XXIV

213 22 17
                                    

Kuba wpadł do swojego apartamentu i zamknął szybko za sobą drzwi opierając się o nie plecami. Czuł, jak spodnie zaczęły go uwierać w kroku, a cała sytuacja wpłynęła na jego wyobraźnię bardziej, niż się spodziewał. Podszedł do aneksu kuchennego i napił się wody, po czym wziął chłodny prysznic. Ubrał czyste bokserki i położył się do łóżka. Przejechał dłonią po swoim kaloryferze, a w myślach przytoczył widok dziewczyny. Była tak niewinna, tak bezbronna i tak blisko... Jego ciało momentalnie zaczęło oddziałowywać na te myśli, na co chłopak przeklął w myślach kilka razy, jednak podniecenie wygrało i finalnie jego dłoń wsunęła się w bokserki i zaczął się zadowalać. Kiedy w końcu spuścił sobie z kręgosłupa, poczuł dużą ulgę, udał się do łazienki i wrócił do łóżka. Niewiele trzeba mu było, by zasnął z głową pełną myśli. 


Głośne pukanie wyrwało ją ze snu, usiadła na łóżku, a jej głowa chciała eksplodować. Nie wiedziała przez chwilę, gdzie jest, co to za rok i co to za planeta. Spojrzała na swoje skrępowane dłonie i przeklęła w myślach kilka razy Kubę. Złapała za pościel i naciągnęła ją na siebie, po czym złapała ją zębami i wstała. O mało nie zabijając się o swoje nogi podeszła do drzwi i pokracznie otworzyła drzwi.
— Room service, I bring you breakfast. — powiedział młody chłopaczek i zmierzył dziewczynę wzrokiem. Nawet nie chciała myśleć, jak bardzo żałośnie wyglądała z potrzepanymi włosami i kołdrą w zębach. Pokiwała tylko twierdząco głową, a jej policzki zapłonęły ze wstydu. Wiedziała już jedno, lepiej, żeby Kuba nie stawał jej na drodze dzisiaj, bo zamierzała go rozszarpać. Obserwowała chłopaka, który zaczął przygotowywać jej na stole śniadanie. Jak wczoraj miała wrażenie, że wszystko zostało podane w sekundę, tak dzisiaj każda sekunda, była jak wiek. Stała jak ostatnie nieszczęście i obserwowała mężczyznę, który co jakiś czas spoglądał na nią. 
— I czego się kurwa gapisz, nie widziałeś kobiety w potrzebie... — powiedziała pod nosem po polsku i westchnęła lekko. 
— Widziałem, ale jeszcze nie takiej i nie w takiej potrzebie. — kiedy odpowiedział jej po polsku, po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie spodziewała się, że ktoś z obsługi może znać jej rodzimy język. 
— Przepraszam. — odchrząknęła. — Skoro już wiem, że mnie rozumiesz i tak dalej, to może byłbyś tak łaskawy i byś mnie rozwiązał. Proszę... — szepnęła żałośnie, a skala jej wstydu wykraczała poza górną granicę. 
— Pomogę ci i spokojnie, nie takie rzeczy się tu działy. — zaśmiał się lekko i kiedy podał śniadanie podszedł lekko do dziewczyny i kiedy wyciągnęła ręce, złapał najpierw jej kołdrę i obwiązał ją szczelnie, żeby z niej nie spadła. 
— Właśnie widzę, że pełen profesjonalizm. — zaśmiała się lekko, a kiedy ściągnął z niej jej bieliznę odetchnęła z ulga i rozmasowała uciśnięte nadgarstki. — Dziękuję bardzo. — powiedziała i uśmiechnęła się blado. 
— Zostawię panią, proszę zjeść śniadanie, a w lodówce są napoje z elektrolitami, w łazience w szafce leki przeciwbólowe. — powiedział z lekkim uśmiechem i wyszedł z jej pokoju, a dziewczyna westchnęła lekko. Z jednej strony miała ochotę spalić się ze wstydu, z drugiej strony była wdzięczna, że facet ogarniał polski i był w stanie jej pomóc. Spojrzała na śniadanie, jednak jej żołądek zacisnął się tylko. Nie miała jakoś ochoty, więc poszła wziąć prysznic i spróbować chociaż w najmniejszym stopniu zmyć z siebie wstyd, jakiego doznała. Wyszła naga na pokój i przetarła włosy ręcznikiem. Zajrzała do ulotki z usługami, jakie świadczyli w hotelu, niektóre wydawały się naprawdę kuszące i zamierzała z nich z pełną premedytacją skorzystać i miała nadzieję, że zapisze się to na koszt Grabowskiego. Wisiał jej dużo za to upokorzenie, plus nową sukienkę. Zebrała z ziemi jeszcze wilgotne bikini i rozwiesiła na suszarce, a sama poszła do stołu i zmusiła się, by coś zjeść. Wzięła po tym tabletki i napój z elektrolitami z lodówki. Nawet nie sądziła, że była aż tak spragniona. Wypiła butelkę praktycznie na raz , a puste opakowanie zgniotła i wyrzuciła do kosza. Odżyła trochę, ale jednak nadal nie miała ochoty wychodzić z hotelowego pokoju. Wzięła książkę i położyła się na łóżku, które wcześniej zaścieliła. Machając delikatnie nogami rzuciła się w wir opowieści o swoich ulubionych bohaterach. Ledwo doczytała rozdział, jak kolejne pukanie rozległo się po apartamencie. Zsunęła się z łóżka i poszła otworzyć, a kiedy zobaczyła w nich Grabowskiego, krew zagotowała się w jej żyłach.
— Jeszcze masz czelność tu przychodzić? — strzeliła mu ze złością liścia w policzek. 
— A to za co? — zapytał pocierając twarz. Jedno się nie zmieniło, miała dużo pary w dłoniach i jak walnęła, to zabolało.
— Za jajco, za tego, że mnie związałeś i musiałam tak otwierać drzwi obsłudze i on znał polski i... — wielka gula stanęła jej w gardle, a do oczu napłynęły jej łzy. Nawet nie sadziła, że przeżyła to tak bardzo. Ze złością rzuciła się na niego z pięściami, ale nie miała siły bić mocno, nie miała siły na nic, ani na chęci. — Po prostu wypierdalaj stąd. — powiedziała, kiedy zauważyła, że stoi niewzruszony. 
— Zaraz sobie pójdę. Najpierw powiedz mi, jak się czujesz... — powiedział i objął ją. Wyrwała się ze złością z jego objęć i trzasnęła drzwiami przed jego nosem. Nie była dzisiaj w nastroju i nie miała ochoty znosić jego chorych zagrywek. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Marcina. 
— Hej kochanie, tęskniłeś?! — powiedziała na tyle głośno, że była pewna, że Grabowski usłyszał jej słowa. Usłyszała uderzenie w drzwi, a potem trzaśnięcie kolejnymi. Odetchnęła z ulgą. 
— Wiesz, że u nas jest środek nocy? — wymamrotał zaspany chłopak. — Czemu nie dzwoniłaś wcześniej i co to za huk? — spytał zaspany. 
— Marcin, dzwoniłam zaraz po tym jak wylądowałam, ale nie odbierałeś, to raz. Tym hukiem się nie przejmuj, książka mi spadła z łóżka. — kłamstwo przyszło jej wyjątkowo lekko, a wściekłość wciąż buzowała w jej żyłach. 
— I jak tam jest? — spytał cicho.
— Naprawdę okej. Mam piękny hotel, z niesamowitymi widokami, obsługa jest... Bardzo miła i solidna. — musiała się chwilę zastanowić, by dobrać najlepsze słowa. — Mają dobre jedzenie, fajna impreza była wieczorem nad basenem. 
— Nie piłaś za dużo? 
— Ja? No co ty, dobrze wiesz, że znam swoje granice. — zaśmiała się ciepło, a kolejne kłamstwo było jeszcze łatwiejsze. — Dobra, będę kończyć, bo potem nie będzie mnie stać na zapłacenie rachunku. — roześmiała się lekko.
— No dobra, to do usłyszenia, kocham cię. — mruknął do telefonu. 
— Ja ciebie też. — powiedziała i rozłączyła się. — Wcale nie jest fajnie, twój wróg numer jeden dba o moje upokorzenie. — dodała do telefonu, kiedy upewniła się, że rozmowa została zakończona. Westchnęła i usiadła na łóżku przeglądając swój telefon. Uśmiechnęła się szeroko i wykonała kolejny telefon. 
— No dzień dobry pani. — usłyszała po drugiej stronie telefonu, a na jej ustach pojawił się momentalnie szeroki uśmiech. 
— Dzień dobry pani. Widziałam, że własnie podróżujesz z mężem na drugi koniec świata. — zaśmiała się lekko. 
— Kurcze, laska Bali jest cudowne. W końcu udało nam się tu dotrzeć, co tam u ciebie, opowiadaj? — Aśka roześmiała się lekko. Były najlepszymi przyjaciółkami od lat, pomimo, że dziewczyna wyprowadziła się kilka lat temu do Londynu i wiodła tam średnio spokojne życie. 
— Tak się składa, że jestem na Bali i mogę stwierdzić, że tak, jest piękne. 
— Pierdolisz!
— Niestety nie, mój narzeczony został w Polsce. — wybuchnęła śmiechem. 
— Gdzie dokładnie jesteś? 
— W Hanging Gardens of Bali. — powiedziała, a kąciki jej ust uniosły się lekko. Nie dowierzała jeszcze, że musiała przelecieć pół świata, by spotkać się ze swoją najlepszą przyjaciółką. 
— O laska, co ty robisz w tym wypasionym hotelu? — spytała zaskoczona blondynka i zaśmiała się.
— To długa historia, wiem, że jak zawsze masz napięty grafik, bo wy nie umiecie się wylegiwać w hotelu, czy na plaży, ale może wieczorem wpadniecie tutaj. — spytała z uśmiechem.
— No jasne, nie ma problemu. Lecimy własnie pozwiedzać okolice, więc sadze, że gdzieś koło 19:00 będziemy już wolni. — powiedziała ucieszona. 
— Brzmi jak plan. — dodała Elen z uśmiechem na twarzy. 
— Bo to jest plan idealny. — dziewczyny pożegnały się i zakończyły rozmowę. To trochę poprawiło brunetce humor. Dokończyła śniadanie i wzięła się za książkę. 


— Nie ma nawet trzynastej, a ja widzę cię przy barze z piwem w ręku. Coś musiało się stać. — powiedział Maciek, siadając obok swojego brata w barze koło basenu. 
— A spierdoliłem trochę i muszę coś naprawić. — powiedział cicho i spojrzał na starszego brata. 
— I picie piwa ci w tym pomoże? — zaśmiał się.
— Nie, ale ukoi zszargane nerwy, bo wiedziała, jak mi się odgryźć i co mnie wkurwi na maksa. — prychnął żałośnie pod nosem i spojrzał na kobiety smażące się na plaży. 
— Masz tu tyle samotnych i ładnych foczek, a ty się upierasz przy niej. Wiesz, że nie jesteś jej nic winien? — powiedział i spojrzał na brata.
— Wiem i nawet się tak nie czuję, ale chcę, by była moja. Tak jak kiedyś. Nikt mi nie dał ukojenia, kiedy odeszła, a szukałem go kilka lat. Nie mogę znów obracać kolejnych lasek, bo to cały czas nie jest to. — westchnął lekko. — Z resztą po imprezie, jak ją wyprowadziłem, zaniosłem ją do pokoju i dałbym sobie rękę uciąć, że gdybym nie wyszedł, to skończylibyśmy w łóżku. 
— To czemu nie skorzystałeś, może ot popchnęłoby akcję do przodu i dałoby wam jakieś szersze perspektywy, jakbyś jej przypomniał to, co było kiedyś? 
— Bo była totalnie pijana. Nie chciałem tego robić, chcę żeby sama przyszła do mnie i była świadoma tego, co robi, a nie rano obudziłaby się na wielkim kacu i jeszcze męczyłoby ją to, co zrobiła w nocy. — powiedział i upił kilka kolejnych łyków piwa. 
— Wiesz, że i tak nawet jeśli przyjdzie do ciebie sama, to to dalej będzie zdrada. No i dalej jest duża szansa na moralnego kaca. — powiedział Maciek, a Kuba spojrzał na niego znad butelki. 
— Wiem, ale obiecałem jej walkę, więc słowa muszę dotrzymać. Teraz muszę ją jakoś przeprosić za to, co się zdarzyło rano...
— Czekaj, jeszcze raz od początku, co się zdarzyło? — spytał Maciejka i sam zamówił sobie piwo. 
— Nie chciała się rozebrać w nocy z mokrych rzeczy. Więc związałem jej ręce i sam ją rozebrałem, rozciąłem jej sukienkę. Potem ją zostawiłem, szybko, bo nie byłem w stanie oprzeć się jej i wiedziałem, że jak nie wyjdę, to stracę nad sobą kontrolę. Nie rozwiązałem jej rąk i rano prosiła obsługę hotelową o pomoc. Jest wściekła na mnie, że jej to zrobiłem i obwinia mnie za to. 
— No i prawidłowo, bo zjebałeś. — starszy Grabowski wybuchnął śmiechem. — A taka wczoraj hulaj dusza była, a teraz wróciło jej grzeczne oblicze? 
— Weź, lepiej żeby jej Koziara na razie nie pokazywał zdjęć z nocnej imprezy. Wystarczy jej raczej wrażeń jak na jeden dzień. — Kuba zaśmiał się lekko pod nosem i spojrzał na brata. 
— Wiesz co Młody? Weź jej odkup kieckę w najlepszym, możliwym wydaniu, kup chabazie i przeproś, powiedz, że nie chciałeś by tak wyszło, ale jest taka piękna i pociągająca, że byłeś skłonny przetkać jej dziurę, albo dziury. 
— Maciek... — Quebo roześmiał się i pokręcił z niedowierzaniem głową. — Wiesz, jakoś zostanę przy odkupieniu sukienki i chabaziach. Rozmowa będzie na spontanie i na bank nie o dziurach, jej dziurach. — postanowił i dopił piwo. — Mam nadzieję, że mają tutaj sklepy z czymś ładnym. 
— Jak wyjdziesz z hotelu i skręcisz trzecią w lewo, to spacerkiem dojdziesz do dużego centrum handlowego. Zaszedłem tam ostatnio z Krzyśkiem. 
— O proszę i papla numer jeden mi tego nie sprzedał? To zaraz tam podejdę i poszukam czegoś. No i gratuluję opuszczenia w końcu hotelu i zwiedzania wyspy. 
— Spadaj, tutaj jest mój raj....
— Wiesz, że open bar może mieć swoje granice? 
— Wiedzieli, że przylatujemy z Polski. — wybuchnęli oboje śmiechem, po czym Kuba zebrał się i ruszył na miasto w towarzystwie Wojtka, który wziął ze sobą aparat, by porobić kilka zdjęć. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz