LXXV

163 25 5
                                    

Samolot dotknął płyty gdyńskiego lotniska. Kuba wstał, nim jeszcze maszyna skończyła kołować po lotnisku i rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy zabrał ze sobą wszystkie rzeczy. Kiedy tylko pozwolono mu wyjść, zebrał ze sobą dwie walizki i ruszył pośpiesznym krokiem w stronę odprawy paszportowej. Kilkanaście minut później wyszedł przed lotnisko, a pod jego nogi przyprowadzono jego samochód.
— Jak podróż, przyjacielu?  — usłyszał za swoimi plecami głos, który rozbrzmiał w jego głowie, sprawiając, że jego pięści zacisnęły się mocniej na uchwytach walizek. 
— Wolniej, niż bym sobie tego życzył. Gdzie Elen? — zapytał, a jego szczęka zacisnęła się mocniej. Miał ochotę rzucić się na mężczyznę i oddać mu za zranienie niewinnej dziewczyny. 
— Nie dramatyzuj Quebo. Przelew za wykonane transakcje został wykonany jak zawsze. Kwiatuszek jest bezpieczny, czeka na ciebie w domu wraz z jej wiernym psem. — zaśmiał się pod nosem. 
— Jakim psem? — spytał kręcąc głową na boki. 
— Jedź, tutaj wolno stać tylko piętnaście minut. Odezwę się, kiedy będzie trzeba dobić kolejnych targów. Jesteś moim numerem jeden, a taki przyjaciel jak ty, to prawdziwy skarb. — Wayan machnął mu i ruszył w stronę parkingu. Dopiero teraz Kuba mógł zobaczyć stojącą flotę ciemnych samochodów, przy których posłusznie stali jego ochroniarze. Był zły, był cholernie zły, że jeszcze nie mógł wziąć dziewczyny w ramiona, jednak informacja, że jest w domu nie była złą wiadomością. Otworzył drzwi i wpakował do środka obie walizki, po czym wsiadł za kółko i ruszył w stronę wyjazdu z lotniska. Pokonywał kolejne ulice, by dostać się wprost na autostradę, gdzie zamykał licznik, pędząc najszybciej jak się dało. Serce waliło mu jak oszalałe, bał się, że to tylko żart i jednak nie zastanie w mieszkaniu dziewczyny. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, kiedy brawurowo tasował się z wolniej jadącymi pojazdami. Po dwóch godzinach zajechał na Piękną, gdzie wjechał do garażu podziemnego, jednak jego miejsce było zajęte. Stał na nim czarny dodge challenger. Westchnął głośno, wydając z siebie niezadowolone mruknięcie i zaparkował na swoim drugim miejscu. Wysiadł, pośpiesznie wyszarpując z samochodu walizki. Zamknął auto i ruszył w stronę windy. Wjechał na parter i ruszył wprost do swojego mieszkania. Jego pośpieszne kroki odbijały się echem w pustym korytarzu. Stanął przed drzwiami z numerem 3, jednak nie słyszał dźwięków, wydobywających się z środka. Serce podeszło mu do gardła, jednak wsadził w zamek klucze i przekręcił pośpiesznie, popychając drzwi. W mieszkaniu grał cicho telewizor, co nieco go uspokoiło. Zostawił w przedpokoju bagaże i wszedł do salonu, gdzie momentalnie stanął jak wryty. Tętno mu przyspieszyło, bo sam nie wiedział, co miał myśleć o tym, co zastał. Na kanapie siedział dobrze zbudowany facet , który spał wtulony plecami o oparcie, a na jego udzie spoczywała głowa Elen. Dziewczyna też spała, okryta swoim ulubionym, pluszowym kocem. Jego myśli pędziły z prędkością światła, jednak starał się zachować zimną krew i nie wyciągać pochopnych wniosków, bo spodziewał się, że Wayan mógł mieszać w tym wszystkim palce. Podszedł do Elen i nachylił się nad nią. Delikatnie przysunął swoje wargi do jej i zaczął ją muskać, przechodząc powoli do pocałunku. 
— Kuba... — wyszeptała kiedy ocknęła się. Momentalnie zaczęła wpijać się w jego usta, gładząc dłońmi jego potylicę. Zerwała się na tyle gwałtownie, że padła przed nim boleśnie na kolana, ale nie liczyło się już nic. Po nieszczęsnych trzech dniach spędzonych na jachcie, była tak stęskniona bliskości rapera, że nie zamierzała nawet na chwilę zaprzestać pocałunków. Kuba objął ją mocno ramionami i ścisnął tak, jakby miał jej już nigdy nie wypuszczać z ramion. 
— Tęskniłem Mordko... — wyszeptał do jej rozchylonych ust i znów, napierając na nią całym sobą wpijał się w jej usta. Nie wytrzymała i z oczu pociekły jej łzy. — I czego ryczysz? — zaśmiał się lekko i pocałował ją w czoło, wtulając jej buzię w swoją szyję. Gładził delikatnie jej włosy i trzymał w swoich ramionach mocno, kiedy wspólnie klęczeli na podłodze. Nathaniel uśmiechnął się lekko pod nosem, widząc radość dziewczyny. Przetarł zaspane oczy, po czym wstał i wszedł do aneksu kuchennego, gdzie urwał kawałek papierowego ręcznika i podał dziewczynie. 
— Dziękuję... — wyszeptała cicho, a kiedy tylko złożyła papier, szybko otarła łzy i wydmuchała noc. 
— Daj, wyrzucę, a wy cieszcie się sobą. — powiedział do niej i odebrał zwiniętą kulkę, którą wyniósł do kosza. 
— Co szef ochrony Wayana tutaj robi? — mruknął cicho do jej ucha, bo nie dawało mu to spokoju. Dopiero po chwili dotarło do niego, że znał mężczyznę.
— Chciał odejść na emeryturę, podpisał dokumenty, dostał odprawę, ale podpisał też umowę o to, że będzie moim bodyguardem. To spisek uknuty przez Wayana, nie wiń go. Poza tym to naprawdę dobry człowiek. — specjalnie pominęła fakt o topieniu się, nie chciała już dokładać Kubie zmartwień, ani przerywać tej chwili. Wtuliła się jeszcze mocniej w chłopaka i delikatnie sunęła paznokciami po jego karku. 
— Nie wierzę, że ten facet zrobił coś dobrego. — pokręcił głową na boki. — W sumie, czemu ja sam na to nie wpadłem, żeby ci załatwić ochronę... — westchnął ciężko. 
— Kuba... Nie obwiniaj się, nie mam ci nic za złe. Jesteśmy w tym razem i damy radę. Ja dla ciebie, a ty dla mnie... — wyszeptała mu do ucha, a on ścisnął ją mocniej. 
— Kocham cię... — szepnął, gładząc jej plecy. 
— Ja ciebie też... — odpowiedziała mu bez chwili namysłu. 


— To będzie twój pokój. — powiedziała Elen, prowadząc swojego ochroniarza do pokoju gościnnego. 
— Jesteś pewna? Mogę iść spać do auta, nie mam z tym problemu. — odpowiedział jej. — Nie chciałbym, żebyście czuli się niezręcznie moją obecnością. — dodał, kładąc na podłodze swoją torbę. 
— Przestań, ten cyrk dotyczy nas wszystkich, poza tym mam wobec ciebie dług i chcę go jakoś spłacić. — powiedziała patrząc na niego. — Na korytarzu jest łazienka, będzie bardziej twoja niż nasza, bo w sypialni Kuby jest druga. — pokiwała z uśmiechem głową. — Lodówka, kuchnia, wszystko do twojej dyspozycji. O nic się nie pytaj, bierz co chcesz stamtąd, daj tylko znać jak coś się skończy. — powiedziała pokrótce. 
— Dzięki dzieciaku. — zaśmiał się lekko pod nosem i usiadł na łóżku. — Jest tu jakaś siłownia w okolicy? 
— Jak wyjdziesz z budynku, to po lewo za zjazdem do garażu masz drugie wejście. Tam jest basen i siłownia, które przynależą do mieszkańców, więc do bólu możesz z tego korzystać. — uśmiechnęła się.
— Wyglądacie na bardzo zakochanych, ale nie masz wrażenia, że to toksyczny związek? — zapytał rozbierając się z koszulki i spodni dresowych. Elen nie mogła ukryć, że zawiesiła na nim oko, ale szybko przywołała się do porządku. 
— Co? Nie, nie zdaje mi się. — dodała, ale pytanie zaczęło jej dawać sporo do myślenia. 
— W końcu to przez niego wylądowałaś w rękach Wayana. Prawie się zabiłaś... Wiem, że chłopak potrzebował zemsty, ale czy narażanie twojego życia i zdrowia jest warte kilka chwil uniesień? Nie marzyłaś nigdy o założeniu rodziny? Co jak przytrafi wam się dziecko? — na ostatnim pytaniu, dziewczyna zwiesiła głowę. — Elen...?
— Już raz byłam w ciąży... — wyszeptała cicho. Sama nie wiedziała, dlaczego mu się przyznała, ale czuła, że mogła mu powiedzieć wszystko, a jej sekrety były bezpieczne. 
— Przepraszam, jeśli nie chcesz, to nie musimy na te tematy gadać, chcę po prostu wszystko zrozumieć dobrze. Wybacz takie zboczenie zawodowe, że teczka musi być pełna. — zaśmiał się lekko. — No już, tylko mi się nie rozklejaj. — chciał wykonać krok, ale zawahał się na moment. Po czym koślawo przytulił dziewczynę. 
— Ja też straciłem dziecko i żonę. — dodał cicho. — Ale trzeba iść dalej. Ty jesteś młoda, masz jeszcze sporo do przeżycia i sporo może ci los przynieść. Teraz uciekaj do swojego chłopaka, bo posądzi nas o romans. — oboje roześmiali się ciepło. Dziewczyna przytuliła go mocno, co jak zawsze wywołało na jego twarzy zmieszanie, ale nie protestował, wiedział, że tego było jej trzeba, a w końcu jej dobro było na dzień dzisiejszy jego pracą. 
— Nathaniel? — Elen zatrzymała się, kiedy zmierzała już do wyjścia i odwróciła się na pięcie. 
— Tak? — odpowiedział na jej zaczepkę. 
— Dlaczego nie protestowałeś, kiedy Wayan wrobił cię w ochranianie mnie? — nurtowało ją to od wczoraj, ale dopiero dzisiaj zebrała się na odwagę, by zadać to pytanie głośno. Mężczyzna podrapał się po ramieniu, zastanawiając przez chwilę, co ma jej odpowiedzieć. 
— Sądzę, że przyda ci się ochrona, a pilnowanie jednej osoby to nie zabezpieczanie budynków i branie na siebie wielkiej odpowiedzialności. Do tego mam już dosyć pracowania z ludźmi, którzy są przygłupi i czasami ciężko im wykonać najprostsze zadanie. Ty już pokazałaś ile masz serca i oleju w głowie, chociaż zasypianie w jacuzzi, nie było zbyt rozsądne, ale dostałaś nauczkę. — dodał, a dziewczyna uśmiechnęła się. 
— Dziękuję. Dobranoc. — powiedziała z uśmiechem, nim znikła za drzwiami. Nath pokręcił jeszcze raz głową, po czym wyciągnął z torby gąbkę i kosmetyki oraz czystą bieliznę, by po chwili ruszyć pod prysznic. 


— Co tak długo? — zapytał Grabowski, kiedy wyszedł z łazienki i wycierał jeszcze mokre włosy. 
— Zamieniłam z nim jeszcze kilka słów i powiedziałam chyba wszystko, co powinien wiedzieć. Padam na twarz. — rzuciła się na łóżko i wtuliła twarz w poduszkę. Nie wysypiałam się od trzech dni. — powiedziała obserwując nagiego chłopaka. 
— I co? Nie spełnisz małżeńskich obowiązków? — zaśmiał się cwano, wyciągają z szuflady pejcz.
— Ugotuje ci jutro i wypiorę gacie... — mruknęła spod poduszki, jednak w odpowiedzi usłyszała świst przecinanego powietrza. — Kuba! — pisnęła cicho, nie spodziewając się. 
— Nie okłamuj mnie, że nie wiesz, o czym mówię. — mruknął. — Nie chcesz mnie rozzłościć... — mruknął i przesunął batem wzdłuż jej kręgosłupa, po czym po raz kolejny uderzył w jej pośladek. Syknęła cicho, zaciskając pięści na poduszce. Chłopak sprawnym ruchem wskoczył na łóżko i usiadł na niej okrakiem. 
— Nie chce mi się...— mruknęła cicho, jednak nie dostała odpowiedzi. Wsunął dłoń w jej stringi i potarł dłonią jej krocze. 
— Twoja cipka mówi co innego i ślini się na mój widok. — zaśmiał się władczo i poklepał ją dość mocno w czuły punkt. Jęknęła po raz kolejny. Uniósł się nad nią i przejechał pejczem wzdłuż jej kręgosłupa, aż skończył pomiędzy jej pośladkami. Następnie powtórzył tą drogę wypełniając ją pocałunkami oraz zagryzał delikatnie jej skórę, zostawiając czerwone ślady. Położył się za nią i na ile tylko mógł, rozsunął jej nogi. Uśmiechnął się triumfalnie widząc mokrą plamą znajdującą się na prześcieradle i wsunął w nią język. Wyjęczała jego imię, co tylko sprawiło, że podnieciła go jeszcze bardziej. — Słyszałem, że śpiąca jesteś... — zaśmiał się pod nosem, kiedy jej biodra zaczęły się delikatnie unosić i opadać, współpracując z jego językiem i prosząc się o jeszcze. Sam był zmęczony podróżowaniem, ale nie potrafił przejść obojętnie koło skarbu, który właśnie odzyskał. — Wypnij się. — rozkazał, a kiedy dziewczyna wykonała posłusznie polecenie złapał ją za biodra i podciągnął wyżej, tak by było mu wygodniej. Zacisnął na niej dłonie, żeby nie spróbowała mu uciec. Splunął na wejście do jej pochwy i roztarł wszystko penisem, a po chwili zanurzył się w niej i zaczął pieprzyć. Mocne, szybkie i głębokie ruchy sprawiły, że dziewczyna aż wygięła się z przyjemności. Przez chwilę próbowała mu się wyrwać, ale w odpowiedzi złapał za jej dłonie i wykręcił je na jej plecy. Ściągnął ją na tyle mocno, że aż uniosła się wyjąc z przyjemności. 
— Mocniej... — szepnęła pogardliwie, chcąc go rozjuszyć. Jednak nie musiała długo czekać, by ponieść konsekwencje swoich słów. Posuwał ją jeszcze mocniej, wchodząc w nią do samego końca. Cisnął nią o pościel i złapał za jej pośladki, zapierając się nogą i zaczął jeszcze mocniejszą jazdę. Jednocześnie, kciukiem zaczął wodzić pomiędzy jej pośladkami i nieco drażnić odbyt. Dyszała ciężko, kiedy kolejny orgazm przechodził jej ciało. Nie zważał sobie na jej żałosne błagania, o to by przestał, kiedy szeptała je w słodkim amoku. Pieprzył ją dopóki nie skończył w niej, po czym na odchodne sprzedał jej mocnego klapsa w już i tak podrażnione pośladki. Opadła na brzuch dysząc ciężko i wtuliła się w poduszki. 
— Teraz można iść spać... — wyszeptał cicho i napił się wody. Dziewczyna podciągnęła się na ramionach i wtuliła w jego ciało. Nie było jej trzeba dużo, żeby zasnąć. Zaśmiał się tylko i zgarnął z buzi jej włosy, po czym sam przymknął oczy.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz