Brzęczało jej w uszach jeszcze dobrą chwilę, nim zorientowała się, że to wcale nie ona wystrzeliła z pistoletu.
— Elen! — usłyszała za sobą tak dobrze znany jej głos. Czyżby jej umysł płatał jej figle? Uniosła wzrok na trupy wiszące na drzewach. Dalej wisiały i ociekały jeszcze krwią i deszczem, który dalej zacinał od południowej strony, wprost na twarz dziewczyny. Złapała za rękaw bluzy i przetarła nią twarz, jednak materiał był już na tyle mokry, że niewiele jej to pomogło. Patrzyła nieprzytomnym wzrokiem na otaczający ją świat, który zdawał się być jeszcze bardziej szary, zły i niedobry, niż normalnie. Kolejny nieboszczyk leżał za nią z kulką sprzedaną pomiędzy oczy przez Natha. Próbował zajść dziewczynę od tyłu i zaatakować, jednak panowie wpadli w ostatnim momencie. — Elen, do cholery, co ty wyczyniasz...? — wyszeptał zmartwiony Kuba i wyrwał jej pistolet z ręki, który dalej trzymała przyłożony do skroni, a o którym na chwilę zapomniała. Patrzyła przerażonym wzrokiem na chłopaka i na trupa za jego plecami. Poczuła jak jej serce zaczęło łomotać w niekontrolowany sposób. Uchyliła delikatnie usta charcząc coś cicho i straciła przytomność. — Kurwa, Nath, dzwoń po pogotowie! — krzyknął do mężczyzny, trzymając w swoich ramionach nieprzytomną dziewczynę. Przeklinał pod nosem i tulił ją mocno do siebie, przez co wyczuwał, że jej serce zaczynało bić w dziwny, niemiarowy sposób. Czyżby miała zawał? To jako pierwsze nasunęło mu się na myśl. Bodyguard podszedł do niego i położył dłoń na jego ramieniu.
— Weź ją do środka, jest lodowata. — powiedział, jednak nie czekając na reakcję Kuby, sam ją podniósł niczym piórko i położył w salonie na podłodze, po czym pobiegł do ich sypialni i o mało nie upadł, potykając się o kolejne ciało. — Ja pierdolę, co tu się działo... — mruknął i spojrzał na trupa, po czym obszedł go i po chwili wrócił do pary. Podał Kubie ręcznik i suche ubranie. — Musimy ją przebrać, nim przyjedzie pogotowie i przykryć kocami, jest poważnie wyziębiona. — stwierdził i nie czekając na pozwolenie, zaczął ocierać ciało dziewczyny z wody. Grabowski zmierzył go piorunującym wzrokiem. — Błagam cię, bez scen. Nie pociąga mnie seksualnie, nie żeby nie była piękna, ale bardziej jest mi jak córka z racji różnicy wieku. Poza tym, teraz nie można na to patrzeć. — mruknął pod nosem nie zaprzestając trzeć ręcznikiem ciała. Kuba poszedł w jego ślady i zaczął z niej ściągać mokre ubrania.
— Ja pierdolę, ale popełniliśmy błąd... — wyszeptał ze łzami w oczach.
— Nie maż się. To nie była nasza wina, to była ich zagrywka, a my daliśmy im się wciągnąć w ten plan i to zupełnie nieświadomie. Teraz najważniejsze, by zobaczył ją lekarz.
— Jej serce... Nie bije miarowo... — powiedział kładąc dłoń pomiędzy piersiami dziewczyny. — Myślisz, że mogła mieć zawał?
— Dowiemy się dopiero, kiedy przyjedzie karetka. — wzruszył lekko ramionami, ale sam delikatnie przyłożył dłoń. — Może to był dla niej za wielki stres? Te trupy i brak prądu... — westchnął lekko i zabrał rękę. — Jeden Hiszpan leży martwy u was w sypialni. Idę się nim zająć, a ty złap ją za nadgarstek i czuwaj nad tętnem. Jeśli będzie spadać lub zanikać, to rób jej sztuczne oddychanie.
— Ona nie....?
— Nawet nie kończ. Rób po prostu to, co mówię. Ja się zajmę resztą. — westchnął lekko i poszedł do pokoju, przerzucił zwłoki przez ramię i wyniósł je do ogrodu, rzucając w najciemniejszy kąt, po czym wykonał telefon do Wayana, żeby zamówił im firmę sprzątającą. Sam wziął z kuchni jakieś szmaty i poszedł do pokoju pary, gdzie zaczął wycierać podłogę, meble i zmieniać im pościel. Musieli zatuszować wszystkie ślady. Wziął duży nóż kuchenny, kiedy skończył i wyszedł na ogród i odciął dwa kolejne ciała i rzucił je obok pierwszego, następnie wziął się za najświeższą padlinę, a wszystko nakrył brudną pościelą. — Jeszcze ich nie ma? — spytał, wchodząc do salonu i przetarł wolnym ręcznikiem twarz, ręce i włosy.
— Kurwa, nie ma... Spada jej tętno, ale powoli i chyba nie może się zagrzać. — westchnął lekko.
— Nie może, bo nie ma takiego krążenia, jakie powinno być. — pouczył go. — Trupy ogarnięte, nikt nie powinien zauważyć ich, póki co, ale rano ich już nie będzie. — poinformował Kubę, jednak rozmowę przerwało im pukanie do drzwi. — Siedź, otworzę. — powiedział, widząc, jak chłopak zaczął się podnosić. Udał się do przedpokoju, łapiąc za pistolet, który miał za paskiem, na plecach i uchylił lekko drzwi, jednak kiedy tylko ujrzał ratowników medycznych. Szybko otworzył im szerzej i zaprosił do środka.
— Co się stało? — zapytał młody lekarz.
— Serce nie bije miarowo i straciła przytomność, jest po dużym stresie. Bardzo się pokłóciliśmy, powiedziałem kilka słów za dużo. — Kuba wymyślił na poczekaniu stek kłamstw, byleby tylko odciągnąć ich od tego, co tak naprawdę się tu stało. — Potem wybiegła na dwór i niemal zamarzła. — dodał i delikatnie gładził jej włosy.
— Dobrze, proszę się odsunąć. — powiedział medyk i cała ekipa wzięła się za badanie dziewczyny. Trwało to dobrą chwilę nim odsunęli się od niej. Podali jej leki i pobrali krew, przeprowadzili badanie serca, przenośnym sprzętem do EKG. Kuba stał z założonymi rękoma i denerwował go brak kontroli nad tym wszystkim, a jednocześnie cholernie martwił się o dziewczynę i odchodził od zmysłów, czekając na werdykt. Zbyt wiele granic zostało przekroczonych tej nocy. Wiedział, że będą musieli w końcu się od tego wyrwać, zostawić za sobą wszystko i zacząć od nowa. Skoro dziewczyna zaczynała to przypłacać zdrowiem, stawka zrobiła się za wysoka. Nie mógł już więcej jej narażać. Musiał tylko odnaleźć na świecie miejsce, gdzie nikt nie będzie ich szukać. — Panie Grabowski... — z zamyślenia wyrwał go głos jednego z sanitariuszy.
— Tak? Już wiecie, co się stało? — spytał podchodząc bliżej.
— Badanie wykazało, że to arytmia najprawdopodobniej spowodowana wcześniejszym stresem. Wychłodzenie nie jest zbyt wielkie, kiedy się ocknie, proszę jej przygotować ciepłą, ale nie gorącą kąpiel. Dopiero stopniowo dolewać gorącej wody. Nie ma potrzeby zabierania jej do szpitala, ale powinna się skonsultować ze swoim lekarzem jak najszybciej. Trzeba sprawdzić dokładnie, czy arytmia była spowodowana tylko stresem i obserwować uważnie, czy nie powtórzy się w najbliższym czasie. Po podanych lekach powinno być już dobrze, jednak jeśli zadziałoby się cokolwiek niepokojącego, proszę zadzwonić jeszcze raz po pogotowie. Na tą chwilę to wszystko.
— Dziękuję i obyśmy się nie musieli dzisiaj ponownie spotykać. — zaśmiał się lekko i kiedy tylko wyszedł, Nath pojawił się w salonie.
— Wszystko okej?
— Chwilowa arytmia, spowodowana stresem. — powiedział Kuba i złapał brunetkę, zanosząc ją do sypialni i położył ją spokojnie do łóżka.
— Czyli nie jest najgorzej. — westchnął lekko. — Czy te trupy?
— Tak, zadbali o to, by sprowadzić tutaj dwóch łudząco podobnych do nas mężczyzn, a ten twój to chyba jakiś zagorzały fan, bo ma część twoich tatuaży. Biedny chłopak, ale co za gnoje, chcieli dopaść ją, tylko nie wiem jeszcze dlaczego. — spojrzał na chłopaka, kiedy wspólnie wyszli na ogród i zajrzeli pod mokrą pościel.
— A ten Hiszpan? To nie była twoja sprawka.
— No właśnie, jedynym logicznym wyjaśnieniem jest to, że to Elen go zastrzeliła. — raper wypuścił głośno powietrze. Nigdy nie chciał, by dziewczyna musiała się kiedykolwiek posunąć do takiego czynu, ale nie wiedział jeszcze, co działo się podczas ich nieobecności.
— Ja pierdolę! — ryknął rozżalony. — Czemu nie zostaliśmy... — uderzył się dłonią w czoło.
— Bo chcieliśmy ich dorwać, nim oni dopadli by nas. Nikt nie wiedział, że specjalnie mieli się bawić z nami w kotka i myszkę. To i tak dobrze, że wycisnąłem z tego faceta o co chodzi i mogliśmy wrócić tu nim nie mielibyśmy po co. — Nathaniel poklepał lekko Kubę po ramieniu. — Boję się tylko w jakim stanie będzie dziecina, kiedy się obudzi. Sądzę, że ona naprawdę wierzyła w to, że to my wisieliśmy na tych drzewach. — mruknął lekko.
— Nath... Ucieknijmy, to za dużo dla niej, jej zdrowie nie wytrzymuje tego stresu, a to za wielka cena. — powiedział poważnym tonem Kuba. — Zaszyjmy się gdzieś, gdzie nas nie znajdą. — dodał mierząc się z mężczyzną wzrokiem.
— Naszykuję wszystko, ale nie podam wam dokąd lecimy i nikt nie może wiedzieć, gdzie jesteśmy i co robimy. Musicie zostawić rodziny, swoje życie tutaj, to wszystko są dość drastyczne kroki, ale tylko tak będziemy mieć pewność, że nikt nas nie sprzeda. Nie wolno nawet powiedzieć matkom, po prostu trzeba to urwać. — były wojskowy nie żartował, ale determinacja Kuby była skłonna do takiego posunięcia.
— Tylko gdzieś, gdzie jest w miarę klimat i spokojnie. — zaśmiał się lekko, na co bodyguard przerzucił oczami.
— Stary, to nie biuro podróży. — mruknął, ale ostatecznie sam zamierzał znaleźć coś, co miało podobne wymagania, bo nie przepadał za siedzeniem w zimnie. — Przygotuję wszystko, ale musicie być gotowi w każdej chwili rzucić wszystko i wyjechać. No i nie obiecuję luksusowego transportu.
— Nie zależy mi na tym, muszę jej zapewnić bezpieczeństwo, to wszystko zaszło już za daleko i dawno trzeba było to zrobić, ale jak głupi wierzyłem, że to się wkrótce uspokoi, a co chwilę wychodzą nowe kwiatki. — westchnął lekko.
— Sądzę, że to nie jest głupi pomysł Kuba. Szczególnie, że nie oszukujmy się, na biednego nie trafiło. — powiedział i spojrzał na niego.
— Nie trafiło, ale mam iść do banku i wybrać wszystkie pieniądze? — powiedział i spojrzał na niego.
— Nie, bo to będzie podejrzane. Przelej wszystko na dobrze oprocentowane konto oszczędnościowe, będziesz żył z odsetek.
— Nie głupi pomysł. Dobra zajmiesz się resztą?
— Tak, poczekam na ludzi, którzy posprzątają ten bałagan, idź już do niej. — powiedział z lekkim uśmiechem ochroniarz. Kuba podziękował i szybkim krokiem udał się do sypialni, gdzie zastał siedzącą na łóżku dziewczynę.
— Hej, hej, hej... Połóż się, powinnaś leżeć i odpoczywać. — podszedł do niej, a ona spojrzała na niego pustym wzrokiem. Nie rozumiała już nic.
— Co tu się stało...? — wyszeptała cicho, jednocześnie spełniając prośbę chłopaka.
— Zaraz wszystko ci opowiem...
— Ale jakim cudem ja z tobą rozmawiam, przecież ty... Ten trup... To drzewo... — słowa więzły w jej gardle i każde kolejne przechodziło ciężej i ciężej.
— Ciiii... to nie byłem ja, a oni mieli plan, chcieli się dobrać do ciebie. Nie wiem jeszcze dlaczego, ale proszę, uspokój się teraz, bo miałaś problemy z sercem, była tutaj karetka, a ja nie chcę, żeby mi cię zabrali do szpitala. Nie teraz, kiedy sytuacja zrobiła się bardzo napięta... Jak wypoczniesz, to porozmawiamy, musisz mi powiedzieć, co zdarzyło się w domu. — powiedział cicho i pogładził jej włosy. Drżała, jak galareta, a on trwał przy niej, spokojnie suwając dłonią po jej plecach. Nawet w najśmielszych snach nie był w stanie sobie wyobrazić, jakie piekło przeszła dziewczyna, pod jego nieobecność. Powiadają, że co cię nie zabije, to cię wzmocni, ale wiedział, że czekała ją długa droga, to tego, żeby było znów normalnie. Chociaż na ta chwilą normalność zdawał się być abstrakcją i luksusem, który nie był tak łatwy do osiągnięcia. Gdyby to tylko było możliwe, zamieniłby się z nią i przejął od niej całe jej cierpienie, które w sobie nosiła. Było to niewątpliwie wielkim brzemieniem, które niosło ze sobą niszczycielskie skutki, siejąc spustoszenie w jej organizmie. Kiedy zadrżała mocniej, wtulił ją w siebie. — Jestem tutaj mała... Jestem... — powtarzał raz po raz, starając się chociaż minimalnie ukoić jej zszargane nerwy. Wybuchała co jakiś czas płaczem, nie rozumiejąc wszystkiego, dopóki wycieńczona nie padła. Sprawdził jej tętno, posłuchał bicia serca i sprawdził temperaturę, wszystko zdawało się dalej być w normie. Czuwał nad nią, pozwalając sobie na płytki sen, jednak z każdym jej ruchem przebudzał się i sprawdzał, czy aby na pewno wszystko było dobrze. Nie wiedział, co jeszcze ich czekało, ale wierzył, że w końcu osiągną zasłużony spokój i będą mogli w pełni skupić się na sobie.
____________________________
Dziękuję bardzo za wszystkie miłe i niemiłe komentarze pod poprzednim rozdziałem. Przyznajcie się, kto się wystraszył, że to może być już rzeczywiście koniec? Ktoś zgadł dzisiejszy rozwój wydarzeń?
Całuję,
Angel Woodgett.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanficTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...