LXXXIX

118 21 5
                                    

Kiedy uchyliła oczy, była w sypialni. Nie pamiętała, jak znalazła się w łóżku, bo ostatnim, co siedziało jej w głowie, było spokojne jezioro, z dala od miasta i całego zamieszania, jakie ostatnio działo się wokół niej. 
— Wyspana? — usłyszała głos Kuby. Chłopak wyszedł własnie spod prysznica. Po jego szyi spadały jeszcze niedotarte krople wody, a wokół niego roznosił się przyjemny zapach męskich kosmetyków, który tak uwielbiała. Przekręciła się na łóżku, spoglądając na niego i wtulając policzek w poduszkę. 
— W sumie? To jeszcze jakieś dziesięć minut by mi się przydało. — ziewnęła cicho. Nie czuła się jeszcze wyspana i wiedziała, że mogła sobie pozwolić na jeszcze chwilę snu, bo nie miała dzisiaj w planach nic konkretnego do roboty. 
— To śpij... — Grabowski podszedł do niej i pogładził jej włosy, całując ją jeszcze w czoło. Zasłonił jej żaluzję, chcąc sprawić, by w  pokoju było jak najciemniej. Wiedział, że jego narzeczona nie lubiła spać w dzień, a słońce drażniło ją niemiłosiernie. Przyniósł jej jeszcze butelkę zimnego soku, który położył jej przy łóżku. — Tak jakbyś się chciała napić, to masz już pod ręką. — zaśmiał się lekko, kiedy w odpowiedzi mruknęła coś zaspana, a chłopak nie był nawet w stanie zidentyfikować o co jej chodziło. Ostatnia noc zainspirowała go, wziął kartkę i długopis, po czym ruszył do kuchni. Naszykował naleśniki i ser, nutellę oraz dżem do wyboru. Sam zaszył się w ogrodzie. Usiadł pod drzewem i zaczął popijać kawę i nanosić poprawki do tekstów, starając się by były  one jak najlepsze. Pisał o dziewczynie, zamieniał w teksty wszystkie uczucia. 
— Dzień dobry... — powiedział jeszcze nieco zaspany Nathaniel, wchodząc do kuchni. 
— Hej, częstuj się naleśnikami, jeśli masz ochotę. 
— Za dobrze mam tu z wami, rozleniwię się... — zaśmiał się cwanie i spojrzał na Kubę. — Co robisz?
— Będę nagrywał przed wyjazdem jeszcze trochę materiałów. — bodyguard zawinął sobie naleśnika i podszedł do Grabowskiego. Zgarnął kartkę i zaczął się przyglądać polskim słowom, jednak nie mieściło mu się to w głowie. 
— I tak nie wiem, o czym to. — roześmiał się lekko i odłożył kawałek papieru, kierując swoje kroki do łazienki. 
— O niej, a o czym może pisać zakochany pojeb? — wybuchnął śmiechem, a Nath pokręcił tylko z niedowierzaniem głową i zniknął w toalecie. Wziął szybki prysznic i przebrał się w czyste rzeczy, wrócił do kuchni i spojrzał na Kubę, kolejny raz wybuchając śmiechem. 
— Kiedy ten koncert u tego gliny? — zapytał, siadając na jednym ze stołków barowych. 
— Za dwa dni. — odpowiedział i obrócił w dłoni długopisem. — Będzie tam trzeba pojechać i wymyślić, jak to wszystko zabezpieczyć. 
— To już zostaw mi, daj tylko adres. — pokiwał głową. 
— Nie ma sprawy, dzięki wielkie no i rozliczymy się za to. — stwierdził spoglądając na swojego rozmówcę.
— Przestań, Wayan płaci wystarczająco. Co, jak co, ale chyba sam wiesz najlepiej, że hojnie wynagradza swoich najbardziej zaufanych ludzi. — zastanowił się chwilę i pokiwał głową. Zastanawiał się nad tym, jak rozmieścić swoich ludzi, żeby nic złego się nie wydarzyło. 
— Dziwne, że ostatnio siedzi tak cicho... Nie żebym za nim tęsknił, ale nie wysyła mnie nigdzie, ani nic. — wzruszył lekko ramionami. Pasował mu spokój, ale obawiał się, że była to tylko cisza przed burzą. Nie wiedział, co mężczyzna był w stanie wymyślić, ale liczył się z jego nieobliczalnością. 
— Nie do końca cicho. Ja wiem, co się dzieje, ale odkąd Hiszpanie depczą mu po piętach i próbują go odstrzelić, to zaczął się ukrywać i nie podejmuje na razie żadnych transakcji. Nigdy nie wiesz z kim pertraktujesz i możesz sobie ściągnąć problemy na głowę. 
— Coś o tym wiem... Gdyby nie chęć zemsty, nie byłoby tego całego cyrku, a tak to tkwimy w tym teraz wszyscy. — zaśmiał się lekko. 
— Przecież byłem tam i uważam, że miałeś wtedy w chuj jaj, żeby to zrobić. Nie każdy facet walczyłby tak o kobietę, jak ty. — powiedział z uśmiechem i poklepał go po ramieniu. — Wybrałem już miejsce, powinniście być zadowoleni. — powiedział z uśmiechem. 
— Serio? Gdzie lecimy? — zapytał. 
— Zwariowałeś? Dowiesz się, jak wylądujemy. Nie ma ryzyka, że komukolwiek powiesz, a jeśli zamierzasz się pożegnać z bliskimi, to na bank będą pytania. Jakby cię zapłakana matka zapytała, to nie wymiękłbyś? — uniósł brew. 
— Nie wiem, pewnie tak... — westchnął cicho. — Racja, lepiej nie mów. 
— Będą palmy i słońce, tyle mogę ci powiedzieć. Jeszcze tylko muszę ogarnąć mieszkanie, albo raczej jakiś domek, nie potrzeba nam wścibskich sąsiadów, a niestety ludzie uwielbiają wtykać nos w nieswoje sprawy. 
— Dzień dobry... — usłyszeli zaspany głos. Brunetka stała w koszulce Kuby i pocierała zaspane oczy, a jej włosy zdawały się żyć własnym życiem. Obudził ją burczący brzuch, więc wyminęła panów dając Nathanielowi buziaka w policzek, a Kubę obdarowała namiętnym pocałunkiem. Przeszła dalej i dorwała się do naleśników, jakby przynajmniej tydzień nie jadła.
— Dzień dobry... — odpowiedział Grabowski i zmierzył ją wzrokiem. — Smakuje? — zapytał, ale ona tylko pokiwała głową twierdząco. 
— Tak ją wymęczyłeś, że dziewczyna nie ma nawet siły odpowiadać. — Nath roześmiał się ciepło. 
— Na przypale, albo wcale. — zaśmiał się ciepło. — Mamy już wybrane miejsce ucieczki. — Kuba poinformował Elen, która zdawała się nieco przebudzić. — Serio? 
— Serio, będzie piach, palmy i woda, pasuje? — zapytał się unosząc brew do góry. 
— Jasne, jak najbardziej. — powiedziała z szerokim uśmiechem, czując przypływ ekscytacji. Cieszyła się na myśl o wyjeździe. Chciała zmienić miejsce, otoczenie i ludzi. Uwolnić się i na nowo złapać wiatr w żagle. — Kiedy wylatujemy? 
— Jeszcze nie wiem, ale sądzę, że do tygodnia ogarnę transport, więc już całkiem niedługo. — powiedział z uśmiechem. 
— Muszę się zacząć pakować. — zaśmiała się ciepło. 
— Elen... Nie możesz ze sobą nic zabrać. Zostawiamy wszystko, nawet telefony. Obkupisz się na miejscu. — powiedział Nath, spoglądając na dziewczynę. 
— Nawet wisiorek po babci? 
— A nosisz go cały czas? — zadał pytanie, chociaż odpowiedź była jasna, kiedy dziewczyna złapała w dłoń wisiorek. — Nie możesz, bo jeśli twoja rodzina zacznie cię szukać, to to będzie twój znak rozpoznawczy. Nie możemy ryzykować. Wiesz dobrze, jaki jest plan. 
— Wiem... I rozumiem. — powiedziała cicho i spuściła nieco głowę. Nie wszystko jednak było tak kolorowe. Dla własnego bezpieczeństwa musieli porzucić wszystko, co mieli. Nie mogło być śladów, pamiątek, niczego. 
— Dziecino, nie łam się. Kiedyś wrócisz do normalnego życia. Niech to tylko się uspokoi. — panowie podeszli do dziewczyny i objęli ją, pocieszając nieco i starając się dodać jej otuchy. 


— Długo jeszcze? — zapytał, kiedy dziewczyna siedziała już w łazience z dobrą godzinę. 
— Moment! — krzyknęła siedząc na toalecie i patrzyła w telefon. Nie mogło być za długo dobrze. Jej okres spóźniał się już ponad tydzień. Liczyła wszystko na kalendarzu i po raz któryś, wychodziło jej dość spore spóźnienie. Nie zauważyłaby tego, gdyby nie fakt, że przez przypadek otworzyła aplikację i zobaczyła opóźnienie. Gryzła zdenerwowana skórki wokół paznokci. Nie mogła powiedzieć Kubie, bo ich życie miało się odmienić, ale poza spóźnionym okresem, nie miała żadnych innych objawów. Czy to mogła być ciąża? Bała się, że to może pokrzyżować ich plany. Wstała i po raz dziesiąty podeszła do lustra. Podwinęła koszulkę i obejrzała uważnie brzuch, szukając jakichkolwiek śladów. Westchnęła ciężko i w końcu wyszła z toalety. 
— Dziewczyno ile można?! — warknął na nią, jednak widząc jej wystraszoną twarz, odchrząknął i poprawił się. — Przepraszam, nie powinienem się unosić. Wszystko dobrze? Uciekłaś tak nagle. 
— Tak, po prostu... Przejmuję się strasznie tym wyjazdem. Mam pokręconą psychikę i to jeszcze nie wróciło na właściwy tor Kuba... — odpowiedziała mu. Momentalnie podszedł do niej i objął ją mocno ramionami, wtulając w swoją klatkę piersiową. Westchnęła po raz kolejny, a jej myśli gnały, gdzieś daleko. 
— Mogę ci jakoś pomóc? — zapytał, przeczesując palcami jej włosy. 
— Napiłabym się wina... Mam ochotę się dzisiaj najebać. — powiedziała otwarcie i spojrzała na niego, jakby prosiła o pozwolenie. Nie było to zbyt rozsądne, ale jeśli miała się odciąć od wszystkiego i zrestartować. Jeśli na dziewięć miesięcy miała się odciąć od wszystkiego, co wyskokowe, to chciała ten ostatni raz zaszaleć. 
— Zgoda, ale wiesz, że lepiej zrobić domówkę, niż szlajać się po klubach? — spytał, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. 
— Wiem. Możemy to zrobić w domu, zadzwoń po ziomków, niech będzie nas więcej. Zabawmy się dzisiaj. — powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Zmierzył ją wzrokiem, znał ją na tyle, że wiedział, że udawała. 
— Dobrze. Zaproszę ich do nas. — powiedział i wyciągnął telefon, wykonując po kolei połączenie do Krzycha, Maćka i Adama. 
— Dziękuję. — powiedziała i dała mu buziaka. 


— Ale serio? Dasz prywatny koncert? — Krzysiek roześmiał się ciepło. 
— No niestety, taki był koszt wykręcenia się od zabrania prawka. — Kuba zaśmiał się i spojrzał na Elen, która siedziała na oparciu kanapy i popijała z gwinta wino. Patrzyła się na drzewa, na których wisiały trupy. Widział, jak się wzdrygnęła i rozmasowała delikatnie ramiona. Wiedział, że przeżywała to, a serce krajało mu się ze swojej bezsilności. 
— Między wami okej? — zapytał Maciek, kiedy spojrzał w kierunku, w którym patrzył Kuba. 
— W jak najlepszym porządku, po prostu jest dzisiaj jakaś nieobecna, ale nie chciała powiedzieć , co się stało. — wzruszył lekko ramionami, chociaż miał ochotę ją strzelić. Chciała imprezę, a zachowywała się tak, jakby siedziała tu za karę. 
— Karaoke? — zaproponował nagle Moyes, który był już nieźle wstawiony. 
— Może konkurs recytatorski. — Maciejka nawiązał do jednego z wieczorów, który spędzili w hotelowym pokoju i wygłupiali się, zmuszając Adama do recytowania. 
— A weź spierdalaj, wolę już śpiewać, to chyba łatwiejsze. — zaśmiał się ciepło. 
— Pośpiewajmy. — powiedział Kuba i spojrzał na Elen, która uśmiechnęła się lekko na ten pomysł. 
— Jestem za. — dodała brunetka i wzięła pilota, włączając telewizor, po czym wstała i podpięła laptopa DJa pod większy ekran. Adam wyciągnął z torby dwa mikrofony i odpalił program do śpiewania. 
— To co? Losujemy, czy wybieramy? — zaproponował inicjator zabawy. 
— Losujemy, bo inaczej mój braciszek powybiera swoje utwory i będzie miał najwięcej punktów... — wypowiedział się Maciek i roześmiał się. 
— Gorzej, jakby się okazało, że nie zaśpiewa ich lepiej. — wszyscy spojrzeli w kierunku Elen, po czym buchnęli gromkim śmiechem. 
— Dobra, to dobieramy się w pary. Braciszku, czyń ze mną honory... — powiedział starszy Grabowski skinął głową w stronę swojego brata. 
— Ale ja chciałem... 
— Z Elen, tak wiemy. 
— Spokojnie, możemy się potasować i zmieniać co jakiś czas. Ja wezmę sobie Nathaniela. — powiedziała dziewczyna nie wiedząc jeszcze, co czyni. Chłopaki rozpoczęli swój recital.
— Wiesz, że obniżam ci szanse na wygraną? — Nath zaśmiał się lekko. 
— To się okaże, poza tym tu nie chodzi o to, kto wygra, tylko o to żeby się dobrze bawić. 
— Wszystko okej? Tak poza tym, zdajesz się być nieobecna. — powiedział chłopak, śmiejąc się po chwili z fałszowania chłopaków. 
— Tak, to tylko wspomnienia. Chyba nigdy nie będę w stanie spojrzeć normalnie na ten ogród... — dodała i podała mu mikrofon, kiedy chłopaki skończyli. Wypadła im piosenka z "Grace", a brunetka zaśmiała się ciepło. — To mamy poprzeczkę ustawioną wysoko. — stanęła przed telewizorem i omal nie upadła, kiedy Nathaniel zaczął śpiewać. Brzmiał niczym Elvis, a na twarz ach wszystkich malował się ogromny szok i niedowierzanie. Finalnie wygrali karaoke, a impreza przeciągnęła się niemal do rana, kiedy to wszyscy spali, tam gdzie siedzieli. Tylko Elen pozostała na nogach i wzięła się za ogarnianie domu. Kiedy skończyła poszła do łóżka położyć się normalnie. Alkohol sprawił, że usnęła spokojnie. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz