LXXVII

131 24 19
                                    

— Laska, ale błagam cię, uspokój się i nie histeryzuj, bo do cholery, nic nie rozumiem. — powiedziała Elen, krążąc po tarasie i słuchając w telefonie zapłakaną dziewczynę. 
— No bo ja... Ja... — dukała zalewając się łzami z każdym kolejnym słowem. 
— Ty co? — zrezygnowana dziewczyna opadła w fotelu i czekała na wyjaśnienie sytuacji, które nie było łatwo zdobyć. 
— Jestem w ciąży, rozumiesz, kurwa, w ciąży! — pisnęła jej do telefonu, a brunetka pobladła jak ściana. — Nie wiem, czy Kuba... Czy on się wtedy zabezpieczył...? — spytała pociągając nosem. 
— Ja... Nie mam pojęcia Aśka... Ja pierdolę... — zaczęło jej się momentalnie robić duszno. — Nie płacz, to nic ci nie da. Musisz poczekać do pierwszego USG, które ci potwierdzi ile dziecko ma tygodni, wtedy policzymy i nam wyjdzie. — powiedziała spokojnym tonem. — Nie mów tylko Bartkowi, tak? 
— Nie powiem, dopiero pogodziliśmy się, wyszliśmy na prostą i takie jaja... Życie to jest kurwa jakiś jebany żart... — powiedziała i westchnęła cicho. 
— Jakby się zastanowić, to ktoś mógłby o nas książkę napisać. — odpowiedziała i zaśmiała się lekko. 
— Powiesz Kubie? — spytała cicho.
— Nie wiem... Może dopóki nic nie jest jasne, to nie będę się wyrywać, ale z drugiej strony, może mieć mi to za złe. — po chwili namysłu wzruszyła lekko ramionami. Nie była wyrazić słowami tego, co czuła, jak jej ciało reagowało na wieści od jej najlepszej przyjaciółki. Miała jednak cichą nadzieję, że to nie był koniec tej znajomości. Czuła jak jej żołądek niebezpiecznie podskakiwał, a wszystkie zawarte w nim treści, podchodziły jej z powrotem do gardła. Jak zawsze jej spaczony mózg zaczął podsyłać jej te gorsze scenariusze. Widziała już oczami wyobraźni Kubę z dzieckiem na rękach. Pogładziła swój brzuch, wracając do tego, że kilka lat temu to ona miała pod sercem niewielką fasolkę, której nie pozwolono dożyć dnia narodzin. Powoli zaczynała popadać w panikę, rozglądając się dookoła. 
— Elen? Jesteś tam? — głos przyjaciółki wyrwał ją z małego szaleństwa. 
— Jestem... — powiedziała, a jej ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz, kiedy poczuła ukłucie w brzuchu. Okres też nie pozwalał o sobie zapomnieć. — Mogę zadzwonić do ciebie później? Musze to sobie poukładać w głowie i przetrawić na zimno, bo nie wiem, czy jestem aktualnie w stanie doradzić ci cokolwiek mądrego. — powiedziała ściszonym tonem. 
— Jasne, ja sama jeszcze muszę to przetrawić. Jak tylko załatwię wizytę u lekarza i dostanę termin na USG, to dam ci znać. Trzymaj się, jakoś sobie poradzimy z tym wszystkim. — powiedziała Aśka. 
— Trzymaj się i kocham cię! Głowa do góry, to nie koniec świata. — zaśmiała się lekko do telefonu. Nie wiedziała już kogo bardziej chciała przekonać tym tekstem, siebie czy ją? Wcisnęła urządzenie do kieszeni i weszła do domu, ale kiedy tylko zobaczyła Nathaniela, spoglądającego w jej kierunku, oczy momentalnie naszły jej łzami. Poszła do kuchni po butelkę wina, którą dostała od bodyguarda i kiedy tylko poradziła sobie z korkiem, przytknęła koniec butelki do ust i zaczęła brać duże, szybkie łyki. 
— Hola... Nie zamierzam cię zbierać z podłogi. — powiedział do niej mężczyzna, mierząc ją wzrokiem. Jednak, kiedy w świetle wpadającym przez okno, na jej policzku zabłysnęła łza, bez chwili zwłoki podniósł się i podszedł do dziewczyny, zabierając z jej dłoni butelkę i odstawiając ją na blat. — Co się stało, ktoś ci powiedział coś złego? — spytał spokojnym, opanowanym tonem. Jednak, kiedy próbowała mu odpowiedzieć, jej głos załamał się, a z ust wydarł się cichy szloch. — Oj dzieciaku, dzieciaku... Może chociaż jeden dzień bez płaczu, trzeba być twardym... — zaśmiał się lekko i łapiąc ją za tył głowy, przyciągnął ją do siebie i pogładził po plecach. — Chcesz usiąść i pogadać? — spytał, a Elen w odpowiedzi pokiwała mu twierdząco głową. Podszedł z nią na kanapę i usiadł wygodnie, po czym poklepał swoje udo. Dziewczyna zaśmiała się lekko pod nosem na ten gest. Jednak szybko położyła się obok Nathaniela i oparła poduszkę o jego udo, a potem na niej głowę. Mężczyzna zaczął delikatnie gładzić jej włosy. — Wypłacz się, jeśli tego potrzebujesz, a potem zacznij od początku. Jestem stary, trochę przeżyłem, więc może będę mógł ci jakoś pomóc.. Najlepiej, jakby rozwiązaniem problemu było sprzątnięcie kogoś, bo to potrafię najlepiej. — zaśmiał się cwano pod nosem.
— Musiałbyś sprzątnąć mnie, Aśkę i Kubę. — powiedziała cicho. — To my namieszaliśmy i być może zniszczyliśmy dziewczynie życie... — zadrżała lekko, a mężczyzna położył na niej dłoń i pogładził jej ramię, starając jej się dodać otuchy. 
— Moja umowa tego nie obejmuje. Pewnie drobnym druczkiem jest gdzieś napisane, że jeśli cię nie dopilnuje i zginiesz, to zabiją mnie też... Powoli i boleśnie... Ale co się właściwie stało? — spytał spoglądając na nią. 
— Poleciałyśmy za Kubą do Hiszpanii, kiedy jeszcze nie wiedziałam w czym macza swoje palce. Było kilka kłopotów przez nas, no a potem wywiązała się kłótnia... Chociaż może bardziej to była ostra wymiana zdań. Stanowiło to wstęp do trójkąta. — zaśmiała się lekko na samo wspomnienie. — Ale okazuje się, że możliwe, że Kuba się nie zabezpieczył, a ona jest właśnie w ciąży, więc jest kurwa zajebiście... — jej głos zaczął się łamać, a Nathaniel zgarnął ją mocniej do siebie. 
— Dzieciaku, to tylko mały człowiek. To nie jest koniec świata, kto by nie był jego ojcem, to ona powinna urodzić. Zawsze możecie zostać rodzicami chrzestnymi i wspierać ją jak się da. — pomysł mężczyzny zdawał się być naprawdę nie głupim rozwiązaniem. 
— Może masz rację, może nie ma co płakać? Wszyscy dali się ponieść chwili, więc wypada, żebyśmy byli w tym wspólnie i się wspierali, nie ważne czyje jest dziecko. Jest, istnieje i to jest fakt, teraz my się musimy do tego dostosować, bo to konsekwencje naszych wyborów. — powiedziała dziewczyna i spojrzała gdzieś w dal. 
— Widzisz, jak to mówią u nas: "Każda zmiana jest dobra." Nie ma tego złego, tylko trzeba przestać ciągle wybuchać płaczem i pomyśleć chwilę. Za szybko podchodzisz emocjonalnie do wszystkiego Eli. — powiedział do dziewczyny. Jednak spojrzał zaskoczony, kiedy ta zaśmiała się pod nosem. — Co takie jest  śmiesznego w tym, co powiedziałem? 
— Nic, lubię jak mówisz do mnie Eli. Czuje się jak mała dziewczynka wtedy... 
— Mam tak nie mówić? — spytał unosząc brew do góry. 
— Nie, wręcz przeciwnie. Jak najbardziej chcę żebyś tak do mnie mówił, bo nikt poza tobą tak się do mnie nie zwraca. — powiedziała i zabrała mu w końcu z ręki butelkę z winem, do której szybko się przyssała. Upiła szybko kilka kolejnych łyków. 
— Nie przesadzaj z piciem, bo potem możesz dostać krwotoku. — powiedział do niej z lekkim uśmiechem na ustach. Sam był zdziwiony jak szybko nawiązał z dziewczyną więź, o którą na początku, w życiu by jej nie podejrzewał. 
— Dobrze tatusiu... — puściła mu oczko. 
— W sumie, na upartego, mógłbym być twoim ojcem, więc wiesz... Uważaj, bo jak cię przerzucę przez kolano, to będziesz błagać o litość. Grzeczna bądź... — poczochrał ją. Dziewczyna roześmiała się lekko i poprawiła zmierzwione włosy.
— Cieszę się, że trafiłam na ciebie, serio. — powiedziała z lekkim uśmiechem. 
— Wiesz, nie żebym sobie przypisywał zasługi, ale dzięki mnie jeszcze żyjesz, bo te cymbały... — nie dokończył, widziała tylko, jak jego dłoń zacisnęła się w złości. 
— Spokojnie... Widocznie tak miało być. Ponoć nic nie dzieje się bez przypadku. — dodała i dopiła wino. 
— Widzisz, tak mądrze mówisz teraz, a przed chwilą zalewałaś się łzami i uznałaś, że nadchodzi koniec świata. Coś się kończy, coś się zaczyna. — dodał spokojnym tonem. Odpowiedziała mu cisza. Zerknął w stronę dziewczyny, która przysnęła, trzymając się za obolały brzuch. — Oj dziecino, dziecino... — pokręcił głową na boki i podsunął jej pod głowę jeszcze jedną poduszkę. Wstał i poszedł do toalety, po czym pozamykał wszystkie okna i wziął jej klucze. Zamknął ją w domu i wyskoczył na sekundę do sklepu, po czym wrócił i udał się do kuchni, gdzie ugotował im obiad. 


Elen dalej spała na kanapie, otulona kocem. Był już wieczór, kiedy do mieszkania wpadł zmoknięty, wkurwiony Kuba. 
— Długo bym sobie poczekał na was! — krzyknął z przedpokoju. 
— Czego się drzesz? Śpi bidulka... — powiedział Nathaniel i zmierzył go wzrokiem. 
— Dziwne, że znów nie na tobie... — prychnął pod nosem rozwścieczony Grabowski. 
— Tak właśnie zasnęła. — specjalnie wypowiedział to zdanie, żeby podkurwić chłopaka jeszcze bardziej. 
— Nie wkurwiaj mnie... Co jeszcze robicie, jak mnie nie ma?! — prychnął pod nosem. 
— Przestaniesz się wyżywać na wszystkim co ma tętno i nie spierdala? Nie mam twojego numeru, a do jej telefonu nie dało rady się włamać, więc jak miałem ci powiedzieć, co? Weź, rusz nieco głową. — Nath zmierzył, nieco zmokłego Kubę wzrokiem. 
— Bo mi kurwa zależało, żebyście tam przyjechali... A nie, ty się szwendasz wesoły, a ona śpi w najlepsze... 
— Może byś się zainteresował dlaczego o tej porze śpi i czy wszystko z nią okej...? — spytał chłodnym tonem postawny mężczyzna. 
— Coś się stało? Poza tym, kurwa, zarzucasz mi, że się nią nie interesuję?! — warknął na niego. 
— Tak, krew ją zalała... Biedna dziewczyna dostała okres, nie miał jej nawet kto iść po podpaski, bo ciebie wywiało... Nie rozumiesz człowieku, że jej życie wywaliło się do góry nogami i ona cię potrzebuje?! — mężczyzna podniósł głos, nie wytrzymując już panującego napięcia. 
— Ale ja też mam swoje obowiązki, staram się to wszystko pogodzić, naprawdę... Poza tym od czego ma ciebie?! — powiedział wyśmiewając go. Mierzyli się wzrokami, a gdyby pogoda mogła odzwierciedlić to, co własnie się działo, miotałoby piorunami na prawo i lewo. 
— Firma ci nie upadnie od jednego dnia, a dla niej byłoby to jak zbawienie... Szczególnie, że kolejne ciężkie wyzwanie przed wami! Jak myślisz, dlaczego ma pozasychane łzy na policzkach? Na bank wolałaby zasypiać wtulona w ciebie, bo jesteś dla niej całym światem... Szkoda... Mogła wybrać lepiej. — dodał Nath, a Kuba miał ochotę rzucić się na niego z pięściami. Powstrzymywała go tylko informacja o tym, że był byłym wojskowym, więc pewnie nie dałby mu rady.
— Co znowu za wyzwanie?! — uderzył pięścią w ścianę ze złości. 
— Wasza przyjaciółka jest w ciąży i to po waszym trójkącie, więc jest opcja, że zostaniesz ojcem. — zaśmiał się. — Trzeba było się zabezpieczyć jeleniu, nim zacząłeś pukać dwie laski. — twarz Grabowskiego pobladła. Chciał dziecka, ale nie wyobrażał go sobie z nikim innym, jak z leżącą na kanapie brunetką. 
— Co ty pierdolisz... — mruknął, jakby jego mózg nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co usłyszał. 
— Dlatego płakała mi w ramię. Zacznij o nią dbać, dobrze ci radzę. Jest krucha, jest zmęczona tym wszystkim i jak w końcu pęknie, to albo jej nigdy już nie zobaczysz, albo co gorsza, może sobie zrobić krzywdę, tego chcesz?! Uprzedzam tylko, że jeśli ją zranisz, ja zranię ciebie. — warknął i postukał zdumionego Kubę palcem w klatkę piersiową. — To już nie zabawa. 
— To już dawno nie jest zabawa... — niemal oboje podskoczyli, kiedy usłyszeli głos brunetki.
— Elen... Długo tu stoisz? — zapytał nieco zmieszany Kuba, ale po jej policzkach spadła łza. 
— Wystarczająco. — powiedziała cicho i wsunęła nogi w buty, wyszła z domu trzaskając drzwiami. Kiedy opuściła klatkę schodową, wpadła wprost w ścianę deszczu. Spojrzała w niebo. — Serio, ty też przeciwko mnie!? — powiedziała w powietrze, mrużąc jednocześnie oczy, kiedy kolejne krople chciały jej wpaść do oczu. Przebiegła przez ulicę i ruszyła w stronę parku, który był w pobliżu. Była rozżalona, że Nath zdradził informację o ciąży, z drugiej nie powiedziała mu, że ma milczeć. Wściekała się na samą myśl, że Grabowski nie mógł dzisiaj zostać w domu, bo dzień, który zaczął się tak pięknie, skończył się jak w najgorszym koszmarze. Obejrzała się za siebie, ale na szczęście żaden z nich za nią nie lazł. Cieszyło ją to, bo po ich ostrej wymianie zdań, miała ich po dziurki w uszach... A może tylko okres dawał jej się we znaki? 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz