LXXVI

130 23 15
                                    

— Dzień dobry... — usłyszała przy swoim uchu tak dobrze znany jej głos, który już z samego rana pieścił delikatnie jej ucho. 
— Jeszcze pięć minutek... — wyszeptała cicho, ale nie była w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wszedł na jej usta. Otworzyła leniwie oczy i próbując się przyzwyczaić do światła, zaczęła dłońmi wodzić delikatnie po znakach zapytania na szyi. 
— Prosisz się o powtórkę z wieczora? — zaśmiał się cwano, po czym zabrał jedną z jej dłoni i ucałował ją. 
— Prosisz mnie o rękę? — wyszeptała, nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, że jej słowa mogły zostać odebrane w dwojaki sposób. Kuba zaśmiał się lekko pod nosem i powoli pocałował każdy palec, zostając przy tym, na który zawsze wsuwało się pierścionek zaręczynowy. Potarł go delikatnie kciukiem i spojrzał na jej twarz.
— Chciałabyś dostać ode mnie TO pytanie...? — zsunął się delikatnie z łóżka, a dziewczyna podparła się na ręce. — Elen, wyjdziesz za mnie? — zapytał się z uśmiechem, klęcząc przy łóżku i trzymając jej dłoń. 
— Wyjdę przed ciebie, za ciebie i stanę z boku jak będzie trzeba. — zaśmiała się ciepło. 
— Czyli to znaczy tak? — wyszczerzył zęby.
— Tak, to znaczy tak. — wybuchnęła śmiechem, kiedy chłopak zaparł się między jej drobnym ciałem i opadł na nią. 
— Nawet nie wiesz, co zrobiłaś... — starał się, by zabrzmiało to jak groźba, jednak jej roześmiana twarz nie pozwoliła mu zachować powagi. 
— Grozisz mi?! — zaczęła go szczypać po żebrach, jednak szybko pożałowała tego czynu. Kuba złapał ją za rękę i sam zaczął wbijać jej palce między żebra, na co dziewczyna zaczęła krzyczeć, piszczeć i wyrywać się jak szalona. — Pomocy... Kurwa! Pomocy! — wydarła się niemal dusząc się ze śmiechu, kiedy do sypialni jak strzała wpadł Nath. 
— Przepraszam, ale te krzyki... Musiałem sprawdzić. — powiedział i sam się roześmiał na ich widok. Cieszył się, że pomimo ciężkiego okresu w swoim życiu, brunetka potrafiła się jeszcze śmiać i czerpać radość z chwil. Pokręcił głową, kiedy błagała go już po angielsku o pomoc, ale mężczyzna wycofał się tylko, machając do niej na odchodne. — Jebana, solidarność plemników! — wydarła się i opadła na łóżko dysząc ciężko. — A mogłam się nie zgodzić... 
— Pierwsze słowo do dziennika... 
— A ty co? Z podstawówki się urwałeś? — zaśmiała się i kiedy w końcu jej odpuścił, szybko obróciła się na bok i wtuliła w niego. 
— Wiesz, przynajmniej się rozbudziłaś i możesz mi zrobić śniadanie. Trenuj na żonę... — powiedział z uśmiechem smyrając jej udo. 
— Chyba cię synku pojebało... — odpowiedziała, przyjmując agresywną postawę, czym rozczuliła rapera i spowodowała u niego wybuch śmiechu. 
— Złośnico... Śniadanie na stole. Zaproś swojego goryla, niech zje z nami. Musi się tu zaaklimatyzować, bo nie wiadomo ile posiedzi z nami. — po swojej wypowiedzi dostał mocny strzał w ramie. — Za co...?! Przemoc w rodzinie? Nawet nie minęło dziesięć minut od zaręczyn, a ty mi już pokazujesz drugie oblicze? — zaczął się z niej nabijać, ale jej poważna mina doprowadziła go do porządku szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. 
— Nie mów tak o nim. To naprawdę dobry facet ze sporym bagażem przeżyć na plecach. — powiedziała zerkając  mu w oczy. 
— Nie miałem na celu go obrazić, spokojnie. — powiedział i pogładził jej ramię, a na ustach dziewczyny pojawił się lekki uśmiech. 
— No ja myślę, bo musiałabym cię udusić. — szturchnęła go łokciem, po czym poszła wziąć szybki prysznic i ubrała się wygodnie. Wyszła do panów, którzy siedzieli już przy stole i wymieniali się poglądami na temat samochód. Jak jeden, tak i drugi okazał się być obeznanym w temacie. 
— Krzesła nie masz? — spytał Grabowski, kiedy dziewczyna wsunęła mu się na kolana. 
— Nic nie zastąpi uczucia, kiedy twój kutas lekko dryga, gdy tylko czuje mój tyłek. — wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmiechu, a on tylko pokręcił z niedowierzaniem głową, dziękując bogu, że ich nowy współlokator nie znał ich ojczystego języka. — Jakie plany na dzisiaj? 
— Wy siedzicie w domu póki co, ja spadam do wytwórni, ogarnąć kilka spraw z nowymi płytami. — powiedział z uśmiechem. — Potem zaplanowałem wspólne zakupy, jeśli masz ochotę. 
— Wspólne zakupy? Stary... Jak ja jeszcze nie ogarnęłam tutaj życia, muszę oszczędzać... — powiedziała, ale przerwał jej kiedy złapał za jej szyję i wpił się zachłannie w jej usta.
— Tak lepiej, jak się nie nakręcasz. Nikt cię nie pyta ile masz na koncie, nie? Potrzebuję kilka rzeczy dla siebie i liczę, że mi w tym pomożesz, zgoda? — spytał i uśmiechnął się do niej, spojrzała na niego i pokiwała twierdząco głową. 
— Jak tak, to zgoda, jestem w stanie przyjąć pana warunki. — zaśmiała się pod nosem. 
— Pana? Już mi się podoba... — odpowiedział, biorąc do ręki kubek z kawą. Upił z niego kilka łyków, a jego dłoń zacisnęła się mocno na jej pośladku, aż dziewczyna uniosła się lekko do góry i wyprostowała plecy. 
— Fajna z was para. — powiedział wyraźnie rozbawiony Nathaniel, który zjadł kolejnego tosta i najedzony rozsiadł się wygodniej, dopijając swój napój. 
— Dzięki. — powiedzieli chórkiem. 
— Dobra, to spadaj do QueQuality, a ja ogarnę mieszkanie. Potem przejdę się z Nathem po okolicy i pokażę mu najbliższe sklepy i park. Mam nadzieję, że sami się nie zgubimy. — westchnęła lekko. 
— Już wyganiasz mnie z domu, taka napalona na niego jesteś? — dogryzł jej z szerokim uśmiechem. 
— Jak kotka w rui, no spadaj... — dała mu buziaka, kiedy skończyła swojego tosta, po czym wstała, ruszając w stronę ich sypialni. Nie obyło się bez odzewu chłopaka na ten tekst, bo kiedy podniosła się tylko, sprzedał jej siarczystego klapsa. — Jezuuu... — zawyła, wzywając boga i wyrzucając ręce do góry. — Co ty masz z tym tyłkiem... — mruknęła niezadowolona, rozmasowując dłonią obolały pośladek, a pod nosem wypowiadała wiązankę przekleństw w stronę wytatuowanego mężczyzny. 
— O której mamy być w sklepie i w którym? — zapytał Nath, spoglądając na Kubę. 
— Złote Tarasy, tak na godzinę przed zamknięciem, czyli coś koło 21:00. — powiedział chłopak po chwili namysłu. — Powinno już tam być mniej ludzi i bardziej spokojnie. Zadbaj, żeby nie ubrała dresu, bo jak ma mi potem narzekać, to jak boga kocham, sam ją rozstrzelam. — zaśmiali się oboje i przybili żółwika. Grabowski udał się do swojej sypialni i podszedł do dziewczyny od tyłu. — Ja już się zbieram powoli. Potrzeba ci czegoś tak na już? — zapytał, wsuwając na tyłek spodnie i zapinając pasek. 
— Nie, mam zdecydowanie wszystko, czego mi potrzeba. — powiedziała z uśmiechem i spojrzała na niego. 
— Dobra, już nie mogę się doczekać wieczora i aż się znowu zobaczymy. Bądź grzeczna i nie zamęcz chłopaka... — pogroził jej palcem, żartując, a dziewczyna podeszła do niego i wtuliła w niego, zaraz po tym, kiedy się spryskał perfumami. 
— Jak ja lubię, jak ty tak ładnie pachniesz, to jest takie... Hmmm... Pociągające? — zaśmiała się, kiedy zamknął ją w swoich ramionach i pogładził jeszcze jej plecy. 
— Będziemy się pociągać i szarpać w nocy, obiecuję. — mruknął wpijając się raz po raz w jej usta i jeszcze dobrą chwilę nie wypuszczał jej z objęć. 
— Wiesz, że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje? — zaśmiała się ciepło. 
— Muuuuu...szę już iść. — odpowiedział jej rozbawiony jej stwierdzeniem. Pocałował ją ostatni raz, po czym ruszył w stronę wyjścia. Złapał za klamkę i jeszcze raz obejrzał się w jej stronę. — Ale wiesz, że nie rzucam słów na wiatr i będziesz biedna? — uniósł kącik ust do góry, po czym nie czekając na odpowiedź wyszedł z sypialni. Słyszała jeszcze jak pożegnał się z Nathanielem i trzasnął drzwiami. Położyła się na łóżku i pogładziła swój brzuch, który już od samego rana dawał jej się we znaki. Mogła stwierdzić, że była zakochana, jak jeszcze nigdy i chyba w końcu trafiła na kogoś, kto odwzajemniał w pełni jej uczucia. Kto nie bał się spełniać marzeń, brać tego, co chciał bez podziękowań. Kto wiedział, czym ją zaskoczyć i jak urozmaicić jej każdy dzień. Westchnęła lekko pod nosem i uśmiechnęła się na samą myśl. 
— Jezu, co jest... — mruknęła łapiąc się za brzuch, kiedy jej ciało przeszył bolący skurcz. Poszła w stronę toalety i kiedy tylko zsunęła z siebie bliznę, usłyszała nieprzyjemne kapanie. Spojrzała w dół i widząc krew zastygła w bezruchu. — Kurwa, to już miesiąc? — powiedziała podirytowana i rozejrzała się dookoła, przetarła dłonią brudne uda. — Nath! — krzyknęła i oczekiwała odzewu, ale przez kolejną minutę odpowiadała jej cisza. — Nathaniel!!! — tym razem krzyknęła głośno siadając na toalecie i naciągając koszulkę na uda. Słyszała, jak chłopak krząta się mieszkaniu i szuka dziewczyny. — Łazienka! W sypialni! — dodała jeszcze i po kilku sekundach, mężczyzna stanął w drzwiach i spojrzał zaskoczony na dziewczynę siedzącą na toalecie. 
— Co się dzieje? Czemu tu jest krew? — spytał unosząc brew. 
— Jezu... Jest mi w chuj głupio, ale... Pójdziesz mi do sklepu po podpaski, nie mam tutaj nic, bo nie zdążyłam nawet pomyśleć, jak już minął miesiąc. Ja muszę się umyć i sprzątnąć to. — powiedziała zażenowana, nie wiedząc, gdzie ma schować twarz, a na twarzy pojawiły się palące wypieki. 
— Na luzie. Jakieś specjalne wymagania? — było mu cholernie szkoda dziewczyny. — Nie wstydź się, to ludzkie i czasami się zdarza. — dodał. — Gdzie tu jest najbliższy sklep?
— W lewo i gdzieś za rogiem. — powiedziała cicho, kuląc się. 
— Dobra, zaraz wrócę. — powiedział i wyszedł z łazienki. Zarzucił na siebie kurtkę i wyszedł z domu, kierując się zgodnie ze wskazówkami dziewczyny. Chwilę mu zajęło nim odnalazł sklep, wszedł do środka i rozejrzał się po półkach. Zgarnął po opakowaniu różnych opcji podpasek, tampony, a potem udał się do działu ze słodyczami, gdzie nakupił jej słodkości, chrupek i kilka lodów. Wziął jej dwie paczki papierosów i butelkę wina. Kiedy zapłacił za zakupy, ruszył z powrotem w stronę mieszkania, wszedł do niego i zostawił spożywkę w kuchni, wziął tylko zaopatrzenie przeciwko okresowi i ruszył w stronę łazienki. Zapukał delikatnie w przymknięte drzwi. 
— No kurwa, wchodź... Dłużej się nie dało? Noga mi prawie zdrętwiała od siedzenia na kiblu... — mruknęła niepocieszona i zabrała od niego reklamówkę. Była już wykąpana i miała na sobie świeże ubrania. 
— Nie ma za co... — zaśmiał się i zostawił ją, wracając do salonu, gdzie rozsiadł się na kanapie. 
— Jezuuuu... Moje życie to żart, czemu jak dzień zaczął się tak pięknie, to to nie może trwać. — rzuciła się z impetem na kanapę obok swojego bodyguarda. 
— Lamentujesz, czy tylko mi się zdaje? Masz tam na blacie zakupy, idź je rozpakuj, nim lody się rozpuszczą. — stwierdził skacząc po kanałach. 
— Lody? — uniosła się momentalnie, tak jak drapieżnik, który zwęszył swoją ofiarę i ruszyła do reklamówek na blacie. Może nie ze wszystkim trafił w jej gust, ale zrobiło jej się cholernie miło. Schowała część lodów i wzięła sobie jednego. Pochowała wino i słodycze, a papierosy wsunęła do kieszeni. Wróciła do chłopaka i usiadła mu na kolanach przytulając go mocno. — Dziękuję, dziękuję, dziękuję... — powiedziała już zdecydowanie milszym tonem. 
— Chyba jednak nie jestem taki zły, jakby to się mogło wydawać... — zaśmiał się i spiął lekko, czując ramiona dziewczyny. Stało przed nim spore wyzwanie, żeby przyzwyczaić się do jej zachowań, które dla niego były czymś nowym i niecodziennym. Poklepał ją lekko po plecach. 
— Jesteś najlepszym bodyguardem na całym świecie i nikt, nigdy nie będzie miał lepszego. — wyszczerzyła zęby, wręcz pochłaniając loda. 
— Dobra, już mnie nie czaruj, bo ci się nie uda. Tortury mnie nie złamały, to ty na bank nie dasz rady. — zaśmiał się pod nosem. 
— Ja pierdolę... Torturowano cię?! — oburzyła się zerkając na mężczyznę, który nie zdawał się żartować. 
— Nie raz i nie dwa. Nie masz się już czym przejmować? — zbył ją nieco, bo takie opowieści nie należały do najmilszych. Chciał jej oszczędzić słuchania o tym jak próbować złamać człowieka, łamiąc mu kości.
— Ojjjj no... — przerzuciła oczami. 
— Pójdziemy się przejść po okolicy, czy jednak nie masz ochoty? — zmienił temat i spojrzał na dziewczynę. 
— Nie wiem, zależy jak się będę czuć za chwilę. — dodała i położyła się, robiąc sobie z jego umięśnionego uda poduszkę. 


GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz