IV

371 35 13
                                    

— To ja się będę zbierać. — powiedziała Elen, kiedy zastał ich wieczór.
— Serio, już? — spytał Kuba z miną zbitego psa.
— Już? Spędziłam tu prawie drugą dobę, muszę wrócić do domu i dokończyć wszystko w sprawie pogrzebu babci... — powiedziała ciszej.
— Było naprawdę miło cię poznać. — powiedział Krzychu przytulając dziewczynę.
— Mi was też, jesteście naprawdę wspaniałą ekipą, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. — powiedziała poklepując chłopaka po ramieniu. Spędzenie czasu z chłopakami, a przede wszystkim z Kubą pozwoliło jej uspokoić się i poukładać myśli. Psychicznie odciążyli ją trochę, jednak bała się, co będzie kiedy zostanie sama. Spojrzała na Kubę, który zaoferował się, że odprowadzi ją do drzwi i przytaknęła mu z uśmiechem na ustach. Ruszyli powoli w stronę wyjścia.
— Wiesz, może to głupie, ale zapiszesz mi swój numer? Wiem, że to przypadkowe spotkanie, ale według mnie ma potencjał i może warto utrzymać tą znajomość? — spytał spoglądając na brunetkę.
— Wiesz, że wystarczy zwykłe: „Elen, daj swój numer"? Ale doceniam tą elokwentną wypowiedź. — zaśmiała się lekko i wzięła od chłopaka telefon, zapisała mu swój numer i zadzwoniła do siebie. — No to teraz się namierzymy. — powiedział z lekkim uśmiechem.
— Z miłą chęcią, jakby się coś działo, to dzwoń. — powiedział patrząc w jej oczy i kiedy spostrzegł drzwi, westchnął lekko. — Naprawdę dziękuję za tą noc i za rozmowę, mogę śmiało powiedzieć, że nigdy się tak dobrze nie bawiłem, pomimo poważnych tematów jakie poruszyliśmy. — dodał z lekkim uśmiechem.
— To bardziej ja powinnam podziękować za wsparcie i że pomimo, że kazałam ci spierdalać, zostałeś. — dziewczyna stanęła na palcach i przytuliła mocno chłopaka, ten nie był jej dłużny, mocno ją w siebie wtulił, przymknął lekko oczy zaciągając się po raz kolejny zapachem jej perfum. Po chwili jej stopy delikatnie opadły na podłogę, a dziewczyna posłała mu jeszcze jeden uśmiech i pomachała kiedy znikała za drzwiami szpitala.

— Oni mają się ku sobie i pewnie coś z tego będzie. — powiedział Maciek kiedy jej brat z brunetką opuścił salę. Miny jego kumpli były bezcenne i każdy skierował wzrok w stronę starszego Grabowskiego.
— Czy ty siebie słyszysz? — przemówił w końcu Wojtek po chwili wpatrywania się w niego. — Sześć godzin temu psioczyłeś na nią i posądzałeś, że może chcieć go wykorzystać, a teraz ich ze sobą chcesz spiknąć? Nie chcę wyjść na buca, ale przypominam ci, że on ma dziewczynę, a ona ma poważnego doła i szuka póki co pocieszenia. Może najpierw powinni wyprostować swoje życiowe sytuacje...
— Oj weź, Koziara, zero romantyczności. — dodał zestrofowany Maciejka, na co reszta roześmiała się.
— Czas pokaże, musimy być po prostu cierpliwi i... — Krzysiek przerwał swoją wypowiedź i z ciężkim sercem ją dokończył. — Znaleźć Lenę.
— W sumie racja, powinna tu być i wiedzieć, co się stało. Trzeba się do niej zacząć dobijać i doprowadzić do ładu to, co się teraz tu dzieje. — powiedział Moyes i spojrzał na otwierające się drzwi, każdy z nich poprawił się nagle, stając wręcz na baczność, kiedy Kuba wszedł na salę.
— A wy co? Spocznij... — mruknął i położył się na łóżko.
— Nic Kuba, nic... Też będziemy się zbierać, możliwe, że jutro cię wypiszą i będziesz mógł wrócić do domu. Będziemy trzymać za to kciuki, ale niestety nas już nie przemycisz na noc. Potrzebujesz jeszcze czegoś? — spytał Wojtek, a reszta mu przytaknęła.
— Chyba tylko odrobiny snu i odpoczynku, a jutro przywieźcie mi jakieś ciuchy. — poprosił, jednak nie dało się ukryć, że jego nastrój pogorszył się, kiedy dziewczyna wyszła. Pożegnał się z chłopakami, a kiedy opuścili salę, wstał i poszedł zgasić światło. Zakopał się w marnej, szpitalnej pościeli i patrzył jeszcze przez chwilę w telefon.

Eleonora po wyjściu ze szpitala złapała taksówkę, która zawiozła ją wprost pod drzwi jej mieszkania. Weszła do swojej klatki i wjechała na szóste piętro wieżowca. Podeszła do drzwi z numerem 36 i przekręciła klucz w dolnym zamku. Pchnęła drzwi i weszła do trzypokojowego mieszkania. Westchnęła cicho i weszła do kuchni, podeszła do lodówki i kiedy szarpnęła za czarne drzwiczki ukazało jej się kilka praktycznie pustych półek.
— Zawsze w zapasie światło i szron. — zaśmiała się do samej siebie i wyciągnęła mleko, podgrzała kubek białego płynu w mikrofali i dosypała dwie łyżeczki kakao. Zamyślona poszła do salonu, gdzie zsunęła z nóg buty i podkładając nogę pod tyłek usiadła w fotelu, w kształcie jajka, który był przyczepiony do sufitu. Drugą nogą zaczęła się lekko bujać, włączyła cicho muzykę i patrzyła przez okno na oświetlone miasto. Było ciemno, pomimo że dochodziła dopiero 18:00. Mimowolnie uciekła myślami do swojej babci, nie utrzymywała z rodzicami bliskich kontaktów, przyjechała na studia do Krakowa, właśnie do babci, potem znalazła sobie dobrze prosperującą pracę i w niespełna rok po zakończeniu studiów było ją stać by się usamodzielnić. Do dzisiaj nie żałowała tej decyzji, bo nigdy jej mieszkanie nie zdawało się być tak puste, jak tego wieczoru. Pogrążona w nostalgii wyglądała na jeżdżące w dole samochody, skupiała na nich wzrok i tak bardzo starała nie dopuszczać do siebie negatywnych emocji. Na próżno. Z kolejnym łukiem kakao po jej policzkach zaczęły spływać kolejne łzy. Jednak siedziała wyprostowana, jakby chciała udawać sama przed sobą, jak bardzo jest silna. Nie była. Milion myśli kłębiło się w jej głowie, migały jej obrazy sprzed lat, kiedy to mieszkali jeszcze wszyscy w niewielkiej miejscowości, bliżej centrum Polski. Jak zawsze uciekała do babci, kiedy pokłóciła się z rodzicami. Dostawała zawsze kubek gorącego kakao dla ukojenia nerwów, wchodziły z babcią pod koce i wylewała z siebie wszystkie żale i złości. Nie zawsze babcia trzymała jej stronę, ale zawsze uzasadniała jej dlaczego i zawsze miała rację. W żartach powtarzała jej, że „Babcia ma zawsze rację, a jak nie ma, to patrz punkt pierwszy" i śmiała się głośno. Dziewczyna bardzo szanowała starszą kobietę i była skłonna skoczyć za nią w ogień. Jednak spotkanie ze śmiercią nastąpiło zbyt szybko, przez jeden, głupi, lekarski błąd. Jednak kiedy myśli kotłowały jej się w głowie, tłumaczyła sobie czasami, że może tak właśnie miało być, po czym odganiała tą myśl. Odejście bliskiej osoby zawsze następuje zbyt szybko, zawsze jest czymś nagłym i niespodziewanym, nawet jeśli jest się uświadomionym o stanie tego człowieka. Zawsze powtarzamy sobie, że przecież mogła żyć kilka minut, godzin, dni, tygodni lub lat dłużej. Kolejne słone krople spadły na szary, błyszczący koc, którym się otuliła, a po kilkunastu minutach pusty kubek zsunął się po jej ciele i bez jakiegokolwiek hałasu upadł na włochaty dywan pod jej nogami. Wymęczona dziewczyna zasnęła w fotelu ze łzami zaschniętymi na policzkach. Obudziła się koło 3:00 i rozprostowała kości, które gdzieniegdzie odstrzeliły z zaspania. Spojrzała na telefon, gdzie czekały na nią wiadomości od młodego Grabowskiego. Pisał jej jak się czuje i czy wszystko dobrze, bo długo nie odpisuje. Było jej miło, że chłopak przejął się jej losem i mimo wszystko starał się ją wspierać. Uśmiechnęła się lekko na tą myśl. Zgasiła lampkę i poszła do toalety, gdzie wzięła szybki prysznic, po czym udała się do sypialni, gdzie weszła pod kołdrę i otuliła się nią. Oczy delikatnie piekły ją, więc szybko je przymknęła, miała odpisać chłopakowi, jednak nie zdążyła, zasnęła ponownie.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz