XIX

236 28 43
                                    

Z rana rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Elen prawie pobiegła do drzwi, mając nadzieję, że w końcu zobaczy w drzwiach Grabowskiego. Otwierała już z rana drzwi listonoszowi, facetowi od liczników, nawet jehowi zajrzeli z rana, chcąc porozmawiać o bogu. Przekręciła szybko zamek i szarpnęła z impetem za drzwi. 
— Hej kochanie. — w progu stanął Marcin z szerokim uśmiechem i wpił się w usta dziewczyny, która momentalnie miała ochotę się rozpłakać, kiedy znów dosięgło ją rozczarowanie, że to nie była osoba na którą czekała. Westchnęła cicho i wtuliła się w chłopaka mocno, zaciskając powieki. Świat zaszedł jej lekką mgłą, kiedy otworzyła oczy, w których zebrały się łzy. — Wszystko okej? — spytał cicho i wtulił ją mocniej w siebie. 
— Nie... — szepnęła tylko cicho. 
— Elen, co się dzieje? Obie macie miny, jakby bynajmniej ktoś umarł... — spytał podirytowany, ale i zatroskany o stan swojej narzeczonej. 
— Chodź do salonu, usiądziemy przy herbacie i ci opowiem. 
— No dobrze, to usiądź z Panią Elą, a ja nam zrobię pić. Mam też coś dla ciebie. — powiedział i dał jej buziaka. 
— Co takiego? — zaśmiała się lekko, a chłopak wyciągnął jej dwa bilety do kina. — Na co? — spytała zainteresowana, a kiedy zobaczyła tytuł jednego z filmów, który bardzo chciała zobaczyć, na jej twarzy zagościł już bardziej szczery uśmiech. Przytuliła mocno chłopaka w podziękowaniu, który ucałował czubek jej głowy i wsunął w jej dłoń bilety. 
— Masz i trzymaj je. — powiedział z szerokim uśmiechem. — Wieczór należy dzisiaj do nas, więc nastrój się trochę, zgoda? — zaśmiał się lekko. 
— Postaram się. — odpowiedziała i dała mu buziaka, który szybko został odwzajemniony. Poszła do salonu, gdzie usiadła przy pani Eli. 
— I co to nie on? — zapytała, a jej oczy zaszkliły się. 
— Nie, to tylko Marcin, zrobi nam zaraz po kubku herbaty i musimy mu opowiedzieć, co się stało. — odpowiedziała i pogładziła dłoń kobiety. — Ale mam przeczucie, że los już z nas pożartował wystarczająco i następny w drzwiach stanie Kuba. — powiedziała z delikatnym uśmiechem.  
— Też mam taką nadzieję drogie dziecko, nawet nie wiesz jak wielką.  — odpowiedziała Elżbieta, a kiedy Marcin wszedł do salonu z tacą, przywitał się. Podał kobiecie kubek z gorącym napojem, po czym usiadł w fotelu obok nic. Podziękowała i przyjrzała się mu i Elen. Nie promieniała tak jak trzy lata temu, kiedy była w Ciechanowie, kiedy była z Kubą. Uśmiechała się, ale to nie do końca było to. Spojrzała na dziewczynę z lekkim uśmiechem, a w duchu wiedziała, że będzie musiała z nią porozmawiać. 
— To opowiadajcie, co się stało. — powiedział Marcin i spojrzał na kobiety, które szybko wymieniły się spojrzeniami. Młodsza z nich szybko opowiedziała mu, co się dzieje, po czym wyszła na balkon, gdzie zapaliła papierosa. — Ile razy mam mówić, rzuć to gówno... — powiedział chłopak kiedy wyszedł za nią na balkon. 
— Ja wiem, że jesteś lekarzem z powołania, ale to nie oznacza, że musisz mi odbierać wszystkie radości z życia. — zaśmiała się lekko. — Kiedyś na bank rzucę, ale jeszcze nie teraz, a już nie na bank, jak jestem zestresowana. 
— No właśnie, średnio mi się to podoba, że tak bardzo się nim przejmujesz. — powiedział i spojrzał na dziewczynę. 
— To nie do końca tak, udziela mi się od pani Eli, wiesz, że jestem bardzo empatyczna... — powiedziała i spojrzała na niego. Nie okłamała go, nastrój kobiety bardzo jej się udzielał, ale sama z siebie tez się cholernie martwiła o rapera. Zdawało się to wszystko być niesmacznym żartem, który na chwilę obecną nie miał końca. Spojrzała na miasto i westchnęła cicho. 
— No dobrze, skoro tak mówisz. Jednak naprawdę chciałbym, żebyś wieczorem była bardziej do życia. Mam wiele dyżurów i nie mam za dużo czasu dla nas, chciałbym wykorzystać tą chwilę wolnego. — powiedział i spojrzał na nią, zaciągając kosmyk jej włosów za ucho, kiedy wiatr wyrwał go z kucyka. 
— Dobrze, obiecuję ci, że to będzie miły wieczór. — odpowiedziała mu i uśmiechnęła się do niego. Wpił się w jej usta i potarł nosem o jej nos. Z tej romantycznej sytuacji wyrwał ją kolejny dzwonek do drzwi. Wyrwała się z ramion chłopaka, żeby móc otworzyć. Praktycznie przebiegła jak strzała przez salon i odblokowała zamki. — Kuba... — szepnęła i zakryła usta dłonią. Nie spodziewała się takiego widoku, obity chłopak nie wyglądał najlepiej. Mimo wszystko rzuciła mu się na szyję i wtuliła mocno. Najmocniej jak tylko mogła, aż chłopak jęknął cicho z bólu. Obite ciało dopiero dzisiaj zaczęło dawać mu się we znaki, jednak nie odepchnął jej. Zacisnął zęby i wtulił w siebie dziewczynę. — Co się stało? — szepnęła cicho. 
— Zaraz ci opowiem... — powiedział i pogładził jej plecy. Pachniała tka ładnie, wciąż używała zapachu Herrery, który już dawno zarezerwował sobie tylko dla niej. 
— Cześć Grabowski. — powiedział Marcin, opierając się o futrynę drzwi do salonu. Wyszedł zaraz za panią Elą, która wtuliła się w syna z drugiej strony. Póki nie usłyszał głosu mężczyzny przez chwilę zdawało się, że trzymał w swych ramionach wszystko, co najcenniejsze. 
— Cześć Marcin. — powiedział, kiedy kobiety się od niego odsunęły i podał chłopakowi dłoń. Nie lubili się i było to czuć niemal w powietrzu. 
— Nie najlepiej wyglądasz, wpadłeś pod pociąg, czy bliskie spotkanie z tirem? — zaśmiał się pod nosem.
— Z ojcem, ale to podobne doznania. — zaśmiał się lekko i zmierzył chłopaka wzrokiem. 
— Boże, Robert ci to zrobił?! — spytała matka patrząc na niego zdziwionymi oczami. 
— Spokojnie, on wygląda gorzej, ale to koniec mamo. Sprawa jest zgłoszona, już nigdy nie będzie nas nachodzić. Już nigdy cię nie skrzywdzi... — powiedział i przytulił do siebie starszą kobietę. Nie sądził, że przyjdzie mu z takim trudem, pogodzenie się z tą myślą. Nie czuł się w żaden sposób bohaterem, a wręcz przeciwnie. Myśl jak bardzo źle musiał potraktować ojca, by dał mu spokój i jego matce nie dawała mu spokoju. 



— Halo? — Kuba odebrał telefon i spojrzał na Wisłę, nad którą siedział z matką i zajadali obwarzanki. Po tym jak spędzili u Elen jeszcze godzinę, zebrali się i pojechali jeszcze na miasto, by pozwiedzać i nacieszyć się klimatem. Siedzieli w kapturach i ciemnych okularach, chowając twarze przed spojrzeniami gapiów. 
— Cześć, dojechaliście już do Ciechanowa? — spytała Eleonora, ale miała dziwny ton głosu, jakby strach zmieszany z rozczarowaniem. Chłopak momentalnie poprawił się na ławce. 
— Tak po prawdzie, to jeszcze nie wyjechaliśmy. — przyznał zgodnie z prawdą i rzucił gołębiowi kawałek pieczywa. 
— Serio?! — powiedziała z nagłym ożywieniem w tonie.
— Serio, a ty nie powinnaś szykować się właśnie na randkę? — spytał z lekkim uśmiech i zerknął na zegarek. Marcin nie omieszkał mu się pochwalić ich wspólnymi planami na wieczór. Myślał, że wywoła w nim zazdrość? Niestety, nie udało mu się to.
— Odwołane, dostał telefon ze szpitala, wystawił mnie, jak zawsze praca znów była ważniejsza. — westchnęła lekko. — Ale skoro jesteś, to może ty masz ochotę pójść ze mną na ten film? — sama nie dowierzała w to, co właśnie wyczyniała.
— No jasne, o której mam u ciebie być? — spytał z uśmiechem. 
— Za dziesięć minut? — spytała niepewnie, w końcu i tak była już praktycznie gotowa do wyjścia. — A co z twoją mamą? Nie chce iść z nami? — zapytała go i spojrzała w lustro, wodząc po ustach szminką w jednym z odcieni nude. 
— Nią się nie przejmuj, zaraz będę. — powiedział i rozłączył się. — Marcin ty kretynie, ułatwiasz mi robotę. — zaśmiał się złowieszczo pod nosem i spojrzał na swoją mamę. — Wynajmę nam jakiś hotel, zostaniemy tu jeszcze dzisiaj. — powiedział do rodzicielki, na co ta zmierzyła go wzrokiem. 
— Grabowski, nie przesadzasz trochę? Ona ma narzeczonego. — skarciła go. Pomimo iż czuła, że facet nie nadawał się dla niej, nie mogła przyzwolić synowi na bezkarne rozwalanie jej życia i związku. 
— Ale z czym? — udał wariata, a może po prostu nim był, godząc się na to. — Mamo, nie będę jej zaciągać do łóżka, ani psuć niczego. Idę z nią do kina, bo jej facet ją wystawił. Po co ma w domu siedzieć rozczarowana i płakać w poduszkę, skoro może dalej spełnić te plany, tylko z kimś innym. — kłamał, zdecydowanie w kwestii rozbicia jej związku kłamał. Elżbieta już nic nie odpowiedziała, pokręciła tylko głową i spojrzała na syna. 
— Kłamstwo ma zawsze krótkie nogi, wiesz? Mam tylko cichą nadzieję, że wiesz, co robisz. — odpowiedziała kobieta i podniosła się z ławeczki. — Znajdź mi ten pokój, tylko niech będzie coś ze SPA. Wy się będziecie bawić, to i ja chcę się dobrze bawić. Moje stare i zmęczone ciało potrzebuje relaksu i odnowy. 
— Nie jesteś stara. — stwierdził i spojrzał na kobietę przewracając oczami. Nienawidził, kiedy mama tak o sobie mówiła. Przecież wyglądała naprawdę dobrze jak na swój wiek. 



Elen wyszła przed wieżowiec, a wiatr rozwiał jej włosy. Otuliła się szybko kurtką i westchnęła lekko. Spojrzała na zegarek i rozejrzała się. Po chwili usłyszała ryk silnika odbijający się echem o budynki, a po chwili zatrzymało się przed nią szare lamborghini. 
— O kurwa.... — szepnęła pod nosem i spojrzała na Grabowskiego, który wysiadł z auta. — I to z rapu? — spytała z lekkim uśmiechem. Przejechała palcami po karoserii. 
— To z rapu, taka nagroda za dwie diamentowe płyty. — zaśmiał się lekko i otworzył jej drzwi. — Pani pozwoli. — skinął głową na wnętrze samochodu. 
— Pozwolę i to z chęcią. — roześmiała się, ale wciąż nie dowierzała w to, co właśnie się działo. Wsiadła do samochodu i zapięła pasy. Rozejrzała się po wnętrzu, czując się lekko przytłoczona. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek znajdzie się w tak ekskluzywnym samochodzie. — Gdzie to kino? — spytał z lekkim uśmiechem, a dziewczyna podała mu adres. Siedziała wyszczerzona i wyglądała przez okna miasta. — Wszystko dobrze? — spojrzał na nią unosząc brew.
— Tak... Po prostu nigdy nie sądziłam, że dotrwam czasów, że będę jechać do kina lambo... — szepnęła i zaciągnęła włosy za ucho. 
— Przestań, to tylko auto. — zaśmiał się lekko, ale wiedział, że lubiła auta, więc ku jej uciesze przygazował bardziej. 
— Mogę się tu wprowadzić? — roześmiała się ciepło. 
— Przecież tylko słowo, a cię stąd zabiorę... — powiedział z szerokim uśmiechem. 
— Kuba, ale ja mam zobowiązania, a za pół roku wychodzę za mąż, proszę przestań tak mówić. — powiedziała i spojrzała na niego smutnym wzrokiem. 
— Przecież to widać, że nie chcesz tego, nie jesteś tak szczęśliwa jak kiedyś, a wierz mi widziałem się w najgorszym dole i widziałem cię na szczycie. — powiedział i zaparkował pod kinem, założył czapkę z daszkiem, okulary przeciwsłoneczne i do tego kaptur. Dziewczyna wysiadła z samochodu i poprawiła się, wyglądała dzisiaj naprawdę zjawiskowo. Miała pseudo skórzane leginsy, botki na wysokim obcasie, koszulkę na ramiączkach i skórzaną kurtkę z ćwiekami. Nie wracała już do tematu, omijała go jak największym łukiem.


Po seansie oboje wyszli z kina debatując na temat filmu. Chyba dawno już nie bawiła się tak dobrze, kiedy Kuba nie mógł się powstrzymać od kąśliwych uwag, które wplatał do dialogów zawartych w filmie. 
— To co trzeba coś zjeść, nie? — powiedział z szerokim uśmiechem. 
— W sumie to chętnie, zgłodniałam. — powiedziała i pokiwała przytakująco głową. 
— Jakieś specjalne życzenia? — zapytał spoglądając na nią i objął ją ramieniem. 
— Kebab, zdecydowanie dzisiaj wygrywa kebab. — roześmiała się ciepło i rozluźniła się na tyle, że pozwoliła sobie wtulić się lekko w chłopaka. 
— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. — ukłonił się przed nią, po czym dziewczyna wybuchnęła śmiechem. 
— Wariat! — krzyknęła lekko i ponownie jej beztroski śmiech wypełnił okolice. Uwielbiał kiedy tak się śmiała, bo to był najszczerszy śmiech, jaki słyszał. Spędzili miły wieczór, rozmawiając o samochodach, podróżach i tym, co się zdarzyło przez te trzy lata. 
— Nie znikniesz już tak? — spytała Kuby, kiedy odwiózł ją pod dom. 
— Nie zniknę, przecież zdradziłem ci plany, 177 dni jeszcze... — mruknął z cwanym uśmieszkiem na ustach.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz