LXVIII

175 26 11
                                    

— Grał dla was zespół Quebonafide... — powiedział zziajany Kuba do mikrofonu i zaśmiał się, żegnając się z publicznością. Ukłonili się i zeszli ze sceny. 
— Boże, Kuba, leci z ciebie... — roześmiała się brunetka, ścierając mu ręcznikiem pot z czoła. 
— Prawie tak, jak z ciebie rano... — mruknął do jej ucha i wpił się w jej usta czule. Przez chwilę wszystko zdawało się wrócić do normalności. 
— Zboczeniec... — mruknęła mu do ust, a Kuba pociągnął ją na siebie, przepuszczając rozentuzjazmowanych chłopaków przodem. 
— Uważajcie, bo byście mi dziewczynę staranowali! — krzyknął za nimi rozbawiony. 
— Proszę cię, z cukru nie jestem... 
— Ale słodka jak cukier, już tak. — złapał ją za słówko, a Eleonora zaśmiała się ciepło. Złapała Kubę za rękę i wspólnie poszli do garderoby, gdzie standardowo Maciek polewał już wszystkim po drinku. 
— To co? Afterek jakiś trzeba zaliczyć? — spytał Krzychu. 
— No nie wiem, my... Mamy już plany. — Grabowski spojrzał na przyjaciela, któremu mina nieco zrzedła. Czerwonowłosemu było nie w smak, że przyjaciel odsunął się od niego i reszty przyjaciół, więc szybko zaczął kręcić nosem. 
— Plany można zawsze zmienić. — skwitował szybko zerkając na parę. — Proszę cię Kuba, odkąd wróciliśmy z Bali to ciebie praktycznie nie ma. Odsunąłeś się na bok, wszedłeś do jakiegoś cienia, z którego nie można cię wyrwać, co się z tobą dzieje. Może jeszcze powiedz, że to jej zasługa. Chociaż w sumie, nie zdziwiłbym się, ona jest jak cholerne słońce, a ty krążysz wokół niej jak pojebany. — Krzysiek przestał przebierać w słowach i zaczął z siebie wyrzucać wszystko, co leżało mu ostatnimi czasy na sercu. 
— Nie wplątuj jej w to, co dzieje się między nami... — warknął Quebo, a widząc, że brunetka nieco się wycofała, przyciągnął ją do siebie. — Nawet nie próbuj mi teraz uciekać. — zwrócił się do niej i przeniósł wzrok z powrotem na przyjaciela. — Coś jeszcze chcesz dodać? 
— Wiesz? W sumie to tak... — Krzysztof wstał i wypił na raz całego drinka, jakby potrzebował kopa na odwagę. — Każdy z nas to czuje, że QueQuality zaczyna upadać... Tylko, że ja jeden powiem ci to teraz głośno. — Kuba spojrzał na chłopaków, którzy szybko zaczęli unikać jego spojrzenia. Zacisnął dłoń w pięść. — Jak będziesz się tak dalej zachowywał, to stwierdzam, że postaram ci się odebrać firmę. Przejmę ludzi, a ty zostaniesz z niczym. Przez ostatnie miesiące wszyscy zawiedli się na tobie kilkakrotnie. Nie było cię, kiedy robiło się w firmie gorąco, ile obietnic złożyłeś Kamilowi, że będziesz, a cię nie było? Ile do chuja? 
— Nie przeginaj, to nie czas, ani miejsce na takie rozmowy. — warknął zielonowłosy i zacisnął mocniej dłonie. 
— A co? Prawda w oczy kole? —podszedł do niego i postukał palcem w jego klatkę piersiową. Jednak raper nie zamierzał sobie pozwolić na takie traktowanie, szybko odepchnął od siebie Kondrackiego. 
— Kuba! — Elen pociągnęła go za rękę, którą przed chwilą wyrwał z jej uścisku. 
— Nie wtrącaj się teraz... — warknął w jej kierunku, ale nim się obejrzał Krzysiek wystartował do niego z łapami. Rozpętała się bójka i zamieszanie. Dziewczyna jako pierwsza rzuciła się pomiędzy chłopaków, żeby ich rozdzielić. 
— Przestańcie, na litość boską... — powiedziała i znów wepchnęła się między nimi, kiedy poczuła uderzenie w brzuch i aż padła na cztery litery, próbując złapać oddech. 
— Kurwa, zrobiliście jej krzywdę! — krzyknął na nich Maciek i dopiero wtedy panowie się uspokoili. Nawet nie wiedziała, któremu mogła podziękować, ale już wiedziała, że skończy się to sporym siniakiem. Oboje spojrzeli z przerażeniem w jej stronę i na chwilę zamarli w bezruchu. Kuba jako pierwszy wystartował do dziewczyny i padł przed nią na kolana. 
— Przepraszam, kurwa, przepraszam... — powtarzał, chociaż nie był pewien, czy to on ją uderzył. Poniosło ich i doskonale o tym wiedzieli.  Pogładził jej plecy, a ona po chwili zdołała w końcu złapać oddech i odkaszlnąć kilka razy. 
— To nic, najważniejsze, że już się nie bijecie. — szepnęła cicho, próbując wyjść z twarzą z zaistniałej sytuacji. Kondracki podał jej wodę, której upiła kilka łyków. — Możecie już się więcej nie bić? 
— Już nie będziemy. — wyrwał się z odpowiedzią Krzysztof i spojrzał na kumpla. Wstali i pomogli się podnieść dziewczynie z podłogi. 
— Muszę wyjść na dwór, nie pozabijajcie się. — szepnęła tylko i powlekła nogami do drzwi, którymi trzasnęła z hukiem. Zapadła cisza, a każdy z panów wymieniał się spojrzeniami. 
— Boże, gorzej niż dzieci... — skwitował ich Maciejka, po czym wyszedł za niebieskooką. — Wszystko dobrze, pokaż brzuch. — zapytał zdenerwowany. Może nie pałał do Elen wielką sympatią, ale w końcu chcąc, nie chcąc, byli rodziną. 
— To nic, siniak. — pokazała mu miejsce, które powoli robiło się lekko fioletowe. 
— Przepraszam za nich... 
— Przestań, nic się nie stało, przynajmniej się ogarnęli. Po prostu wiem, że każdy z nich jest sfrustrowany i pełen złości. Musieli w końcu wybuchnąć...
— Ale nie musieli ci robić krzywdy. — wtrącił się. — Kuba ostatnio naprawdę się wycofał, każdy się o niego martwi, ale ty pewnie tylko wiesz, co się dzieje, prawda? — spytał spoglądając w jej oczy, a niebieskooka szybko zaczęła uciekać wzrokiem. 
— Wiem, ale nie powiem, bo mnie o to prosił. Dajcie mu jeszcze czasu i zrozumienia, ma teraz kilka innych problemów i nie dziwię mu się, że nie ma ochoty na imprezy i spędzanie czasu z kumplami. Potrzebuje ciszy i spokoju, żeby w końcu rozwiązać swoje problemy. Naciskanie go nic nie da. Kiedyś na bank wam powie, co się stało... — dodała spoglądając na chłopaka. 
— Cholernie się o niego martwię. Wiem, że jest dorosły, ale dla mnie zawsze będzie młodszym braciszkiem, którego powinienem chronić... — pokręcił lekko głową. 
— Zrobimy tak, ja zabiorę Kubę do hotelu, a  ty weź chłopaków i skoczcie do sklepu. Kupcie coś do jedzenia i alkohol, wpadnijcie za godzinę. Tylko ogarnij Krzyśka, bo Kuba naprawdę wkłada całe swoje serce w firmę, ale to po części nie jego wina, że teraz jest jak jest... — wyszeptała cicho spuszczając wzrok. 
— Wszystko dobrze? — zapytał Kuba, kiedy wyszedł z klubu. — Zbierajmy się do hotelu. — powiedział spoglądając na dziewczynę. 
— Nic nie jest dobrze, bezmózgi raper i jego jeszcze bardziej bezmózgi hypeman nabili jej pięknego siniaka. Walnij się w łeb Kuba i zmądrzej, może jeszcze jest nadzieja. — Maciek machnął im i wrócił do klubu, zabrać swoje rzeczy. 
— Od kiedy on jest taki dorosły... — mruknął pod nosem. 
— Przestań, chciał dobrze. Oni się martwią o ciebie Kuba, po prostu. To nic złego, kochają cię i jesteś dla nich częścią rodziny. Wiem, że nie staniesz przed nimi i nie powiesz "Hej jestem dealerem, dlatego nie miałem dla was czasu!" ale może chociaż wymyśl coś, co ich nieco uspokoi... — powiedziała łapiąc go za dłoń. 
— Coś wymyślę... Elen, ja jeszcze raz przepraszam, nie wiem jak to się stało, a przede wszystkim to nawet nie powinno się wydarzyć. — powiedział spoglądając na nią. 
— Daj już spokój, nic mi nie jest, siniak zejdzie i wszyscy o tym zapomną. Jutro będziemy się z tego śmiać. — powiedziała i kiedy doszli do auta zatrzymała się i stanęła na palcach, żeby wpić się w jego usta. Wsiedli po chwili do auta i ruszyli w stronę hotelu. — Strasznie się cieszę, że wróciłeś do tego koloru włosów, jest ci w nim tak dobrze... Mam prywatnego Jokera. — zaśmiała się ciepło. 
— To czekam aż zrobisz się na blondynkę z niebiesko-różowymi końcówkami. — roześmiał się lekko na jej słowa i pokręcił głową. 
— Nie wiem, czy mogę startować o tytuł Harley. Mało, że było pojebana, to do tego twarda sztuka, ja raczej taka nie jestem. — zaśmiała się pod nosem. Kuba złapał za jej rękę i splótł ich palce, po czym ucałował jej dłoń. 
— Przy tobie ona to marna cipka... Przeszłaś tyle, że już chyba nic, ani nikt nie będzie w stanie cię już złamać. — powiedział poważnym tonem, a na policzkach dziewczyny pojawiły się rumieńce. — No nie mów, że się zawstydziłaś... — zaśmiał się na widok zawstydzonej dziewczyny. 
— Aaaaa... Spierdalaj... — zasłoniła twarz dłońmi i oboje roześmiali się. Kuba zaparkował w podziemnym garażu, należącym do hotelu, po czym wjechali na ich piętro windą. Weszli do pokoju, a Elen pozwoliła sobie ściągnąć buty i dać odpocząć zmęczonym stopom. — Kuba, za jakąś chwilę przyjdą tu chłopaki, Maciek ma ogarnąć Krzycha i spędzimy miło wieczór, zgoda? — spytała przygryzając lekko wargę, kiedy niecierpliwie oczekiwała reakcji chłopaka. 
— Dobrze. — powiedział spokojnym tonem, a ją wręcz zatkało. Spodziewała się burzy i awantury, a on tylko grzecznie przytaknął. Czyżby odkupował znów swoje winy? 
— Ale najpierw weźmiemy wspólną kąpiel... — zaproponowała unosząc brew do góry. 
— Oooo i to są jeszcze lepsze informacje. — ożywił się nieco i momentalnie znalazł się w łazience, żeby odkręcić wodę. Zaśmiała się na jego energiczną reakcje i zaczęła ściągać ubrania. — Kurwa, serio... Mówiłaś, że to nic wielkiego... — powiedział widząc jej brzuch i ponownie zrobiło mu się cholernie głupio. 
— Kuba, błagam cię, przez kilka dni będzie to wyglądać coraz gorzej, a potem coraz lepiej, aż w końcu zniknie. Wyluzuj chłopie. — powiedziała z lekkim uśmiechem i weszła do wanny. Zielonowłosy zreflektował się szybko i usiadł zaraz za nią, odprężając mięśnie po energicznym skakaniu po scenie. — Wiesz co? — szepnęła cicho bawiąc się jego palcami. 
— Co takiego? — zapytał ją. 
— To całkiem fajne uczucie, kiedy do twojego faceta wzdycha tyle siks, a ty masz tą świadomość, że posiadasz go na wyłączność. — dziewczyna zaśmiała się ciepło, a Kuba pokręcił głową. — Moja własna gwiazda... 
— Był kiedyś taki program na MTV... — zaśmiał się z przymkniętymi oczami, rozkoszując się jej dotykiem. 
— Wiem i byłam wtedy całkiem młodą dziewczyną i wiesz jak wtedy marzyłam o tym, żeby mi znaleźli takiego własnego Xzibita... — wybuchnęła śmiechem. 
— Czyli interesowałaś się rapem? — otworzył oczy spoglądając na nią. 
— Ale tylko amerykańskim, uważałam, że to z Polski jest nie do słuchania, że tylko przeklinanie im w głowie... 
— Ale na szczęście zmieniłaś zdanie. — dodał, jednak słysząc jej odpowiedź, uniósł się lekko i wychylił spoglądając w jej twarz. 
— A ja tak powiedziałam? 
— To co? Nie widzisz żadnego potencjału w naszym rapie? — zapytał zaskoczony. 
— Widzę wielki potencjał w tobie i twojej muzyce. Tak to tylko pojedyncze utwory danych wykonawców, no może ewentualnie Kartky. — zaśmiała się. 
— Oj babo, babo... Grunt, że ja ci się podobam, pod względem muzycznym inni mnie już nie interesują. — zażartował i zaśmiał się. Wspólna kąpiel wyciszyła ich nieco i zrelaksowała. 


Po godzinie rozległo się pukanie do drzwi. 
— Mówiłem ci, ubierz się od razu. Oni nie czekają i zawsze zjawiają się w najmniej odpowiednich momentach. — dodał Kuba, spoglądając na dziewczynę. 
— Marudzisz, czy tylko mi się wydaje. Poza tym mogę się ubrać przy nich, nie przeszkadza mi to w żaden sposób. — powiedziała i uśmiechnęła się do chłopaka. 
— Chcesz następne mordobicie, tylko tym razem oczy im powykłuwam... — mruknął z cwanym uśmieszkiem i złapał za klamkę. 
— Wpadliśmy na zaproszenie Elen. — powiedział Maciek z lekkim uśmiechem i wręczył Kubie flaszkę whisky.
— Wiem, wchodźcie, czekaliśmy na was. — podziękował za butelkę skinieniem głowy i wpuścił ich do środka, gdzie stanęli nieco zmieszani, kiedy Elen zapięła stanik, stojąc do nich tyłem 
— Nie zachowujcie się jak byście w życiu dziewczyny w bieliźnie nie widzieli. Już się ubieram. — powiedziała z uśmiechem i założyła na siebie koszulkę Kuby, która sięgała jej do połowy uda. 
— Przerwaliśmy wam? — spytał Mojski i zaśmiał się cwano. 
— Chciałbyś. — odpowiedziała chórkiem para, a zaraz po tym wszyscy buchnęli śmiechem. Rozkręciła się naprawdę dobra imprezka, gdzie wszystkie urazy zażegnano, za wszystkie bóle przeproszono i obiecano sobie poprawę. Śmiechom i wspólnym żartom nie było końca tego wieczora. 


Nie zapominajcie, że dzisiaj Dzień Ojca, dla wszystkich zapominalskich, a jeśli czytają mnie jacyś tatusiowie, to wszystkiego najlepszego dla was! 

Całuję, 
Angel Woodgett.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz