XVII

224 29 34
                                    

Kiedy Kuba wyszedł z mieszkania, Elen została jeszcze chwilę na balkonie i patrzyła w światła, którymi spowity był Kraków. Nie wyobrażała sobie, że jeszcze kiedykolwiek zobaczy Kubę, a już na pewno nie po tym co mu zrobiła. Przez długi czas wracała do niego myślami niemal każdego dnia, a kiedy już myślała, że się z niego wyleczyła, on wrócił i uderzył ze zdwojoną siłą. Jej głowa była pełna myśli i krążyła od Marcina do Kuby. Kiedy poczuła na swoim ramieniu dłoń, praktycznie podskoczyła do góry. 
— Spokojnie, ja nie gryzę. — Elżbieta zaśmiała się lekko. — Przepraszam za niego, odkąd wyjechałaś zrobił się nie  do ogarnięcia. — stwierdziła i oparła się o barierkę koło dziewczyny. 
— To znaczy? — pociągnęła temat, chociaż wiedziała, że robi źle. Nie powinna się była interesować nim i tym co się działo. Powinna się skupić na przygotowaniach do ślubu, wyborze dekoracji, kwiatów, sukienki, a nie rozmyślać o byłym niedoszłym. 
— Nie mógł znaleźć sobie miejsca, każdy dzień go męczył, a jego nastrój był strasznie podły. — odpowiedziała i spojrzała na dziewczynę. — Jeśli chcesz, to przeniosę się do jakiegoś hotelu, nie chcę ci siedzieć  na głowie. 
— Pani Elu, nie siedzi mi pani na głowie, a poza tym mam pewien dług do spłacenia wobec Kuby. Czas to spłacić. — odpowiedziała i uśmiechnęła się delikatnie do kobiety. — Także proszę się niczym nie przejmować, czym chata bogata, tak? 
— Dziękuję.  Naprawdę nie sądziłam, że ten koszmar jeszcze wróci. — powiedziała spuszczając wzrok. 
— Mąż? — spytała, a Elżbieta szybko jej przytaknęła. 
— Wrócił po tylu latach i domaga się bóg wie czego... — westchnęła cicho. 
— Kuba na bank to załatwi. — dodała z uśmiechem. 
— I tego się chyba boję najbardziej, bo nie do końca jestem pewna, do czego będzie zdolny. — kobieta westchnęła cicho. 


Kuba, kiedy tylko zszedł na dół, szybko wsiadł do auta. Był cholernie nabuzowany ostatnimi wydarzeniami. Ruszył w stronę Ciechanowa. Zjechał na pierwszą stację, gdzie zatankował samochód, zakupił sobie kawę i kilka redbulli, po czym ruszył w dalszą trasę.  Rozmyślał nad swoim planem, jak rozwiązać sytuację ze swoim ojcem. Nie był pewien, jak to się skończy, ale wiedział, że chce to rozwiązać raz na zawsze. Zaśmiał się lekko pod nosem, po czym uciekł myślami do brunetki. Wypiękniała, a bynajmniej tak mu się zdawało. Mimowolnie potarł kciukiem swoje usta przypominając sobie ich pocałunek. Jego serce zabiło mocniej, znów poczuł się jak szczeniak, ale mógł przysiąc, że uwielbiał to uczucie. Koło drugiej w nocy był już w Ciechanowie, gdzie zmęczony wielogodzinną podróżą szybko udał się do swojego pokoju i położył się do łóżka. Rano, kiedy tylko się obudził skoczył pod prysznic i do sklepu po świeże pieczywo. Zrobił sobie śniadanie i kawę, po czym usiadł przy stoliku w kuchni i rozłożył przed sobą kartki. Zaczął pisać wersy do kolejnej piosenki. Nie mógł sobie pozwolić na dłuższe wychodzenie z domu, bo nie chciał, by jego ojciec wiedział, że jest w mieście. Wtedy na bank nie przyszedłby na Płońską 6. 


Elen, kiedy wstała rano podeszła do okna i przeciągnęła się ziewając. Spojrzała na miasto i zastanowiła się jeszcze chwilę nad życiem. Westchnęła cicho i poszła do łazienki, gdzie wzięła gorący prysznic. Gorące kaskady wody, delikatnie pieściły i obmywały jej ciało, po którym wodziła dłońmi. Kiedy wyszła, udała się do garderoby, gdzie założyła legginsy i luźną bluzę. Spięła włosy w kucyk i wyszła do salonu, gdzie na stole czekało na nią bogate śniadanie. 
— Wow, to ja miałam tyle w lodówce? — zaśmiała się lekko. 
— Nie, ale wstałam rano i poszłam po zakupy, powinnaś dbać o siebie i jeść normalne śniadania. — kobieta upomniała dziewczynę z uśmiechem na ustach, na co ta roześmiała się ciepło. Spojrzała na zegarek i usiadła do stołu. Wzięła się za śniadanie. — Zaraz muszę jechać do Marcina, do szpitala. Mam umówione kilka badań. Zostawię pani klucze, żebyś mogła być niezależna. Ja mam drugi komplet, więc nie będzie żadnego problemu. — dziewczyna wzięła kawałek kartki i szybko coś zanotowała. — To mój numer telefonu, w razie czego proszę dzwonić. Jeśli nie będę odbierać, to znaczy, że jestem na badaniach i oddzwonię tak szybko, jak będzie to możliwe. — dodała z uśmiechem, a Elżbieta wzięła kartkę i wpisała sobie numer w telefon. 
— Dziękuję bardzo. Lubicie leczo? — spytała zamyślona. — Chyba, że wolicie pizze, albo lasagne? 
— Leczo będzie perfekt, ale wie pani, że nie musi gotować, prawda? — zaśmiała się ciepło. 
— Dziewczyno, jest cię jeszcze mniej niż ostatnio, jak cię widziałam. Pewnie biegasz, gdzieś w stresie i jesz jak ci się przypomni, więc proszę mi nie marudzić. Sernik też masz upieczony, więc jeśli masz ochotę to weź kawałek swojemu narzeczonemu. — dodała z lekkim uśmiechem, na co Eleonora zaśmiała się ciepło. 
— Z miłą chęcią, chociaż nie wiem, czy będzie miał ochotę, ale jeśli nie, to sama się z nim rozprawię. Nikt nie zrobił lepszego sernika do tej pory, więc pani wciąż zostaje numerem jeden. 
— No ja myślę. — kobiety roześmiały się ciepło. — Elen, jeszcze tak wracając do wydarzeń sprzed lat... Dziękuję, że nie wydałaś tego artykułu. 
— Nie ma za co, nie mogłam... Na początku, kiedy wróciłam tutaj, próbowałam coś napisać, ale pani syna nie da się opisać, ani skrytykować. Jest jak niezapisana kartka... Przyjmuje wszystko, składa to w całość, a kiedy mu coś nie pasuje, to zgniata stronę i zaczyna od nowa. Poza tym był dla mnie strasznie ważny i po prostu nie mogłam. — odpowiedziała z szerokim uśmiechem, pomimo, że powrót do tych tematów sprawiał jej wewnętrzny ból. Dokończyła śniadanie i wstała od stołu. — Posprzątam, jak wrócę. Marcin będzie pewnie znowu miał jakieś dyżury, czy coś, więc na dziewięćdziesiąt procent wieczór mam wolny. Jeśli będzie pani miała ochotę, to możemy zrobić babski wypad na miasto. Zabiorę panią na dobrego drinka. 
— Kochanie, alkoholu i modlitwy nigdy nie odmawiam, więc z miłą chęcią. — kobieta zaśmiała się, a Elen udała się do przedpokoju, gdzie wskoczyła w buty i kurtkę. Zgarnęła po drodze swoją torebkę i rzuciła jeszcze głośne "pa", po czym wyszła z domu. Zjechała windą na dół, gdzie zapięła odzież wierzchnią i przełożyła przez siebie torebkę. Wyszła z wieżowca i udała się wprost na pobliski przystanek autobusowy, gdzie złapała autobus, który zatrzymywał się przy szpitalu. Z muzyką w słuchawkach, przebrnęła przez miasto i weszła do sporego budynku, gdzie udała się na oddział onkologii. 
— No w końcu jesteś, co tak długo? — spytał Marcin wychodząc z lekarskiego i wpił się czule w jej usta. 
— Korki, skarbie, korki... — zaśmiała się lekko. 
— Czego ten pajac wczoraj od ciebie chciał? — spytał obejmując dziewczynę i przeprowadził ją przez oddział w stronę służbowej windy. 
— Jego matka ma problemy, mąż ją pobił i szukał dla niej lokum. 
— Mam nadzieję, że nie zgodziłaś się. Miałaś o nim zapomnieć i miało być już dobrze. Jeśli on zniszczy nasz związek... — krew zagotowała mu się w żyłach na samą myśl.
— Kochanie, wyluzuj, nie zniszczy nam związku. Z tobą jestem zaręczona, nie z nim, no a za 6 miesięcy pobieramy się i lecimy razem na Filipiny, tak? — powiedziała z ciepłym uśmiechem. Starała się mówić spokojnym tonem, który nie zdradziłby jej emocjonalnego, wewnętrznego roller coastera. — Jednak z jednym muszę cię rozczarować... Pozwoliłam, by jego mama została u mnie. To dobra, miła kobieta i zasługuje na pomoc. 
— Biedna, mała Elen, znowu dajesz się wykorzystać, wiesz o tym? — powiedział kpiącym tonem. 
— Marcin, wyluzuj, to tylko kilka dni i pewnie znów go nie zobaczę przez następne lata. 
— Czyli dopuszczasz, że po latach znowu jesteś gotowa się z nim spotkać? — mruknął niepocieszony. 
— Błagam... Przestań zgrywać zazdrosnego palanta, bo to nie jest ani ładne, ani fajne. — westchnęła lekko. — Poza tym nie zamierzam się z tobą kłócić o Grabowskiego, błagam cię. Skup się na planowaniu ślubu, wesela i takich tam pierdół. — szepnęła i pokręciła z niedowierzaniem głową. 
— O widzisz i o tym własnie mówię. Wczoraj inaczej rozmawiałaś o naszym ślubie, a dzisiaj to pierdoły? 
— Zdecydowanie, szukasz dziury w całym kochanie. — ucięła temat, jednak zaczęła się zastanawiać, czy aby nie miał krzty racji? Weszli przez spore podwójne drzwi do pomieszczenia z tomografem. — Dzisiaj z kontrastem?
— Nie, dzisiaj bez. — odpowiedział i spojrzał na dziewczynę, której mina bardzo szybko zrzedła. Nie lubiła szpitali, bo kojarzyły jej się tylko ze śmiercią, a to badanie, kojarzyło jej się z leżeniem w trumnie. Szybko potarła ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka, a wzdłuż kręgosłupa przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. — Ściągnęłaś wszystkie metalowe rzeczy? 
— Tak. — odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. 
— No to wskakuj, nie ma na co czekać. to cię i tak nie ominie. — dodał rozbawiony jej dziecinnym podejściem i wskazał na maszynę. Badanie trwało z dobre czterdzieści minut. Po wszystkim, dziewczyna wyszła stamtąd ucieszona, że miała to za sobą i liczyła cicho, że nie będzie musiała już tego powtarzać. 
— Co jeszcze mi przygotowałeś na dziś? 
— Jak już jesteś taka zaprawiona w bojach, to morfologia i mocz, a potem USG. — powiedział i pocałował ją. 
— I zgaduję, że przy wszystkim będziesz mi towarzyszyć? — zaśmiała się cwano, odwzajemniając jego pocałunek. 
— Mam jeszcze godzinę przerwy, więc tak, potowarzyszę ci. Potem skoczymy na stołówkę na wspólny lunch. Pasuje ci? — spytał z uśmiechem i złożył na jej ustach jeszcze jeden pocałunek. Eleonora przytaknęła mu i ruszyli razem w stronę laboratorium.  Tam dziewczyna oddała do kolejnych badań krew i mocz, po czym poszli na USG. Marcin usiał przy swoim koledze i wspólnie dyskutowali na temat obrazu, wyświetlanego na monitorze. — Wygląda na to, że jajniki i macica są już w normie, ale poczekamy na resztę wyników, żeby to potwierdzić na sto procent. — powiedział do dziewczyny i spojrzał na nią z uśmiechem. 
— To chyba dobrze, nie? — odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, kiedy wyszli na korytarz i ruszyli w stronę stołówki.
— To wspaniale, bo nie powinny cię już łapać takie bóle, a i okres powinien ci się zacząć normować. Nie powinno także być już krwotoków, ale to ci mówię, trzeba poczekać na resztę wyników, żebyśmy mieli pewność. 
— Dobrze. — powiedziała i zajęła stolik. — Jezu, tu zawsze tak ładnie pachnie... — szepnęła czując jak po badaniach zgłodniała. 
— Co zjesz? — spytał spoglądając na nią. 
— Kluski śląskie z sosem pomidorowym i pulpetami, a do tego kapusta zasmażana. 
— Wiesz, że nie powinnaś jeść takich ciężkich rzeczy... — mruknął spoglądając na nią. 
— Przez ostatnie lata żyłam na chlebie i wodzie, czas nadrobić zaległości. Poza tym raz nie zawsze, dwa razy nie często. — powiedziała podirytowana zachowaniem chłopaka. Z jednej strony cieszyła się, że nie była mu obojętna, jednak z drugiej miała wrażenie, że czasami nieźle przeginał. Spojrzała na zegarek, a przez myśl przebrnęły jej słowa Grabowksiego. "180 dni to dużo czasu, jeszcze wszystko może się zmienić". Zastanawiała się ile w tym prawdy i co mogło się zmienić. Po chwili zganiła siebie w myślach i wróciła do rzeczywistości. Marcin wrócił z tacą i położył ją przed dziewczyną. 
— Smacznego. — powiedział i dał jej buziaka, po czym wrócił po swoją porcję.  Dziewczyna wzięła się za jedzenie. i wyglądała przez okno na patio. Tyle bolesnych wspomnień wiązało się z tym miejscem, a jednocześnie tyle dobrych. Znowu to robiła, mimowolnie wracała myślami do Kuby, a przecież był to już zamknięty temat. — Elen mówię do ciebie. — słowa wypowiedziane z ust chłopaka i lekkie dźganie jej widelcem w rękę, wyrwały ją z zamyślenia. 
— Co? — spytała nie ogarniając na chwilę rzeczywistości. 
— Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Pytałem się, czy zdecydowałaś się już na jakieś kwiaty? — powtórzył swoje pytanie zerkając na dziewczyną. 
— Mieszanka różnych, ale na przodzie oczywiście peonie. — powiedziała z lekkim uśmiechem. Uwielbiała te kwiaty i nie wyobrażała sobie, żeby jej ślub odbył się bez nich. 
— No całkiem niezły wybór. — powiedział Marcin, jednak nagłe rozkojarzenie jego narzeczonej zaczynało go drażnić. — Co jest nie tak na tym patio, że tak tam patrzysz? — spytał w końcu, kiedy po raz kolejny uciekła wzrokiem w stronę okna. 
— Nic, tak po prostu zastanawiam się nad tymi badaniami. — kłamstwo przyszło jej stosunkowo łatwo, a może za łatwo? 
— Nie ma co się przejmować kochanie, będzie dobrze... — powiedział spoglądając na nią. 
— Będzie dobrze... — powtórzyła po nim, chociaż nie wiedziała już sama ile wiary pokładała w tych słowach. 


_____________________________
Jakieś przemyślenia, wnioski? 
Całuję,
Angel Woodgett

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz