LXXXVI

148 23 10
                                    

— Kurwa... — mruknął niepocieszony, sprawdzając telefon, gdzie pojawiło się powiadomienie, że w ten weekend miał dać koncert na urodzinach córki policjanta, który darował im konsekwencje związane z brawurową jazdą przez miasto. Było mu to nie w smak, nie teraz, kiedy mieli plan uciekać, gdzie pieprz rośnie. Liczył, że spokojnie pojedzie jeszcze do mamy i Maćka, spotkać się z nimi, zrobią grilla dla większej ekipy. Chciał po raz ostatni zobaczyć wszystkich, nim nadejdzie dzień wylotu, a wiedział, że Nathaniel podejmował już pierwsze kroki w tym kierunku. Leżał jeszcze w łóżku, a drobna brunetka, spała wtulona w jego bok, chowając jednocześnie twarz w jego ciało i kryjąc się przed promieniami słońca, które zaczęły wpadać kilkanaście minut temu do sypialni, informując, że nastał nowy dzień. Kilkanaście minut później, poruszyła się niespokojnie i uchyliła zmęczone oczy... 
— Zasłoń okna... — wyszeptała żałosnym, błagalnym tonem, bo rażące światło nie dawało jej spokojnie uchylić podpuchniętych, od płaczu powiek. 
— Jasne, już. — powiedział i sięgnął do szafki po pilota, którymi włączył automatyczne rolety i zakrył prawie całe okna. — Zrobione. — kiedy dał jej zielone światło, ponownie spróbowała zobaczyć świat, rozejrzała się zmarnowana po pokoju i usiadła na łóżku, naciągając kołdrę na siebie. — Wszystko dobrze? — spytał z wyraźną troską w głowie. 
— Nie, wciąż mam przed oczami to wszystko... — wyszeptała cicho, a Kuba momentalnie objął ją ramieniem, przyciągając ją do siebie i przytulając mocno. — Powiedz mi, co się dokładnie stało. 
— To wszystko było dobrze ukartowane. — westchnął lekko. — Nie wiem w jakim celu, ale chcieli się dobrać do ciebie Elen. Wieczorem, jak spaliśmy, weszli do domu, było ich dwóch, a bynajmniej tak się nam wydawało. — zaczął opowieść, zerkając co jakiś czas na dziewczynę. — Nath założył ciche alarmy, które go obudziły, przyszedł do nas i ściągnął mnie z łóżka. Zrobiliśmy na nich zasadzkę, ale nie walczyli, zaczęli uciekać, pakując się do auta. Ruszyliśmy za nimi w pościg, a kiedy ich złapaliśmy gościu z uśmiechem na twarzy stwierdził, że jesteśmy głupi, skoro zostawiliśmy kobietę samą w domu. Tu miał rację. Chcieliśmy tak bardzo ich złapać, że oboje, niewiele myśląc za nimi pojechaliśmy, a nikt nie został z tobą. Przepraszam. — westchnął ciężko. 
— Nie mam ci tego za złe... A może mam? — sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. 
— Co się zdarzyło tutaj, pod moją nieobecność? — zapytał niepewnie. 
— Dużo. Za dużo. — wyszeptała i skulona wpadła w pościel , nakrywając się kołdrą na głowę i zaciskając mocno powieki, by nie wybuchnąć płaczem. 
— Elen... — jęknął lekko zrezygnowany i zatroskany tym, że dziewczyna chowała się. — Proszę... To wszystko się zaraz skończy, Nathaniel szuka dla nas miejsca, gdzie będziemy mogli schować się przed tym wszystkim, gdzie nas nie znajdą. — powiedział jak najbardziej spokojnym tonem. — Będziemy musieli porzucić nasze dotychczasowe życia, ale będziemy bezpieczni, zero narkotyków, dealerów, porachunków. Tylko my i spokój. — dodał, a dziewczyna wychyliła się spod kołdry. 
— Nie uważasz, że wypadałoby mnie spytać o zdanie, czy chcę tego? — prychnęła lekko. 
— A nie chcesz? 
— Chcę. — odpowiedziała krótko i zmierzyła go wzrokiem. Patrzył na nią, oczekując wyjaśnień poprzedniej nocy, czuła to. Jeszcze dobrą chwilę walczyła ze sobą, ale finalnie zaczęła mówić. — Wczoraj, obudziło mnie kapanie wody, wstałam i poszłam do łazienki dokręcić kran, ale nie było światła. Może je wyłączyli, żebym nie widziała dobrze. Potem chciałam przyjść do ciebie, ale tam były tylko poduszki, zapaliłam świecę, wzięłam broń i zaczęłam cię szukać. Wtedy ten facet, wyrósł przede mną znikąd. Zgasił mi świecę, zaczęłam strzelać i uciekłam do sypialni. Przeładowałam broń i schowałam kilka naboi, dobijał się do mnie, w końcu wsunął mi coś pod drzwiami, wyglądało, jak kawałek twojej skóry z szyi... Była tam krew... — pociągnęła nosem. — Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje, czy żyjesz, wiec odblokowałam drzwi i pchnęłam je, strzelając w pustą przestrzeń, myślałam, że będzie tam stać. Nie było tak, rzucił się na mnie i chciał mnie zgwałcić... Nieco mu się udało zdziałać, ale udało mi się przemycić kule w ustach i załadowałam pistolet, dostał między oczy. Wybiegłam z pokoju i wtedy zobaczyłam te dwa ciała oskórowane, które wisiały na drzewie i bujały się lekko na wietrze. Mój świat się załamał i chciałam z sobą skończyć, padł strzał i wtedy pojawiliście się wy i... — wybuchnęła szlochem, trzęsąc się jak galareta. — I nastała ciemność... — wtulił ją mocno w siebie i kręcił z niedowierzaniem głową, sam miał łzy w oczach i miał ochotę wybić pół świata, byleby nikt już nigdy jej nie tknął. 
— Wykazałaś się wielką odwagą, Elen. Jestem z ciebie dumny, nie powinnaś płakać, poradziłaś sobie najlepiej na świecie... — szeptał cicho, całując czubek jej głowy i trzymał ja pewnie w swoich ramionach, tuląc do siebie, swój największy skarb. — Kocham cię mała... Przepraszam, to wszystko moja wina i gdybym tylko mógł, cofnąłbym czas i naprawił wszystkie błędy. Nie powinnaś przejść nawet procenta, z tego co cię spotkało. Dziękuję, że mimo wszystko trwasz przy mnie... 
— Żartujesz? Kocham cię, cholernie, to ta jedyna miłość, która wchodzi z buta i nie pyta czy można... — pociągnęła nosem, śmiejąc się przez łzy. — Najważniejsze, że jesteś cały... 
— Jestem, nie tak łatwo mnie uśmiercić. — zażartował z sytuacji i obrócił ją przodem do siebie, ściągając z jej mokrych policzków poprzyklejane włosy. 
— Jestem zmęczona, jestem cholernie zmęczona tym wszystkim Kuba... — powiedziała spuszczając głowę. 
— Wiem, ale już tylko kilkanaście dni dzieli nas od wyjazdu. Chcesz się jeszcze z kimś spotkać? Nie możemy nikomu powiedzieć, po prostu musimy zniknąć... — powiedział trzymając jej twarz w dłoniach i całował ją zachłannie w usta. 
— Nie, ty jesteś moją rodziną, więc mam wszystko czego mi trzeba... — wyszeptała do jego ust. 
— Dobrze, połóż się jeszcze, prześpij i odpocznij. — powiedział z lekkim uśmiechem, a ona pokiwała lekko głową, spoglądając na niego i zrobiła to, co chciał. Zakopała się w pościeli.
— Duszno mi... 
— Włączyć klimatyzację? — zapytał spokojnie gładząc jej włosy. 
— Poproszę. — powiedziała i otuliła się bardziej, kiedy poczuła na swoim ciele podmuch chłodnego powietrza. Kiedy się wychłodziło, dziewczyna przysnęła jeszcze. Grabowski wstał i ubrał się, poprawił jej kołdrę i wyszedł na mieszkanie, zrobić sobie kawę i zjeść coś. 
— Dzień dobry, jak się trzyma? — spytał Nathaniel i jakby czytając Kubie w myślach, wręczył mu kubek, wypełniony czarnym, gorącym napojem. 
— Dzięki, wiesz, czego mi była trzeba. — podziękował i usiadł na barowym krześle, otwierając aplikację z wiadomościami i szukał wzmianek na temat wydarzeń w jego domu. 
— Nie ma za co. 
— Co do twojego pytania, to zdaje mi się, że jest gorzej niż się wydaje, że ona jest od środka rozbita na atomy, ale zachowuje jeszcze w miarę twarz. — oboje westchnęli cicho. Każdemu z nich było żal  niebieskookiej dziewczyny, a chcieli dla niej jak najlepiej. 
—  Nie dobrze, może jakaś terapia by się jej przydała? — Nath wziął się za robienie smażonych jajek na śniadanie. 
— Nie wiem, zapytam ją o to jak wstanie. Teraz to potrzeba nam wakacji i dużo odpoczynku. — skwitował. 
— Jeszcze trochę Kuba, robię co mogę, ale musimy was przeszmuglować, a to nie jest takie łatwe, bo jeśli gdziekolwiek będziecie potrzebowali pokazać dokumenty, to później ktoś może wpaść na wasz trop, czy nawet policja was sprawdzi, to po ptakach... Wiesz, jak skorumpowana jest policja i to chyba w każdym kraju? 
— Mogę się tylko domyślać. — powiedział Que i westchnął lekko. — Boże, jaki ja byłem głupi... Na chuj mi to wszystko... — obwiniał się za wszystko, co spotkało biedną dziewczynę. 
— Nie cofniesz czasu, możesz tylko wynieść lekcję z popełnionych błędów i starać się nie popełnić ich kolejny raz. To jest życie i nigdy nie wiesz, czym jeszcze cię zaskoczy. — powiedział z lekkim uśmiechem, ale miał rację, pomimo, że raper mu jej nie przyznał. 
— W weekend muszę dać ten koncert, który obiecałem glinie. Dasz radę zająć się ochroną, oczywiście dostaniesz za to dodatkowe pieniądze. — podkreślił szybko, bo nie chciał, by mężczyzna był stratny za dodatkową pracę. 
— Nie jestem tu dla pieniędzy, ale Elen jedzie z nami, już przekonaliśmy się, że rozdzielanie się, nie jest najlepszym pomysłem. — odpowiedział popijając kawę. 
— To oczywiste. Sądzę, że nawet nie trzeba będzie jej prosić. Lubi jeździć ze mną na koncerty. — powiedział z uśmiechem. 
— Dobrze się składa, zajmę się ochroną i załatwię jeszcze kilku ludzi. — pokiwał głową. Dobrze, jakby dało się tam wejść wcześniej. — dodał.
— Zobaczę co da się załatwić. — Kuba wstał od stołu i wsadził pusty kubek do zlewu. Wziął z szafki talerz i przygotował kilka kolorowych kanapek, kubek gorącej herbaty i położył na talerzyku kilka ulubionych cukierków dziewczyny, mając nadzieję, że poprawi jej humor tym niewielkim gestem. Wszedł do pokoju i postawił jedzenie na szafce nocnej. — Elen... — szturchnął ją delikatnie w ramię. 
— Co...? — mruknęła niezadowolona spod kołdry. 
— Zrobiłem ci coś do jedzenia, zjedz. — poprosił odsuwając z niej nieco pościel. 
— Nie wiem, czy jestem głodna... — powiedziała zgodnie z prawdą, jednak kiedy poczuła aromatyczny zapach świeżego pieczywa, jej brzuch zaburczał żałośnie. — Chyba jednak jestem. Dziękuję, nie musiałeś. 
— Nie musiałem, ale chciałem. — powiedział do niej z uśmiechem i pogładził jej włosy, a sam usiadł na podłodze naprzeciwko niej. 
— No bierz, przecież zrobiłeś tyle jedzenia, co dla armii. — zaśmiała się lekko, ale jemu to wystarczyło, by  na jego ustach pojawił się szeroki, szczery uśmiech. Wiedział, że jej nastrój nieco się polepszył, sięgnął z ochotą po kanapkę i spojrzał na nią. 
— Będzie dobrze, odkręcę to wszystko. — zaczął się tłumaczyć. 
— Nie myśl teraz o tym, powinniśmy się skupić na spotkaniu z twoją mamą i kumplami. Ja jestem i tak stracona w swojej rodzinie, więc raczej nikt po mnie płakać nie będzie, skoro przez taki czas nawet nie zapytali się, co u mnie. — wzruszyła lekko ramionami. 
— Myślisz, że kiedyś wrócimy tutaj? Że będziemy żyć jak dawniej? 
— Nie wiem, czy wrócimy, ale na bank nigdy już nie będzie jak dawniej, za dużo za nami i to na nas wpływa. Nie sadze, byśmy potrafili być tymi samymi ludźmi znowu. Jednak nie wszystkie zmiany są złe, mam wrażenie, że jesteśmy bliżej siebie niż kiedykolwiek. — powiedziała z lekkim uśmiechem, który zielonowłosy szybko odwzajemnił. 
— Czuję to i ja dziewczyno i chyba mam szalony pomysł... Może po przylocie w to piękne, egzotyczne miejsce, weźmiemy ślub? Taki tylko dla nas...? 
— Myślisz o ślubie humanistycznym? — zapytała zerkając na niego. 
— Sam nie wiem, to spontaniczny pomysł jeszcze niedopracowany, ale chciałem znać twoją opinię. 
— Jeśli ci tak bardzo zależy, to nie widzę przeszkód, szczególnie, że będzie to na naszych zasadach. — zaśmiała się ciepło. Zdawało się, że na moment, wszystkie złe chwile uleciały, jednak wszystkie złe, czarne myśli, dalej siedziały gdzieś na dnie w sercu. Wszystkie zdarzenia z poprzedniej nocy dalej żyły w niej... Jednak jak zawsze, chowała troski pod sympatycznym uśmiechem i starała się być silna dla innych. 


____________________________
Misiaczki kochane, życie mi się wali na łeb, na szyję i nie jestem w stanie pisać dla was tak często, jakbym chciała, bo mam w głowie emocjonalny rollercoaster. Liczę na wyrozumiałość, wrócę do was tak szybko, jak to będzie tylko możliwe.

Całuję, 
Angel Woodgett.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz