LXX

176 24 5
                                    

— Nigdy więcej nie rób takich zawiedzionych oczu, bo nie potrafię ci wtedy odmówić. — wyszeptał do jej ust zaraz po tym jak zszedł ze sceny. Zacisnął dłoń na jej szyi i wpił się zachłannie w jej rozchylone wargi. 
— Dobrze... — wyszeptała cicho, a napięcie między nimi wzrastało z sekundy na sekundę. Popchnął ją lekko w stronę toalet. Nie opierała mu się, pożądała go w tej chwili tak bardzo, że czas i miejsce przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Weszli do męskiej toalety, gdzie zatrzasnął za nimi drzwi. Popchnął ją w stronę umywalek, gdzie posadził ją na blacie i wpijał się raz po raz w jej usta, pogłębiając pocałunki. Ulegała mu i gładziła jego szyję, błądząc palcami po znakach zapytania. Alkohol i ckliwa chwila wystarczyła, by rozpalić w nich płomień namiętności. Uniósł ją i złapał za jej spodnie i majtki, zsuwając je z niej szybkim ruchem. Potarł szybko jej łechtaczkę, mógłby brać ją już tu i teraz, była cholernie mokra od zaistniałej sytuacji. Jednak zamierzał nacieszyć się tą chwilą dłużej. 
— Na kolana. — wyszeptał zabierając od niej dłoń, na co mruknęła niepocieszona, jednak szybko uklękła. Wyciągnął nabrzmiałego penisa i przesunął główką po jej wystawionym języku, po czym wsunął go głęboko w jej gardło. Zakrztusiła się z początku, jednak szybko mógł posuwać jej usta, szarpiąc za jej włosy. — Wystarczy... — szepnął czując, że był o krok od szczytowania. Wyszedł z niej i podciągnął ją z powrotem na blat, gdzie dziewczyna zaparła się o jego krańce dłońmi. Uklęknął przed nią i wpił się w jej krocze, zlizując z niego wszystkie soki. Teraz to ona, wplotła z premedytacją dłoń w jego włosy i pociągnęła go za nie. Jego język, a po chwili palce zagłębiały się w niej, a ona niemal gryzła wargi, żeby nie wydać z siebie głośnego krzyku, który mógłby przykuć uwagę pracowników lub innych gości. Wysunął z niej palce i wsunął w jej usta, nie musiał nawet mówić, co miała robić, bo jej język szybko je oplótł, kosztując samej siebie. — Jak ja cię uwielbiam... — mruknął i przejechał penisem pomiędzy jej wargami sromowymi, po czym mocnym pchnięciem wbił się w nią, niemal do końca. Przygryzła jego palce, tłumiąc krzyk przyjemności, a on uśmiechnął się tylko triumfalnie. Wykonywał posuwiste ruchami biodrami, patrząc w jej oczy, które błyszczały. Po kilkunastu ruchach wyszedł z niej i obrócił ją przodem do umywalek, zginając ją przez kawałek blatu, po czym zadarł jej nogę do góry, zahaczając ją o miejsce za zlewem. Wykręcił jej ręce, a dziewczyna niemal stała tylko na palcach u jednej nogi. Zgarnął w dłoń jej włosy dołączając je do zajętej dłoni, aż syknęła z bólu. Wszedł w nią od tyłu, po czym zacisnął wolną dłoń na jej szyi. — Patrz... Patrz jaka jesteś uległa... — warknął do jej ucha, kiedy spuściła wzrok i pociągnął za jej włosy, zmuszając ją do wykonania polecenia. Po chwili spojrzała mu w oczy poprzez odbicie w lustrach. Sam zaczynał już powoli sapać. Pochylił ją bardziej, zmuszając by wypięła się mocniej, a sam zaczął po chwili gryźć jej szyję, robiąc jej bordowe malinki. Z każdą chwilą był coraz bliżej szczytowania, a moment przed oczekiwanym orgazmem, odciął dziewczynie dopływ tlenu, powodując, że to jej ciało zadrżało jako pierwsze, a przed oczami jej pociemniało. Krzyknęła ostatkami chwil, ale Kuba szybko zareagował, zabrał dłoń z jej gardła i zatkał jej usta. Czując jak jej pochwa zacisnęła się na jego pulsującym członku, szybko zalał ją obficie. Sam schował twarz w jej łopatkę wydając z siebie długie jęknięcie. Uwolnił jej ręce i włosy, a dziewczyna zsunęła nogę, która drżała od niekomfortowej pozycji. Złapała się mocniej blatu i dyszała, próbując uspokoić oddech. Sam Grabowski, gdy tylko podciągnął spodnie, usiadł na toalecie próbując wyrównać rytm serca. Elen dalej stała z opuszczonymi spodniami i otarła łzę, która spłynęła jej z przyjemności po policzku. 
— I co się tak rozsiadłeś... Druga runda. — wysapała, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, jakiego jeszcze, chyba, chłopak na jej twarzy nie widział. Podeszła do niego i złapała za jego spodnie ściągając je ponownie. Spojrzał na nią zaskoczony, ale nie protestował, szybko usiadła na nim okrakiem i zaczęła go ujeżdżać, kiedy tylko jego penis stwardniał na nowo. Jej soki, zmieszane z jego poprzednim wytryskiem wypływały z niej z każdym pchnięciem, wydając charakterystyczne mlaśnięcia. Doprowadziła go i siebie do kolejnego orgazmu. Dopiero wtedy wciągnęła na siebie spodnie i zapięła je. Podeszła na drżących nogach do lustra i zaczęła się poprawiać. Grabowski szybko ogarnął się i stanął za nią, obejmując ją od tyłu. 
— Byłaś boska... — wychrypiał do jej usta. Oboje czuli suchość w gardle, ale przyciemniała to satysfakcja. Wyszli z toalety zadowoleni, mijając kilka mężczyzn, czekających w kolejce. Eleonora nie omieszkała, posłać im szerokiego uśmiechu. Wrócili wspólnie do stolika i usiedli dopijając do dna swoje drinki. 
— Co wyście w tym kiblu tyle robili...? — spytał Krzychu. 
— Oj dzieciaku, dzieciaku... A co dwójka dorosłych może robić w kiblu? Zobacz na ich oczy, przecież od razu widać, że się grzmocili. — prychnął Maciejka, a już po chwili zawył żałośnie, kiedy poczuł na swojej potylicy dłoń młodszego brata. — Ej no co?! A kłamię?! — oburzył się starszy z braci. — A jak ja zaśpiewam, to też ze mną pójdzie do toalety? — zaśmiał się cwano pod nosem.
— Pójdę zapalić. — powiedziała dziewczyna i nie czekając na odpowiedź, wyszła z baru i usiadła na ławeczce. 
— Kurwa, debilu... Kiedyś ci normalnie jęzor przy samej dupie urwę... — warknął Kuba. Wiedział, że Maciek był już wstawiony i gadał od rzeczy, jednak miał świadomość, że dziewczyna dopiero otwierała się na takie szalone rzeczy, a głupi tekst mógł ją na nowo zamknąć. 
— Przesadziłeś... — dodał Krzychu. 
— Pójdę do niej, a jak zepsułeś jej nastrój, to normalnie... Wykastruję cię, mózgozjebie. — powiedział raper i zacisnął dłoń w pięść. Wstał od stołu i wyszedł na zewnątrz. 
— O boże, wyjmijcie wszyscy kija z dupy, to był tylko niewinny żart... — mruknął Maciej, poprawiając swoje okulary. 
— No nie taki niewinny, skoro mogłeś ją zranić swoimi słowami. — powiedział Adam. 
— Pójdę po kolejnego drinka, bo chyba jeszcze nie jestem dość pijany, by przetrawiać jego dowcipy. — zaśmiał się Krzysztof i wstał z miejsca, kierując się w stronę baru, gdzie zamówił wszystkim po kolejnym drinku. Flirtując nieco z barmanką, zauważył kątem oka, jak jego najlepszy przyjaciel wbiega na salę z furią w oczach. 
— Co się dzieje? — zapytał, kiedy podszedł z tacą wypełnioną szklankami i postawił ją na stole. 
— Nie ma jej, ten debil ją pewnie uraził i lepiej módl się, żeby była w hotelu. — postukał palcem w klatkę piersiową brata, po czym wyciągnął telefon i zaczął gorączkowo dzwonić do dziewczyny. 
— Tyłek mi wibruje... — mruknął Mosjki, unosząc się lekko. Skąd wyciągnął spod swojego tyłka torebkę dziewczyny. Na ten widok Kuba pobladł. 
— Wracamy. — powiedział, a wręcz rzucił rozkaz w stronę swojej ekipy. 
— Coooo...? Nieee.... Noc taka młoda, a ty zawsze musisz się uganiać za tymi laskami? Może niech po prostu nie robi scen i wróci do nas. 
— A spierdalaj... — warknął i założył na siebie bluzę. Prawie wyrwał torebkę z ręki Moyse'a i wyszedł z baru. Wyszedł z bramy i rozejrzał się za taksówką, serce waliło mu jak oszalałe, a w głowie miał milion myśli. Kiedy nie znalazł żadnej taksówki w okolicy, złapał za telefon i zamówił sobie Ubera. — Dziesięć minut? Ja pierdolę, dłużej się nie da. — warknął pod nosem, jednak zrezygnowany usiadł na krawężniku i oczekiwał na przyjazd samochodu. Kiedy tylko zobaczył zbliżający się pojazd wstał i machnął na kierowcę. Zapakował się szybko do środka i kiedy kierowca ruszył, ze zniecierpliwieniem oczekiwał dojechania do celu. Obserwował bacznie ulice, mając cichą nadzieję, że brunetka szła gdzieś spacerem, w stronę hotelu, jednak nie zobaczył jej. Ciche westchnięcie wydarło się z jego ust, a na twarzy malował mu się zawód. Z jednej strony, nie był pewien co brunetka poczuła po słowach jego brata, z drugiej obawiał się, że coś mogło się jej stać. Wyskoczył niemal jak poparzony, kiedy taksówka zatrzymała się pod hotelem i wbiegł do lobby, rozglądając się po nim. Zajrzał w każde możliwe miejsce, nim wjechał na ich piętro. Otworzył drzwi, gdzie powitały go egipskie ciemności. — Nie, nie, nie... — wyszeptał sam do siebie i zapalił światło, jednak wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak zostawili to rano. Sprawdził jeszcze toaletę i balkon, jednak nie było tam śladu dziewczyny. Zrezygnowany usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie, pocierając ją. Miał ochotę udusić brata i cieszył się, że nie było go teraz pod ręką, bo byłby zdolny zrobić mu krzywdę. 
— I co? Nie ma jej? — usłyszał po chwili, kiedy przez niedomknięte drzwi do środka wszedł Krzysiek. 
— A widzisz ją tutaj gdzieś?! — niemal krzyknął na niego. 
— Ale nie wyżywaj się na mnie, bo nic ci złego nie zrobiłem... — upomniał go czerwonowłosy. 
— Wybacz, po prostu nie wiem, co się z nią dzieje i martwię się... Nie ma telefonu, może się zgubiła i błądzi gdzieś? — westchnął ciężko, a przyjaciel usiadł koło niego i objął go, klepiąc po plecach. 
— Wybaczam, spokojnie, może tylko poszła się przejść i ochłonąć. Może zaraz wejdzie przez drzwi i roześmiana poinformuje cię, że się zgubiła i nie wie, jak do tego doszło? — próbował go pocieszyć, jednak bezskutecznie, nic nie poprawiało mu nastroju. 
— Mam nadzieję stary... Powiedz mi, że tego debila tu nie ma... — mruknął pocierając twarz. — Kurwa, za długo było dobrze. — warknął i przeklął jeszcze kilka razy. 
— Nie ma, ja pojechałem za tobą, a Mojski został, żeby ten nie odwalił jakiejś głupoty. Wiesz, że wariat lubi wywijać po alkoholu. 
— Wiem, głupi jeleń... — mruknął. 
— Poczekam z tobą, mówię ci, że pewnie zaraz przyjdzie i niepotrzebnie martwisz się na zapas. — dalej próbował podnieść go na duchu, jednak przynosiło to całkiem odwrotny efekt. 
— Dobra... — Kuba położył się na łóżku i nakrył ramieniem twarz. Starał się jak mógł, by być dobrej myśli. 


Godzinę wcześniej... 

— Boże, co za jeleń... Debil... Co ja dziwka jakaś...? — mruczała do siebie pod nosem, próbując odpalić po raz któryś papierosa, którego trzymała między wargami. 
— Przepraszam panią, mam awarię w samochodzie i próbowałem to naprawić, ale rozciąłem sobie rękę, byłaby tak pani uprzejma mi pomóc. — powiedział nieznajomy, a dziewczyna zmierzyła go wzrokiem. 
— O drugiej w nocy? Dziwne... Nie lepiej zadzwonić na pogotowie i pomoc drogową? Nie jestem w najlepszym stanie, by zbawiać dzisiaj świat. — powiedziała poddenerwowana Elen, rzucając mężczyźnie od niechcenia spojrzenie. 
— Suko, to nie była prośba... — warknął facet, który nie wiadomo skąd znalazł się za dziewczyną i zakrył jej usta dłonią. Próbowała się wyrwać, szamotała się i przeklinała fakt, że było na tyle późno, że na ogródku nie było już nikogo. Wszyscy zrażeni chłodnym wieczorem, udali się do środka. Podjęte próby wyrwania się pozostawały bezowocne. Facet zaciągnął ją do samochodu, gdzie dwóch innych typów, szybko wciągnęło ją do środka. Odjechali na zachód. — On was znajdzie i zrobi wam krzywdę! — krzyknęła nim wciągnięto jej na głowę worek. — Co do chuja... Puszczajcie! — jeszcze przez chwilę próbowała się wyrwać, jednak było to na nic. 
— Nie walcz i tak nie wygrasz... — usłyszała jeszcze jeden głos, a rozmówca wypowiedział słowa w języku angielskim. 
— Wayan... Serio?! — krzyknęła na niego i musieli ją przytrzymać, kiedy próbowała się rzucić na mężczyznę z pięściami. 
— Uspokój się, dla własnego dobra. Porozmawiamy, jak dojedziemy na miejsce. 
— Czemu mi to robisz? 
— Tobie? Nie... Jemu... — skwitował i roześmiał się złowieszczo. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz