LVI

184 28 23
                                    

Światło wpadło przez okno, oblewając twarz Elen i budząc ją ze spokojnego snu. Otworzyła leniwie oczy i wyciągnęła przed siebie dłoń, chroniąc zaspane oczy przed kolejnymi promieniami. Spojrzała obok siebie, Kuba spał jak zabity, chrapał cicho, a dziewczyna zaśmiała się lekko. Wyszła z łóżka i narzuciła na siebie satynowy szlafrok. Przeszła do salonu ze sporym aneksem kuchennym, mijając śpiąca na kanapie Elżbietę. Poprawiła jej kołdrę i wyszła na ogród. Odpaliła papierosa i rozkoszowała się wrześniową, piękną pogodą. Gdyby ktoś powiedział jej dwa tygodnie temu, że dzisiaj przywita dzień w ten sposób, pewnie wyśmiałaby tę osobę. Uśmiechnęła się pod nosem i zgasiła niedopałek. Wróciła do salonu i zamknęła delikatnie za sobą drzwi. Wróciła do sypialni i zaczęła się ubierać. 
— Chcesz uciec? — usłyszała ciche mamrotanie wychodzące spod kołdry. 
— Nie, śpij... Dochodzi dopiero ósma. Idę kupić coś na śniadanie. — powiedziała z lekkim uśmiechem. 
— Yhym... Tam jest karta... — wskazał na swoje spodnie, leżące na podłodze, a dziewczyna pokiwała z niedowierzaniem głową. 
— Dobra, zaraz wrócę. — nie zamierzała nawet wziąć jego karty, po prostu przytaknęła mu, by spokojnie mógł zasnąć i nie musiał się z nią wykłócać. Z drugiej strony, to było miłe, bo od Marcina taki tekst usłyszała może ze dwa razy. Wyszła z mieszkania i rozejrzała się dookoła. Pomimo, że było to centrum Warszawy, tutaj zdawało się być dość cicho. Nie było tramwajów i tylko co jakiś czas przejechał powoli autobus. Spojrzała na parking, do którego prowadził stromy zjazd, zaraz obok wyjścia z klatki schodowej. — Hej, czego tam szukacie?! — powiedziała widząc kilku gnojków, kręcących się wokół lamborghini. Na jej zapytanie uciekli szybciej, niż ustawa przewiduje. Westchnęła lekko i ruszyła wzdłuż ulicy, podziwiając okolicę. Nie była tutaj jeszcze, bo jej wizyty ograniczały się tylko do Ciechanowa. Tam, jeśli przez te trzy lata nic się nie zmieniło, to pewnie z palcem w nosie odnalazłaby się. Zobaczyła spory park po kilkunastu metrach i skręciła do niego. Przeszła przez alejki, przy których stały ławki, a ludzie wokół wyprowadzali psy lub uprawiali poranny jogging. Podeszła do stawu, który znajdował się w dalszej części i oparła się o drzewo, podziwiając faunę i florę. Po chwili zawróciła i wyszła tym samym wejściem, którym tu przyszła. Skręciła w Aleje Ujazdowskie i rozglądała się na boki. — Boże... Nie ma tu żadnego sklepu? — mruknęła do siebie pod nosem, jednak po kilku minutach odnalazła Tesco Express. Weszła do środka i nakupiła przeróżnych pyszności na śniadanie. Kiedy zapłaciła za zakupy wyszła ze sklepu i ruszyła w stronę mieszkania Kuby. — Nosz kurwa... Co za dzieciaki... — Elen postawiła zakupy przy drzwiach wejściowych i zeszła do garażu, przeskakując szlaban. — Kazałam wam spadać, zaraz zadzwonię po policję! 
— A co ty możesz paniusiu... — prychnął najstarszy z nich. 
— Więcej niż ci się wydaje. — powiedziała i wyciągnęła telefon. — Witam, chciałabym zgłosić włamanie i naruszenie mienia prywatnego. — powiedziała do telefonu, a chłopaki uciekli jak z procy. — Straszenie zawsze działa. — westchnęła i wróciła do drzwi, po czym wzięła swoje zakupy i weszła do mieszkania. Zapach kawy unoszący się spod drzwi, sugerował, że reszta domowników już wstała. 
— Jestem. — powiedziała z uśmiechem. — Jakieś gnojki kręciły ci się przy aucie. 
— Co ty mówisz? Zaraz zadzwonię na ochronę, niech się tym zajmą. — powiedział i złapał za telefon, wychodząc do studia. 
— Co tam kupiłaś? — spytała Elżbieta, która była już gotowa, by przygotować dzieciakom śniadanie. 
— Jogurty, biały ser, jajka, wędlinę, sery, jakieś soki i szczypiorek. — powiedziała Elen i położyła siatki na wyspie kuchennej. 
— Świetnie, to zaraz wam naszykuję śniadanie. — powiedziała kobieta. 
— Pani Elu, ale naprawdę nie trzeba, jest pani naszym gościem, to bardziej my powinniśmy skakać nad panią. — zaśmiała się lekko Elen. 
— Nie kłóć się z nią, bo i tak nie wygrasz... — powiedział Kuba, całując dziewczynę w skroń. — Zaraz przyślą patrol. — powiedział z uśmiechem. — Mam nadzieję, że nie zarysowali, bo jak dorwę to nogi z dupy powyrywam. 
— Kuba, nie wierzę, w końcu powiedziałeś coś mądrego. — wtrąciła się jego matka i ruszyła do kuchni, żeby naszykować im śniadanie. 
— Ta kobieta jest niemożliwa. — westchnęła lekko brunetka. 
— Bo to moja mama. — zaśmiał się ciepło i usiadł koło dziewczyny, obejmując ją ramieniem. Wtuliła się w niego mocno i przymknęła oczy, rozkoszując się jego zapachem, który był dla niej jak najsłodszy narkotyk. — Może pojedziemy dzisiaj nad jakąś wodę? — zaproponował, miziając kciukiem jej policzek. 
— Jestem bardzo za, ale nie wiem, czy mam strój kąpielowy... — powiedziała i zamyśliła się, czy w jej walizce znajdowało się bikini. 
— A kto powiedział, że będzie ci potrzebny? — zaśmiał się cwano. 
— No raczej ciężko wśród ludzi paradować nago, oni zeżarliby mnie wzrokiem, a ty ich za to, że patrzą, więc armagedon murowany. — roześmiała się ciepło. 
— Oj Mała... Pojedziemy w odludne miejsce. — powiedział z szerokim uśmiechem. — A mama zostanie jeszcze do jutra, to jutro ją odwiozę do domu. 
— Może ona chciałaby jechać z nami? — spytała na tyle głośno, że kobieta krzątająca się w kuchni, usłyszała pytanie. 
— Po pierwsze nie mam formy na lato, po drugie gorące pogody mi nie służą, więc chętnie nacieszę się jeszcze klimatyzowanymi wnętrzami. — Ela zaśmiała się z kuchni, wymachując w dłoni drewnianą łyżką. 
— No to masz odpowiedź. — Kuba sięgnął po cukierka, ze szklanej półkuli, która robiła za ozdobę stolika kawowego. 
— A nie zjedz mi śniadania, to wpierdol dostaniesz. — zażartowała rodzicielka, mieszając na patelni jajecznicę. Que zaśmiał się pod nosem, brakowało mu takich beztroskich chwil, gdzie nie musiał się niczym przejmować. Na szczęście mógł sobie pozwolić teraz na chwilę wolnego i zamierzał spędzić jak najwięcej czasu z dziewczyną.


— Kuba, na bank się nie zgubiliśmy? — zapytała, kiedy z dobre piętnaście minut maszerowali przez las. 
— Na bank, zaufaj mi. — zaśmiał się i ścisnął mocniej jej dłoń. — Niestety, tylko w taki sposób możemy się dostać na fajną, dziką plażę, gdzie tłum fanek nie będzie mnie oblepiać. — wytłumaczył jej, a ona tylko pokiwała głową ze zrozumieniem. Nie miała mu za złe, że chciał się schować przed światem, ale z drugiej strony przypominało się jej, jak zgubili się na Bali. Lekki dreszcz przebiegł jej ciało. — Wszystko okej? 
— Tak. — odpowiedziała z uśmiechem i już po chwili wyszli na niewielką plażę schowaną za wysokimi trawami. Rozłożyli ręczniki i plecaki, po czym Kuba zaczął się rozbierać do naga. — Ale serio? — zapytała unosząc brew i sama ściągnęła tylko koszulkę, zostając w staniku i shortach. 
— Przecież nikogo tu nie ma, więc co mam się przejmować. — wzruszył ramionami. 
— Jak ci jakiś paparazzi wyskoczy, to będziesz miał. — zaśmiała się z niego. 
— Lepiej nie marudź, tylko sama się rozbieraj i wskakuj do wody, bo cię zaraz sam do niej wrzucę. — pogroził jej palcem, a dziewczyna roześmiała się pod nosem. 
— No zaraz przyjdę, idź nasikać pierwszy, żeby było cieplej. — wybuchnęła śmiechem. 
— No wiesz co... Jak chcesz, to zaraz serio nasikam. — prychnął pod nosem i założył dłonie za głowę, po czym zaczął kręcić biodrami. 
— Kuba, nie! Żartowałam! — krzyknęła na niego niezbyt pewna tego, co działo się pod powierzchnią wody. 
— Serio mnie posądzasz o takie dziecinne zachowania? — roześmiał się i chlapnął w nią wodą. — Rusz ten seksowny zadek, bo nie mamy całego dnia, a jak mama zrobi obiad, to będzie nas popędzać jakieś milion razy, a potem będzie wykład na temat, że każdemu człowiekowi jest potrzebny chociaż jeden, ciepły posiłek w ciągu dnia i że musi nam odgrzewać drugi milion razy. — zaśmiał się. 
— Dobrze, już dobrze, przekonałeś mnie, już idę. — powiedziała i rozebrała się do naga, jednak nie była do końca przekonana, co do tego pomysłu. Szybko schowała się pod wodę, gdzie nią zatelepało. — Wcale nie jest taka ciepła. 
— Jest, musisz się przyzwyczaić. — powiedział i objął ją mocno ramionami. Elen schowała się w jego objęciach i pogładziła dłońmi jego wychłodzone plecy. — Lepiej trochę? — spytał cicho. 
— Lepiej. — odpowiedziała mu i wpiła się w jego usta. Całowali się długo i namiętnie. Po chwili chłopak zanurkował, a Elen rozejrzała się za nim, kiedy nagle poczuła, jak coś ją złapało za kostkę i wciągnęła pod wodę. 
— Kuba! Debilu, mogłeś mnie utopić... — powiedziała kiedy wypłynęła i złapała oddech, wypluwając nieco wody. 
— Wtedy zrobiłbym ci niezłe usta usta. — roześmiał się głośno. 
— Jesteś wstrętny, wiesz? — powiedziała i sama roześmiała się lekko. 
— No ja ciebie też kocham, wstręciucho. — odpowiedział jej, a jego dłonie powędrowały do jej piersi. Zacisnął lekko na nich dłonie i przyciągnął ją za nie do siebie. 
— Panie Grabowski, na to są paragrafy... — mruknęła zerkając na niego. Podpłynął do niej i zaciągnął jej włosy za ucho. 
— Ale straszysz, czy obiecujesz, bo to zasadnicza różnica. — zaśmiał się pod nosem. Po raz kolejny połączyli się w długim pocałunku, a dziewczyna zaczęła opadać w wodzie, ciągnąc go za sobą, jednak w ostatniej chwili wyrwał jej się. zachichotał radośnie, jednak dziewczyna nie zamierzała być mu dłużna, sama złapała go za kostkę i wciągnęła pod wodę. Wypłynęła, zarzucając włosy do tyłu. 
— Ha 1:1 Quebonafide... — powiedziała rozbawiona, jednak odpowiedziała jej cisza. — Wyłaź już, to nie jest śmieszne... — powiedziała już nieco bardziej poważnym tonem i rozejrzała się dookoła, jednak kiedy ponownie nie było żadnego odzewu, dziewczyna zanurkowała szybko. Złapała go pod wodą i wyciągnęła na powierzchnię, po czym zaczęła go holować na brzeg. Była przerażona tym, co własnie się działo. — Kuba, ocknij się... — wyszeptała i sprawdziła mu oddech, ale kiedy go nie wyczuła, podjęła szybko resuscytację krążeniowo-oddechową. Uciskała mocno jego klatkę piersiową i wdmuchiwała mu powietrze do ust. Kiedy nagle chłopak wybuchnął śmiechem. 
— Ha 2:1 dla Quebo... Boże co za dziwne uczucie jak mi dmuchasz w usta... — raper śmiał się w najlepsze, trzymając się za brzuch. Spojrzała na niego jak na debila, a w jej oczach pojawiły się łzy. Kiedy ona robiła wszystko, by walczyć o jego życie, a przez głowę przechodziły jej najgorsze myśli, on robił sobie z niej żarty. — Co robisz? — spytał nieco bardziej poważnym tonem, widząc jak dziewczyna zaczęła ubierać shorty i koszulkę. Nie odpowiedziała mu, nawet na niego nie spojrzała. Wsunęła w kieszeń swój telefon i ruszyła przez las. — Elen! Do cholery, bo się zgubisz! — krzyknął za nią, ale nie miała ochoty go oglądać, ani słuchać. — Ja cię szukać nie będę... — mruknął pod nosem, chociaż dobrze wiedział, że skłamał. Szukałby jej nawet na końcu świata. Chłopak mylił się, bo brunetka posiadała dobrą orientację w terenie i szybko zapamiętywała drogi. Wróciła do zaparkowanego na skraju lasu auta i oparła się o bok pojazdu. Zjechała po nim w dół i objęła swoje kolana dłońmi. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na wybuchnięcie płaczem i żeby dać ujść negatywnym emocjom. Nie rozumiała, jak można było żartować sobie z tak poważnych rzeczy. Poza tym dopiero go odzyskała, a już przeżyła ten najgorszy z możliwych strachów, który zwiastował utratę bliskiej osoby. 
— Ciiii.... — usłyszała po chwili nad sobą głos Kuby. — Przepraszam, nie zastanowiłem się nad tym, co robię... — przyznał się ze skruchą w głosie i sam usiadł przy aucie, wciągając ją na siebie. Wtulił ją mocno w siebie i gładził jej plecy, starając się uspokoić dziewczynę. 
— Nie rób mi tak, nigdy więcej... — wyszeptała, kiedy przestała się zanosić płaczem i uspokoiła się nieco. 
— Przysięgam, że już nigdy, przenigdy tak nie zrobię. — powiedział i tulił ją w swoich ramionach dopóki się nie uspokoiła. 


Chyba się wypalam... Ktoś ma jakieś ciekawe koncepcje, co może się stać dalej? Przyjmę i rozważę wszystkie propozycje. 

Całuję,
Angel Woodgett.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz