LXXIV

140 20 2
                                    

— Zjadłaś? — zapytał, kiedy wyszła ponownie z kajuty i odstawił kubek z dopitą kawą na jeden ze stolików. 
— Tak, zjadłam. Dziękuję, było naprawdę dobre. — powiedziała z lekkim uśmiechem i objęła się ramionami. — Powinnam ci w ogóle jeszcze raz podziękować za ura... — nie zdążyła dokończyć, kiedy postawny mężczyzna około pięćdziesiątki wszedł jej w słowo. 
— Przestań. Nie zrobiłem tego dla podziękowań. Najważniejsze, że nic ci się nie stało. — spojrzał na zegarek. 
— Spieszysz się gdzieś? — zapytała, kiedy zauważyła jego gest. 
— Nie, ale moja zmiana dobiegła końca, polecenia wydane, ludzie wiedzą, co mają zrobić...
— Czekaj, dowodzisz nimi? — spojrzała na niego dociekliwie. 
— Tak, jestem dowódcą ochrony, więc ustawienie ludzi podlega pod moje obowiązki. Niezbyt ciekawy temat. Jednak, kiedy coś zawiedzie, to przeważnie ja jestem za to obwiniany. — zaśmiał się pod nosem i przetarł szramę, przechodzącą przez nos i prawą brew. 
— To Wayan ci zrobił? — przejechała delikatnie palcami po jego bliźnie. 
— Coś ty... Dzięki niemu mam kilka innych, mniejszych blizn. To pamiątka po wielkiej wojnie karteli na Bali. Zdobyłem to w bardzo głupi sposób... — przewrócił oczami. 
— Opowiesz mi? — uniosła brew do góry. Mężczyzna zaciekawił ją swoją historią i chciała poznać szczegóły. Przynajmniej, dzięki rozmowie czas mijał jej szybciej. 
— Ale nie tutaj i to zostaje między nami, jasne? 
— Jak słońce. — odpowiedziała bez wahania i otworzyła drzwi do swojej kajuty. Zaprosiła go gestem do środka i zamknęła za nimi drzwi. Usiadła na łóżku, opierając się o zagłowie łóżka i wyłożyła nogi. Złapała za poduszkę, którą wsunęła za plecy i splotła ręce na brzuchu. 
— Popcorn ci przynieść? — Nath zmierzył ją wzrokiem i z niedowierzaniem pokręcił głową. Złapał za krzesełko i obrócił je oparciem do przodu, siadając na nim okrakiem. Oparł masywne ramiona i zaśmiał się jeszcze na widok dziewczyny, która czekała na jego opowieść, jak dziecko na Świętego Mikołaja. 
— No opowiadaj... — ponagliła go. 
— To było trzy lata temu na Bali. Wayan nie od zawsze siedział w tym biznesie, chociaż odziedziczył to w spadku po ojcu. Ponoć roztrwonił na początku sporą część pieniędzy i kiedy źródełko się skończyło, wszedł z powrotem w biznes. Byłem u nich ochroniarzem od jakiś dziesięciu lat. Wiadomo, nie od razu na wyższym stołku... A nie ważne, zbaczam z tematu... — poprawił się na krześle i spojrzał na dziewczynę. 
— Opowiadaj wszystko. Po środku niczego to moja najlepsza rozrywka. — powiedziała z lekkim uśmiechem. — Jacuzzi na jakiś czas odpuszczę, a morze za zimne, by pływać. —zaśmiała się lekko. 
— Dobrze, ale jak cię uśpię swoimi opowieściami, to nie miej mi tego za złe. — dodał, po czym wrócił do kontynuowania opowieści. — W każdym bądź razie, kiedy Wayan powrócił do gry, na wyspie rządził się już drugi kartel. Przejął niemal całą wyspę, jednak facet ma łeb jak sklep, co do interesów. Szybko przygruchał sobie nowe znajomości i zaczął odbijać swoją wyspę. Trwało to jakieś pięć lat, nim doszło do poważnego starcia. Ludzie tamtego kartelu zaatakowali nas w nocy. Zginęło tam w cholerę ludzi. Walczyliśmy do upadłego, niestety w pewnym momencie, to oni byli górą. Wtedy jeden z nich przestrzelił mi nogę, a kiedy upadłem złapał mnie za głowę i chciał poderżnąć gardło. Potem wszystko zadziało się tak szybko, że nawet nie pamiętam dobrze. W każdym bądź razie wpadł nasz człowiek i strzelił do typa, a ten chcąc się wyrwać w bólu, przejechał nożem po mojej twarzy, zostawiając mi taką pamiątkę. — wskazał palcem na swoją twarz. — Pomimo ran, wróciłem do walki, chociaż nawet nie wyobrażałem sobie, że można było tak krwawić z twarzy, krew przesłaniała mi świat, wyżynałem w pień następnych ludzi, strzelaliśmy, to była wojna stulecia ma Bali, wszyscy o tym później mówili... Wszystko okej? — spojrzał na dziewczynę, która zadrżała, a na jej rękach pojawiła się gęsia skórka. 
— Tak, to tylko moja wyobraźnia. Wiesz jest dość wybujała, więc wyobraziłam sobie twoją opowieść i twój ból... — westchnęła cicho. 
— Co mam ci powiedzieć Eli? Bolało, bolało jak skurwysyn... Ale czego się nie robi dla przetrwania? Poza tym kiedy adrenalina buzuje w twoich żyłach, nie masz czasu myśleć o bólu. Wszystko siedzi tutaj... — postukał palcem wskazującym w bok swojej głowy. 
— Czym się zajmowałeś wcześniej? — zapytała zaciekawiona. 
— Byłem żołnierzem w armii Stanów Zjednoczonych. Tutaj dorabiam sobie do emerytury. — zaśmiał się pod nosem. 
— Nie infiltrują cię? Przecież mógłbyś sprzedać Wayanowi jakieś informacje... — powiedziała z lekkim uśmiechem. 
— Dociekliwa jesteś... Nie sprzedaję informacji, dlatego jedna, jak i druga strona mają do mnie zaufanie. Poza tym dane z tamtych czasów są już mało aktualne. Odciąłem się od bycia żołnierzem, to kosztowało mnie za dużo... — jego twarz spochmurniała, a dziewczyna poczuła nieprzyjemny ścisk w gardle. 
— Przepraszam, jeśli pytam o za dużo... Po prostu mnie opierdol, albo nie odpowiadaj. — spoglądała na niego, skubiąc lekko wargę. 
— Spokojnie, to przeszłość, już nie wróci. Czasu nie da się cofnąć, decyzji też. — westchnął lekko i ścisnął w dłoni dwa nieśmiertelniki na jego piersi.
— Hej... — przeszła szybko przez łóżko i złapała go za poliki, unosząc nieco jego głowę. — Naprawdę nie chcę, żebyś się smucił. Jeżeli chcesz się czymś podzielić, to śmiało. Jednak nie chcę, żebyś był przeze mnie smutny. 
— Dziecino, jeszcze masz całe życie przed sobą. Nie powinnaś sobie zawracać głowy, takim śmieciem jak ja. — mruknął cicho.
— Śmiecie stały wokół jacuzzi i śliniły się na widok gołego tyłka. Tobie bliżej do bohatera, niż śmiecia. — powiedziała z pełnym przekonaniem, na co Nathaniel roześmiał się z pogardą. 
— Eli... Ty jeszcze nic o mnie nie wiesz. Jeden dobry uczynek nie sprawia, że z zera stajesz się bohaterem. — mruknął cicho. 
— Ale daje tendencję wzrostową ku temu. — powiedziała i pochyliła się nad nim. Objęła go mocno za szyję. Mężczyzna zrobił zdziwioną minę. Nie pamiętał już kiedy ktoś go bezinteresownie przytulił. Nie bardzo wiedząc, jak zareagować, poklepał ją lekko po plecach. 
— Starczy tych słodkości. Co ci jeszcze poopowiadać? — zapytał, niepewnie odsuwając ją od siebie. Wyrażanie uczuć i to w dodatku tak pozytywnych nie leżało, za żadne skarby, w jego naturze. — Masz jeszcze jakieś pytania...? — ponaglił ją, kiedy dalej stała z uśmiechem. Czuł się naprawdę dziwnie, ale jednocześnie nie towarzyszył temu dyskomfort.
— Dużo masz blizn bitewnych? — zapytała spoglądając na niego. W odpowiedzi zaśmiał się pod nosem i wstał, ściągając przed nią koszulkę. Był cholernie dobrze zbudowany, każdy mięsień zdawał się być idealnie zarysowany na masywnym ciele. Nie jeden młody człowiek, mógłby mu pozazdrościć figury. Nie była w stanie nawet zliczyć blizn, mniejsze, większe, po postrzałach, po dźgnięciach nożami. — O kurwa... — szepnęła pod nosem i podeszła bliżej mężczyzny. Przejechała delikatnie palcami po jego bliznach, aż ten zadrżał. 
— Na boga, trzymasz te dłonie w lodówce?! — fuknął, przeklinając pod nosem. 
— Przepraszam... — zabrała ręce i cofnęła się, siadając z powrotem na łóżku. 
— Nie przepraszaj... Szkarada, jakich mało, co tu wiele mówić? — pokręcił głowa i ubrał się, wracając na swoje krzesełko. Ponownie zasiadł w tej samej pozycji i oparł ramiona na oparciu.
— Jestem w ciężkim szoku. — powiedziała świdrując go wzrokiem. Nie mieściło jej się w głowie, ile Nath musiał przejść w swoim życiu. 
— Czemu? 
— Nosisz na sobie tyle znamion bólu i cierpienia, że nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Skąd ta blizna przy obojczyku...? — była ciekawa, cholernie ciekawa, bo miała wrażenie, że jej towarzysz skrywał jeszcze wiele, ciekawych informacji. 
— Jedna blizna, na jeden dzień. — powiedział pół żartem, pół serio. 
— Jutro mnie już tu nie będzie. — szepnęła smutno i spuściła wzrok. Nie żeby nie cieszyła się na myśl, że wpadnie w ramiona ukochanego, ale naprawdę chciała usłyszeć jeszcze kilka historii. Coś w środku podpowiadało jej, że miałby jej tyle do powiedzenia, że śmiało mogłaby napisać o nim książkę. 
— Są jeszcze telefony, poza tym, teraz będę miał dużo wolnego czasu. — odpowiedział dziewczynie. 
— Co masz na myśli? — nie zdążył jej odpowiedzieć, kiedy drzwi od kajuty niemal odbiły się o ścianę. Dziewczyna wzdrygnęła się, wystraszona nagłym hukiem, wręcz podskakując na łóżku. Wayan wszedł jak do siebie i zmierzył oboje wzrokiem. 
— Witaj Kwiatuszku, chyba musimy porozmawiać... — warknął rozzłoszczony. — A twoje papiery wraz z sowitą odprawą są już gotowe. Brakuje mi twojego podpisu, ale jeszcze raz... Jesteś pewien, że nie chcesz przedłużyć umowy. Wiesz dobrze, że będzie mi cholernie trudno znaleźć kogoś na twoje miejsce... — było widać, że boss nie był zbytnio pocieszony z obrotu spraw. 
— Nie, tym razem to ostateczna decyzja. Fajnie było zarządzać tym wszystkim, ale czas teraz postawić na siebie. chciałbym jeszcze przed śmiercią coś zobaczyć, pozwiedzać, móc wydać zarobione pieniądze. — uśmiechnął się lekko pod nogą. 
— No dobrze, uszanuję twoją decyzję, a ty... — wskazał palcem na Elen. — Pójdziesz z nami, musisz się wytłumaczyć z wczorajszego wieczoru... — Wayan podszedł do dziewczyny i złapał ją za nadgarstek, aż pisnęła z bólu i pociągnął ją. 
— Puszczaj, nigdzie nie idę! — krzyknęła, ale poczuła natychmiastową ulgę oraz drugą dłoń na swojej ręce. 
— Odpuść jej to ciąganie, miała naprawdę ciężki wieczór. — powiedział Nath i nie brzmiało to jak prośba. Jego szef odpuścił na wyraźną prośbę mężczyzny. — Nic nie wiesz? Nie powiedzieli ci? 
— Nie powiedzieli czego? — zapytał zdezorientowany. 
— Co za banda imbecyli... Topiła się wczoraj i to tak, że trzeba było ją reanimować. Ma prawo dzisiaj być zmęczona, więc bądź z nią delikatny. Pamiętaj, że to nie ona zawiniła. — upomniał go i podał dziewczynie dłoń. — Wstań. — powiedział nieco przyjemniejszym tonem, a dziewczyna złapała jego rękę i podniosła się. Puścił ją przodem, zaraz za Wayanem, kiedy poszli do jego gabinetu na statku. Usiedli w fotelach i wymienili się w ciszy spojrzeniami. 
— Może najpierw zacznę od ciebie. — zwrócił się do już prawie byłego szefa ochrony, kładąc przed nim plik dokumentów i wypowiedzenie. — Podpisz mi tutaj i tutaj, jeśli jesteś pewien. Jutro dobijemy do brzegu, więc będziesz mógł już iść w swoim kierunku. — Nathaniel podpisał dokumenty i zgarnął z biurka trzy wysokie stosy pieniędzy. 
— Dzięki wielkie. — powiedział z lekkim uśmiechem. 
— Nie dziękuj, bo gdzie ja teraz znajdę kogoś na tyle dobrego, co ty? 
— Pewnie nie znajdziesz, ale Alex był  moją prawą ręką, więc chyba najlepiej ogarnie ci ludzi. — powiedział do Wayana, który uśmiechał się cwano pod nosem. — Mówił ci ktoś, że nie czytanie dokumentów, to błąd? — zaśmiał się. 
— Coś ty tam wypisał? — powiedział niemal zrywając się z fotelu. 
— Zrezygnowąłeś ze stanowiska, ale dostałeś nową pracę. 
— Co takiego?! Do cholery, ja chcę mieć coś jeszcze ze swojej emerytury! — uderzył w biurko pięścią z taką siłą, że drewno zaskrzypiało. 
— Uspokój się, to będzie prawie jak wakacje. Będziesz ją ochraniał i pilnował Grabowskiego przed kombinowaniem. — wskazał palcem na dziewczynę, która spojrzała zdziwiona. 
— Dobrze. — odpowiedział spokojnie i zerknął na dziewczynę. — Zaznacz tylko to, że będę ją chronił dopóki ona sama ze mnie nie zrezygnuje. 
— Odważny krok, ale zgoda. — powiedział i podali sobie dłonie, wymieniając się uściskiem. 
— A ty mi powiesz, czemu włamałaś mi się do telefonu? I jak do cholery? — warknął na brunetkę, która zaczęła z nerwów skubać palcami brzeg bluzy. 
— Przyszedłeś do mnie i zaległeś na łóżku, odblokowałam go, kiedy zasnąłeś. Byłeś tak najebany, że nawet nie poczułeś?  — zaśmiała się pod nosem. 
— Nie masz prawa do niego dzwonić.  On ma się skupić na pracy, a nie na gadaniu z tobą. Teraz Nathaniel odprowadzi cię do kajuty i posiedzisz sobie tam, dopóki nie nauczysz się być grzeczna. — warknął.
— Jasne, jakbym miała lepsze zajęcie. — prychnęła i poszła do swojej kajuty.
— No, leć za nią, masz ją ochraniać. — pośpieszył jeszcze Nathaniela, który skinął lekko głową i udał się za dziewczyną. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz