— Panie Grabowski, ta oferta jest bardzo korzystna. — powiedział starszy Hiszpan, przeczesując palcami brodę i czytając kolejne dokumenty oraz oglądając zawartość pakunku. 
— Lepszej chyba pan nie znajdzie, a towar jest naprawdę dobrej jakość, to nie to, co można dostać pod bazarkiem za piętnaście euro. — Kuba zaśmiał się pod nosem. 
— Obawiam się, że nie, ale wciąż z tyłu głowy mam pewną obawę, że tak dobra oferta, może wiązać się z jakąś pułapką. — powiedział mężczyzna polewając im po szklaneczce whisky.
— Dlaczego tak pan uważa? — spytał Kuba, świdrując go wzrokiem. 
— Bo śledziła nas taksówka... Kierowca uciekł, ale pasażerów pojmaliśmy. Bardzo mnie zastanawia kim są, ale to tylko dwie kobiety, które siedzą teraz związane i zapłakane, bo nie wiedzą, co się dzieje... 
— Może to tylko zbieg okoliczności, bo na pewno to nikt ode mnie. — powiedział, lekko mrużąc przy tym oczy. — Wywieźcie je gdzieś i puśćcie, przecież i tak zapewne nie wiedzą, po co tutaj jesteśmy. — wzruszył lekko ramionami. 
— Niemniej chciałbym, by pan na nie spojrzał... Wprowadzić je. — powiedział z cwanym uśmieszkiem starszy mężczyzna, a dwój strażników pojawiło się z dwoma kobietami z workami na głowach. 
— A co ja, kobiet nie widziałem? — mruknął po polsku pod nosem i spojrzał w kierunku dziewczyn. Przez chwilę wydawały mu się jakby znajome. Jednak czar prysł, kiedy panowie z impetem pociągnęli za worki, zerwali także dziewczynom znajome peruki, a Grabowski podniósł się. 
— I co, dalej nie są od pana? — powiedział cwanym głosem mężczyzna i zaśmiał się złowieszczo pod nosem. 
— To dziewczyny, z którymi sypiam, pewnie chciały mi zrobić jakąś niespodziankę, bo nie wiedziały dokąd jadę. — mruknął i wzruszył od niechcenia ramionami. Jednak w jego oczach była furia... Był wściekły na to, że dziewczyny tu były, chociaż wciąż nie miał bladego pojęcia, jak się tutaj znalazły. Może mężczyzna tak naprawdę uprowadził je w Polsce? Nie miał jeszcze bladego pojęcia, że to wszystko było tylko częścią głupiego planu, który zaczął przeradzać się w prawdziwy koszmar z każdą, najmniejszą chwilą. 
— Czyli, skoro to tylko dziwki, mogę je śmiało rozstrzelać? — zaśmiał się pod nosem i położył na stół broń. — Albo może ty to zrobisz...? Udowodnisz mi, że to nie jest żaden przekręt, że interesy są dla ciebie najważniejsze. — dodał unosząc brew. Kuba podniósł się i poprawił marynarkę, po czym wsunął na dłoń skórzane rękawiczki. Chwycił za broń i podszedł do dziewczyn. Elen krzyknęła, przez zaklejone taśmą usta, to co miało okazać się dobrą zabawą, było teraz tanim żartem, a raczej zakrawało już o horror. Kolejne łzy spadły po jej policzkach, bała się, czuła cholerny strach, a wzrok Grabowskiego, wypełniony furią, wcale im nie pomagał. Przejechał bronią po jej skroni, ale nie było to już tak przyjemne, jak wtedy na łóżku. 
— Powinienem cię zabić, bo nie powinno cię tutaj być... — wyszeptał do jej ucha chłodnym, beznadziejnym tonem. — Słyszałaś, że muszę mu udowodnić, że biznes jest dla mnie wszystkim. Przez ciebie, on musi być wszystkim, bo nie pozwalają mi odejść... Przez ciebie i dla ciebie, sam stoczyłem się na dno. Nawet nie wiem, co tu robisz, ale nie powinno cię tu być... Nie powinno was tutaj być. Macie niedobry adrenaliny? Trzeba było powiedzieć, zabrałbym was do wesołego miasteczka, albo na skok na bungee. — jego szept, wręcz palił jej skórę, zaciskała mocno powieki, starając się, by kolejne łzy nie spływały po jej policzkach, ale nie potrafiła tego zatrzymać. Podszedł powolnym krokiem do Aśki. — A na tobie zawiodłem się jeszcze bardziej. Ona jest magnesem na kłopoty, ale ty? Ty miałaś się zachować jak jej najlepsza przyjaciółka i uchronić ją przed pakowaniem w kłopoty. Miałyście siedzieć na dupie, w moim mieszkaniu i popijać drinki, plotkując o facetach, depilowaniu cipki i zakupach... A teraz odpowiedz mi szczerze... — powiedział i okręcił jej długie blond włosy wokół swojej dłoni, po czym szarpnął, na tyle mocno, że dziewczyna zawyła z bólu. — Ale tak naprawdę szczerze... — spojrzał w jej wystraszone oczy. — To był wasz pomysł, by się tutaj zjawić...? — Aśka pokiwała mu twierdząco głową, a on puścił w końcu jej włosy. — Kurwa! — przeklął i wyciągnął pistolet na długość ramienia, po czym oddał strzał. Głośne krzyki, tłumione taśmą na ustach, poniosły się po dokach. Obie czuły palące łzy na swoich policzkach. Jednak żadna nie była ranna. — Szczerze? — zwrócił się po angielsku, odwracając się do swojego klienta. — To cholerne nimfomanki, których za długo szukałem, żeby je teraz odstrzelić jak kaczki. — rzucił mu pistolet na stolik. — Jeśli nie masz ochoty dobić targu, to nie będę cię zmuszać, na bank znajdę innych chętnych tutaj, albo zaleję twój rynek swoim produktem i pójdzie to tylko i wyłącznie na moje konto. Jednak nie zamierzam sobie dla twojego "widzimisię" psuć swoje ulubione zabawki. Nie o to w tych chodzi panie Santiago. — Kuba przejął pałeczkę i przez przypadek udało mu się facetowi zaimponować swoją postawą. 
— Też mi nie zależy na dwóch martwych dziwkach, bo mam lepsze zajęcia niż chowanie trupów po kątach. — skinął na niego głową. 
— Ale nie zrywaj im taśm i nie uwalniaj, sam je chętnie ukażę w hotelu... — powiedział z uśmiechem i podał mu kartę z numerem konta. 
— Tak lubisz się bawić? — zaśmiał się cwano i zrobił przelew pod wskazany numer. 
— Lubię... sprawia mi to przyjemność, ale w końcu każdy ma swoje zboczenia. — wzruszył lekko ramionami i spojrzał jeszcze raz od niechcenia w stronę dziewczyn. Wyklinał je w myślach za to, co zrobiły, że byłe tak bezmyślne i głupie. Dobił targu ze swoim towarzyszem i przekazał mu kluczyk do jednego z kontenerów. — Stanowisko 11C, kontener numer 5. v powiedział z uśmiechem i podali sobie dłonie. 
— To może weźmiesz te swoje zabawki i zjawisz się u mnie na jachcie, oblejemy dobicie targu. 
— Wiem, że Hiszpanie mają świetne imprezy, ale dzisiaj muszę się zająć nimi i wybić im z głowy, przerywanie mi ważnych spotkań biznesowych oraz niepokojenie moich klientów. — panowie roześmiali się ciepło i dopili drinki. Wcale nie spieszyli się i zerkali, co jakiś czas na kobiety. Elen i Aśka uspokoiły się nieco, słysząc słowa Kuby, że nie zamierza ich zabijać. Jednak dalej były zdezorientowane, co tutaj właściwie zaszło. Wymieniały się co jakiś czas spojrzeniami, każda miała teraz masę pytań i chyba obie nie zamierzały już mu odpuścić, nie po takim czymś. W końcu Kuba podniósł się, a nimi szarpnięto, popychając je w stronę samochodów. Usiadły  na tylnym siedzeniu w limuzynach, za nimi wsiadło kilku ochroniarzy. Grabowski wraz z Santiago wsiedli do środkowej limuzyny, gdzie jeszcze porozmawiali chwile. Wysiedli przed hotelem, gdzie Que pożegnał się ze swoim klientem. Kiedy odjechali, nasunął dziewczynom kapelusze na twarz, tak by nikt nie zauważył zaklejonych ust i pchnął je przodem przez hol. Szybko przemknęli do windy, gdzie Kuba wcisnął guzik na ostatnie piętro. — Powinienem was tam odstrzelić, nawet nie wiecie, w jakie niebezpieczeństwo mogłyście nas wpakować... Mogliśmy naprawdę nie wyjść stamtąd żywi, wtedy byłybyście usatysfakcjonowane? Prosiłem i tłumaczyłem milion razy... To nie są przelewki i mam nadzieję, że dzisiaj to do was dotarło. Jeszcze nie wiem, co mam z wami zrobić... Ale coś zaraz wymyślę... — warknął, a jego telefon rozdzwonił się nagle. Kuba popchnął je obie na łóżko, tak, że wpadły twarzami w pościel i zaczęły go przeklinać, jednak taśma działała na tyle dobrze, że wzruszył tylko ramionami, nie rozumiejąc ich. — Halo? Tak wiem, że były komplikacje, niechcący z mojej winy. To się nie powtórzy... Tak, to ona i jej przyjaciółka... Nie, nie wie nic ani jedna, ani druga. Zapewniam, że się nie dowiedzą. Błagam, nie siedzę w tym od wczoraj, nauczyłeś mnie wszystkiego, co powinienem wiedzieć... — zaśmiał się i usiadł w fotelu, przyglądając się dziewczyną, które kombinowały jak wstać. Atmosfera zagęszczała się z każdą chwilą. Żadna nie wiedziała, czym było to, co widziały, ale każda snuła swoje przypuszczenia w głowie. Niepozorny pomysł rzucony w salonie przez Aśkę stał się dzisiaj niespodziewanym koszmarem. Po skończonej rozmowie, Kuba rzucił telefonem na łóżko i przeklął na głos kilka razy. Idąc w stronę łazienki, zrzucił kryształowy wazon, który roztrzaskał się o podłogę, a szkło rozprysło się pod nogi dziewczyn. Skutecznie zapobiegając kolejnym próbom wstania. Potem usłyszały już tylko szum wody z łazienki. Kuba stanął pod prysznicem i oparł się dwoma rękoma o ścianę, pozwalając by kaskady wody, spływały po jego ciele. Kiedy odzyskał swój największy skarb, wiedział, że wróci wszystko to, co najlepsze, ale nie spodziewał się takich komplikacji. Może nie wszystko było jasne, może nie do końca był szczery, ale robił to, by ją chronić. Może jednak brak informacji, nie był tą drogą? Może powinien wyjawić jej wszystkie swoje sekrety...? 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz