— Elen... Pobudka... — mruknął, kiedy jego budzik zaczął dawać o sobie znać.
— Ja nie chcę... — szepnęła cicho, chyba jeszcze przez sen, po czym naciągnęła na siebie kołdrę, zakrywając się po czubek swojej głowy.
— Musimy wstawać, trzeba ruszać w drogę... — wyszeptał i potarł twarz dłońmi. — Chodź Mordko, dośpisz sobie w aucie... — powiedział ściągając z niej kołdrę. Kiedy nie otrzymał spodziewanej reakcji, wsunął się na nią i zaczął delikatnie pocierać jej krocze. Patrzył jak na jej ustach pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
— Rób tak dalej, to mnie grantem stąd nie oderwą. — zagroziła mu, otwierając jedno oko i spoglądając na niego.
— Wstawaj maleńka... — wyszeptał do jej ucha i przygryzł lekko jego płatek.
— Pan to się już chyba bardzo dobrze czuje, widać, że szwy zdjęli, to jakby diabeł w ciebie wstąpił. — zaśmiała się ciepło.
— Ty to chyba jeszcze diabła na oczy nie widziałaś, ale wiesz co? Na pewno będziesz wzywać boga pod koniec... — wyszeptał do jej ust i wpił się w nie, zdzierając z nich kołdrę i rzucając ją na podłogę.
— Kuba! — pisnęła radośnie obejmując go nogami w pasie. Taką kochał ją najbardziej, poczochraną, bez makijażu i roześmianą beztrosko w blasku słonecznych promieni, wpadających przez okno. Nie mieli dzisiaj za dużo czasu, więc szybko splótł ich dłonie, wyciągając je za głowę dziewczyny i wszedł w nią mocnym pchnięciem. Poczuł opór, a ona wygięła się pod nim jęcząc. Już po chwili była mokra, a on z łatwością fundował jej ostry seks na dzień dobry. Skubał delikatnie zębami jej szyję, która była bardzo wrażliwa na pieszczoty i zaciskał dłoń, wsunięta pod koszulkę na jej piersi. Kciukiem pocierał jej sutek i z każdym pchnięciem zatracali się w sobie bardziej. Jej ciało zadrżało mocno, kiedy poczuła przyjemne skurcze, zwiastujące orgazm. Jej pochwa zacisnęła się w tym momencie na jego penisie, sprawiając, że gdy chłopak tylko to poczuł, opadł nieco na nią i sam zalał ją obficie spermą, jęcząc przy tym. Opadli dysząc, ale uśmiechy nie schodziły im z twarzy.
— Teraz pod prysznic Mordko i ruszamy w trasę. — zaśmiał się lekko.
— Kuba...? — złapała go za dłoń, kiedy jako pierwszy podniósł się z łóżka.
— Tak? — spytał, spoglądając na nią.
— Na pewno czujesz się na siłach, żeby to zrobić? — zapytała, spoglądając na niego z troską.
— Na bank, dam radę, w końcu to mój żywioł. — zaśmiał się wesoło, rozwiewając jej wątpliwości. Pociągnął ją za dłoń i przeciągnął przed siebie. Zaczął iść w kierunku łazienki, popychając ją delikatnie do tyłu. Asekuracyjnie, nie wypuszczał jej dłoni. Oboje byli dzisiaj w posiadaniu dobrych nastrojów. Wspólny prysznic, rozbudził ich na dobre. Elen zaraz po prysznicu poszła do kuchni, gdzie na szybko zmiksowała owoce z mlekiem, robiąc im koktajle.
— Może być? — spytała, podając mu wysoki, plastikowy kubek, z przykrywką i słomką. Chłopak upił łyka i udał, że zastanawia się.
— Nie mogę się doszukać smaku musztardy... — zamarudził, a brunetka roześmiała się i wsiadła do auta.
— A chłopaki, czym dojadą? — zapytała zapinając pas i popijała swój napój, rozsiadając się wygodnie.
— Krzycha autem. Z resztą, z tego co wiem, to możliwe, że oni są już na miejscu, bo swego czasu umawiali się, że przyjadą sobie dzień wcześniej do trójmiasta. — powiedział wyjeżdżając z garażu.
— No proszę, a ty nie chciałeś jechać wcześniej? — po chwili uderzyła się otwartą dłonią, kiedy dotarło do niej to, co powiedziała. — No tak, przecież ściągali ci wczoraj szwy, więc nie mogłeś. Poranny seks mnie chyba rozkojarzył.
— Zwalasz winę na mnie? — wsunął na nos przeciwsłoneczne okulary i posłał jej cwany uśmiech.
— Zwalić to możesz sobie sam... — odpyskowała, nie mogąc się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem.
— Pod warunkiem, że popatrzysz... — mruknął, odbijając piłeczkę, a dziewczyna uniosła brew. Śmiała się ciepło, spoglądają w jego kierunku.
— Jesteś niemożliwy... — dodała po chwili i dopiła koktajl.
— Chcesz poprowadzić? — zapytał nagle, a dziewczyna aż odkaszlnęła.
— Zadajesz głupie pytania, jasne, że chcę, ale zastanawia mnie... Skąd taki pomysł? — spojrzała na niego zdziwiona, bo totalnie nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Kochał ją i nieba by jej uchylił, ale samochód miał z reguły na wyłączność.
— Muszę napisać kilka maili, bo klienci się upominali. Zajedziemy na najbliższego Maca, mam ochotę na hamburgera i dużą kawę. — wręcz poczuł zapach energetyzującego napoju na samą myśl o nim. — Potem się zmienimy. Pasuje ci?
— Jak najbardziej szefie. — zasalutowała mu.
— Nie salutuje się do pustej głowy. — skwitował i skierował na nią, przez chwilę swój wzrok.
— Wierz mi lub nie, ale jest pełniejsza, niż twoja... — wzruszyła ramionami, po czym wykonała jeszcze raz gest. Zaśmiał się i przyspieszył, wrzucając migacz i wyprzedzając sznur samochodów. Elen uśmiechnęła się pod nosem, czując jak zawrotna prędkość wbiła ją nieco w fotel. Uwielbiała szybką jazdę i wolnością, jaką wtedy czuła.
— Ty masz tak nie robić... — upomniał ją, kiedy zjechał na prawy.
— Tak, znam zasady, trzymać się przepisów ruchu drogowego. — zaśmiała się pod nosem, zerkając na niego ukradkiem. Dopiła swój koktajl i pozwoliła sobie na krótką drzemkę. Kiedy zjechali na MOPa, Kuba zatankował auto do pełna, po czym przejechał na drugą część, gdzie znajdował się McDonalds.
— Śpiochu... — powiedział, kiedy ukucnął przy otwartych drzwiach od strony pasażera. — Wysiadamy.
— Hmmm... Tak dobrze się spało. — potarła zaspane oczy, a Grabowski odpiął jej pas, po czym podał jej dłoń. — Będą się pewnie gapić, co? — powiedziała wsuwając na nos ciemne okulary.
— Już to robią, po prostu ignoruj to. — zaśmiał się lekko i pomógł jej wysiąść, po czym zamknął auto i objął ją, ruszając w stronę wejścia.
— Quebo...? Que? Quebonafide...? — co jakiś czas docierały do nich szmery zza stolików i mogli zobaczyć ludzi, wychylających się znad stolików.
— Oby tylko nie zaczęli podchodzić...
— Czemu? To w końcu dzięki nim, jesteś, gdzie jesteś. — powiedziała brunetka, oglądając się za siebie.
— Wiem, skarbie, wiem, ale po tych wszystkich wydarzeniach, ja naprawdę nie mam ochoty. Nawet spotkania z kumplami ukróciłem, męczy mnie to wszystko póki co. — westchnął cicho i podszedł do sporego wyświetlacza, by złożyć zamówienie. — Co chcesz? — zapytał z lekkim uśmiechem.
— Wiesz? Sądzę, że dzisiejszy koncert dobrze ci zrobi. — powiedziała z uśmiechem i spojrzała w ekran zastanawiając się chwilę. — Mrożoną kawę z karmelem i Happy Meal. — zaśmiała się ciepło.
— Serio? — roześmiał się, jednak spełnił jej życzenie. — Mówisz i masz. — dał jej buziaka w czoło, a po knajpce znów rozeszły się szepty. — Czasami mam wrażenie, że nawet jakbym piernął zrobiłbym furorę. — Eleonora roześmiała się w głos.
— Jesteś niemożliwy. — skwitowała go i puściła mu oczko.
— Za to mnie kochasz...
— Tak sobie tłumacz. — jej niebieskie oczy zabłyszczały po chwili, kiedy dostała swoje zamówienie. Usiedli sobie na zewnątrz, ciesząc się jeszcze ostatnimi słonecznymi dniami. Kuba przeglądał media społecznościowe i zajadał się ulubionymi hamburgerami. Zamyślił się chwilę, stopując na jednym ze zdjęć na Instagramie.
— Serio dodałaś nasze zdjęcie? — spojrzał na nią, unosząc brew.
— Tak, a co? Przecież nawet dobrze nie widać, że to my. — było to jedno z ujęć, wykonanych przez Koziarę podczas ich pobytu na Bali. Stali na tle zachodzącego słońca, a Grabowski całował ją w czoło.
— Wiem i to w pewnym stopniu jest piękne, bo tylko nasze. — zaśmiał się pod nosem.
— Poza tym, mogłam dodać każde inne. Ludzie i tak prędzej, czy później dowiedzą się, że jesteś ze mną. Pogodziłam się z ta myślą już kilka lat temu. Nie wiem, czy będzie mi to przeszkadzać, bo nigdy nie byłam z żadnym celebrytą...
— Tylko nie celebrytą, błagam... — mruknął, wcinając jej się w zdanie i teatralnym gestem, odchylił głowę do tyłu.
— Dobrze, z najlepszym raperem w Polsce, a kiedyś i na świecie. — zaśmiała się, poprawiając swoją wypowiedź. — Ale nie wstydzę się tego, jestem z tego dumna, że padło na mnie. Chociaż w życiu nie pomyślałabym, że będziesz w stanie wpakować się w tyle kłopotów... — puściła mu oczko.
— Tyyy... Kto to mówi, co? Mam ci przypomnieć, kto z reguły pierwszy pakował się w kłopoty. Ja wplątałem się raz, a porządnie, a ciebie ile razy wyciągałem, co? Przyganiał kocioł garnkowi, skarbie... — uśmiechnął się w ten swój cwany sposób, a dziewczyna wyciągnęła w jego kierunku dłoń.
— Dobrze, masz rację, jesteśmy siebie warci. Teraz dawaj te kluczyki, idę sobie dostosować fotel, a ty wyrzuć opakowania. — rozporządziła. Przez chwilę jeszcze zawahał się, jednak finalnie w jej dłoni znalazła się upragniona zawartość. Dziewczyna wsiadła do auta, gdzie ustawiła sobie fotel i lusterka, po czym odpaliła silnik. Kiedy Kuba dołączył do niej ruszyli w dalszą trasę w stronę trójmiasta.
— Czy ja muszę dzisiaj chodzić z tobą cały dzień? — zapytała, kiedy znaleźli się w hotelowym pokoju. Rzuciła swój plecak na łóżko i usiadła na skraju jednej ze stron.
— Nie, oczywiście, że nie... A co? Masz jakieś plany? — zmierzył ją wzrokiem.
— Plaża i może jakieś zwiedzanie. — odpowiedziała mu z uśmiechem. — Przyjdę, nim koncert się zacznie, a ty będziesz miał chwilę, żeby spędzić czas z ekipą. — zaczęła pakować do swojej torebki potrzebne rzeczy.
— No niby możesz...
— Ale? — wiedziała, że coś musiało się kryć za ta odpowiedzią.
— Po prostu się martwię, czy nic ci tutaj nie grozi. — powiedział cicho, zerkając w jej oczy.
— Kuba, będę się meldować ci co jakiś czas. Jeśli jednak poczuję się niepewnie, od razu zadzwonię i ruszę w twoją stronę, zgoda? — podeszła do niego i położyła dłonie na jego policzkach. Z jednej strony przesadne zamartwianie się o nią było całkiem urocze, z drugiej mało zdrowe. Wpiła się w jego usta, a on objął ją w pasie, przyciągając mocniej do siebie. — Kocham cię, paskudo... — zaśmiała się delikatnie.
— Paskudo?! Chyba mega hiper przystojniaku... — poprawił ją, szczerząc do niej zęby, po czym podał jej jeszcze wejściówkę do klubu.
— Ja tego nie powiedziałam...
— Jeszcze to odszczekasz...
— Po moim trupie... — roześmiana wyszła z pokoju i skierowała swoje kroki wprost na plażę. Nigdy nie była w trójmieście, więc cieszyła się, że miała okazję pozwiedzać tą część Polski. Wsadziła w uszy słuchawki i w rytm ulubionych hitów ruszyła ulicami miasta. Tak jak obiecała, co jakiś czas wysyłała Grabowskiemu fotkę z miejsc, które odwiedzała.
Kiedy zaczęło się ściemniać, odpaliła w telefonie mapy i stwierdzając, że klub był całkiem daleko od jej aktualnego miejsca pobytu zamówiła taksówkę. Nie musiała długo czekać, by zamówiony samochód zatrzymał się pod jej nogami. Wsiadła do auta i po kilkunastu minutach wysiadła pod sporym klubem w centrum miasta. Przed wejściem ustawiła się już spora kolejka, a część ludzi siedziała na trawniku i wymieniała się przeróżnymi wrażeniami i nowinkami z życia Kuby, którymi był przepełniony internet. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, już dawno nie była na żadnym koncercie i dopiero w tej chwili, była w stanie stwierdzić, jak bardzo za tym tęskniła. Za namową Grabowskiego złożyła wypowiedzenie w pracy, jeszcze sporadycznie pisała artykuły, które wysyłała zdalnie do szefa. Wzięła głęboki wdech i podeszła do ochroniarzy przy wejściu do klubu. Nie obyło się bez kilku kąśliwych uwag ze strony ludzi czekających na wejście, ale jednym uchem wpuściła je, a drugim wypuściła. Kiedy pokazała wejściówkę, bez problemu dostała się do środka i weszła na scenę, z której było zejście do garderoby chłopaków.
— Hej, już jestem. — powiedziała z uśmiechem, witając się z każdym z chłopaków buziakiem w policzek. Jednak ich głupie miny wzbudziły w niej dziwne podejrzenia. — Coś jest nie tak... Co się dzieje? — stanęła, opierając dłoń na swoim biodrze i mierzyła po kolei wzrokiem Krzycha, Maćka i Adama. — Powie mi ktoś? — wzdrygnęła się kiedy poczuła dłonie zakrywające jej oczy.
— Nie powiedzą ci, bo kazałem im nie mówić... — usłyszała przy swoim uchu spokojny, wręcz kojący głos ukochanego.
— To co przede mną ukrywasz? — zaśmiała się lekko, ale ciekawość zżerała ją od środka.
— A obiecujesz, że nie będziesz krzyczeć?
— Obiecuję...? — powiedziała dość niepewnie, chociaż już miała ochotę się wydrzeć za takie teksty. Wzięła głęboki wdech, czekając na nowinę.
— Odwróć się... — powiedział zabierając ręce. Nie musiał prosić dwa razy, a dziewczyna szybko obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Zakryła dłońmi usta piszcząc w nie radośnie i rzuciła mu się na szyję.
— Nie wierzę!! — krzyknęła wesoło wtulając się w niego.
— Mówiłaś, że bardzo ci się podobałem w zielonych, więc... Czemu nie? Jest okej? — spytał poprawiając fryzurę.
— Jest bosko, najlepiej na świecie... Mój mega hiper przystojniaku... — wpiła się w jego usta, a za sobą słyszała ciche śmiechy.
— A jednak odszczekała, stawiacie flaszkę. — powiedział do reszty chłopaków, a Elen pokręciła z niedowierzaniem głową. Ten dzień mógłby się dla niej nie kończyć.
Dzisiaj chyba mi wyszły straszne flaki z olejem, ale niestety muszę naszykować fundamenty pod kolejne wydarzenia, więc na razie mamy czas na złapanie oddechu.
Całuję,
Angel Woodgett.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...