XCVII

145 19 21
                                    

Ciemność, to jedyne, co towarzyszyło grupie fanów, którzy weszli na warszawski Torwar. Jedynie świetliki w podłodze sygnalizowały drogę do wyjść ewakuacyjnych. Nic nie grało, a scena była oddzielona od reszty czarną kurtyną, na której z projektora był wyświetlony napisz "Romantic psycho". Wszyscy stali na płycie, a zaproszeni artyści i cała strefa VIP, miała dostęp do trybun, jednak i tak wszyscy siedzieli, jak najbliżej szczeny, dyskutując cicho o tym, co miało się zaraz zdarzyć. Fani rozglądali się dookoła, szukając jakiegoś puntu zaczepienia i snuli domysły na temat tego, co Quebonafide mógł wymyślić tym razem. Z każdą sekundą emocje wzbierały na sile. W końcu reflektory zwróciły się ku sufitowi, gdzie był właz na dach.
— Młody Quebo... Siema Torwar... — powiedział do mikrofonu, jednak dalej nie było go widać. Tłum oszalał, a głośne piski wypełniły halę. W miejscu, gdzie światło reflektorów zbiegało się, zaczęły się kręcić bączki, wyrzucające z siebie iskry, co dawało efekt, jakby ktoś wycinał dziurę w suficie. W końcu właz otworzył się, usłyszeli i zobaczyli helikopter, który zaczął się zniżać, a kiedy dzieliły go centymetry od budynku Kuba wyskoczył z niego. Podpięto mu uprząż, po czym wskoczył przez dziurę, a fani oszaleli, kiedy lina pozwoliła mu się zatrzymać centymetry nad ich głowami. Przybijał piątki jedną ręką, a w drugiej trzymał mikrofon, nawijając pierwsze wersy "Gazpromu". Jednocześnie kurtyna opadła, a ze sceny w stronę ludzi zaświeciło się ostre światło reflektorów, nie pozwalając im jeszcze dobrze zobaczyć, co znajdowało się na niej. Kiedy światła opadły, ujrzeli podobiznę Kuby, ułożoną z balonów, które były zabezpieczone siatką. Ze szczytu rusztowania zeskoczyła para artystów, która zaczęła wykonywać powietrzne akrobacje nad głowami widzów. Wystrzeliły też ognie, a na wielkim tronie na środku w końcu zasiadł Grabowski, który usiadł w poprzek siedziska i wysunął nogi, a na drugim zasiadł po chwili Wojtek, który dołączył, kiedy przyszła pora na jego wstawki. Poprawili plan Kuby i nie skupili się tylko na najnowszej płyty. Sięgnął do czasu swojej pierwszej płyty. Chciał by koncert był czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym. Przechodzili przez jego całą karierę, zmieniał stroje na te, które gdzieś zapisały się w historii, jak zielony garnitur w czarne znaki zapytania. Po godzinie był już cały mokry, ale nie zamierzał na tym przestawać. Skoro miał zniknąć na tak długi czas, to chciał po sobie zostawić najlepsze wspomnienia i coś, czego wcześniej nie było. Po pierwszej połowie koncertu, który skupił się na najbardziej skocznych i energetycznych numerach, znów nastała ciemność, a nad głowami fanów zaczęły zapalać się przezroczyste kule, wypełnione ledami, które spadały w tłum wraz z zasunięta kurtyną, na której zaczęło się odliczanie od dziesięciu. Ludzie zaczęli odbijać wielkie świecące piłki, a kiedy znikła wyświetlona jedynka, zapadła na chwilę ciemność i zaczął się wyświetlać dokument Kuby o procesie powstawania płyty. Mieli 40 minut przerwy.

— Wow, to było boskie. — powiedziała Elen, kiedy zmachany Grabowski wpadł do garderoby i zaczęła ocierać jego ciało z potu. Był cały mokry, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy, było widać, że to był jego żywioł i spełniał się w tym.
— Dziękuję, ale bez ciebie to by się nie udało, mówiłem ci już, że jesteś najlepsza? — zaśmiał się ciepło.
— Nie przypominam sobie... — powiedziała z uśmiechem, a chłopak podniósł się i stanął do niej przodem. Założył jej nogę za swoje biodro i mocno docisnął do siebie.
— Elen, jesteś najlepsza. — powiedział i wpił się zachłannie w jej usta. — Czekaj moment. — powiedział i postawił ją, po czym wyjrzał zza drzwi. Zauważył Krzycha zmierzającego w jego stronę. — Nath... Nie wpuszczaj nikogo przez najbliższe dwadzieścia minut. — uśmiechnął się szeroko do swojego ochroniarza, a ten tylko skiną głową i zaśmiał się pod nosem. Grabowski zamknął do dziewczyny, która obróciła się w jego kierunku. Naparł na nią swoim ciałem i zaczął składać mokre pocałunki na jej szyi, schodząc nimi niżej i niżej.
— Powinieneś się naszykować na drugą część... — wyszeptała cicho, jednak wizja seksu w garderobie zdawała się być cholernie kuszącą i podniecającą opcją.
— Cicho... Zdążę... — powiedział i pchnął ją w stronę oparcia kanapy i zblokował ją sobą, żeby nie spróbowała mu się wyrwać. Wgryzł się w jej szyję i zrobił jej dużą, bordową malinkę, po czym przejechał opuszkami palców po jej bokach, przyprawiając ją o delikatne drżenie. Usatysfakcjonowany wsunął dłonie pomiędzy kanapę, a jej pośladki, na których zacisnął dłonie i uniósł ją do góry, sadzając ją na szczycie oparcia. Złapał w dłonie gumki od legginsów i majtek, po czym pociągnął je na dół. Elen rozłożyła dłonie, zaciskając je na skórzanym obiciu sofy i jęknęła głośno, kiedy Kuba pochylił się nad nią i przejechał językiem pomiędzy jej wargami sromowymi. Następnie zanurzył w niej dwa palce. Jej krocze idealnie zdradzało, jak wielki poziom podniecenia osiągnęła, była cholernie mokra, więc nie trzeba było jej dużo, by była gotowa. Wyciągnął z niej palce, aż mlasnęło, a dziewczyna jęknęła podniecona. Chłopak rozsunął rozporek swoich spodni i wyjął twardego już członka. Wsunął w jej usta kilka palców, a kiedy je pośliniła, zaczął pocierać penisa, by stał się jeszcze bardziej sztywny. W końcu zsunął ją na podłogę i kazał się zaprzeć o kanapę. Posłusznie spełniła rozkaz, wypinając w jego stronę kształtne pośladki, w które nie omieszkał wymierzyć kilka mocnych klapsów, a ostatni strzelił między jej nogi, aż zawyła. Złapał za jej włosy i silnym pchnięciem wszedł w nią od tyłu i zaczął energicznie poruszać biodrami do przodu i do tyłu. Zaczął powoli, jednak już po chwili, kiedy poczuł jak ścianki jej pochwy zacisnęły się na jego członku, przyspieszył, wchodząc w nią po same jajka. Pisnęła podniecona, a dźwięki obijanych ciał tylko podgrzewały, gorącą już atmosferę. Wykręcił jej ręce do tyłu i pociągnął nieco za nie, zmuszając ją, by nieco się wyprostowała, po czym oparła gorący policzek o zimne, skórzane obicie. Kiedy poczuł, że niewiele zostało mu, by szczytować, ściągnął ją na kolana i pozwolił by wzięła jego członka do ust, a po chwili szczytował w jej ustać. Dziewczyna przełknęła wszystko i oblizała jego penisa. Złapał za jej podbródek i pochylił się, wpijając się zachłannie w jej usta. — Kocham cię. — powiedział, wpatrzony w nią jak w obrazek. Była idealna, była cała jego i czuł się, jak najszczęśliwszy facet na świecie. — Ubierz się, bo wyglądasz, jakby cię ktoś właśnie przeleciał. — dodał szczerząc się w kierunku brunetki, na co dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
— Wal się Grabowski.
— Mogę ciebie jeszcze raz, jak bardzo ładnie poprosisz, ale na razie wracam do pracy. — puścił jej oczko.

— Wpuść mnie, mam sprawę do Quebo. — powiedział Krzychu, do Nathaniela, który zaszedł mu drogę.
— Nie ma takiej opcji, pan Grabowski życzył sobie, by nie wpuszczać do niego nikogo. Nie było mowy o żadnych wyjątkach. — powiedział i zmierzył chłopaka wzrokiem. Krzysiek jęknął niepocieszony i próbował odepchnąć ochroniarza od drzwi, jednak ten stał niewzruszony. — To się na nic nie zda. — mruknął i podirytowany pokręcił głową na boki.
— Muszę mu powiedzieć coś ważnego, no to zajmie tylko chwilę, przesuń się mięśniaku... — wyjęczał, próbując znów go przepchnąć, jednak Nathaniel zwinnie odsunął się na moment, powodując, że Hypeman runął na ziemię. — Ał... — jęknął cicho, po czym otwierające się drzwi strzeliły go raz jeszcze. — Kurwa, co to ma być?! Uwzięliście się na mnie? — warknął, podnosząc się. Kuba wyjrzał zza drzwi.
— Do roboty byś się wziął Kondracki, a nie leżysz i się byczysz. — roześmiał się i spojrzał w stronę dziewczyny, sprawdzając, czy już się ubrała. — Czego chciałeś?
— Jest problem z mikrofonem... — powiedział, kiedy w końcu się podniósł i wyjrzał znad Kuby, próbując dojrzeć, co się działo w jego garderobie.
— To go załatw. Zgubiłeś tam coś? — pstryknął go w ucho, jednak udało mu się dojrzeć, poprawiającą się przed lustrem Elen.
— Zamoczyłeś, co? — wyszczerzył zęby, jakby wygrał właśnie milion w totka.
— Ty od urodzenia byłeś taki głupi i dziecinny, czy to takie hobby? — zapytał się Grabowski, krzyżując na piersi ręce. — Ja nie wiem, każdemu normalnemu człowiekowi koło chuja by wisiało, co się dzieje w mojej garderobie, a ty i mój braciszek, macie jakiś seksdetektor w dupie i cieszycie się jak dzieci na samą myśl, że dwoje dorosłych ludzi mogło ze sobą współżyć. — skwitował, kręcąc głową na boki z niedowierzaniem.
— Po prostu cieszę się szczęściem mojego przyjaciela i przyszywanej szwagierki. — kolejny raz ukazał szereg zębów, w szerokim, cwanym uśmieszku.
— Jak boga kocham, kiedyś dostaniesz tak ode mnie w mordę, że ci wybiję te zęby. — powiedział i zaśmiał się lekko.
— Gotowa. — usłyszał za sobą głos Eleonory, która objęła go od tyłu. — O czym tak debatujecie?
— O tym, jak ludzie są dziecinni, jeśli chodzi o sprawy seksu. — wskazał na Krzyśka, który momentalnie przestał być wyszczekany i na jego policzkach pojawiły się niewielkie rumieńce. Nie potrafił być jeszcze tak otwarty przy dziewczynie.
— Boże... Krzysiu... Może wody chcesz? Chłodny okład? Bo ci zaraz pół twarzy wypali. — wybuchnęła śmiechem i otworzyła szerzej drzwi, przemykając koło pary przyjaciół.
— Idźmy dokończyć koncert. — powiedział Kuba i odprowadził wzrokiem dziewczynę, która zmierzała w kierunku sceny. Słyszał, że film dobiegał końcowi, więc wrócił do garderoby i założył kolejny zaplanowany strój. Ruszył w kierunku brunetki i objął ją od tyłu.
— Kubaaa? — zapytała przeciągając ostatnią literę jego imienia, a sam zainteresowany już wiedział, że czegoś od niego chciała.
— Tak? — oparł brodę, na czubku jej głowy i spoglądał, jak Mojski i Kondracki rozbijali się po scenie, szykując kolejną część show.
— Mogę też polewać publiczność szampanem, razem z resztą ekipy? — wypowiedziała pytanie w dość nieśmiały sposób, bo nie była pewna, czy nie prosiła o zbyt wiele.
— Głupie pytanie, jakbyś nie należała do Wesołej Ekipy, a jesteś jednym z najważniejszych członków. — zaśmiał się ciepło i dał jej buziaka. — Macie tutaj cały karton, więc baw się dobrze. — uśmiechnął się do niej szeroko.

Po skończonym filmie, rozpoczęła się druga część koncertu, która była sporo spokojniejsza, ludzie stali z zaświeconymi latarkami lub zapalniczkami i śpiewali razem z Quebonafide. Na finał wleciał bis Madagaskaru. Ciężko było nazwać to śpiewem, bo podpuszczeni przez Kubę ludzie, zrywali gardła, wydzierając z nich jak najgłośniej słowa refrenu. Wszyscy podskakiwali do rytmu, a Elen wraz z pozostałymi członkami wesołej ekipy, wybiegła na scenę i zaczęła polewać ludzi szampanem, śmiejąc się przy tym, jak dziecko na placu zabaw. Nigdy nie spodziewała się, że ta prosta czynność, daje tyle frajdy i niewypowiedzianej satysfakcji. Kiedy szampan przestał buzować, sama upiła kilka łyków, jednak nie spodziewała się, że Maciejka z Krzyśkiem, zrobią na nią napad i wyleją na nią resztkę.
— Zajebię was! — wydarła się i zaczęła z nimi ganiać po scenie.
— Ostatni raz Torwar! Jak madagaskar, mada-mada-madagaskar rrrrah!!! — wydarł się, a tłum zaczął bić im brawo, zgarnął dziewczynę ramieniem i przyciągnął do siebie. Wszyscy, którzy brali udział w koncercie pojawili się na scenie, by wspólnie ukłonić się. — Grał dla was zespół Quebonafide.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz