Wyrwała się ze snu i usiadła zdyszana na łóżku, przecierając twarz, na której zgromadziły się kropelki potu. Kolejna noc i kolejny powrót do niefortunnych wydarzeń, które tak bardzo utkwiły w jej głowie. Spojrzała na miejsce obok, jednak było puste. Zdezorientowana rozejrzała się po pokoju, ale ujrzała Kubę siedzącego na krześle, na przeciwko jej strony łóżka.
— Czemu nie śpisz? — zapytała cicho. Mrużyła lekko oczy, próbując dojrzeć go lepiej w ciemnościach, jednak zapaliła szybko małą lampkę nocną, która delikatnie rozjaśniła pomieszczenie.
— Rzucałaś się strasznie, próbowałem cię obudzić, ale dostałem w twarz. Musze przyznać, że twój sierpowy jest godny podziwu. — powiedział, a dziewczyna rozchyliła usta. Była zaskoczona, bo nie kojarzyła, by coś takiego miało miejsce. Zakryła dłonią dolną część twarzy i mogła przysiąc, że gdyby mogła zapadłaby się ze wstydu.
— Kuba, ja...
— Nie chciałaś, wiem. Nie mam ci tego za złe. Boli mnie tylko ile jeszcze takich nocy przed tobą. Kiedy twoje cierpienie ustanie i prześpisz spokojnie noc. — powiedział spokojnym, wręcz chłodnym tonem. — Martwię się o ciebie, cholernie. — wyznał, odnajdując w półmroku jej błękitne oczy.
— To tylko zły sen, to nic wielkiego. — jak zawsze próbowała zgrywać silną i nie dawać po sobie poznać, że cokolwiek ją trapiło.
— To więcej, niż ci się zdaje i doskonale o tym wiesz. Elen, jeśli potrzebujesz psychologa, to nie wstydź się o to poprosić. Wiem, że to nie jest łatwe przyznać się przed samym sobą do swoich słabości, ale jeśli to będzie się powtarzać dalej, to sam cię tam za włosy zaciągnę. — zagroził, ale wiedziała, że nie były to puste słowa. Był gotów zrobić to dla jej dobra i gdyby sytuacja była odwrotna, ona też na bank zrobiłaby to samo dla niego. Wymieniali się spojrzeniami, nim Kuba wstał i podszedł do niej. Złapał za jej policzki jedną dłonią i zacisnął na nich mocno palce, wpił się zachłannie w jej usta. — Kocham cię i dałbym ci cały świat, jeśli tylko bym mógł... — wyszeptał w jej usta, a oczy mu błyszczały. Zadrżała lekko i uśmiechnęła się ciepło.
— Nie potrzeba mi całego świata, kiedy mam ciebie, to wiem, że mam wszystko... — wyszeptała cicho i złapała jego dłoń, zmuszając do puszczenia jej policzków i złożyła pocałunek na jego tatuażu z okiem Horusa, patrząc mu prosto w oczy. — Bez ciebie nie ma mnie... — szeptała spokojnie, a on objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Wtuliła się mocno i wodziła palcem wzdłuż jego ramion, zarysowując nim każdy mięsień. Chłopak wsunął się na łóżko i posadził ją sobie między nogami, oparł się plecami o zagłowie łóżka i delikatnie nawijał kosmyk jej włosów na palec. Potrzebowali bliskości i nie przeszkadzało im nawet to, że na dworze zaczynało już świtać. Finalnie, Kuba zsunął się nieco i podłożył sobie poduszkę pod głowę, a skulona dziewczyna usnęła w jego ramionach i w końcu spała spokojnie. Jej umysł oczyścił się na chwilę ze złych myśli, a słodki zapach jego perfum ukoił ją. Ponownie obudziła się, kiedy było już jasno, wygramoliła się spod kołdry, jednak Kuby nie było już w łóżku. Spojrzała na telefon i wzięła urządzenie do ręki. Wskazywał kilka minut po 11:00. Zdziwiła się, bo nie spodziewała się, że było już tak późno. Przy łóżku, na krześle, na którym w nocy siedział chłopak stała taca, na której był naszykowany świeży twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem, a obok pachnące pieczywo posmarowane masłem, za talerzem znajdowała się przepiękny kwiat peonii, które tak bardzo uwielbiała. Sięgnęła po miseczkę i łyżeczkę, po czym wzięła się za jedzenie. Kiedy skończyła, udała się pod prysznic i założyła na siebie koszulę Kuby, związując ją w pasie cienkim paskiem i robiąc z niej pseudo sukienkę. Wsunęła na nogi skarpetki i wzięła kwiat, by wsadzić go do wody. Jednak tego, co zastała w dalszej części domu, nie spodziewała się. Stanęła w wejściu do salonu, gdzie wszystkie meble były rozsunięte na boki. Na podłodze spoczywały dwie maty, a na nich panowie w samych krótkich spodenkach ćwiczyli zażarcie, dorównując sobie nawzajem tempa. Na twarzy Elen zagościł szeroki uśmiech, przygryzła wargę i mimowolnie wodziła płatkami kwiatu po swojej szyi. Widok był niezmiernie pociągający i cieszył ją, bo która kobieta nie uśmiechnęłaby się na widok takich przystojniaków, w negliżu, trenujących i napinających każdy mięsień.
— Dzień dobry. — wzdrygnęła się, kiedy głos Kuby wyrwał ją z zamyślenia.
— Oj dobry, bardzo dobry. — zaśmiała się lekko i podeszła bliżej, po czym nachyliła się i wpiła w jego usta.
— Cieszę się, potrzebuję twojej pomocy, siadaj mi na plecy. — powiedział z cwanym uśmiechem.
— Oszalałeś? Po pierwsze umyłam się, a ty się kleisz. Po drugie, nie chce ci zrobić krzywdy. — roześmiała się, jednak żadna wymówka nie była dla chłopaka zbyt dobra, by zaniechać swojego pomysłu. Zaskoczył ją pozytywnie, kiedy bez problemu zaczął robić pompki, z siedzącą mu na plecach dziewczyną, która śmiała się, jakby bynajmniej się upaliła, przy każdej pompce.
— Nie wyrobię. — powiedział w końcu Nath i padł na matę. Sam wybuchnął głośnym śmiechem, kiedy udzielił mu się nastrój dziewczyny.
— No ja was pięknie błagam... — w końcu i Kuba padł na matę i rozłożył ręce na boki, dociskając policzek do chłodnej podłogi. Sam zaczął się śmiać, chociaż kompletnie nie wiedział, o co im chodziło. — Powie mi chociaż ktoś z czego się śmiejemy?
— Bo wy tak... Wy tak... — zaczęła dukać, nie mogąc z siebie wydobyć pełnego zdania, kiedy pomiędzy słowami po raz kolejny wybuchała śmiechem.
— My tak co? — zapytał Nath trzymając się za brzuch.
— Stękacie jak na porno!! — wykrzyczała na jednym wdechu i spadła z pleców Kuby, śmiejąc się jak głupia. Panowie nie byli dłużni, szybko powtórzyli jej gest.
— Wiesz co, z nią się nie da trenować, więc chyba na dzisiaj już koniec. — dodał ochroniarz, a cała trójka poocierała łzy spod oczu i rozeszli się, kiedy w końcu opanowali emocje.
— Wiesz, że to cię będzie słono kosztować. — Kuba zamruczał do jej ucha, kiedy dziewczyna poszła sobie nalać soku. Złapał ją mocno za biodra i docisnął ją do siebie, delikatnie bujając nimi na boki.
— Przecież ja nic nie zrobiłam. — powiedziała niewinnym tonem, po czym upiła kilka łyków ze szklanki.
— Porywam cię dzisiaj, wiesz?
— Wiesz, że na to są paragrafy? — zaśmiała się ciepło i odwróciła przodem do niego, opierając tyłkiem o blat.
— Wiesz, że jestem ponad prawem? Mafia mnie chroni... — dodał z cwanym uśmiechem.
— Masz farta, że lubię bad boyów. — zmarszczyła nos i wpiła się zachłannie w jego usta. Objął ją mocno, silnym ramieniem i dał się ponieść chwili. — Czyli randka?
— Chyba nie było nam dane jeszcze zrobić czegoś normalnego, co nie?
— Zdefiniuj normalność. — roześmiała się i spojrzała na niego.
— Przestań snuć wywody, tylko idź ubierz ładną sukienkę, a ja zarezerwuję stolik. — powiedział z cwanym uśmiechem i sięgnął po swój telefon. Klikając coś pośpiesznie, ruszył w stronę łazienki, gdzie szybko wziął chłodny prysznic i wybrał jeden ze swoich najlepszych garniturów i spojrzał na dziewczynę, która kręciła się w bieliźnie, starając się umalować i zrobić coś ze swoimi włosami. Lustrował ją wzrokiem, rejestrując każdy najmniejszy jej ruch.
— Co się tak gapisz?
— Bo nawet nie wiesz, jak bardzo lubię patrzyć jak się stroisz. Jesteś cholernie piękna i uwielbiam cię bez makijażu, ubrań i z poczochranymi włosami. Jednak, kiedy się tak stroisz, a ja mam poczucie, że świat mi będzie zazdrościł, to wierz mi, to działa... — postukał palcem w swoją głowę i wyciągnął z garderoby elegancki zegarek. — A każdy kto podniesie na ciebie wzrok, rozszarpałbym...
— Już nie dramatyzuj, Grabowski. — zaakcentowała jego nazwisko, spoglądając w lustro toaletki, ale na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wiedziała, że byłby zdolny do takiego czynu, bo nie raz stanął w jej obronie. Może powinno ją przerażać, że traktował ją jak własność. Może dla innych to byłoby jak trzymanie w złotej klatce, ale jej to pasowało. Doczekała się obrońcy, na którego od zawsze czekała.
— Kowalczyk, idę zapalić cygaro, a ty sprężaj ruchy. Chciałbym cię odstawić do domu przed 21:00. — zaśmiał się cwano.
— Po co tak wcześnie?
— Przecież muszę mieć czas jeszcze cię zerżnąć, nie? — szeroki i cwany uśmiech nie schodził mu z ust. Nie poczekał na jej odpowiedź, po prostu wyszedł, rozsiewając za sobą zapach męskich perfum. Westchnęła tylko cicho, ale uśmiechnęła się sama do siebie. Zaczęła sobie nucić pod nosem i spokojnie skończyła się stroić. Założyła czerwoną sukienkę i błyszczące szpilki w tym samym kolorze. Spakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torebki. Spryskała się na odchodne perfumami i ruszyła powoli, stukając obcasami o podłogę.
— Będę czekać na was na dole w swoim aucie. W razie czego dam wam znać i... — Nath uciął w środku zdania, kiedy odgłosy stukania zwróciły jego wzrok. — Wow... Ktoś tu jest dzisiaj szczęściarzem. — poklepał Kubę po ramieniu. W pierwszej chwili nie zrozumiał o co chodziło ich ochroniarzowi, ale kolejna rozwiała mu wszystkie wątpliwości. Przeniósł wzrok na Elen i uśmiechnął się szeroko, promieniała i wyglądała zniewalająco. Nie zawiodła go nawet przez chwilę. Porzucił swojego rozmówcę i podszedł do dziewczyny, objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, po czym wpił zachłannie w jej usta.
— Wiesz, że trzymam w ramionach ósmy cud świata...? — mruknął zadowolony.
— Wiem, że przesadzasz. — zaśmiała się ciepło i kiedy ją puścił, złapała go za dłoń, splatając ich palce. Kuba skinął na Nathaniela, a ten ruszył za nimi. Włączył alarm i zamknął drzwi. Para skierowała się do garażu, gdzie raper szarmancko otworzył drzwi od swojego lambo i podał dziewczynie dłoń, pomagając jej wsiąść do środka. Kiedy zatrzasnął drzwi, ruszył w stronę miejsca kierowcy i szybko odpalił auto. Zaraz za nimi wyjechał bodyguard, który miał ubezpieczać dół restauracji i w razie jakichkolwiek, nieprzewidzianych sytuacji, informować Kubę. Zależało mu bardzo na tym, by nic, ani nikt nie popsuł im tego dnia. Chciał też zafundować dziewczynie nieco luksusu, spokoju i odpoczynku dla jej zszarganych nerwów. Przemierzał ulice Warszawy, a ciemnoszare auto przykuwało uwagę gapiów. Grabowski uśmiechnął się, kiedy na przejściu kilkuletni chłopczyk aż przystanął, zachwycając się jedną z perełek motoryzacji. Zatrzymał się pod jednym z drapaczy chmur w centrum miasta i wysiadł z auta, podchodząc z drugiej strony, by tym razem otworzyć drzwi i pomóc ukochanej opuścić auto. Zaraz za nimi zaparkował Nathaniel, który zdążył jeszcze rzucić przez uchylone okno "dobrej zabawy". Rozsiadł się wygodnie w fotelu, splótł swoje dłonie za głową i słuchał cicho muzyki, czekając na powrót pary. — Dziwnie się czuję w tej wersji normalności. — zaśmiała się lekko, kiedy czekali ze zniecierpliwieniem na windę.
— Przestań, każdemu należy się wyjście z domu, a nie tylko gnicie w tych czterech kątach. Wiesz dobrze, że zasługujesz na wszystko, co najlepsze, więc ja zamierzam ci to dać.
— Tak, tylko ja nigdy nie byłam w kilku gwiazdkowej knajpie. Nie wiem, czy mają jakieś dobre jedzenie i czy będę potrafiła się odnaleźć, bo moją najdroższą restauracją była ta w hotelu. — zaśmiała się lekko.
— Po prostu się wyluzuj, skup się na mnie. Nie patrz na ceny, nie patrz na nic. Dzisiaj tylko ja i ty, jak Bonnie i Clyde. — zaśmiał się ciepło, a jego słowa dodały jej nieco otuchy. Ścisnęła mocniej jego dłoń i weszli wspólnie do windy. Wybrał ostatnie piętro, bo to właśnie na szczycie budynku, znajdowała się restauracja, gdzie zabukował im stolik. Skusiła go panorama miasta i to, że była bardzo fajnie urządzona. Każdy stolik był w jakiś sposób oddzielony od drugiego, więc nikt nie zaglądał sobie w talerze. Z zamyślenia, wyrwała go zaskoczona dziewczyna, kiedy dość głośnym "Wow" zareagowała na wystrój wnętrza i nie czekając na nic, podeszła do przeszklonych ścian, zza których było widać panoramę miasta. Wyciągnęła z torebki telefon i nie zważając na nic, nagrała krótki filmik i zrobiła kilka zdjęć. Nie przypuszczała nawet w najśmielszych snach, że ten dzień będzie tak miły, a wieczór się jeszcze nie skończył.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...