LVIII

178 26 34
                                    

— Siema stary. — panowie przywitali się uściskiem i poklepali po plecach. Krzysiek od razu zauważył, że jego przyjaciel zdawał się odżyć.
— Siema, kupę czasu. Gotowy na mecz? Lewandowski pewnie strzeli z kilka bramek dzisiaj. — powiedział z entuzjazmem Kuba i zaniósł do kuchni reklamówki z zakupami. — Kupiłem nam przekąski i piwo, a dla ciebie, twoje ulubione. — powiedział do Elen, która była tak pochłonięta myślami, że na chwilę wyłączyła się z tego, co się działo. — Maleńka. — Quebo ukucnął przed nią i spojrzał w jej oczy.
— Tak? — spytała zachrypniętym głosem, jakby jej śliny zabrakło i odchrząknęła głośno.
— Mówię do ciebie, a ty zachowujesz się, jakbyś była gdzieś w innym miejscu. — zaśmiał się lekko i zaciągnął kosmyk jej włosów za ucho. — Co się dzieje?
— Nic, po prostu na chwilę zamyśliłam się... — dziewczyna roześmiała się lekko i pogładziła jego policzek. — Gotowy na mecz?
— Tak, kupiłem nam zestaw kibica i twoje ulubione Somersby. — powiedział z szerokim uśmiechem. — No chyba, że ci się upodobania zmieniły?
— W sumie, to nie zmieniły. Dalej je uwielbiam. — odpowiedziała mu i przytuliła się mocno do niego.
— Mordko, mam wrażenie, że czegoś mi nie mówisz. — spojrzał w jej niebieskie oczy.
— To tylko wrażenie, po prostu jeszcze przeżywam dzisiejsze jezioro, przepraszam. — wzruszyła lekko ramionami.
— Przecież cię przeprosiłem. — oburzył się nieco, od razu po usłyszeniu odpowiedzi.
— Tak, a ja ci wybaczyłam, ale to nie znaczy, że to nie siedzi gdzieś we mnie. — dodała.
— Dam ci lekarstwo. — pocałował ją w czoło i wstał, po czym poszedł do kuchni. Otworzył jej butelkę z piwem i wsunął w jej dłoń. — Napij się i zrelaksuj. Będzie ci lepiej.
— Tak, to zdecydowanie może być dobra terapia. — puściła mu oczko. Odprowadziła Kubę wzrokiem, kiedy wrócił do kuchni i rozłożył na miski chipsy, paluszki i inne przekąski. Podał Kondrackiemu browar, po czym w końcu sam zaległ obok przyjaciela na kanapie. Rozłożył się wygodnie i zaczęli oglądać relację ze studia przed rozpoczęciem meczu.
— Jak tam sprawy się mają u ciebie i u was? — spytał Krzychu.
— Dobrze, wszystko zmierza w coraz lepszym kierunku. — powiedział zadowolony.
— Słyszałem, że macie za sobą tydzień pełen wrażeń. — dodał.
— Czyli Elen już ci wszystko powiedziała, tak? — zaśmiał się pod nosem.
— Tak, ale znam jej wersję, a chciałbym teraz poznać twoją. — pokiwał z niedowierzaniem głową, kiedy stwierdził, że jednak niewiele się zmieniło.
— Jestem w końcu najszczęśliwszy na świecie. Mam obok kobietę mojego życia, możliwe, że wkrótce wrócimy do koncertowania, bo jeśli współpraca z Redbullem wypali, to może nam się szykować światowe tourne. — wyznał w końcu, a Kondrackiemu aż oczy zabłyszczały. — Ale spokój, to jeszcze nic pewnego. Znaczy robimy wspólnie ciuchy, będą rozprowadzone na świat,a do tego mam nagrać kilka utworów po angielsku. Nie wiem jeszcze, jak to się przyjmie. Co na to nasi fani w Polsce? Jest sporo niewiadomych. — dokończył mu tłumaczyć i spojrzał na ekran, gdzie piłkarze zaczęli wychodzić na boisko, po czym zrobił głośniej telewizor.
— Kurdę, to niezłe wyzwanie przed tobą.
— Przed nami, chcę żebyś się dograł do jednego utworu. — zaśmiał się lekko.
— Serio?
— A wyglądam jakbym żartował? — spojrzał na niego z poważnym wyrazem twarzy. — Do tego wpadłem na pomysł, że zrobimy cover jakiegoś starego hitu. Zaangażujemy w to całe QueQuality. Każdy będzie miał swój wers i będzie to swoisty hołd dla tego, co robimy. Tylko nie wpadłem jeszcze na pomysł co, więc czekam i jestem otwarty na propozycję. — dodał.
— Stary, to może być najlepsza nasza produkcja. — stwierdził, będąc pod wrażeniem pomysłu Grabowskiego.
— Każda najnowsza produkcja ma być lepsza, niż ta poprzednia. — dodał z cwanym uśmiechem. — Kurwa, podaj mu! — podniósł się niemal z kanapy, kiedy na ekranie pojawiła się sytuacja podbramkowa.
— Ajjj... Ale zjebał. — mruknął Krzychu, kiedy opadł ponownie na kanapę. Elen zmierzyła ich wzrokiem i dopiła duszkiem niemal całe piwo. Odstawiła butelkę na kuchenny blat i zniknęła w łazience. Rozebrała się i napuściła do wanny wody, dodała nieco olejków i mydła, po czym zanurzyła się w ciepłej wodzie. Zamknęła oczy i starała się w miarę możliwości poukładać zszargane nerwy. Po co, do licha była mu broń. Na fanów? Czego się obawiał? Czy byłby zdolny strzelić do drugiego człowieka? Może nie wyglądał i nie zachowywał się, jak grzeczny chłopak, ale nie zdawał się być zdolny do zabicia kogoś. Może jednak nie znała go tak dobrze, jak przypuszczała, może ich związek nie zamierzał w końcu być prosty, łatwy i przyjemny. Może historia miała zatoczyć koło. — Aaa! — krzyk wyrwał ją z zamyślenia. — Przepraszam, przepraszam, nie chciałem ci wejść do toalety. — powiedział Krzysiek, zasłaniając oczy.
— Aż tak jestem paskudna, że nie możesz znieść widoku? — prychnęła pod nosem.
— Grzeszysz. — powiedzieli chórkiem z Kubą, który na krzyk przyjaciela, momentalnie podszedł do toalety.
— Jasne, coś jeszcze ciekawego macie do dodania? A tak poza tym, to piana zakrywa wszystko, co powinno zostać zakryte, więc na miłość boską, otwórz klapę, odlej się i spadaj. — skwitowała i spojrzała na chłopaków jednym okiem. Zmieszana twarz Krzycha sprawiła, że Kuba zaczął się śmiać, trzymając się za brzuch.
— No i co, boisz się przy niej siura wyciągnąć? — roześmiał się jeszcze bardziej.
— Obawiam się, że jak zobaczy, jak mam wielkiego, to zmieni obiekt westchnień... — odgryzł się szybko przyjacielowi.
— Wiesz, że nawet jakbym chciała popatrzeć, to będziesz stać do mnie tyłem? — uniosła brew i pokręciła z niedowierzaniem głową. — Jak banda dzieciaków...
— Dobra, już dobra. Zrobię to siku i idziemy oglądać dalej, bo jak nas coś ominie, to zdecydowanie wkurwię się... — mruknął Krzysztof.
— I tak Wesoły Hypeman przestanie istnieć. — Quebo wyszedł z łazienki, jeszcze przez dobrą chwilę zanosząc się śmiechem. Krzysiek zrobił, co musiał i wyszedł tak szybko, jak to było możliwe, dając dziewczynie święty spokój.
— Nie mogłeś sobie tej wanny w sypialni zrobić...? — spytał zniesmaczony całą sytuacją.
— A co przeszkadza ci tak bardzo, że widziałeś nago piękną kobietę? Przecież nawet nic nie było widać, tak na upartego, chociaż moją wyobraźnię pobudziło. — dodał jeszcze rozbawiony zaistniałą sytuacją.
— Kuba, odpuść już sobie. — powiedział i skupił się na meczu.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz