LXXXVIII

149 22 16
                                    

— No już chodź. — powiedział Grabowski i niemal siłą odciągnął ją od wielkich okien. — Tutaj jak usiądziesz, to też widać. — dodał, odsuwając jej krzesło, po czym sam usiadł. Wymienili się spojrzeniami, a oczy dziewczyny wręcz błyszczały z zachwytu. — Wszystko dobrze. 
— Tak, wszystko dobrze, po prostu nigdy nie bywałam na salonach i nie bardzo wiem, jak powinnam się zachować w takim miejscu. — zaśmiała się lekko, po czym rozejrzała się dookoła. 
— Normalnie, miejsce, jak miejsce. Na innych nie patrz i baw się najlepiej na świecie, jakbyśmy byli tu sami. Nie wiadomo, kiedy następnym razem będę miał okazję, żeby cię gdziekolwiek zabrać. — lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy dziewczyna uchyliła lekko usta, by coś powiedzieć, ale wycofała się, bo tak naprawdę zabrakło jej słów. Podał jej menu. — Nie patrz na ceny, tylko na to, na co masz ochotę zjeść, zgoda? — zaśmiał się lekko, ale pierwsze co zrobiła, to skierowała wzrok na prawą stronę karty, gdzie takie sumy nie mieściły jej się w głowie. 
— Okej, poproszę kurczaka ze szpinakiem z zapiekanymi ziemniakami, bukiet surówek, a na deser sernik. — powiedziała z uśmiechem, starając się przymknąć oczy na cennik, dokładnie tak jak poradził jej przed chwilą chłopak. Spojrzała przez okno, kiedy Grabowksi zaczął składać zamówienie, poza wyborem jedzenia dla siebie, zamówił im najlepszego szampana. Kelner przyniósł po chwili wyskokowy trunek i polał im do wysokich, ozdobnych kieliszków. 
— Mała, wznieśmy toast, za nas... — kopnął ją lekko pod stołem, na co dziewczyna zaśmiała się lekko i niby przypadkiem oddała mu. 
— Za nas. — powtórzyła jego słowa i napiła się kilka łyków alkoholu. — Bosko schłodzony... — stwierdziła i położyła dłoń, na dłoni Kuby. —  Teraz wszystko się zmieni, prawda? 
— Zmieni, ale na lepsze. Będzie spokojniej. 
— Nie boisz się, że to zrani mamę? Że twoi najbliżsi... — przerwał jej pocałunkiem. 
— To nie pora na takie rozmowy. Boję się, ale co mam zrobić? Oddałem ci serce na dłoni, o nic nie martwię się bardziej, jak to, że mogę cię znów stracić, a sama wiesz najlepiej, ile walczyłem o to wszystko. — zaśmiał się lekko. 
— Grabowski, w romantyka się bawisz? — zaśmiała się ciepło, ale jego słowa sprawiły, że znów w brzuchu poczuła motyle. 
— Romantic psycho, nie wiedziałaś? — puścił jej oczko, a ona pokiwała głową na boki. Kelner podał im jedzenie, po czym odszedł życząc im smacznego. 
— Przepyszne, spodziewałam się, że w takich restauracjach jest tylko cholernie drogo, małe porcje i wcale to nie jest smaczne, ale pomijając dwa pierwsze aspekty, to jest naprawdę dobre. — chłopak zaśmiał się na słowa brunetki, bo wiedział, że dał jej przeżyć coś nowego i nieznanego. Jej aprobata dużo dla niego znaczyła. 
— Jedz i baw się, dzisiejsza noc, należy tylko dla nas. — sam pochłaniał jedzenie i spoglądał na panoramę Warszawy, a co jakiś czas sięgał po kieliszek, by upić z niego kilka łyków alkoholu z bąbelkami. 
— Czyli będą jeszcze jakieś atrakcje, skoro noc jeszcze młoda? — spojrzała w jego oczy, zadając mu pytanie. 
— Inaczej nie chciałbym cię zabrać do domu przed 21:00, nie sądzisz? — dopiero słowa, które padły z ust Kuby, przypomniały Elen o jego wcześniejszym stwierdzeniu. — Nie chciałbym, żebyś wróciła do domu bardzo zmęczona. 
— Czyli zamierzasz się pastwić nade mną? — skwitowała, wsuwając w usta kolejny widelec wypełniony jedzeniem. 
— Pastwić to za mało, ale wierz mi, wykrzyczysz jeszcze dzisiaj moje imię. — cwany uśmiech zagościł na jego twarzy, a na tyłku momentalnie poczuła pieczenie. Sama uniosła kąciki ust, kiedy w jej głowie mimowolnie odtworzyło się kilka scen z poprzednich stosunków. Wymieniali się spojrzeniami, dojadając danie główne. Kiedy skończyła jeść podziękowała i odsunęła talerz, przysunęła sobie kawałek zamówionego ciasta, które kusiło pięknym zdobieniem. 
— Dobra, jestem zawiedziona, spodziewałam się, że chociaż troszkę będzie w smaku podobne, do sernika twojej matki. 
— Chyba na głowę upadłaś. Byłem w tylu miejscach na świecie, że trudno zliczyć, ale nigdy, przenigdy, nie znalazłem czegokolwiek lepszego, niż serniczek mamy. — dziewczyna roześmiała się wesoło po jego orzeczeniu. 
— Jestem skłonna w to uwierzy, panie Grabowski. Będzie mi jej brak... 
— Przecież nie rozstajemy się na zawsze, tylko na jakiś czas. — poinformował z lekkim uśmiechem. — To silna kobieta, dużo w życiu przeszła, ale zawsze stała za mną murem i tak się składa, że jestem przekonany, że i teraz to zrozumie. 
— Na bank, to chyba najbardziej wyrozumiała matka na świecie. Zobacz moja nawet nie zainteresowała się, co się stało na ślubie, czemu tak... Miałam wyjść za dobrze postawionego faceta, lekarza, dobre zarobki... A mam gangstera z jeszcze lepszymi, także... Wybacz mamo... Serce nie sługa. — przewaliła oczami, a Que roześmiał się pod nosem. 
— No i mam większego... 
— Skąd wiesz? — parsknęła śmiechem i odsunęła od siebie pusty talerzyk po deserze. 
— Nie wiem, zgaduję. Chyba jedyną osobą, która może to rozstrzygnąć, to ty sama, nie? — spojrzał w jej oczy, a ona uniosła prawy kącik ust. 
— Masz większego... — powiedziała, a chłopak spojrzał na nią nieco zaskoczony, bo oczekiwał, że pozostanie to pytaniem bez odpowiedzi. 
— No wiedziałem, o boże... Kamień z serca, teraz jest mi lżej. — oboje roześmiali się, a Quebo spojrzał na zegarek. Skinął na kelnera, prosząc o rachunek. 
— Wracamy? 
— Tak, ale to jeszcze nie koniec wrażeń na dzisiaj. — spojrzał na nią i zlustrował ja wzrokiem. Wyglądała naprawdę zjawiskowo w ubranej sukience i jedyne o czym marzył, to żeby ją z niej zerwać. 
— Dobrze, zatem ruszajmy. — powiedziała dziewczyna, a jej oczy zabłyszczały. Podniosła się z krzesła, kiedy Kuba uregulował rachunek, po czym złapała go pod rękę i wspólnie ruszyli w stronę windy. — Wiesz co? Jestem zmęczona... 
— Nic nie robieniem? — roześmiał się cicho i niemal wepchnął ją do windy. Dopchnął ją do ściany i złapał za jej nogę, zakładając ją sobie za biodro. 
— Grabowski... A jak ktoś wsiądzie...? 
— To się speszy, albo dołączy... — mruknął w jej usta, zaciskając dłonie na jej szyi i wpijał się namiętnie w jej usta. Ich języki toczyły małą bitwę, a dłonie wodziły po rozpalonych ciałach. Przerwał im dopiero dźwięk informujący o tym, że dźwig zatrzymał się na wybranym piętrze. — Zdecydowanie za mało pięter. — mruknął niepocieszony, a w spodniach zrobiło mu się ciasno. Odchrząknął i wyciągnął ramię do dziewczyny, poprawiając jej sukienkę, a kiedy tylko przełożyła rękę, ruszył z nią w stronę auta. Otworzył przed nią drzwi, wpuszczając ją do środka i po chwili, kiedy wygodnie się rozsiadła, zatrzasnął je. Obszedł auto i podszedł do czarnego dodge'a zaparkowanego tuż za nimi. — Bardzo się wynudziłeś? 
— Ani trochę, poczytałem książkę, ale było pusto, nic się nie działo. Nawet ludzi jakoś dzisiaj mało. — powiedział z uśmiechem Nathaniel, wskazując na książkę o wyposażeniu militarnym. 
— Dobra ruszamy do następnego punktu wycieczki, tylko jak skręcimy w las, to zostań proszę na wlocie drogi... No... Bo wiesz... — poruszył brwiami, a ochroniarz pokiwał z niedowierzaniem głową. 
— Po pierwsze, nie takie rzeczy się widziało, a po drugie nie ma sprawy. Zablokuję wam drogę, żeby nikt nie wjechał i będziecie mieć chwilę dla siebie. — odpowiedział i spojrzał na chłopaka z lekkim uśmiechem. — Tylko jej nie skrzywdź, bo ci nogi z dupy powyrywam... 
— Oj wiem, że jest ci bliska, dobra... Będzie zadowolona, bardziej niż ci się wydaje. — zbił z nim żółwika i poszedł do swojego lamborghini. Wsiadł za kierownicę i odpalił silnik. 
— O czym gadaliście? — zapytała Elen, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. 
— O tym, czy było spokojnie, ale nikt nie próbował nam przeszkadzać. — puścił jej oczko i ruszył w zupełnie innym kierunku, niż ten, który prowadził do jego mieszkania. Nie musiał długo czekać, żeby dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, zerknęła jeszcze raz na drogę i zadała mu pytanie. 
— Dokąd jedziemy jeszcze? 
— Musisz wszystko wiedzieć? Randka się nie skończyła, nie odstawiłem cię do domu, nie? Więc musisz mi zaufać. — zaśmiał się ciepło i przyspieszył, kierując się drogą do wylotu z miasta. Elen rozglądała się po mieście spowitym nocą. Kolorowe światła neonów rozświetlały szare budynki. Dzisiaj czas dla nich zwolnił i zamierzali to wykorzystać. Złapała go za dłoń, nie odrywając wzroku od szyby. Poczuła, jak delikatnie ją uniósł i złożył na niej pocałunek. — Kocham cię mała.
— Ja ciebie też, duży. — odpowiedziała z szerokim uśmiechem, zerkając na niego przez ramię. Przycisnął pedał gazu, a auto zaryczało znacznie przyśpieszając. Zerknął tylko w lusterko, czy Nathaniel za nim nadążał, jednak kiedy zobaczył samochód przyjaciela w odbiciu, uśmiechnął się lekko. Skręcił po kilkunastu minutach w jedną z bocznych dróżek, na której nawet nie było asfaltu, ale było na tyle równo, by niskie podwozie lambo przecisnęło się tam. Zatrzymali się przy niewielkim pomoście, które wychodziło na jezioro. Wielki księżyc sprawiał, że było naprawdę jasno. Dziewczyna wysiadła z auta i rozejrzała się. — No super... Dzicz. — zaśmiała się. 
— Dzicz, żebyś mogła krzyczeć głośno... — zaśmiał się cwanie i stanął za nią, gładząc je ramiona. 
— Na masce? — spytała tylko, kiedy uniósł jej ręce do góry i złapał za suwak od sukienki. Jednym, szybkim ruchem rozpiął kryty zamek i pozwolił, by materiał opadł na ziemię. Przeszła przez ubranie, a on kopnął w jej kostki. Uśmiechnęła się lekko i rozstawiła szeroko nogi. Poczuła jak jego ręce zsunęły się w dół po jej bokach i ukucnął za nią. Zaczął delikatnie kąsać jej uda i łapał za jej pośladki, rozmasowując je i rozciągając na boki. Jęknęła cicho, a jej oddech lekko przyspieszył, czując kolejne pieszczoty i zwinny język ukochanego na swoim ciele. Zerwał z niej koronkowe stringi, po czym zaczął wargami skubać jej łechtaczkę. Jęknęła głośno i chciała się odwrócić, ale nie pozwolił jej na to. Poczuła jak wbił paznokcie w jej skórę i wcisnął w nią dwa palce. Nawet nie musiał jej specjalnie rozgrzewać, bo już na wejściu była mokra, co wywołało zadowolenie na jego twarzy. Podniósł się po chwili i okręcił sobie jej włosy wokół dłoni. Ciągnąc ją lekko za włosy podprowadził ją do auta. Obrócił ją do siebie tyłem i zgiął, przyciskając jej rozgrzany, zaczerwieniony policzek do chłodnego metalu. Cichy jęk spowodowany chłodem i podnieceniem, wyrwał się z jej ust. Skoro chciała na masce, to zamierzał dać jej wszystko to, czego pragnęła. Złączył jej nogi i podciągnął ją nieco do góry, trzymając mocno za jej pośladki. Usłyszała brzdęk klamerki od paska, kiedy rozpiął spodnie i zsunął je z bioder. Strzelił jej trzy mocne klapsy, nim złapał za jej boki i wszedł w nią mocnym pchnięciem. Krzyknęła, pozwalając sobie na upust emocji w tym miejscu zapomnianym przez boga. Przełożyła rękę pod swoim ciałem i pozwalając mu na ostre rżnięcie, zabawiała się dodatkowo swoim kroczem. Dyszał ciężej, przyspieszał i zwalniał. Obrócił ją, a sam ugiął kolana i wszedł w nią w kolejnej pozycji. Patrzyli sobie w oczy z pożądaniem i dawali sobie na wzajem przyjemności. Wyciągnął ze stanika jej piersi i zaczął bawić się jej sutkami. Przygryzał je, lizał i drażnił palcami, a Elen tylko jęczała z coraz większej dawki przyjemności, czując, że fala spełnienia czekała już w zanadrzu. Znów obrócił ją do siebie tyłem i wziął ją mocno na pieska. Złapał za jej pośladki i rozciągnął je na boki, by wejść w nią jeszcze głębiej, a po chwili wyrzucił z siebie kilka przekleństw, które świadczyły o wytrysku. Dziewczyna sama poczuła, jak jej ciało mocno zadrżało, smagane przyjemnymi dreszczami i nawet nie zamierzała podnieść się z chłodnej maski. Czuła jak ich wymieszane soki, spływały delikatnie po jej udach i z szerokim uśmiechem uklękła, wisząc dalej połową ciała na aucie. Oddychała ciężko, by się uspokoić i  mieć siłę się podnieść. Jednak w ostatnim, po chwili pomógł jej Kuba. 
— Wszystko dobrze? — upewnił się, oglądając ją. 
— Tak... To było... Dobre... Boskie, cudowne.... — wpiła się czule w jego usta. 
— Teraz możemy posiedzieć na podeście, albo zabiorę cię do domu. — dał jej wybór. Chciała jeszcze chwilę posiedzieć nad wodą, jednak finalnie usnęła Kubie na ramieniu. Chłopak zgarnął ją delikatnie na ręce i wsadził do auta, po czym ruszył w stronę Pięknej. 


______________
Nie było łatwo, ale udało mi się dla was coś napisać. Nie wiem, czy widzieliście, czy nie, ale zaczęłam pisać coś nowego. "Piekło nigdy nie śpi" - czym jest piekło, dowiecie się, jak przeczytacie. Jest to dla mnie ważne, bo to chyba moje katharsis, którego bardzo potrzebowałam. Za wszystkie wskazówki, dobrą, uargumentowaną krytykę, komentarze i gwiazdki, będę bardzo wdzięczna. <3 

Całuję,
Angel Woodgett. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz