LXVI

179 24 7
                                    

Rozdzwonił się dzwonek do drzwi, Kuba wstał i poszedł odebrać jedzenie. Kiedy podziękował dostawcy, zamknął drzwi i stanął w progu sypialni. Spała, wycieńczona wszystkimi wrażeniami z ostatnich dni, chyba po raz pierwszy zasnęła tak spokojnie. Uśmiechnął się lekko pod nosem na jej widok i odstawił jedzenie na komodę w przejściu. Podszedł do łóżka i położył się obok niej, odgarnął włosy z jej twarzy, ale nawet nie zareagowała. Była cholernie zmęczona i miała to wypisane na twarzy.— Kocham cię, Aniele... — wyszeptał jeszcze nad nią i nakrył ją szczelnie kołdrą. Sam wyszedł na ogród i usiadł w fotelu. Zabrał dziewczynie papierosa i odpalił go. Sam potrzebował chwili na poukładanie swoich myśli. Miał być tylko raz, jeden przerzut i koniec, a sam nie zorientował się kiedy zdarzyły się następne i następne. W tej chwili uważał siebie za największego idiotę i szczęściarza świata jednocześnie. Był głupi, że pozwolił sobie na wplątanie się w takie bagno i ryzykowanie zdrowia i życia Elen. Jednak to ona była jego największym szczęściem i była na tyle zakochana w nim, by trwać przy nim dalej pomimo tylu wybryków.  Stała za nim murem nawet w takich chwilach. To było dla niego czymś niepojętym i pięknym, jak wiele miłości i oddania reprezentowała swoją postawą. Westchnął cicho, wiedział, że oboje muszę sobie odreagować i odbić ten gorszy czas. W głowie zaświtał mu pewien pomysł, miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie będzie na zbyt wielkim kacu i będzie w stanie, ruszyć się z łóżka. Spędził chyba z godzinę na ogrodzie, jednak widok, który zastał po powrocie, rozbawił go i ucieszył. — Może dać ci talerz? — zapytał, widząc jak dziewczyna niemal z twarzą w torbie, zajadała kebaba. 
— Kurwa, przepraszam, ale to tak pachnie i ja jestem taka głodna... A to takie dobre... — wymamrotała z pełnymi ustami.
— Przyniosę ci talerz, będzie ci wygodniej. — skwitował tylko z lekkim uśmiechem i już wiedział, że jego kobieta zaczynała odżywać. Podał jej duży talerz, gdzie dziewczyna wyciągnęła swojego kebeba i paczkę frytek. Nawet nie przeszkadzało jej to, że dania już dawno zdążyły przestygnąć. Jadła, aż jej się uszy trzęsły. Odstawiła pusty talerz i przetarła usta chusteczką, po czym zakopała się ponownie w pościeli. — Najadłaś się? — zapytał z troską.
— Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo... — zamruczała, czując się, jakby jej brzuch miał zaraz eksplodować. Przerzuciła nogę przez jego biodro i wtuliła się w jego bok. Nie trzeba było czekać długo, aż ponownie usnęła.
— Jak z dzieckiem. — skwitował ją Grabowski i sam przymknął oczy. Już po chwili go nie było, sam zasnął czując zmęczenie.


Obudziły go promienie słońca wpadające przez okno. Usiadł na łóżku i potarł twarz, jednak coś mu nie pasowało, kiedy zerknął, że pod pachami miał stopy dziewczyny. Zaśmiał się zaglądając pod kołdrę. Spała wtulona w jego udo z podkulonymi nogami. 
— Było blisko, niezła próba. — mruknął pod nosem i zaśmiał się cicho, uniósł ją delikatnie i wysunął nogę, po czym podsunął jej poduszkę i bardzo delikatnie położył ją i poprawił jej kołdrę. Sam udał się wziąć zaległy prysznic, a kiedy tylko skończył zawitał do kuchni, gdzie zaczął przygotowywać śniadanie. 
— Widzę, że czujesz się już znacznie lepiej. — usłyszał za sobą męski głos. 
— Jak tu wszedłeś? — spytał ze złością zaciskając nóż w dłoni, aż mu skóra pobielała. 
— Każdy ma swoją cenę Quebo, każdy. — powiedział Wayan.
— Była umowa, że nie odwiedzasz mnie w domu. — warknął i odrzucił nóż. 
— Była umowa, że nie będziesz rozrabiał. To ta twoja piękność była w San Sebastian, wiesz, że mogliście stracić życie? Ten facet, pomimo, że nie wygląda, to bardzo ostry gracz, nie tak miły jak ja. Ode mnie dostałeś tylko kulkę, w ramach przypomnienia dla kogo pracujesz. Jak spierdolisz coś następnym razem, dostaniesz drugą, prosto w serce... W sumie zrobiłbym to w głowę, ale pewnie ta piękna niebieskooka dziewczyna będzie obok, nie chcę by musiała ocierać z twarzy resztki twojego mózgu. — zaśmiał się pod nosem. 
— Wayan, do cholery. Nie wiedziałem, że za mną przyjadą i będą mnie śledzić. Kazałes mi nic jej nie mówić, a jak do cholery mam się wytłumaczyć z postrzelenia? "O jej... Snajper spudłował..."? Chłopie lubię cię i szanuję, ale nie pogrywaj sobie ze mną, bo zaczynasz tracić w moich oczach. Widziałeś, że jestem w tym dobry i zarabiam dla ciebie fortunę. Trochę zaufania. — powiedział Kuba. Miał nadzieję, że facet nie zostanie długo, bo naprawdę miał ochotę na zwykły, szary, normalny dzień. 
— Pamiętaj, że to ja jestem nad tobą. Ufam ci, dlatego masz jeszcze jedną szansę. — mężczyzna podniósł się z kanapy. — A i to dla twojej piękności, bo uczono nas, że nie przychodzi się w gości z pustymi rękoma. — powiedział i skinął głową w kierunku kwiatów, kosza ze słodkościami i zapakowanego prezentu. — Żebym się nie musiał do ciebie znowu fatygować tak? Do końca tygodnia dam ci spokój, ogarnij się, żebyś był na chodzie, potem dam ci jakieś spore zlecenie. — powiedział podnosząc się z kanapy. — I na boga, zmniejsz gaz, bo zaraz popalisz tą cebulę. — mruknął, po czym wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. 
— Co za szmaciarz... — dodał po polsku i prychnął pod nosem. Wiedział, że pora wymienić zamki. Zmniejszył gaz i wziął się za kończenie śniadania. Cieszył się, że Elen nie wstała razem z nim, bo nie wiedział, jak po takiej dawce opowieści zareagowałaby na starego znajomego. Wszystko wydawało się robić coraz bardziej pojebane z każdym dniem. Dorzucił do kiełbasy z cebulą rozbełtane jajka. Po chwili nałożył gotową jajecznicę i wyciągnął z piekarnika chleb, z którego kromek zrobił grzanki i posmarował je masłem. Dołożył na tacę owocowe smoothie i kubek gorącej kawy. Zerwał z ogrodu jedną róże i wsadził ją w kieliszek z wodą, po czym ruszył z powrotem do sypialni. Postawił jedzenie przy łóżku i zsunął z dziewczyny kołdrę. — Pani Kowalczyk, śniadanie podano... — szturchnął ją lekko i zaśmiał się, na chwilę pozwalając sobie wyrzucić z myśli to, co zdarzyło się przed chwilą. 
— Po nazwisku, to po pysku... — wymruczała zaspana i potarła dłońmi twarz. 
— A tam, zaraz po pysku. Buziakiem nie pogardzę, bo zrobiłem ci śniadanie, a nawet nam zrobiłem, więc jak się potrujemy to razem. — zaśmiał się lekko. 
— Chcesz mnie całować, a wali mi z pyska na kilometr, w ogóle wali ode mnie na kilometr... — mruknęła, finalnie siadając na łóżku. Jeszcze przez dobrą chwilę nie ogarniała tego, co się wokół niej dzieje. 
— Wiesz, jakoś nie czuję. — wpił się w jej usta. — Zjedz najpierw, a ja potem ci naszykuję kąpiel. 
— Co ty taki dzisiaj milutki dla mnie? Nie mam pieniędzy. — roześmiała się lekko i podziękowała kiedy, położył tacę na łóżku. 
— A tam, bo kiedy być miłym jak nie dzisiaj. Jutro może nie nadejść. — zaśmiał się lekko, a dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. — Dobra, odpuszczam takie gadanie. — dodał, unosząc dłonie w geście poddania się. 
— No, grzeczny chłopczyk. — skwitowała go, na co chłopak się roześmiał ciepło. 
— Elen, Wayan tu był rano. — powiedział, nie chcąc już nic ukrywać przed dziewczyną. — Jeśli wróci lub spotkasz się z nim gdzieś na mieście, to wiesz, że musisz podejść do niego z uśmiechem, jak do starego znajomego? I tak jak się spodziewałem, kulka była od niego, bo przyznał się bez wahania. 
— Pierdolisz... — powiedziała zaskoczona i spojrzała na niego. 
— Nie, serio tu był, ale nie masz się co przejmować. Pogroził i poszedł sobie, przyniósł ci jakieś prezenty, czekają na ciebie w salonie. Tylko nie wyrzucaj ich, nie sobie będą. 
— Czemu? Najchętniej bym rozpaliła grilla i zjarała to wszystko. — wymamrotała niepocieszona z prośby Kuby. 
— Jeśli wróci, musisz okazać wdzięczność i zachwyt. Po prostu dlatego. Sam miałem ochotę wsadzić mu te kwiaty w dupę i kazać mu się wypchać, ale nie mogę, bo muszę dbać o ciebie. — pogładził kciukiem jej policzek. — Miałem w planach wypad na miasto, ale skoro on się kręci po Polsce, to odpuścimy sobie dzisiaj takie atrakcje. Jednak... Mam coś w zanadrzu. 
— Co takiego? — spytała spoglądając na niego. 
— Niespodziankę... — zaśmiał się lekko, a Elen pokręciła z niedowierzaniem głową. Nawet, kiedy sprawy przybierały nieoczekiwany obrót i nie wróżyły nic dobrego, on potrafił się śmiać, jak gdyby nigdy nic. Uwielbiała to w nim, więc szybko na jej ustach zagościł mimowolny uśmiech. 
— Posprzątam po śniadaniu. — zaproponowała, kiedy skończyli jeść i uśmiechnęła się do niego. — Było pyszne, powinieneś gotować częściej. 
— Już mnie tak nie chwal. Smakowało ci, bo wydoiłaś sześć butelek wina, a alkohol wzmaga apetyt. — zaśmiał się i puścił jej oczko. 
— Kiedy mi to naprawdę smakowało i nie wykłócaj się ze mną Grabowski. 
— Uuuuu... A kto rano mówił, że po nazwisku, to po pysku? — roześmiał się do niej ciepło, a kiedy pokazała mu środkowy palec, wybuchnął ponownie śmiechem i poszedł do łazienki, przygotować jej obiecaną kąpiel. Brunetka udała się do kuchni, gdzie umyła naczynia i sprzątnęła po kulinarnych wyczynach swojego lubego, wyklinając pod nosem, jak można tak nabrudzić, przy zwykłej jajecznicy. — Już zostaw ta kuchnię, błyszczy się. Kąpiel gotowa, o pani... 
— O pani? Do mnie to zdecydowanie nie pasuje, wolę kiedy ty dominujesz... — zaśmiała się ciepło i dała mu buziaka, po czym zniknęła w łazience. Rozebrała się i zanurzyła w wannie, pozwalając sobie na chwilę relaksu. 


— Kuba, co ty kombinujesz? — roześmiała się, kiedy otworzył przed nią drzwi do studia. 
— Mówiłem, że mam dla ciebie niespodziankę i spędzimy miło dzień. Wszystkie problemy zostawiamy teraz tu na korytarzu i wchodzimy tam na luzie i po to, by dobrze się bawić. Zgoda? — od razu zauważyła, że zaczął do niej robić maślane oczka. Pokiwała głową na boki i zaśmiała się lekko. 
— Zgoda, no co mam innego powiedzieć? — uśmiechnęła się i weszła do studia, po czym usiadła na masywnej, skórzanej kanapie, postawionej pod ścianą. Kuba zasiadł przed konsolą i włączył komputer oraz listwy zasilające od reszty sprzętów. 
— Dobra, wpadłem sobie na taki śmieszny pomysł, że nauczę cię rapować... — powiedział z poważną miną, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
— Chyba powinnam ci życzyć powodzenia, może się okazać bardzo przydatne. — odpowiedziała mu dziewczyna, kręcąc głową na boki. 
— Dziewczyno, to tylko zabawa, nie spinaj się. Ułatwię ci robotę. Która moja piosenka, ci się podoba najbardziej? — spytał, a Elen na to pytanie schowała twarz w dłonie. 
— Musze odpowiadać? — wymamrotała. 
— Musisz, ale wnioskując po twojej reakcji, to pewnie "BDSM", zgadłem? 
— Zdecydowanie znasz mnie za dobrze... — mruknęła pod nosem. — Ale tak, zgadłeś. 
— Dobra, ja zaraz poszukam bitu do tego, a ty masz tam zeszyt i długopisy, zacznij pisać tekst. Wszystko, co ci do głowy przyjdzie notuj, potem zrobimy z tego całość. — powiedział i na chwilę zniknął przy ekranie komputera, poszukując muzyki. Dziewczyna zaczęła obgryzać skuwkę od długopisu i zastanawiać się, co mogłaby napisać. Ze dwie godziny dopracowywali tekst, nim wpuścił ją do wyciszonej sekcji studia. Stanęła za mikrofonem i nałożyła sobie słuchawki na uszy. Chłopak usiadł za konsolą i puścił jej podkład. — Za późno wchodzisz, musisz wcześniej... — powiedział do niej i posłał jej uśmiech. Sam wczuł się w rytm i pokazał jej palcem kiedy miała zacząć. Po kilku próbach zaczynała już idealnie. — Dziewczyno, ale nie zapominaj o oddychaniu, bo tlenu ci brakuje, żeby to dokończyć. — zaśmiał się do mikrofonu. 


On nie jara się piwkiem we dwoje,
Z drogiego alkoholu zrywa banderolę,
Czekam na końcu korytarza,
I mogę być jego już nawet na stole,
To łatwe... Za łatwe... 
On trzyma bata w swej dłoni
I już wiem, że zaraz zaboli
Gdy smyrnie w tej boskiej agonii,
A suka poprosi o jeszcze, on woli...
BDSM, BDSM, suko, BDSM,
BDSM, BDSM, suko, BDSM,
BDSM, BDSM, suko, BDSM,
BDSM, BDSM, suko, BDSM, 
Rozpięte koszule, zatrzaśnięte zamki,
Stęknięcia i wrzaski, na oczach maski,
Dziś zagram każdą z jego ról...


GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz