XCII

138 19 10
                                    

Elen usiadła na łóżku i potarła twarz. Zastanawiała się, czego Wayan od niej chciał, skoro miał się ukrywać przed Hiszpanami, czy znowu chciał sprowadzić na nią nieszczęście? Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, bała się, jakie konsekwencje mogą płynąć z tego spotkania, ale jednocześnie coś podpowiadało jej, że nie może mu odmówić. Czy powinna tak łatwo ufać swojemu instynktowi? A może olać to spotkanie i udać, że rozmowa telefoniczna w ogóle nie miała miejsca? Rozchyliła wargi, a ciche westchnięcie wydarło się z nich. Rozejrzała się po pokoju Kuby, zawieszając wzrok na kolekcji czapek z daszkiem. Ten pokój zdawał się, że na zawsze pozostanie, jak zatrzymany w czasie. Nic się nie zmieniało, czasami ściany były nieco jaśniejsze, kiedy Elżbieta robiła generalne porządki i odświeżała kolory ścian. Poza tym zawsze, wszystko leżało na tym samym miejscu. Przejechała palcami po pościeli i spojrzała w kierunku drzwi, które zaczęły się lekko uchylać. 
— Mogę? — usłyszała potulne pytanie swojego narzeczonego i obróciła pierścionkiem na palcu kilka razy, kiedy wszedł do swojego pokoju. — Ty nie myślisz... Żeby zerwać nie? — miała wrażenie, że był przerażony jej gestem. Zmierzyła go wzrokiem, bo nawet nie skupiała się na tym, o co im poszło. 
— Po pierwsze, to twój pokój, więc masz prawo do niego wchodzić, kiedy ci się podoba i nie musisz mnie pytać o zdanie. Po drugie, chyba z konia spadłeś, że zabawa pierścionkiem, ma zwiastować zerwanie. Na takie okoliczności musisz sobie zasłużyć bardziej. — kolejne westchnięcie opuściło jej usta i zmierzyła go wzrokiem. Już na pierwszy rzut oka mógł zauważyć, że coś ją gryzło i na bank nie była to sprzeczka o ich łóżkowe wyczyny. 
— Coś się stało... — stwierdził, a ich spojrzenia spotkały się. Przez dobrą chwilę mierzyli się wzrokiem. Jednak dziewczyna jako pierwsza spuściła go. Wypuścił szybko powietrze. — No wiedziałem, mów jak na spowiedzi... — martwił się o nią, bo nie lubił, kiedy coś ukrywała. 
— Martwię się nieco, jak twoja mama zareaguje na nasze zaręczyny, bo nie wiem, jak ona do tego podchodzi. Może wolałaby, gdybyśmy się spotkali wszyscy razem i wiesz... Tak po bożemu, czy coś? — powiedziała splatając dłonie. Nie kłamała, ale to nie to, było jej najgorszym zmartwieniem. 
— Mówisz, jakbyś bynajmniej poznała moją mamę wczoraj. Ona będzie się cieszyć. Już od kilku lat mi truje, że rap rapem, ale powinienem pomyśleć o założeniu rodziny, ustatkować się, dla mojego własnego dobra. — zaśmiał się lekko i objął ją ramieniem, przyciągając ją do siebie. Pogładził jej ramię, starając jej się dodać otuchy. 
— Nie uważasz, że będzie zawiedziona, że musimy wyjechać? — spytała się go z lekkim uśmiechem na ustach, było jej przykro, bo mogła się tylko domyślać, ile nerwów i stresu będzie musiał kosztować ją brak informacji o swoim najmłodszym dziecku. 
— Pewnie trochę będzie, ale wiesz, że co by się nie działo, to ona zawsze za nami skoczy w ogień. — powiedział z szerokim uśmiechem, bo może czasami matka dawała mu w kość i marudziła, ale mógł być pewien, że co by się nie działo, to stanęłaby za nim murem. 
— Już jestem dzieciaki! — dało się słyszeć z przedpokoju. — Zaraz wam zrobię jedzenie i biorę się za sernik! — kobieta zdawała się być w skowronkach i na najwyższych obrotach. 
— Dobrze mamuś, już nie możemy się doczekać! — stwierdził przesłodzonym głosem Kuba, kiedy drzwi od jego pokoju, otworzyły się z impetem. 
— Nie nabijaj się ze starej matki, bo ci gówniarzu dupę złoję... — powiedziała w żartach grożąc mu palcem. 
— Przecież wiem, że byś mi krzywdy nie zrobiła. — Kuba sam roześmiał się w głos i puścił mamie oczko. Elen pokręciła głową na boki. Poczuła lekkie ukłucie, bo chciałaby kiedykolwiek mieć ze swoją matką takie kontakty, jakie mieli między sobą Grabowscy. Kobieta roześmiana zniknęła w kuchni, gdzie włączyła sobie radio i zaczęła przygotowywać na szybko ryż z kurczakiem. 
— Lubię waszą luźną relację. — stwierdziła Elen, splatając palce z palcami chłopaka. 
— Sam ją lubię i wiem, że masa ludzi może mi pozazd... — urwał nagle. Pomimo, że nie rozmawiali o rodzinie Elen, wiedział, że nie żywiła do matki wielkiej sympatii i miała jej wiele za złe. 
— Pozazdrościć. — dokończyła za niego i uśmiechnęła się lekko. — Tak Kuba, nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę. Ja nigdy nie miałam zbytniego kontaktu z matką i nie zdaje się, bym go kiedykolwiek odzyskała. Nie ważne co zrobię i tak w jej oczach nigdy nie będę dość dobra. Zawsze będzie pewnie uważać, że spieprzyłam sobie życie, bo nie wyszłam za Marcina, tylko uciekłam z kryminalistą i gangsterem... 
— Wiele się nie pomyliła... — powiedział poważnym tonem, jednak po chwili oboje wybuchnęli śmiechem. Brunetka pokręciła na boki głową i spojrzała na niego. 
— Może się nie pomyliła, ale wolę szczerą i prawdziwą miłość, niż męczenie się w związku, który pewnie i tak skończyłby się rozwodem wcześniej lub później, bo zbytnio do siebie nie pasowaliśmy. — zaśmiała się pod nosem i wtuliła w chłopaka mocno. Wzięła głęboki oddech, uspokajając się nieco. 
— Teraz już będzie tylko lepiej... Jeszcze kilka dni i odpoczynek, zasłużone wakacje i zero trosk... Tylko ty, ja, piasek, woda i dużo, dużo seksu... — wymruczał do jej ucha, a dziewczyna roześmiała się ciepło. 


— Dziękuję, było pyszne. — powiedziała Elen i odsunęła od siebie nieco talerz, po czym poklepała się po brzuchu. Miała wrażenie, że za chwilę eksploduje, ale nic nie było w stanie przebić kuchni Elżbiety. — Trzeci miesiąc ciąży spożywczej po prostu... — zaśmiała się lekko. 
— Usiądź na chwilę normalnie. — poprosił Kuba, mierząc ją wzrokiem, a jego kąciki ust unosiły się powoli w szerokim uśmiechu. 
— Dobrze. — przewidywała już powoli, co chciał zrobić. Poprawiła się na krześle i złapała go za dłoń, a Ela zmierzyła ich wzrokiem. 
— Chcecie mi coś powiedzieć? Będę babcią? — spytała nieco ożywiona i sama poprawiła się na krześle. 
— Jeszcze nie, ale chcieliśmy cię poinformować, że... — zrobił pauzę budującą napięcie, a jego rodzicielka o mało nie wyszła z siebie i nie stanęła obok. Złapała za szmatę, którą miała na kolanach i już brała zamach w kierunku Kuby. 
— Kuba mi się oświadczył. — powiedziała Eleonora, chroniąc chłopaka przed ciosem. Kobieta zastygła bez ruchu, patrzyła to na jedno, to na drugie. Dopiero kiedy brunetka wyciągnęła dłoń z przepięknym pierścionkiem, przyszła teściowa, rzuciła się pędem w ich kierunku i zaczęła ich ściskać i całować, nie mogąc uwierzyć w to, że jej syn zdobył się na taki gest. 
— Nie wierzę, no po prostu nie wierzę... Tylko nie czekajcie za długo z tym ślubem... Chcę tego dożyć jeszcze. — pogroziła im palcem i ponownie wyściskała ich. Nathaniel roześmiał się, widząc małe zamieszanie.  Nie musiał znać polskiego, by wiedzieć o co chodzi. 
— Jeszcze będą z tego dzieci... — skwitował, unosząc brwi. 
— Nath! — Elen kopnęła go pod stołem w kostkę, a chłopak jęknął cicho. 
— Za co? 
— Za niewinność. — pokazała mu język.
— Muszę obdzwonić rodzinę, niech już zaczną zbierać dla was pieniądze i prezenty. — zaśmiała się ciepło, ale kiedy emocje nieco opadły, jej oczy zaszkliły się. 
— Nie. Nie zgadzam się. Mamo... Nawet się nie waż. — Kuba podniósł się i przytulił mocno do siebie kobietę. 
— Synuś, po prostu... Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo cieszę się waszym szczęściem. — wyszeptała cicho, wtulona w syna. 
— Znalazłem swój ideał, pomimo wad jakie posiada. Wierz mi lub nie, ale czyni mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i nie wyobrażam sobie, by kiedykolwiek jej zabrakło przy moim boku. Jest jak kochanka, żona, matka, przyjaciółka i muza w jednym... — powiedział do jej ucha, a Elżbieta ujęła jego twarz w swoje dłonie. 
— Nawet sobie nie wyobrażasz, jak cholernie dumna z ciebie jestem. Nie poszedłeś w ślady ojca, wyrosłeś na wspaniałego chłopaka, który ma poukładane w głowie i życzę każdej matce, by mogła być tak bardzo dumna ze swojego dziecka, jak ja jestem w tej chwili... — wychlipała cicho. 
— No już, a teraz babo, uspokój się... — spojrzał na Elen i pokiwał z niedowierzaniem głową, ale jego narzeczona sama miała łzy w oczach na widok tej rozczulającej sceny.  
— Przyniosę sernik, jeśli już się upiekł i nalewkę wiśniową. Pora to uczcić. — zaśmiała się i zniknęła w kuchni, gdzie pozwoliła sobie na jeszcze kilka łez szczęścia. Wróciła po chwili z paterą w ręce, na której były ułożone kawałki ciasta. — Uważajcie, bo jest gorący, ale jak go pokroiłam, to szybciej powinien ostygnąć. Wasz kolega... Ochroniarz... — poprawiła się szybko. — Też się napije? 
— Nathaniel, wypijesz nasze zdrowie? — zapytała Elen, a chłopak skinął głową. 
— Jeden, góra dwa kieliszki nie zaszkodzą mi, a skoro świętujemy wasze zaręczyny, to czuję się wręcz zobowiązany. — jak zawsze był szarmancki i elegancki, co sprawiło na ustach dziewczyny szeroki uśmiech. 
— Tak, on napije się z nami dwa kieliszki, bo jakby nie patrzeć, jest na służbie. — zwróciła się do swojej przyszłej teściowej, która skinęła głową i naszykowała kieliszki oraz przyniosła z barku najlepszą nalewkę, własnej roboty, którą wyciągała tylko na specjalnie okazje, takie jak ta. Brunetka uśmiechała się szeroko, czuła się jak w domu i wiedziała, że tutaj nie będzie musiała nikogo zgrywać, żeby być lubianą lub kochaną. Wiedziała, że w oczach matki Kuby, była wystarczająca dla jej syna. Nie skończyło się na kilku kieliszkach, finalnie wypili dwie butelki przepysznej nalewki. Panowie byli dobrze wcięci, więc panie szybko odprowadziły ich do łóżek, a same posprzątały po niewielkiej imprezie w rodzinnym gronie. Elen to pasowało, że zmożeni alkoholem mężczyźni, nie będą jej wchodzić w drogę. "Za godzinę, przy wieży ciśnień." napisała do Wayana. — Dziękuję mamo za miły wieczór, ale sama tez idę się położyć. — powiedziała, widząc, jak Ela zbierała się już do swojej sypialni. 
— Nie ma za co, oby więcej tak dobrych wiadomości. — zaśmiała się ciepło i zamknęła za sobą drzwi. Elen pokiwała tylko głową. Chciałaby, naprawdę chciałaby móc przekazywać jej tylko dobre wiadomości i było jej przykro, że będą musieli zabić radość matki, kolejnymi informacjami. 


Kiedy przez dwadzieścia minut w domu panowała absolutna cisza, dziewczyna powoli podeszła do drzwi i wyszła, uchylając je lekko i prześlizgując się pomiędzy nimi. Na korytarzu ubrała bluzę Kuby, którą złapała niemal w biegu. Serce jej waliło jak młot, bo nie wiedziała, co tym razem może ją czekać. Ruszyła ulicami Ciechanowa, rozglądając się po śpiącym mieście. Tylko ona, droga i cisza, ale pasowało jej to. Mogła się skupić i pozbierać rozbiegane myśli. Dużo się dzisiaj zdarzyło, a spodziewała się, że to nie było zakończenie dnia i że jeszcze wiele się zdarzy. Ciechanowska wieża ciśnień mieniła się kolorowymi światłami. Spojrzała na zegarek, był jeszcze kwadrans do umówionego spotkania. Usiadła przy jednej z betonowych podstaw i oparła się o nią plecami. Spoglądała w niebo i liczyła, że wszystko przebiegnie szybko i spokojnie. Nie chciała więcej problemów, bo cały plan był już gotowy. Marzyła już o palmach, piasku i wodzie... Wręcz jej ciało zaczynało się domagać wakacji, a w głowie słyszała już szum fal i skrzek mew. Zauważyła z daleka sylwetkę Wayana i podniosła się z ziemi, zacisnęła dłonie, szykując się na konfrontację z mężczyzną. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz