XLVI

189 26 33
                                    

Potężny piorun przeciął niebo, wydając z siebie jasny błysk, który rozświetlił ciemną sypialnię dziewczyny, jednak dopiero odgłos huku, wyrwał ją ze spokojnego snu. Przerażona usiadła na łóżku, po czym wstała i zamknęła okno, przez które deszcz wlatywał do pokoju. Westchnęła cicho, nie przepadała za burzą, a natura zafundowała tej nocy istny pokaz swoich możliwości. Uchyliła drzwi i poszła do toalety, a potem do kuchni, gdzie zapaliła lampki pod wiszącymi szafkami. Wzięła z lodówki sok i nalała sobie do szklanki. Kolejny grzmot praktycznie poderwał ją z miejsca, ale kiedy poczuła zaciskające się na niej ramiona, krzyknęła jeszcze bardziej wystraszona. 
— Babo, spokojnie... — wyszeptał do jej ucha, a kiedy ogarnęła, że to tylko Kuba odetchnęła z ulgą. — Boisz się burzy? — spytał nieco zaskoczony.
— Nie to, że się boję, bo wiem, że w domu nic mi nie grozi, ale po prostu nie przepadam za tym. Budzi to we mnie niepokój. — powiedziała cicho i upiła kilka łyków napoju. — Czemu nie śpisz? Obudziłam cię? 
— Nie, lubię siedzieć po nocach, kiedy jest cisza i spokój, a do tego pracowałem trochę. 
— No dobrze. Zaraz się zawinę do siebie i nie będę ci przeszkadzać. — odpowiedziała, na co chłopak lekko się zaśmiał. 
— Zachowujesz się, jakbyś to ty była u mnie w domu. Przecież możesz robić co chcesz, twój dom twoje zasady. Jak masz ochotę to i nago możesz biegać. — skwitował, czym rozśmieszył brunetkę. 
— A ty czerpałbyś z tego satysfakcję? Tak dobrze to nie ma. — odpowiedziała mu i odwróciła się przodem do niego. Widziała w jego oczach nutkę rozczarowania, jednak zdał się zakończyć ten temat. — Nad czym pracujesz? — spytała, a Grabowski momentalnie spiął się. 
— Nad płytą. — powiedział, chociaż miała wrażenie, że wcale to nie była płyta. 
— Pokażesz mi? 
— To tylko kilka luźnych tekstów, raczej nie ma się jeszcze czym chwalić. — wzruszył lekko ramionami. — Ale jak bardzo chcesz to mogę ci pokazać. 
— Bardzo, ale to bardzo chcę i o niczym innym nie marzę w tej chwili. — dodała dość przekornie i podniosła się z krzesła. 
— To zapraszam do mojego łoża... — po jego twarzy przemknął cwany uśmiech. 
— Chyba na moją kanapę. — powiedziała i dopiła resztkę soku, po czym ruszyła z nim do salonu. Usiadła na rozłożonej kanapie i wsunęła nogi pod kołdrę. Quebo usiadł koło niej i położył na swoich kolanach laptopa, gdzie kliknięciem przywrócił otwarty dokument tekstowy. — Tylko tyle?
— A ty wiesz, że tu chodzi o jakość, a nie o ilość? — spytał i zaśmiał się pod nosem. — Każdy myśli, że to takie łatwe, że siadam i piszę, ale to nie tak. Najgorzej jest chyba jak zaczynam wprowadzić zmiany, bo wtedy z pierwotnego zarysu najczęściej nie zostaje nic. — powiedział i spojrzał na dziewczynę, która ze zrozumieniem pokiwała głową. — Wiesz coś o tym, w końcu jak piszesz do swojej gazety, to też nanosisz zmiany, prawda? 
— Prawda. — powiedziała i zaczęła czytać. — Nie odpuścisz mi, co? — roześmiała się lekko. Tak jak spodziewała się, pisał znów o niej. Spojrzała na niego, ale on nie odpowiedział. 
— Chciałaś zobaczyć, to patrz i ponoś konsekwencje. — odpowiedział i w końcu spojrzał na nią. — Dobrze wiesz, że działasz na mnie jak magnes i nie mogę nad sobą zapanować, kiedy jesteś obok. Tekst jest tylko i wyłącznie czystą prawdą nie uważasz? 
— Może masz rację. — zaśmiała się lekko, chociaż gdzieś w głębi poczuła niepokój. Było za dużo o przemijaniu i śmierci. Jednak nie odważyła się zapytać o te fragmenty, ponoć im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Bez słowa przytuliła się do niego i przymknęła oczy, kiedy pioruny raz po raz rozświetlały pokój. 
— Jestem tu... — powiedział, ale urwał, kiedy zauważył, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie usnęła wtulona w niego. Uśmiechnął się i zsunął ze swoich kolan laptopa, powoli zestawiając go na podłogę. Wsunął delikatnie dłoń pod dziewczynę i zsunął ją nieco, tak, żeby mogła położyć się wygodnie i sam uczynił to samo. Leżał jeszcze dobrą chwilę gładząc jej włosy. Była dla niego tą jedyną i wiedział to doskonale. Tak samo, jak i to, że czas uciekał, a on nie mógł spełniać każdego ze swoich planów, które założył w lutym. Sam nie wierzył w to, co działo się aktualnie w jego życiu i jakby kiedyś ktokolwiek przedstawił mu taki scenariusz, pewnie by go wyśmiał. Pogrążony w myślach usnął spokojnie, wtulając w siebie dziewczynę. 


Walenie w drzwi wyrwało Elen z zamyślenia. Wzdrygnęła się i wstała z krzesła, po czym szarpnęła za klamkę. 
— Marcin? Co ty tu robisz? Miałeś być dopiero za kilka dni. — powiedziała zdziwiona.
— Udało nam się wrócić wcześniej. Nie cieszysz się? 
— Cicho, bo mam gościa, nie chciałabym, żebyś go obudził. — powiedziała i pokazała mu palcem, żeby był cicho. 
— Kto do ciebie przyjechał? — spytał już cichszym tonem, a dziewczyna wskazała mu na drzwi do swojej sypialni. Chłopak skinął głową i poszedł do jej pokoju, a brunetka poszła do kuchni zrobić kawę. Oparła się o blat i wzięła głęboki wdech, nie spodziewała się takiego obrotu spraw, ale z drugiej strony, to kiedyś musiało nastąpić. Zrobiła kawę Marcinowi i poszła do sypialni, gdzie zamknęła cicho drzwi. Podała mu kubek z kawą i usiadła na łóżku. 
— Kuba wpadł w odwiedziny, chciał iść do hotelu, ale nie pozwoliłam mu i stwierdziłam, że go przenocuję, po co ma tracić bezsensownie pieniądze. — wytłumaczyła się.
— Elen, na biednego nie trafiło. Masz za dobre serce wiesz? — powiedział i spojrzał na nią. — Masz jego bluzę? — spytał i spojrzał podejrzanie. 
— Tak, dostałam w prezencie. — powiedziała ucieszona, jednak widząc wyraz twarzy swojego narzeczonego uśmiech zszedł z jej twarzy. — No o co ci chodzi? 
— Zdecydowanie nie podoba mi się to, że zapraszasz tu go, jak mnie nie ma. Pewnie jakbym nie wrócił na czas, to pewnie być mi nawet nie powiedziała...? — spytał patrząc w jej oczy. 
— Czy ty mnie o coś oskarżasz, albo obwiniasz? — spytała spoglądając na niego. 
— Widzisz, nie odpowiedziałaś, ciekawe czego jeszcze mi nie mówisz... 
— Marcin, do cholery, co ty wygadujesz? Ja wiem, że to jest mój były, ale wszystko skończyło się z chwilą, kiedy oddał mnie w twoje ręce i zniknął. Teraz wrócił, a wiesz, że mam dobre serce i nie umiem odmawiać pomocy. — powiedziała i spojrzała na niego. 
— A może warto w końcu nauczyć się asertywności?! — powiedział podnosząc ton, a ona spojrzała na niego z wyrzutem. 
— Teraz będziesz wywlekał moje wszystkie psychologiczne problemy na wierzch?! — spytała, spoglądając na niego. 
— A ty jakbyś zareagowała, kiedy wróciłabyś z delegacji i zastałą moją byłą u mnie w mieszkaniu, śpiącą na kanapie, fajnie by ci było?! 
— Nie, ale przez takie zachowanie właśnie, pewnie bym ci nie powiedziała, że miałam gościa. — prychnęła pod nosem. 
— Doprowadzasz mnie do wściekłości. Nie zachowuj się jak dziecko, dorośnij w końcu, bo w sierpniu masz zostać moją żoną... A ja twoim mężem. — powiedział i wstał poprawiając marynarkę. — Liczyłem na miłe spotkanie, ale chyba, jak zawsze się przeliczyłem. — jego słowa wprowadziły ją w furię. Była wściekła. 
— Po pierwsze, mogę wziąć z tobą ślub, nic nie muszę, a po drugie, to mogłoby być miłe spotkanie, gdybyś w końcu spuścił z tonu i wyciągnął tego kija z dupy, to wszystko, by wyglądało inaczej. Nie chciałeś wspólnie zamieszkać przed ślubem, więc nie wymagaj ode mnie spowiedzi z każdego ruchu.
— Nie przeginaj!! — krzyknął.
— Nie krzycz na nią, bo nic ci nie zrobiła. — usłyszeli za sobą głos Grabowskiego. Oboje odsunęli się nieco od siebie. 
— Przepraszam, jeśli cię obudziliśmy. — powiedziała szybko brunetka i spuściła wzrok. 
— Nic się nie stało. Facet ogarnij się trochę i nie krzycz na biedną dziewczynę, bo nic złego nie zrobiła. Jeśli chcesz kogoś winić za to, że tu jestem, to wiń mnie. Nawet się nie zapowiedziałem i wpadłem tu bez zaproszenia. — wyciągnął dłoń do Elen. — Zapraszam do kuchni, bo mam kilka pytań, co do produktów i zrobię jakieś śniadanie, a ty sobie ochłoń. — powiedział do Marcina, a dziewczyna bez wahania złapała za dłoń Kuby i minęła go bez słowa. Wyszła do kuchni, gdzie oparła się o blat, a Que zaczął grzebać w lodówce. — Serio nic tu nie masz. Pójdę na dół po zakupy, a ty go ogarnij, bo jak jeszcze raz na ciebie podniesie głos, to ja podniosę pięść. — poinformował ją i wychylił się zza lodówki, spojrzał w jej niebieskie oczy. — Nie mów, że się przejmujesz... — stała bez słowa, łykając łzy, pokiwała przecząco na jego słowa. Jego pięść zacisnęła się w złości. Chciał ją wziąć w ramiona i pocieszyć, ale wiedział, że to mogłoby namieszać. Nie chciał działać na jej niekorzyść, miał swój honor i zamierzał zdobyć ją w jak najbardziej sprawiedliwy sposób. Podszedł do niej i potarł jej ramiona. — Idź na balkon, zapal papierosa i uspokój się. Skoczę po jedzenie, a z nim najlepiej nie rozmawiaj dopóki nie wrócę. — pocałował ją szybko w czoło i wyszedł z mieszkania. Poszedł na dół do osiedlowego sklepu, gdzie zamierzał zrobić zakupy na śniadanie. Dziewczyna poszła do salonu i złożyła kanapę, chowając pościel do pojemnika. Postawiła laptop Kuby na stoliku i zauważyła na nim coś dziwnego.Jednak kiedy usłyszała Marcina wychodzącego z pokoju, zamknęła klapę żeby broń boże jej narzeczony nie wpadł na pomysł grzebania w owym sprzęcie. Sama pozbierała jeszcze kilka pustych opakowań po chipsach i słodyczach, po czym poszła na balkon, zabierając ze sobą paczkę papierosów. Usiadła na fotelu i zapaliła papierosa. Zaciągnęła się papierosem i spojrzała w dół, obserwując z oddali Kubę, który wracał z dwoma reklamówkami jedzenia. Czuła się winna zaistniałej sytuacji. Tak naprawdę Marcin miał rację i to nie było fair wobec niego. Postąpiła egoistycznie? Po części na pewno. — Jestem. — usłyszała z przedpokoju głos Kuby, który udał się do kuchni w celu przygotowania jedzenia. 
— Pomóc ci? — sam Grabowski zdawał się zaskoczony pytaniem Marcina, który ściągnął marynarkę i podwinął rękawy od śnieżnobiałej koszuli. 
— Jeśli chcesz, to wyciągnij szklanki i wyciśnij sok z pomarańczy. — powiedział chłodnym i obojętnym tonem Kuba. 
— Przepraszam, że musiałeś być świadkiem tego zajścia. — dodał chłopak wyciskając sok z owoców. 
— Spokojnie, rozumiem. Nie dziwię ci się, że jesteś o nią zazdrosny, sam na twoim miejscu pewnie bym szalał, ale dziwię się jak możesz nie wiedzieć po takim czasie, że ona nienawidzi, jak ktoś na nią krzyczy. — powiedział i spojrzał na narzeczonego Elen. 
— Ciężko po prostu być w związku, gdzie więcej cię nie ma, niż jesteś... 
— To żadna wymówka. Dlatego powinieneś sprawić, by każda chwila, była warta tego, żeby czekała na ciebie. Masz skarb, więc zadbaj w końcu o nią jak należy. 
— Czujesz coś do niej jeszcze? — spytał.
— Internetu nie czytasz? Mam już obiekt westchnień. — zaśmiał się. — Ale skoro odnowiłem z nią kontakt, to zamierzam o niego tym razem zadbać. — powiedział nieco wymijająco. Strasznie irytowało go, że musiał przeprowadzać z nim rozmowę. 
— Wiesz, że jesteś zaproszony na nasz ślub, mówiła ci? 
— Tak, dziękuję bardzo. No i podkreślała jeszcze, że z osobą towarzyszącą. Na bank się pojawię. — powiedział z lekkim uśmiechem 
— Bardzo jej na tym zależało, żebyś był. Dużo namieszałeś w jej życiu. Podziwiam ją, za siłę jaką ma. Niejedna dziewczyna by się odwróciła, a ona dalej traktuje cię jak przyjaciela. 
— Bo nim jestem. — odpowiedział bez zastanowienia. — Idź ją zawołaj na śniadanie i zadbaj chociaż o to, by miała coś w lodówce. Nie musicie mieszkać razem, jeśli taki macie układ i wam to odpowiada, ale to nie zwalnia cię z obowiązku dbania o drugą połówkę. — powiedział, a Marcin skinął głową i poszedł zawołać dziewczynę na śniadanie. Kuba odetchnął z ulgą kiedy chociaż na chwilę chłopak zniknął mu z oczu. Zapowiadał się ciężki dzień, jeśli Marcin nie zamierza się ulotnić, a bycie dla niego miłym, było dużo cięższe niż się wydawało. 


GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz