Dźwięk wsuwanego w drzwi klucza i odblokowywanego zamka poniósł się echem po klatce schodowej. Westchnęła cicho i weszła do swojego mieszkania. Kuba tak jak obiecał, odwiózł ją pod same drzwi. Jak by było mało, nawet dał jej poprowadzić mercedesa i przekroczyć te 50km/h. Było bosko, czuła, że żyła i jednocześnie umierała w środku. Miała mu powiedzieć, ale znów zabrakło jej odwagi. Wzięła głęboki oddech i poczłapała do kuchni, wstawiła wodę na herbatę i odpaliła laptopa. Kiedy dobrze znany "pstryk" oznajmił, że woda się ugotowała, usiadła z kubkiem gorącego napoju do komputera i otworzyła nowy dokument tekstowy. Zamierzała wziął się za pisanie artykułu, jednak wszystko raz po raz kasowała. Nie istniały takie słowa, które opisałyby go dobrze, w każdych jej czegoś brakowało. Westchnęła cicho i wodziła wzrokiem za najdłuższą wskazówką zegara, licząc mimowolnie sekundy. Wibracja w telefonie wyrwała ją z zamyślenia, spojrzała na ekran i zobaczyła wiadomość od Grabowskiego. Ciche westchnięcie przerwało grobową ciszę, panującą w pokoju. Nie odczytała jej, po prostu wyłączyła telefon i z papierosem w ręku wyszła na balkon.
Następnego dnia Kuba wstał z marnym humorem, snuł się po mieszkaniu, mało mówił, sam nie potrafił określić czego tak naprawdę chciał.
— Jak jeszcze raz przejdziesz w tą i z powrotem, to jak Boga kocham, jebnę ci. — powiedział Maciek znad swojego talerza, który próbował zjeść śniadanie, jednak wałęsanie się młodszego brata, nie pozwalało mu się skupić na talerzu. — Po co pozwoliłeś jej jechać, jak teraz masz ochotę walić głową w mur?
— A co miałem, kurwa, zrobić? Przywiązać ją do kaloryfera?
— Chyba w łóżku byłoby wam wygodniej... — mruknął spoglądając na niego. — Po prostu wróć do warszawy,, do swojego apartamentowca, weź się za pisanie tekstów i przelej ból w sztukę, tak jak zawsze to robiłeś. — Maciek wzruszył tylko ramionami.
— Czekaj, czekaj, czekaj... Mam swoje mieszkanie? Czemu mi nie powiedziałeś?! — spytał szybko, wyraźnie poruszony zatajeniem przez brata, tej ważnej dla niego informacji.
— Bo musiałeś przyjechać do mamy i się z nią spotkać, ale jak już mamy to za sobą, to cię teraz informuję, że jesteś właścicielem mieszkania w Warszawie i to na jednym z bardziej nowoczesnych osiedli. — powiedział, jak gdyby nigdy nic, a w Kubie się zagotowało.
— Jest coś jeszcze, czego mi nie powiedziałeś, a co powinienem wiedzieć? — spytał się spoglądając na chłopaka.
— Tak poza tym, to chyba nie... — mruknął pod nosem.
— Zbieraj się, za pięć minut masz być gotowy. Pokażesz mi gdzie, co i jak. To nie jest prośba, więc zbieraj się. — szturchnął go palcem, a sam pobiegł do swojej sypialni, gdzie szybko ubrał się w dres i zabrał kluczyki wraz z dokumentami. — Gotowy?
— Kuba, to mieszkanie ci nie ucieknie, daj rzesz mi zjeść, jak człowiekowi. — mruknął ponownie Maciejka.
— Rusz się! — Kuba wrzasnął na brata, czując, że zbliża się pomału do granic swojej cierpliwości. Jeszcze przez chwilę dało się słyszeć niezadowolone jęki i szemrania pod nosem starszego Grabowskiego. Gdyby tylko wiedział, jak chłopak zareaguje trzymałby język za zębami i mógłby dokończyć spokojnie swoje śniadanie. Ubrał się i zszedł na dół, oboje udali się do auta i ruszyli w stronę Warszawy. Chwilę po tym, jak minęli tabliczkę informującą, że znaleźli się na terenie stolicy, Que upomniał się o adres. Maciek szybko podał mu go, wpisując jednocześnie w nawigację i ruszyli do celu. Wjechali na ogrodzone osiedle, gdzie piętrzyły się nowoczesne zabudowania. Chłopak zaparkował na wskazanym przez brata miejscu i wysiadł z auta. — Który numer domu?
— Jeden, mieszkasz na parterze i masz do tego kawałek ogrodu. — uświadomił go i oboje ruszyli do środka. Kuba, kiedy tylko wszedł do klatki schodowej, poczuł się dziwnie przytłoczony tym wszystkim. Podeszli do czarnych drzwi, z eleganckim numerem jeden nad judaszem.
— Który to klucz? — spytał pokazując bratu pęk swoich kluczy, Maciek wskazał mu właściwy, chłopak wsunął klucz w zamek, ale nawet nie zdążył go przekręcić, jak drzwi ustąpiły, a w drzwiach stanęła drobna blondynka.
— Lena?! — powiedzieli chórkiem i spojrzeli po sobie, a potem po dziewczynie, żaden z nich się nie spodziewał jej tutaj, szczególnie po tym, jak Kuba kazał jej odejść.
— Wiem, nie powinno mnie tu być, ale coś odkryłam... Chodź... — powiedziała przejętym głosem i złapała chłopaka za dłoń wciągając go do mieszkania. Zaskoczony Quebo przekroczył próg swojego mieszkania. Powitało go surowe, minimalistyczne wnętrze. Było czysto i schludnie, chociaż coś sprawiało, że czuł się nieswojo. — Chcesz coś do picia?
— Nie, co tu robisz i jak się dostałaś do środka? — spytał nieco ostrzejszym tonem.
— Mieszkaliśmy tu razem przed twoim wypadkiem, nie powiedzieli ci? — widząc reakcje Kuby, zaśmiała się tylko lekko pod nosem. — Aj... Jednak nie powiedzieli...
— Nic więcej nie powinienem wiedzieć? — warknął w stronę Maćka.
— Myślałem, że się wyniosła, po tym, jak kazałeś jej wypierdalać. — westchnął lekko i pokręcił z niedowierzaniem głową. Miał cichą nadzieję, że już w życiu nie będzie musiał stawać twarzą w twarz z blondynką, która przyprawiała go o podwyższone ciśnienie. — Lena, przejdź już do meritum i idź sobie... — starszy Grabowski ponaglił stojącą dziewczynę i patrzącą na nich z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.
— Przykro mi, że to ja muszę ci to przekazać, ale... Zostałeś oszukany Kuba. — dziewczyna wyciągnęła zdjęcia Eleonory, kiedy przeprowadzała wywiady ze sławnymi ludźmi. — Ona była opłacona, oszukała cię, miała napisać o tobie artykuł i odrzeć cię z resztek prywatności. Powinniśmy ją powstrzymać, gdzie ona jest? — spytała i spojrzała na chłopaka, który w pierwszej chwili zrobił się czerwony, a potem szybko pobladł. Czy naprawdę mogła go oszukać? To by wyjaśniało ich wspólne zdjęcie w jej sypialni.
— Wróciła do siebie. — powiedział cicho.
— O ja pierdolę... — krótki komentarz Maciejki, tylko upewnił go w tym, co właśnie się działo. Czy jego życie miało być teraz całe ujawnione, nawet nie był w stanie się bronić, nie pamiętał w końcu za dużo ze swojego życia. Jak miał się bronić przed hienami, czekającymi tylko na jakieś newsy z jego życia. Kolejne uderzenie rzeczywistości i silne emocje sprawiło, że jego pamięć wskoczyła na wyższe obroty. Oparł się o ścianę i zjechał po niej, chowając twarz w dłonie.
— Ela, kochanie, wróciłem! — rozległ się po mieszkaniu zapity głos. — Gdzie jest kurwa to światło? — mruknął przepitym głosem Robert, szukając włącznika na ścianie, klepiąc ją dookoła punktu, gdzie uważał, że mógł być włącznik.
— Nie krzycz... Dzieci śpią. — kobieta zapaliła mu światło, jak się okazało pstryczek znajdował się po drugiej stronie ściany.
— Jak ty wyglądasz kobieto? Poczochrana, zmęczona... — prychnął pod nosem i wyciągnął zza klapy marynarki małpeczkę wódki.
— Ja? To może spójrz na siebie. Znów przepity, walisz gorzałą na kilometr, a na kołnierzyku masz szminkę. Znowu szlajałeś się z jakimiś kobietami?! — zapytała i zmierzyła go wzrokiem.
— Powinnaś się cieszyć, kurwa, że twój mężczyzna jest taki pożądany, to znaczy, że masz przystojniaka za męża! — powiedział podniesionym tonem.
— Chyba raczej, że wypierdalasz na blat całą wypłatę, więc wszystkie chętne na kasę, lgną do ciebie. — prychnęła pod nosem i założyła ręce.
— Nie będziesz tak o mnie mówić! Trochę szacunku szmato... — warknął i dopił małą butelkę alkoholu, po czym cisnął ją o podłogę. Roztrzaskała się z hukiem, a kawałki szkła poleciały we wszystkich możliwych kierunkach.
— Robert, na boga dzieci śpią! — krzyknęła na niego.
— No to niech się obudzą, niech zobaczą jaką mają niechlujną matkę. Taki syf na podłodze, posprzątałabyś to! — ryknął na nią, a w jej oczach stanęły łzy.
— Wyjdź stąd... — wysyczała przez zaciśnięte zęby.
— To jest mój dom, więc jeśli ci się nie podoba, to wypierdalaj. Bachory też możesz zabrać... Wypierdalajcie wszyscy... — mruknął i rozwiązał krawat, rzucając go na krzesło.
— Powiedziałam, wyjdź stąd... — powtórzyła, aż zagotowało mu się w żyłach i zacisnął dłonie w pięści.
— Mamo, wszystko okej? — do pokoju wszedł zaspany, dziesięcioletni chłopczyk.
— Kuba, proszę cię, wracaj do łóżka, jest późno, tata już będzie cicho. Poza tym łazisz na boso, a tu jest rozwalone szkło, uciekaj do łóżka. — powiedziała nieco spokojniejszym i bardziej łagodnym tonem.
— Nie będziesz mnie uciszać, nie będziesz mnie szmato wypierdalać z mojego domu! — krzyknął i uderzył kobietę w twarz.
— Mamo! — potworny krzyk wydarł się z gardła chłopca i nie zważając na nic podbiegł do swojej rodzicielki i objął ją ramionami wokół nóg. Ojciec złapał go za fraki i odciągnął go, rzucając nim na podłogę.
— Kuba! Kuba, schowaj się! — krzyknęła, jednak nagle poczuła odcięcie tlenu, kiedy Robert złapał ją za gardło i pociągnął w stronę balkonu. Wychylił ją za barierki i zaczął się odgrażać.
— Nie będziesz decydować o moim życiu, bo jesteś kurwa nikim... Krową rozpłodową, do rodzenia dzieci, rozumiesz to! I zaraz cię wypierdolę przez ten balkon, jeśli jeszcze raz usłyszę takie pierdolenie! — wydarł się na nią. Zapłakany Kuba pobiegł za kanapę i schował się w wąskiej przestrzeni pomiędzy meblem, a ścianą. Podkulił nogi i łkał cichutko.
— Kuba, wszystko dobrze? — Maciek ukucnął przy bratu i pogładził jego ramię. Nie spodziewał się następnego gestu brata, który rzucił mu się na szyję i przytulił go mocno . — Hej, stary, jestem tutaj, już spokojnie. — wtulił w siebie mocno małego braciszka i gładził ze stoickim spokojem jego plecy.
— Przypomniało mi się... — szepnął i urwał. Nie wiedział, jak miał to powiedzieć, jak zacząć temat, który był tak bolesny dla całej ich trójki.
— Co, no mów... — ponaglił go delikatnie.
— Chora akcja z ojcem, jak chciał wyrzucać matkę przez balkon... — wyszeptał cicho, nie chciał by Lena cokolwiek słyszała, nie potrafił jej zaufać.
— Hej, spokojnie... To już za nami, ten człowiek nie utrzymuje z nami kontaktu od X czasu. Mamy też nie nachodzi, więc powiedzmy, że wszystko jest okej, a nawet jeśli kiedykolwiek, cokolwiek, to teraz jesteśmy dorośli, możemy więcej i przede wszystkim, obronimy ją. Nie łam się tym, niestety zniszczył nam dzieciństwo, ale zobacz, jak nam życie to wynagrodziło, a tobie to nawet podwójnie. — zaśmiali się lekko.
— Kocham cię bracie.
— Ja ciebie też. — Maciek wyciągnął go na długość ramion i poklepał po ramionach. Emocje zaczęły opadać z Kuby.
— A jemu co? — zapytała Lena, ale Maciek tylko spiorunował ją tylko wzrokiem.
— Zamknij się na chwilę. — starczy brat fuknął na nią szybko.
— No dobra, to co zamierzasz zrobić z ta małą wywłoką. — zapytała blondynka, siedząc z założoną nogą na nogę i patrzyła na Kubę.
— Nie wiem jeszcze, ale zaraz coś wymyślę. — chłopak stukał palcami o palce i patrzył przez tarasowe okno, na swój nieduży ogród. Zapadła chwila ciszy. Dziewczyna rozglądała się po zamyślonych chłopakach. Każdy z nich szukał sensownego rozwiązania. — Dobra, kurwa, nie ma co gdybać, pierwsza myśl najlepsza. Zbierajcie się. — powiedział i wziął kluczyki od auta. — Wjedziemy do jakiego Maca po drodze na szybki obiad.
— Co? Kuba, co ty planujesz? — zapytała blondynka, miała w końcu cichą nadzieję, że znienawidzi brunetkę i może da jej drugą szansę. Brakowało jej chłopaka.
— Jedziemy do Krakowa... — powiedział, a pozostała dwójka spojrzała na niego zaskoczona.
— Oszalałeś?! Nie możesz! —Lena, aż wstała z fotela w natłoku silnych emocji.
— Czemu nie? Chcę to skonfrontować. Musze ją zobaczyć, muszę poznać jej wersję, a ty przedstawisz swoje stanowisko. — powiedział z cwanym uśmiechem. — Skonfrontujemy to wszystko, na pewno jest jakieś sensowne wytłumaczenie dla tego wszystkiego. Za bardzo była szczera ze mną, a przynajmniej mam nadzieję, że się nie pomyliłem i muszę się tego teraz dowiedzieć. Do auta. — powiedział i zarzucił na siebie kurtkę. Lena miała minę, jakby dostała w twarz, zupełnie nie spodziewała się takiej reakcji Kuby na swoje słowa i nie była do końca pewna, do czego chłopak dąży. Cała ekipa zeszła do podziemnego garażu, gdzie szybko zapakowali się do auta i ruszyli w stronę byłej stolicy Polski.
— Co to jest? — spytał postawny mężczyzna, który siedział przy biurku w garniturze od Vistuli.
— Artykuł na temat Quebonafide. — powiedziała dziewczyna zakładając nogę na nogę. Na twarzy mężczyzny pojawił się lekki uśmiech.
— Cudownie, tylko na to czekałem, czyli widać, że pieniążki ci się przydały od tej laski. — zaśmiał się cwano i wsadził pendrive do laptopa. Kiedy tylko urządzenie się zainstalowało wszedł w plik, a jego oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. — Żartujesz sobie?! Przecież to pusty plik! — krzyknął na nią.
— Nie taki pusty, na samym końcu jest wypowiedzenie. — powiedziała i spojrzała na niego. — Także zrobiłam za pana robotę.
— Wiesz, że pożałujesz tego? Miałaś taką okazję, weszłaś do jego życia, czemu to wszystko marnujesz? — warknął na nią.
— Bo to za dobry chłopak, żeby wpierdalać mu się z butami do życia. Poza tym jego nie da się opisać normalnymi słowami, bo ich nie starcza, jest ponad wszystkie kanony tego chorego świata. — prychnęła pod nosem.
— Wypierdalaj stąd i zapomnij, że znajdziesz pracę w podobnej branży, nawet nie próbuj... — zagroził patrząc na nią ze wściekłością.
— Wolę wydawać frytki w McDonalds, niż spędzić tu chociaż jeszcze godzinę, obsmarowując komuś tyłek. Nikt nie będzie robił ze mnie tej złej, to nie jest warte żadnych pieniędzy.
— Głupia jesteś, ale kiedyś się nauczysz... — dziewczyna podeszła do komputera i zabrała swojego pendrive'a.
— Ta firma nie nauczy mnie już niczego, jeśli laska, która poświeciła gotówką, kupiła w kilka minut przychylność szefa. Żal mi pana, ale kiedy będzie się panu palił grunty pod nogami to... Proszę nie dzwonić. — wyszła trzaskając drzwiami, a na jej ustach malował się szeroki uśmiech. Nie spodziewała się, że poczuje taką ulgę, ale chyba całe jej ciało pragnęło wyrazić radość, na myśl o tym, jak bardzo postąpiła słusznie, a bynajmniej tak jej się wydawało. Postanowiła to wszystko naprawić.
Dzisiaj krócej, ale zdaje mi się, że całkiem intensywnie, machina ruszyła, jak myślicie co się wydarzy dalej? Jestem ciekawa, czy ktokolwiek wpadł na odpowiednie tropy.
Całuję,
Angel Woodgett.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...