Krzysiek otworzył oczy, kiedy zaczęło go razić słońce. Spojrzał na śpiącego obok Kubę, nawet nie wiedział kiedy usnęli. Serce krajało mu się, kiedy widział jak jego przyjaciel spał niespokojnie, zaciskając pięść na poduszce. Mógł sobie tylko wyobrazić, co działo się teraz w jego głowie. Dziewczyna nie wróciła na noc, pewnie krzątała się gdzieś sama w obcym mieście, a przynajmniej miał taką nadzieję, bo zdawało się to być najlepszym scenariuszem w tym momencie. Zerwał się, kiedy po szafce poniosła się wibracja. Zamyślił się na chwilę tak bardzo, że na pozór niewinny dźwięk, wystraszył go i przyprawił o szybsze bicie serca.
— Kuba... Telefon ci dzwoni, może to Elen... — powiedział szturchając przyjaciela, który momentalnie zerwał się, wyrwany z płytkiego, niespokojnego snu. Chwycił szybko za telefon, a kiedy zobaczył numer, po jego plecach rozeszło się nieprzyjemne ciepło.
— Wyjdź... — powiedział do Kondrackiego.
— Co?
— Proszę, chcę w spokoju przeprowadzić rozmowę to z Redbulla. — skłamał, ale wystarczyło, by Krzysiek przytaknął i opuścił szybko hotelowy pokój. Wziął głęboki wdech i przeciągnął po ekranie zieloną słuchawkę, odbierając połączenie. — Halo?
— Quebo, przyjacielu... Wyspałeś się? — jego drwiący śmiech rozległ się po drugiej stronie, aż chłopak nieco odsunął urządzenie od ucha.
— Średnio... O co chodzi? — spytał cicho, pocierając zaspaną twarz.
— Znalazłem coś twojego... Chodzi mi dokładnie o to, że za stary jestem, żebyś mnie kłamał. Skoro tak źle się czujesz, to jakim cudem masz siłę skakać po scenie, spacerować pół dnia po plaży, bawić się w barze i posuwać tą piękność w kiblu... Wiem wszystko, znam każdy twój, nawet najmniejszy, ruch. Nie da się oszukać kogoś, kto oszukuje ludzi zawodowo Grabowski. — powiedział Wayan. Jego ton wskazywał, że na twarzy miał triumfalny uśmiech. Był górą i to bezapelacyjnie.
— Stary, muszę pracować i zajmować się kobietą, nie uważasz? Jednak nie czuję się na siłach na dalekie podróże... — wytłumaczył się, chociaż już nie wierzył, że facet łyknie jego śpiewki.
— Dobrze, rozumiem to... — powiedział spokojnym tonem, a Kuba zrobił wielkie oczy. Zaskoczył go swoją odpowiedzią, której w żaden sposób się nie spodziewał.
— Serio? — spytał, nie mogąc się powstrzymać.
— Ależ oczywiście, jesteśmy tylko ludźmi... Któż z nas nie miał gorszych chwil w życiu? To ja ci mogę tylko dać lekarstwo na twoje dolegliwości. Siedzi koło mnie niebieskooka brunetka, piękna kobieta, jak z marzeń. Zatrzymam ją sobie, dopóki nie spełnisz swoich obowiązków. Nie bój się, zapewnię jej tutaj wszystko, czego będzie jej potrzeba, nawet najskrytsze potrzeby jej zaspokoję. — zaśmiał się cwano i włączył tryb głośnomówiący w telefonie. — No dalej Kwiatuszku, zakrzycz dla niego, albo powiedz mu jak bardzo go kochasz... Masz tylko związane ręce, więc gębą możesz ruszać... — zwrócił się do przywiązanej do krzesła Elen. Dziewczyna jednak spojrzała na niego z nienawiścią i nawet nie pisnęła. Buntowała się przed takim traktowaniem, jednak szybko tego pożałowała. Wayan sięgnął po nóż, leżący na stoliku przy nim. Przytknął go do skóry dziewczyny, która zadrżała. Zaczął powoli ciąć jej skórę dopóki nie wydała z siebie krzyku przepełnionego bólem.
— Kurwa! Ty chory pojebie! — wykrzyczała po polsku, a jej oczy naszły łzami, kiedy rana zaczęła niemiłosiernie piec.
— Elen! — krzyknął do telefonu Kuba, podnosząc się z łóżka. — Jeśli coś jej zrobisz... Odwdzięczę ci się ze zdwojoną siłą! Dawaj do cholery adresy i listę klientów, nadrobię to wszystko, ale potem się odczep... — warknął uderzając pięścią w stolik przy łóżku, z taką siłą, że mebel zaskrzeczał.
— Grzeczny chłopczyk... Lubię jak robisz, to co mówię. To teraz tak... Zaczniesz od Bukaresztu, za dwa dni Lizbona, a następnie Francja. Zamierzam przejąć Europę, a ty mi w tym pomożesz. W końcu przyjaźnimy się, nie?
— Oczywiście... — warknął do telefonu.
— Słyszałaś Kwiatuszku, mój przyjaciel załatwi nam sporo forsy na kolejne przyjemności. — potarł dłonią o policzek dziewczyny, a ta rzuciła się na niego z zębami, próbując go ugryźć. Niestety, jej próba zakończyła się fiaskiem. — Waleczna jesteś, ale refleks jak u szachisty... Niezła próba. Jack, załóż jej opatrunek, nim całkiem zniszczy dywan. — zwrócił się do jednego ze swoich pachołków. — Widzę, że nie tylko wziąłeś sobie jedną z najpiękniejszych dziewczyn na świecie, ale i wojowniczkę. To się chwali Quebo i to bardzo. Zaplanowałem dla niej przepyszną kolację dzisiaj, a po kolacji kto wie, co się wydarzy...
— Wayan, nawet o tym nie myśl, ona za dużo przeszła, nie zniesie tego... — warknął Kuba. Nosiło nim i nie potrafił sobie znaleźć miejsca.
— Wiesz, zamiast siedzieć i gadać przez telefon, możesz wyruszyć w drogę i skrócić jej pobyt tutaj. Trzy miasta, idzie to załatwić w trzy dni. Mój samolot czeka na lotnisku, masz do niego pełen dostęp. Lista wysłana na maila. Wiesz co robić... A ja idę zakosztować trochę rozrywek... Trzymaj się, przyjacielu. — nie zdążył nawet odpowiedzieć, kiedy w telefonie rozległo się pikanie, świadczące o zakończonym połączeniu.
— Kurwa, ja pierdolę! — rzucił telefonem o łóżko i potarł twarz. Zaczął z zawrotną prędkością pakować swoje rzeczy, jak i rzeczy Elen. Po czym ruszył do apartamentu chłopaków i zapukał do drzwi.
— Siema braciszku... — powiedział skacowany Maciek, otwierając mu drzwi.
— Nie rozmawiam z tobą. — warknął i wyminął go w drzwiach. Podszedł do Krzycha i spojrzał na jeszcze śpiącego Adama. — Słuchaj, znalazłem Elen. Wróciła już do Warszawy, tak jak się spodziewałem. Jadę do niej, a wy wykorzystajcie sobie pobyt nad morzem.
— Nie chcesz żebyśmy jechali z tobą? — zapytał Krzysztof, mierząc wzrokiem kumpla.
— Nie, na spokojnie. Poza tym, masz dwóch skacowanych na głowie... — wskazał na łazienkę, z której wydobywały się odgłosy wymiotowania. — Pomożesz mi, jeśli o nich zadbasz... A jak już mój brat się wyleczy z syndromu dnia poprzedniego, to możesz go zakopać na plaży, albo w mrowisku. — czerwonowłosy roześmiał się na myśl o tej wizji.
— Jasne, nie ma sprawy, wymyślę dla niego jakąś specjalną karę.
— Dzięki, wiedziałem, że na ciebie można liczyć. — poklepał go po ramieniu i wstał. — Jak wrócicie to się spotkamy, tak? — zadał pytanie retoryczne, bo dobrze znał na nie odpowiedź. Zabrał walizki i opuścił pokój. Skierował się do garażu, gdzie zapakował wszystko do auta. Jednak w jego głowie rozbrzmiewał przeraźliwy krzyk dziewczyny, który nie dawał mu spokoju. Kolejny raz wszystko zaczęło się komplikować. Ile jeszcze? To pytanie również krążyło w jego głowie. Nim ruszył wyciągnął telefon i sprawdził lokalizację samolotu. Znajdował się na lotnisku w Gdynii, jak widać jego pseudo przyjaciel zadbał o wszystko w najmniejszym szczególe, przerywając mu sielankę. Pokręcił lekko głową i odpalił auto, ruszając w stronę wyznaczonego na GPSie portu lotniczego. W głośnikach grała mu muzyka, a serce biło szybciej. Denerwował się, bo tracił nad wszystkim kontrolę. Nienawidził tego uczucia, bo lubił nad wszystkim sprawować władzę, mieć wszystko poukładane i zaplanowane. Wystarczył jeden, nieodpowiedni człowiek, by na nowo zamieniać jego życie w ruinę. Wierzył tylko w to, że mężczyzna nie zabije dziewczyny, wiedział, że bardzo mu się podobała i liczył, że działało to na jej korzyść. Jednak w odwecie za jej cierpienie, postanowił wykorzystać możliwości płynące z prywatnego samolotu i korzystając z dedykowanej aplikacji, zaznaczył, że na pokład zabiera swój samochód. Zaśmiał się, widząc dodatkową opłatę, która dla narkotykowego bossa, zapewne była jak kichnięcie, jednak on mógł w pewnym stopniu odwdzięczyć mu się za zakłócanie urlopu.
— Dlaczego mi to robisz...? — zapytała spoglądając na mężczyznę.
— Bo twój chłoptaś robi się bardzo nieposłuszny, od kiedy się zeszliście i mało ostrożny. Przecież wiem, że wiesz wszystko... — zaśmiał się złowieszczo, a dziewczyna pokręciła głową. — Kwiatuszku, milczenie to też odpowiedź. Wiem więcej, niż ci się zdaje. Pamiętasz wiadomość o broni? To też byłem ja... Dzieciaki, kręcące się przy jego lamborghini? Dostały za to sporą zapłatę, bo każdy na tym świecie ma swoją cenę. Jeszcze nie wiem, jaką ty masz, ale dowiem się... — pogładził jej policzek. — Wybacz za rękę, ale musiałem, a wolałem zrobić to sam, niż zlecić moim chłopcom, bo wtedy pewnie musiałbym cię zawieść do szpitala, albo sprowadzić lekarza, bo trzeba by było szyć. — mruknął poprawiając koszulę.
— Gdzie jesteśmy? — zapytała, próbując zdobyć jak najwięcej informacji.
— Po środku niczego, nie czujesz jak przyjemnie buja? — zaśmiał się pod nosem. — Jesteśmy na środku morza, tak w razie gdybyś próbowała uciekać, to nie ma stąd ucieczki. Nie ma szans, żebyś dopłynęła do któregokolwiek brzegu... Dlatego spokojnie mogę cię odwiązać, czy wolisz siedzieć skrępowana? — zapytał biorąc ponownie do ręki nóż. Podszedł do niej od tyłu i przejechał chłodnym metalem po jej dłoni, na co dziewczyna zadrżała. — Spokojnie, Kwiatuszku, nie chcemy żebyś się zacięła przez przypadek. — mruknął i rozciął więzy jednym, szybkim ruchem. Dziewczyna zerwała się z krzesełka jak poparzona. Ruszyła przed siebie, wybiegając z eleganckiego pomieszczenia, jednak kiedy tylko przekroczyła próg, po kilku chwilach dopadła do barierek. Nie kłamał, rzeczywiście znajdowali się na jachcie, gdzieś pośrodku morza. — Chodź, pokażę ci wolną kajutę... — zwrócił się do niej Wayan, kiedy podszedł do niej powolnym krokiem.
— Nienawidzę cię! Nienawidzę! — krzyknęła na niego i rzuciła się na niego z pięściami. Złość i frustracja gotowały się w niej. Mężczyzna złapał pewnym ruchem za jej nadgarstki i boleśnie wykręcił jej ręce, aż dziewczyna padła na kolana. Krzyknęła, kiedy rana zapiekła ponownie. — Nienawidzę... — powtórzyła zrezygnowanym tonem.
— Miłość i nienawiść dzieli cienka linia, nie wiesz? Podnieś się, nie wypada, żebyś klękała przy mnie, kiedy moi panowie patrzą. Chociaż spełniasz w jakimś stopniu moje fantazje... — złapał za jej policzki jedną dłonią i ścisnął za nie, ciągnąć ją nieco do góry, a dziewczyna wstała z drewnianego pokładu.
— Chory pojeb... — szepnęła cicho, jednak poddała się. Ruszyła powoli za nim, oglądając jacht. Nigdy nie była na tak wielkim i ekskluzywnym statku. Weszli do sporej kajuty, umeblowanej na wysoki standard. Jednak widok szafy nieco zmroził krew w jej żyłach. Wszystkie ubrania były w jej rozmiarze, nawet buty. Sama zaczęła się momentalnie zastanawiać ile czasu mężczyzna planował wykonanie tego ruchu.
— Jak widzisz, masz tutaj wszystko, czego zapragniesz. Ubrania, jedzenie, alkohol...
— Wolność? — spytała obracając się do niego przodem.
— A nie jesteś wolna? Potraktuj to jako wakacje, miłą przygodę u kumpla na jachcie... Odpocznij. Wieczorem wykonamy kolejny telefon do mojego szacownego przyjaciela. Lepiej dla ciebie i dla niego, żeby wszystkie biznesy przebiegły bez komplikacji i zakończyły się sukcesem. Nie chciałbym, musieć cię zranić raz jeszcze... Dlatego, bądź grzeczna. — powiedział i pogładził jej policzek, ale dziewczyna szybko odsunęła się do tyłu. — Odpocznij. — powtórzył i zostawił ją samą, zamykając za sobą drzwi. Odetchnęła z ulgą, kiedy zostawił ją w spokoju. Zastawiła komodą drzwi, żeby nikt nie mógł wejść do środka. Nie chciała by wygrał, jednak naprawdę potrzebowała odpoczynku, a jej ciało zaczęło dawać o tym znać. Położyła się na wielkim łóżku i wyciągnęła wygodnie nogi. Spojrzała na szafę, kiedy ubrania, które miała na sobie, zaczęły ją uwierać. Niepewnie przesunęła ogromne drzwi, a jej oczom ukazał się bogaty zasób ubrań. Przejrzała piżamy i znalazła jedną zwykłą i czystą bieliznę. Poszła do łazienki i umyła się szybko, po czym założyła piżamę i bez krępacji, mogła w spokoju ułożyć się wygodnie. Uciekła myślami do Kuby, chciałaby móc chociaż do niego zadzwonić, jednak wpadając pod rządy tego tyrana, zapewne mogła zapomnieć o takim luksusie. Westchnęła cicho i zacisnęła powieki. Wróciła wspomnieniami do poprzedniego wieczoru, może gdyby nie wyszła na ta fajkę... Wtedy nie znalazła by się tutaj? Jednak było za późno na gdybanie, znalazła się w sytuacji bez wyjścia i musiała zaufać chłopakowi. Nigdy nie sądziła, że posiadanie chłopaka dealera może być tak trudne i sprawić tyle problemów. Może jednak za bardzo się pospieszyła wybierając Kubę? Uważała, że zna go na wylot, a on jednak szybko udowodnił jej jak bardzo się myliła. Zaprzestając myślenia, usnęła spokojnie, by chociaż na chwilę zregenerować się. Miała cichą nadzieję, że kiedy się obudzi, będzie miała lepszy plan, albo całe zajście okaże się być złym sen, a ona obudzi się z wielkim kacem.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...