LXI

167 22 9
                                    

San Sebastian powitało ich ciepłą, piękną pogodą. Po przejściu odprawy paszportowej, panie wyszły z lotniska i rozejrzały się za taksówkami. 
— Pięknie tutaj. — powiedziała zachwycona Elen, wyglądając przez szybę w samochodzie. Nie do końca tak, wyobrażała sobie Hiszpanię, ale nawet przez chwilę nie była zawiedziona. 
— Też mi się podoba, ale już nie robi na mnie takiego wrażenia, bo raz już tu byłam. — zaśmiała się blondynka. — Dobra pora na peruki i duże okulary, żebyśmy nie wpadły na twojego faceta przypadkiem, bo cały misterny plan pójdzie w pizdu. — zaśmiała się Joanna i obie, niemal równocześnie, sięgnęły do swoich toreb, żeby wyciągnąć swoje peruki. Założyły je na głowy, a na nosy wsunęły ogromne, ciemne okulary. Spojrzały na siebie i wybuchnęły śmiechem.
— Nigdy takich kolorów na stałe, wyglądamy komicznie... — powiedziała Elen i podziękowały kierowcy, wysiadając z auta. Zabrały z bagażnika walizki i udały się wprost do hotelowego lobby, żeby się zameldować. Po chwili otrzymały karty do swojego pokoju. Ruszyły wprost do niewielkiego apartamentu z dwoma sypialniami. Kiedy tylko przekroczyły próg rozejrzały się z szerokimi uśmiechami dookoła. 
— No i pięknie. Ładnie tutaj mają. — zaśmiała się blondynka i zaniosła walizkę do jednego z pokoi. Otworzyła niewielką lodówkę i wzięła z niej butelkę wody. — Idziemy coś zjeść, a potem do klubu? — zapytała Aśka. — Tylko oczywiście w przebraniach, bo nie możemy sobie poz...
— Pozwolić, żeby Kuba nas nakrył... Tak wiem, poza tym może być tak, że wrócimy bez niczego. Dlatego impreza, wydaje się być dobrym wyjściem. — powiedziała Elen z szerokim uśmiechem. Asia spojrzała na nią wręcz z dumą w oczach. Obie panie zaczęły się przebierać w coś ładniejszego niż dres, nałożyły makijaże i założyły swoje peruki i ciemne okulary. Popatrzyły na siebie z szerokimi uśmiechami. Bóg jeden wiedział, co własnie działo się w ich głowach. Wyszły z hotelu i bacznie obserwowały każdego, szukając Grabowskiego, jednak nie znalazły swojego celu. Wyszły na ulice San Sebastian i przechodziły się  w poszukiwaniu jakiejś restauracji, gdzie zjadłyby dobrze. 
— Google rzecze, że Sirimiri Gastroleku jest całkiem niezłe i jest od nas dwieście metrów, co ty na to? — zaśmiała się Joanna. 
— Jestem za, ale nazwa knajpy brzmi, jakby spalony zielskiem Hiszpan, szukał jedzenia na gastro i nie umiał powiedzieć o co mu chodzi. — obie panie roześmiały się ciepło. Przykuwały uwagę, ale dzisiaj cieszyły się z tego, miał to być ich wieczór, spędzony w tym pięknym miejscu na ziemi. Rozbawiona udały się do restauracji, gdzie zamówiły sobie lokalne przysmaki na spróbowanie. 
— Jak myślisz uda nam się go znaleźć? — spytała blondynka zerkając na przyjaciółkę znad talerza. 
— Znaleźć na bank, jak wstaniemy rano i rozsiądziemy się przed hotelem, to kiedyś będzie musiał z niego wyjść, nie? — roześmiała się ciepło. — Pytanie brzmi, czy go nie zgubimy, albo czy nie zaskoczy nas czymś, czego zupełnie się nie spodziewamy. Nie wiem, czy to był dobry pomysł, boję się, że mogę go potem stracić. 
— Laska, nie pierdol. Lepsza najgorsza prawda niż najsłodsze kłamstwo i tego się trzymajmy. Musimy to sprawdzić... — powiedziała dziewczyna i spojrzała na swoją przyjaciółkę. 
— Wiem, sama chcę znać prawdę, jaka by nie była. Nie chcę już sekretów i ukrywania wszystkiego. Niedomówień i próśb o wyjaśnienie. — westchnęła lekko. 
— Sama sobie właśnie odpowiadasz. Pomyśl sobie, że równie dobrze może być tak, że spędzimy miły weekend w Hiszpanii, a potem wrócimy do Warszawy i to ty mu będziesz musiała powiedzieć, że siedziałyśmy w domu, na dupie. — roześmiała się. 
— No super, chociaż raz role się odwrócą. — dodała już  w nieco lepszym humorze. 
— Widzisz, już masz lepsze podejście. Po prostu potraktujmy to, jako zabawę w kotka i myszkę. — Joanna wzruszyła lekko ramionami. Kiedy skończyły obiad, ruszyły uliczkami w stronę klubu, który na ich szczęścia był przy samej plaży i był otwarty już od 15:00. Korzystając z tego, że było pusto, zamówiły sobie po drinku i rozsiadły się na tarasie, skąd był widok na zatokę Bahia de La Concha. 
— Pięknie tutaj, tak spokojnie... To nie to samo, co zatłoczona Warszawa, czy Kraków... 
— A co ja mam powiedzieć, jak mieszkam w Londynie? Ale to mogę przyznać jest tutaj naprawdę spokojnie, może dlatego, że wakacje się skończyły i w sumie to już po największym sezonie. — stwierdziła blondynka, sącząc kolorowy napój przez słomkę. 
— Wiesz co? Wolę sobie wmawiać, że to dla nas specjalnie, jest tutaj tak cicho i przyjemnie. — uniosła swoją szklankę w geście toastu i napiła się, śmiejąc się cicho pod nosem. 
— Tak dobrze, to raczej nie ma, ale wizja dziesięć na dziesięć. — Joanna zsunęła lekko okulary, kiedy przeszedł koło nich przystojny Hiszpan. — To było dziewięć na dziesięć... Może jakiś szybki romans, dla rozluźnienia? — poruszyła brwiami, knując w głowie złowieszcze plany. 
— Agentko Joanno, mamy misję do zrobienia, więc nie koncentrujemy się na pobocznych targetach, którzy mogą się okazać dupkami, byleby tylko dziurę zaliczyć i porzucić... — Elen umoralniła przyjaciółkę. 
— A może mi po prost chodzi o... W sam raz na raz? — obie panie wybuchnęły śmiechem. 
— Jasne... Wierzę ci, ale nie tym razem, serio musimy być na chodzie. Jak jutro będziemy siedzieć i pilnować pana G., to może się to skończyć tym, że będziemy wspólnie spać na ławce... — zawsze miała bujną wyobraźnię, więc szybko jej oczami ujrzała w głowie tą groteskową scenę. — Później by na żule chcieli do ich gangu wkręcić i na co nam to? 
— Dobra, klubem gangsta żuli mnie przekonałaś, będę dzisiaj grzeczna. — ledwo skończyła zdanie, kiedy tym razem obie, obejrzały się za kolejnym facetem. 
— Ja wiem, że Grabowski jest cudny i ciacho jakich mało... Ale to... To powinno być nielegalne... — mruknęła niepocieszona, po czym wybuchnęła śmiechem, a blondynka nie będąc dłużną, szybko poszła w jej ślady. 


— Jezu... Co za noc... — mruknęła Joanna wchodząc jeszcze zaspana do niewielkiego salonu z aneksem kuchennym. — Jak ty to robisz, że jesteś taka rześka, wypiłaś chyba więcej niż ja... 
— Nie wiem, ale nic mi nie jest. Może koncepcja naszej pojebanej akcji mnie nakręca? — roześmiała się lekko i podała jej śniadanie. — Siadaj i jedz, bo już prawie 9:00, a nie wiemy, o której on może wyjść. 
— Ja chcę jeszcze spać... — mruknęła i zabrała się za jedzenie. Elen postawiła przed nią kubek z kawą. 
— To powinno cię nieco postawić na nogi. 
— Dzięki, boska jesteś. — posłała jej buziaka i upiła kilka łyków świeżej, gorącej kawy. — Nawet niezła, a może po prostu potrzeba kofeiny i stanięcia na nogi zasłania mi realne postrzegania świata. 
— Twoja elokwentna wypowiedź sugeruje, że nie jest z tobą tak źle, jak ci się wydaje... Patrz co znalazłam na dole w sklepie. — zaśmiała się i pokazała jej dwa wielkie kapelusze. 
— Prawie jak laski z Instargama... — roześmiała się. — Dobrze, kolejny element naszych boskich przebrań. Jak na odlotowe agentki przystało. — obie parsknęły śmiechem. — Ty, ale nie poszłaś tak jak teraz do sklepu? 
— Powaliło cię, jasne, że nie. Znając moje zajebiste szczęście, jakbym wyszła bez przykrywki, to potknęłabym się w holu i wpadła wprost w objęcia ukochanego, niszcząc w ten sposób wszystkie nasze plany i koncepcje. 
— To dobrze, bardzo dobrze. Pochwalam taką postawę. — Joanna z każdym łykiem parzonego napoju i kęsem śniadania, zdawała się wracać nieco do żywych. 
— Skoro mamy  już robić szalone rzeczy i mieć z tego ubaw, to trzeba unikać przedwczesnego zakończenia zabawy... — dodała Elen zakładając na siebie perukę i kapelusz. 
— Zabrzmiało jak wykład z podstaw przedwczesnego wytrysku. — wymieniły się spojrzeniami i buchnęły śmiechem zginając się w pół. 
— Wiesz co? Jak nie zaliczymy wpadki z brakiem przebrania, to zaliczymy ją śmiechem... 
— Elen, perwersie, tylko zaliczanie ci w głowie? Ty potrzebujesz bolca... — Aśka pociągnęła temat, łapiąc dziewczynę za słówka. 
— Baba bez bolca dostaje pierdolca, nie wiesz? — odbiła piłeczkę i śmiały się tak, że ocierały łzy z policzków. 
— Ja pierdolę... 
— Tylko się zabezpiecz, bo wiesz... Trzeba pierdolić bezpiecznie... — przestawało mieć już znaczenie, co mówiły. Z każdym kolejnym słowem, czy spojrzeniem wybuchały kolejne salwy śmiechu. Uspokoiły się dopiero, kiedy wyszły z hotelu i usadowiły się na ławce po drugiej stronie. — Jej... Ale bym zjadła loda... — dodała Eleonora widząc dziecko ze słodkościami w rączce. 
— Jesteś serio niewyżyta... 
— Ja? To ty się doszukujesz podtekstu nawet w gałce... — przerwała, kiedy sama znalazła podtekst w tym co mówi i znów się roześmiała. — Nie... Mam dość, mój brzuch ma dość... Porozumiewajmy się na migi, bez słów... 
— Jasne... — Joana pokazała na nią palcem, po czym zaczęła wypychać policzek, wykonując posuwiste ruchy dłonią i zakreśliła w powietrzu znak zapytania. Brunetka wypluła z ust wodę, którą popijała i zaczęła kaszleć i krztusić się, nie mogąc jednocześnie ogarnąć śmiechu. 
— O kurwa... O kurwa... Ja mam dość. Zero pokazywania i mówienia, skupiajmy się na celu. — przez chwilę siedziały cicho, nawet na siebie nie zerkały. Po prostu pozwoliły się sobie nawzajem wyciszyć się. 
— Chyba idzie... — Aśka wskazała palcem, na mężczyznę w garniturze.  Jednak, kiedy wyszedł na słońce, im oczom ukazały się znaki zapytania na szyi. 
— To zdecydowanie on. — powiedziała Elen, po czym usiadła prosto. Obserwowała, każdy jego najmniejszy ruch. Chłopak wyciągnął telefon i zaczął dzwonić, rozglądając się. Chyba czekał na kogoś, bo co chwilę zerkał na swój zegarek. — Co ty knujesz... ? — pytanie retoryczne pod nosem Eleonory zdawało się uciec, gdzieś w powietrze. Jednak jej mózg właśnie tworzył dla niej wiele koncepcji. Od kochanki po jego seks upodobania, których pomału jej uczył. Może to tylko zwykłe spotkanie biznesowe z Redbullem, które jedno odbyło się w Krakowie. Może to właśnie był następny punkt spotkań. W końcu miało to w przypadku dobrego odbioru poskutkować światowym tourne. Równie dobrze, mógł mieć milion innych spotkań, o których jej nie mówił. W końcu był kreatywny, jak na prawdziwego artystę przystało. 
— Zbieraj się, zbieraj... — powiedziała blondynka, łapiąc najbliższą taksówkę. O mało nie wleciała, kierowcy pod koła, zmuszając go, do zatrzymania się. Elen mrugnęła kilka razy, jakby właśnie wróciła do obecnej rzeczywistości i zobaczyła konwój, złożony z trzech samochodów. 
— Co do... — nie zdążyła dokończyć. Aśka złapała ją za dłoń i pociągnęła w stronę oczekującego samochodu. 
— Pytania zaraz, najpierw trzeba za nim ruszyć. — obie przyjaciółki zapakowały się na tylne siedzenie czarnego sedana. — Za tymi autami. — poinstruowała kierowcę. — Zawsze chciałam to powiedzieć. — zaśmiała się pod nosem. Machina ruszyła. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz