Elen zmrużyła oczy, kiedy oprawcy ściągnęli jej z głowy ciemny worek. Światło uderzyło w jej twarz, aż jęknęła pod wpływem nieprzyjemnego uczucia. Była w jakiś opuszczonym magazynie i wisiała głową w dół. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się, ujrzała trójkę mężczyzn siedzących na krzesłach na przeciwko niej.
— Witaj dziecino, podróż się podobała? — powiedział z uśmiechem jeden z Hiszpanów, obracając w dłoni spory nóż. Odpowiedziała mu, jednak przez knebel, który miała w ustach, wydała z siebie tylko niezrozumiały bełkot. — Plus za starania, od razu widać, że wygadana. — zaśmiał się do pozostałej trójki, którzy wymienili się szerokimi uśmiechami. — Żywa stąd nie wyjdziesz, ale najpierw porozmawiamy i powiesz mi Paskudo, wszystko, czego potrzebuję się dowiedzieć. Wiem, że zabiłaś mojego poprzednika, ale jeśli myślałaś, że był złem wcielonym, to wierz mi lub nie, ale jestem dziesięć razy gorszy niż on. Jeśli chcesz, żebyś wylądowała w trumnie w jednym kawałku, to radzę ci grzecznie wyśpiewać wszystko. Współpraca i zaufanie... — podniósł się z krzesła i ukucnął przy niej. Pogładził jej policzek chłodnym ostrzem i ściągnął z jej ust knebel. — Grzecznie i z pełnym szacunkiem. Rozumiemy się?
— Po moim trupie, chyba oszalałeś, że ja cokolwiek wiem... — prychnęła śmiechem, na co dostała silny cios w policzek, aż jej oczy zaszły łzami. — Żądasz szacunku, a sam nie masz go za grosz... — powiedziała, tamując z całych sił napływające łzy.
— Wierz mi lub nie robaczku, ale to była pieszczota. Szkoda tej buźki, ale nie dajesz mi wyboru. Przejdźmy do rzeczy. Pytanie numer jeden: jakie jest powiązanie między tobą, a Wayanem? — zapytał i usiadł przed nią po turecku, krzyżując nogi.
— Tak szczerze? To żadne. Mam go za chorego pojeba, który zostawił mi piękną pamiątkę na ręce. — wskazała na bliznę. — Więc wiedz, że takie tortury nie są mi pierwszyzną.
— Cieszę się, że nie są ci pierwszyzną, może nie będziesz się drzeć, a ja nie będę musiał cię uciszać gwiazdeczko. — na jego twarzy pojawił się szeroki, złowieszczy uśmiech. Jej ciało paraliżował strach, ale starała się nie dawać nic po sobie poznać i zgrywać bardziej odważną, niż była. Czuła cholerny ból brzucha, który zawsze towarzyszył jej w chwilach grozy. — Skoro nie ma powiązań pomiędzy tobą, a Wayanem, to dlaczego spotkaliście się ostatnio? — zapytał, a dziewczyna spojrzała zaskoczona. Nie sądziła, że go rozpoznali, bo nawet ona miała z tym trudności.
— Mogliście się zatrzymać i zapytać. — odpowiedziała i spojrzała mu w oczy. — Spotkałam się z nim na własną prośbę. Chciałam, żeby się od nas odwalił, zostawił nas raz na zawsze. Mam dosyć tego jego wściubiania nosa w nasze życie. Zjawiał się nieproszony i zastraszał nas. — odpowiedziała mu, starając się nawet na sekundę nie spuścić z niego wzroku, by być jak najbardziej wiarygodną. W końcu, po części było to prawdą. Nieznajomy mężczyzna pokiwał głową.
— Mój szósty zmysł podpowiada mi, że nie jesteś ze mną do końca szczera... — tym razem poklepał ją po policzku, kiedy zacisnęła z całej siły powiek, czekając na kolejny cios. — Zmuszasz mnie do nieprzyjemnych tortur. Znaczy, dla mnie będą one bardzo przyjemne, ale ja naprawdę nie chciałbym zniszczyć tak pięknej buzi. — wysyczał, zaciskając szczękę.
— Po prostu pytaj, to co wiem, to ci powiem. Nie zamierzam kłamać, bo wiem, że to się wtedy skończy dla mnie źle. — powiedziała i poczuła jak jego dłoń zacisnęła się na jej włosach, za które pociągnął mocno. Krzyk wydarł się z jej gardła i poniósł echem po magazynie.
— Nie próbuj na mnie jakiś psychologicznych zagrywek, bo to cię nie uratuje, rozumiemy się?! Gdzie są pieniądze tego sukinsyna?! I lepiej daj mi jakieś konkrety... — puścił ją z takim impetem, że zaczęła się bujać na linie.
— Nie mam bladego pojęcia... Skąd ja mam to wiedzieć?! Jestem dla niego nikim... NIKIM, kurwa słyszysz?! — krzyknęła w stronę mężczyzny.
— Bo przeszły przez twoje konto... Tylko nie wiemy, gdzie się zatrzymały... — uderzył ją w twarz. — To za podnoszenie głosu na mnie... Kim jest twój chłoptaś? Jak wstąpił w szeregi Wayana i to od razu na tak wysoką rangę. Wyrżnęliśmy sporo jego ludzi i nikt nie potrafił nam odpowiedzieć. Teraz daję ci prawo głosu i wykorzystaj je dobrze, bo lubimy zaczynać od tych najmniej ważnych i bawić się w zdobywanie informacji. — uniósł brew, a jego twarz przybrała cwany wyraz. — On pewnie już cię szuka... A ja wręcz liczę na to, że nas znajdzie. Zawiśnie obok ciebie i będzie zmuszony patrzeć, jak obdzieram cię ze skóry. Słuchać twojego darcia się, krzyków, wrzasków i błagania, bym cię zabił, bo nie będziesz miała już żadnej lepszej opcji. Wtedy powiem ci, że śmierć jest dla tchórzy, a ty miałaś odwagę mnie okłamać... Wtedy zastosuję kolejne tortury, dopóki nie będzie ci już wszystko jedno, co się z tobą stanie. Wtedy przyjdzie czas na twojego faceta i wspólnie go przesłuchamy, tak, żebyś i ty mogła usłyszeć jego ból. Wierz mi, lub nie, ale w ostatnich chwilach swojego marnego życia, jedynym, co będziesz miała w głowie, to jego błaganie o pomoc, krzyk rozpaczy i ciszę... Potem zastanowię się, jak was wykończyć... Ale to będzie niespodzianka, nie lubię odkrywać wszystkich kart, w końcu bez efektu zaskoczenia nie ma zabawy. — szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy, co czyniło go jeszcze gorszym, niż dotychczas. — Wiesz... Chyba cię zmobilizuję do działania... Wzbudzasz we mnie poczucie, że jesteś zbyt mało zmotywowana do działania, by pomóc mi uzyskać moje cele. Mężczyzna podszedł do Elen i przesunął po raz kolejny zimnym ostrzem po jej twarzy.
— Przecież powiem ci wszystko, co wiem... — wyszeptała, a łza spłynęła po jej czole i skapnęła na betonową posadzkę.
— Muszę cię zmobilizować skarbie... I obiecaj mi, że będziesz głośno krzyczeć... — w jego oczach pojawił się obłęd, a dziewczyna momentalnie zaczęła się szarpać, próbując się wyrwać. — Przytrzymajcie ją. — rozkazał swoim pachołkom, którzy od razu wykonali polecenie swojego szefa. Przeraźliwy krzyk poniósł się echem po opuszczonym magazynie.
— Dziękuję za wszystko. — powiedział Kuba, kończąc połączenie z hackerem. Namierzyli Elen i jeden z kamieni spadł mu własnie z serca.
— Trzeba się uzbroić. — powiedział Nathaniel i wstał z krzesła. Udał się do swojego pokoju, gdzie zaczął wyciągać przeróżną broń. Od białej, przez palną, po materiały wybuchowe. Nie wiedział, co ich czeka, ale wiedział, że są pośrodku wojny. Tak jak i Grabowksi, bał się o drobną brunetkę, która była mu jak córka. Minęła godzina odkąd dziewczyna przekroczyła próg drzwi warszawskiego Torwaru. Kuba też poszedł do siebie i na zgodnie z wytycznymi przebrał się na czarno. Spojrzał w lustro i zamknął oczy. Poczucie winy nigdy nie było tak nieznośne jak w tej chwili. Odebrali mu cały świat, największe szczęście, miłość i osobę, w której pokładał wszystkie swoje nadzieje. Teraz to on zamierzał zamienić ich życie w popiół, chociaż nie był do końca pewien, co mogą zastać na miejscu. Serce waliło mu jak oszalałe. Wziął głęboki oddech stając przed lustrem i wziął głęboki wdech, zaciskając pasek od spodni. Przełożył kawałek skóry przez sprzączkę, po czym sprawdził, czy się trzymają mu na tyłku. Wsunął na nogi buty i wziął czapkę, chowając pod nią zielone włosy.
— Dasz radę, kochasz ją i jeśli nie ty, to nikt jej nie uratuje. Namieszałeś, naważyłeś piwa, a dzisiaj nadszedł ten dzień, że musisz je wypić. Jutro znikniemy i będzie po wszystkim, a za kilka lat roześmiejemy się na wspomnienie tej chwili. — powiedział do własnego odbicia. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek w swoim niedługim, aczkolwiek intensywnym życiu, rozmawiał ze swoim żałosnym odbiciem. Ogarniało go uczucie pustki, a jednocześnie, gdzieś na dnie swojego serca czuł, że dziewczyna jeszcze żyła. Liczył, że intuicja go nie zawiedzie, bo nie wyobrażał sobie innej opcji. Wyszedł ze swojej sypialni i przeszedł do pokoju ochroniarza, gdzie niemal złapał się za głowę. — Kurwa i ty trzymasz to wszystko w moim domu...?! — zapytał zaskoczony. Wiedział, że posiadał broń, ale nie spodziewał się, że było tego aż tyle.
— Nie marudź, tylko się ciesz, bo mamy teraz czym walczyć. — powiedział i wcisnął mu w kieszenie kilka granatów. Dał mu pistolety, a na plecy założył kałacha. Na jego twarzy malowało się wielkie skupienie. Ustalał w głowie plan, starał się przewidywać ruchy wroga, a jednocześnie nie był w stanie przewidzieć kolejnych ruchów. Musiał być przygotowany na każdą okoliczność, a w jego głowie było ich wiele, być może nawet za dużo. Wyciągnął spod łóżka dwie kamizelki kuloodporne i odwrócił się z jedną, spoglądając w stronę rapera. — Nigdy nie sądziłem, że to zajdzie, aż tak daleko. Jeśli tylko dostaniesz w swoje dłonie Elen, uciekaj. Nie patrz na mnie, nie czekaj. Odjeżdżaj. Po wszystkim skontaktuję się z tobą i powiesz mi, gdzie jesteś. Jeśli do godziny nie dam znaku życia, pojedziecie na wojskowe lotnisko pod Warszawą. Powołasz się na mnie, a kiedy zadadzą ci pytanie, odpowiesz, że to była ciocia Merry. Rozumiesz?! — zapytał z pełną powagą, pomagając mu się ubrać. Dociskał kolejne paski i oddychał ciężko, nie mogąc się doczekać, by w końcu odbić dziewczynę.
— Musimy się odliczyć wszyscy, bo Elen mnie rozszarpie. — zaśmiał się lekko, chociaż dość nerwowo. Nie potrafił ukryć przed przyjacielem strachu przed stratą ukochanej, jaki właśnie odczuwał.
— Damy radę, musimy. — uśmiechnął się lekko do niego. Panowie zebrali się i zeszli na dół do samochodu. Postanowili jechać autem Natha, które nie przyciągało, aż tak wielu spojrzeń ludzi, co grafitowe lamborghini. Wyjechali z garażu i ruszyli w stronę opuszczonego magazynu. Siedzieli w ciszy, każdy był pogrążony we własnych myślach, chociaż ich myśli miały wspólny cel. Niebieskooka brunetka, która czekała na nich, gdzieś na końcu świata, pośrodku niczego. Spoglądał na ludzi, widział rodziny, ludzi starszych i zastanawiał się, czy czekała go jakakolwiek przyszłość, podobna do tych, jaką mieli przed sobą zwyczajni ludzie. Chciał być już daleko stąd, życzył sobie, by w końcu poślubić ukochaną i jeśli się zgodzi, próbować starać się o dziecko. Był gotowy porzucić dla niej rap i oddać się jej w całości. Wszystko to, co właśnie się działo, było jak próba sił. Jakby życie testowało go ile jeszcze mógł wziąć na swoje ramiona i znieść z honorem i podniesioną głową. Miał przy sobie wszystko, co było niezbędne mu do walki, teraz wystarczyło już tylko do niej przystąpić i wygrać. Dla niego. Dla niej. Dla nich.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...