Trzy miesiące zdawały się upłynąć w zastraszającym tempie. Do ślubu został tydzień, a dziewczyna w natłoku obowiązków nie miała nawet czasu, by usiąść i rozmyślać nad swoim życiem. Grabowski przez ten czas nie dał znaku życia, obserwowała czasami media społecznościowe, czytała o nim artykuły, ale nie odważyła się, by sama zrobić pierwszy krok. Pogodziła się z wizją, że już niedługo zwiąże swój los z Marcinem, prawdopodobnie na całe życie. Jednak nikt nie był w stanie przewidzieć tego, co miał przynieść ostatni tydzień. Wszystko zaczęło się w sobotni poranek na siedem dni przed ich ważnym dniem. Elen wzięła wolne w pracy, by być dyspozycyjną i dopiąć wszystko na ostatni guzik. Siedziała własnie w domu, ubrana w buty ślubne, które rozbijała, by nie poobcierać się przy tanecznych wariacjach. W końcu miała przetańczyć w nich całą noc. Kręciła się po domu, ogarniając mieszkanie, to siadała do artykułu, który pisała zdalnie na zlecenie firmy. Cieszyła się, że miała przed sobą ostatnie kilka zdań wieńczących ten projekt i czekał na nią ponad miesiąc urlopu. Zajrzała do swojego kalendarza, miała dzisiaj próbę upięcia włosów oraz makijażu na ślub, a wieczorem miał odbyć się jej wieczór panieński. Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia i dziewczyna aż podskoczyła na krześle.
— Kogo niesie o tej porze... ? — mruknęła pod nosem, bo nie spodziewała się dzisiaj żadnych gości, kurierów lub kogokolwiek innego. Przez chwilę przeszło jej przez głowę, że to Kuba, ale szybko odrzuciła od siebie tę myśl. Podeszła, stukając głośno obcasami, do drzwi i szarpnęła za klamkę. — O kurwa... Nie wierzę! — jej radosny pisk wypełnił korytarz.
— No i co, nie spodziewałaś się mnie tak szybko?! — Aśka wybuchnęła śmiechem, kiedy Eleonora niemal rzuciła się na nią, tuląc ją mocno do siebie.
— Mówiłaś, że nie dasz rady być dzisiaj, więc... Kurwa, no ciesze się, tęskniłam... — obie dziewczyny tuliły się mocno w ekstazie niespodziewanego spotkania. — Chodź zrobię nam po herbacie i opowiesz mi, jak to się stało, że tu jesteś. — blondynka przytaknęła na słowa przyjaciółki i wciągnęła do mieszkania swoją walizkę. Ściągnęła buty i wymęczona podróżą skierowała swoje kroki do salonu, gdzie rozsiadła się wygodnie na jednej z kanap. Elen, wkroczyła do salonu z dwoma kubkami i paczką ciastek, po czym zasiadła w fotelu. — Teraz mów, jak to się stało, że cię tu przywiało...
— Ach... Chyba szkoda gadać, wiesz? — stwierdziła i westchnęła lekko, a na jej twarzy zagościł smutek.
— Hej, babo... Mów co się dzieje. — powiedziała z troską brunetka.
— Pokłóciłam się z mężem i to chyba do takiego stopnia, że skończy się to w sądzie, bo ja już nie mam do niego siły i jego dziwnych zagrywek. — Asia upiła nieco herbaty i sięgnęła po ciastko. — Ale nie ma co się przejmować, będzie, co ma być. — wzruszyła lekko ramionami.
— Co on ci zrobił?
— Nic i wszystko. Ostatnio jest nie do zniesienia, doszło nawet do tego, że miał problem, żeby zrobić przelew w moim imieniu, bo mi coś aplikacja bankowa nie działała. Ostatnio jest tak cały czas, problem ze wszystkim. Mam dość słuchania jego narzekań, wiesz, zachowuje się jak by był pępkiem świata. Tylko jego może coś boleć, on tylko tak bardzo ciężko pracuje i inne takie... — machnęła ręką. — Wkurwił mnie na tyle, że spakowałam się, trzasnęłam drzwiami i o to jestem. — powiedziała i roześmiała się ciepło. — Pomogę ci z przygotowaniami. Co masz dzisiaj w planach poza nocnym imprezowaniem.
— Fryzjer i kosmetyczka, ale na szczęście to jest w jednym miejscu. — zaśmiała się. — Potem będziemy się psuć wspólnie na jakiejś imprezie, albo robić imprezę mobilną, włócząc się po rynku. — zaśmiała się ciepło.
— Brzmi, jak konkretny plan i porządny ból głowy jutro. — dziewczyny roześmiały się wspólnie.
— Naprawdę mi szkoda, że ten osioł cię nie docenia...
— Przestań, nawet nie zaczynaj tematu, dzisiaj ty jesteś najważniejsza i na tobie się skupimy. — pogroziła jej palcem i uśmiechnęła się ciepło.
— Weź, bo się zawstydzę. Wiem, że to moje pięć minut, ale głupio się czuję, jak każdy mi powtarza, że to mój dzień. — zaśmiała się. — Kurczę, ale niespodzianka, no normalnie nie mogę w to uwierzyć. Jesteś moim najlepszym prezentem.
— Już, zamknij się. — Aśka rzuciła w dziewczynę poduszką, śmiejąc się. Niespodziewany gość sprawił, że dzień Elen zaczął nabierać rozpędu i pozytywnej dawki energii...
— Gdzie się wybierasz? — spytał Maciek, siedząc u swojego brata w salonie i grając w jedną z gier na konsoli.
— Jadę do Krakowa zaraz. — na słowa młodszego Grabowskiego, Maciejka niemal rzucił kontrolerem, po czym wszedł kolanami na kanapę i wyjrzał na chłopaka. Stał ubrany w drogi garnitur, a na palce wsuwał sygnety.
— Czy ty jedziesz do niej? Pogrzało cię, ona za tydzień ma ślub, a ty nawet jej nie wysłałeś przez ten czas smsa z zapytaniem co u niej. — zganił szybko rapera.
— Jadę przede wszystkim w sprawach biznesowych, chcę domknąć jeden z projektów.
— Od kiedy rap wymaga wskakiwania w garnitur? — zauważył i uniósł jedną z brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
— Od kiedy nie masz lepszych pytań. — zaśmiał się lekko. — A co do Elen, to nie podjąłem decyzji, może zajrzę na ślub, złożę jej życzenia, a może zachlam się w jakimś klubie, opcji jest sporo. — prychnął pod nosem, nie mogąc przeżyć w duchu swojej największej porażki.
— Jadę z tobą. — odpowiedział bez namysłu Maciej, a Kuba spojrzał na niego zaskoczony.
— Chyba śnisz, nie potrzebuję przyzwoitki.
— Potrzebujesz. — uciął starszy z braci i poszedł na górę po swoją torbę. Szczęście w nieszczęściu przyjechał na kilka dni w odwiedziny, więc był przygotowany na wyjazd.
— Jeszcze jego, kurwa brakowało... — westchnął lekko, stwierdzając sam do siebie i odprowadził wzrokiem brata. Po kilkunastu minutach, obaj panowie spakowali się do lamborghini i wyruszyli w podróż w stronę Krakowa.
— Będziesz tak siedział w milczeniu? — spytał Maciejka, otwierając jeden ze schowków.
— Zgubiłeś tam coś? — mruknął młody Grabowski, a chłopak zamknął z trzaskiem schowek.
— Nie, ale nie chcesz gadać i dłuży mi się. — zaśmiał się.
— O czym chcesz gadać? — powiedział stukając w kierownicę palcami do rytmu muzyki.
— Nie wiem...
— Boże, jakim cudem to ty jesteś starszy, jak ty nic nie wiesz. Ustatkowałeś się w końcu? — zapytał od niechcenia, bo myślami i tak był przy swoich sprawach i niebieskookiej brunetce.
— Pracuję nad tym, ale chyba jestem już na dobrej drodze. — zaśmiał się cwano zacierając ręce.
— Czyli wszystkie używki na bok, imprezowanie też, stała praca, bierzesz ślub, robisz dzidziusia i żyjecie sobie w sielance po kres waszych dni? — spytał i zerknął na Maćka, którego twarz wręcz pobledła.
— Ale, że tak zaraz wszystkiego sobie odmawiać? No weź... — mruknął niepocieszony słowami młodszego brata.
— Tak wygląda ustatkowanie się stary. Trzeba spoważnieć i zadbać o przyszłość. — zaśmiał się lekko.
— To może lepiej powiedz sam, kiedy się ustatkujesz, co? — Maciejka zręcznie odbił piłeczkę.
— Ja? Ja się już ustatkowałem. Mam mieszkanie, pieniądze i żyję sobie w świętym spokoju. — zaśmiał się cwano.
— Ale imprezujesz, bawisz się...
— To część mojej pracy, a że mi się udało połączyć przyjemne z pożytecznym, no to co ja ci na to poradzę? Poszukaj pracy w branży rozrywkowej. Chociaż w twoim przypadku to przydałaby ci się praca za biurkiem, bo jak byś popłynął w melanż, to wyleciałbyś po pierwszych dwóch godzinach. — oboje roześmiali się.
— Może ja się zwyczajnie do niczego nie nadaję? — mruknął.
— Tak, to najłatwiejsze co możesz zrobić. Posiedzieć i sobie ponarzekać, bo wiesz, że i tak zawsze znajdziesz u kogoś dach nad głową i coś ciepłego do jedzenia.
— Oj wypraszam sobie, ale nie dałeś mi dzisiaj obiadu. — wytknął mu.
— Widzisz jakiego masz wyrodnego brata...? Ale wczorajszy obiad w Mr. Oh był dobry, nie? — spytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
— Ej... Co jak co, ale to jedzenie to jest jakaś poezja w najlepszym wydaniu. — momentalnie poczuł głód i burczenie w brzuchu. — Zjedziemy do Maca? — spytał, kiedy minęli wielki billboard z ogromnym, żółtym logo znanej sieciówki.
— Nie mam zbytnio czasu na postoje.
— Muszę kupę, mam ci zasrać lambo? — odpowiedział szybko masując swój brzuch.
— Wiesz, ponoć z głodu jeszcze nikt się nie zesrał. — Kuba rzucił mu krótkie spojrzenie i westchnął cicho. — Dobrze, proszę wycieczki, teraz dzieci będą miały dziesięć minut na zjedzenie szybkiego Happy Meala. — mruknął i zjechał na najbliższym zjeździe. Zaparkował auto pod knajpą, przyciągając wzrok zgromadzonych tam ludzi.
— Dziękuję, dziękuję... Chcesz coś? — spytał starszy Grabowski.
— Kawę. — odpowiedział mu i wysiadł z auta, po czym usiadł na masce i zza ciemnych okularów obserwował gapiów. Bawiło go to, jak ludzie reagowali na jego auto, bo wiedział, że nie jedna z tych osób zazdrościła mu. Sam kiedyś był jednym z nich, ale dzięki ciężkiej pracy, upartości i wytrwałości, dzisiaj to jego było stać na luksus. — Elen...? — szepnął pod nosem na widok jednej z brunetek, jednak kiedy dziewczyna obróciła się z szerokim uśmiechem, czekało go rozczarowanie. Spochmurniał jeszcze bardziej. Założył dłonie na piersi i obserwował brata, który bajerował kasjerkę. Było mu ciężko wracać do Krakowa, bo mieć świadomość, że dziewczyna była na wyciągnięcie ręki, spędzało mu sen z powiek. — W końcu... Ile można zamawiać jedzenie? — przerzucił oczami i wziął kawę, upijając kilka łyków napoju.
— Jak zamawiający jest przystojny, to długo. — powiedział z cwanym uśmiechem i z papierową torbą wypełniona jedzeniem, podszedł od strony pasażera. Chciał już sięgać za klamkę, kiedy usłyszał dźwięk zatrzaskujących się drzwi. — Co jest? Otwieraj...
— Chyba cię pojebało, że będziesz jadł u mnie w aucie. — prychnął pod nosem. — Siadaj i żryj, bo trzeba się zaraz zbierać. — skinął na wolną ławkę przy stoliku na zewnątrz, a Maciek westchnął lekko.
— Jesteś straszny...
— Dziękuję, mam to raczej po starszym bracie. — dodał spoglądając na niego. Po dwudziestu minutach panowie zapakowali się z powrotem do samochodu i ruszyli w dalszą trasę w kierunku Krakowa. — Normalnie jak dziecko... Zesrał się, zjadł i poszedł spać... — mruknął sobie pod nosem, kiedy chrapanie Maćka wypełniło wnętrze samochodu. Podgłosił nieco muzykę, próbując go zagłuszyć i przyspieszył, wymijając kilka wolniej jadących samochodów.
— Nie wierzę, że kazałaś mu odejść. — powiedziała Aśka odstawiając kieliszek z winem na stolik. Obie panie zaczęły już before party i były w nieco lepszych humorach.
— Sama nie wierzę, że zebrałam się wtedy na odwagę, ale zrobiłam to. Trochę żałuję, bo tęsknię za nim. Szczególnie kiedy zostaję sama. — westchnęła lekko.
— Myślisz, że przyjedzie na ślub? — spytała blondynka opróżniając kieliszek.
— Nie mam bladego pojęcia, na dwoje babka wróżyła. — wzruszyła lekko ramionami.
— Chyba najgorsze jest to, że on jest taki... Nieprzewidywalny. — stwierdziła Aśka i spojrzała na brunetkę, na której ustach, pojawił się uśmiech. — Co cię tak bawi?
— Bo to najgorsze i najlepsze zarazem. — skwitowała i obie roześmiały się.
— Powiem ci, że jak te laseczki z salonu piękności tak cię odpicują na ślub, to powinnaś normalnie trafić na jakieś okładki ślubnych czasopism... — mruknęła mierząc wystrojoną przyjaciółkę wzrokiem.
— Aśka... Bierz pół, zmień dilera, albo przestań pić... — roześmiała się ciepło.
— Ej właśnie, bo wy nie mieszkacie z Marcinem na razie razem. Zdecydowaliście się do kogo kto się wprowadzi, jak już zwiążecie się węzłem małżeńskim?
— Jezu... Nie używaj sformułowania "węzeł małżeński"... — mruknęła cicho.
— Czemu?
— Bo mi się kojarzy z wieszaniem się. — obie panie wybuchnęły śmiechem. — A wracając do twojego pytania, to jeszcze tego nie ustaliliśmy. Każde chciałoby mieszkać tu, gdzie mieszka, ale wiadomo, że tak się nie da, więc po całej szopce dopiero ustalimy to, do kogo się przeprowadzimy. — telefon Elen zawibrował, oznajmiając nowe powiadomienie. Brunetka sięgnęła po urządzenie i zrobiła duże oczy. — O kurwa... Stara, nie uwierzysz... — powiedziała zasłaniając usta.
— Co się stało?
— Własnie mi wyświetliło, że starszy Grabowski jest w pobliżu. — powiedziała zaskoczona dziewczyna.
— Może przyjechał pozwiedzać... — powiedziała spoglądając na dziewczynę.
— Jakoś mi się nie wydaje... — westchnęła dziewczyna.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...