VI

375 33 9
                                    

Maciek jak petarda wpadł do hotelowego pokoju. Jego szeroko otwarte oczy i szybko poruszające się nozdrza zwiastowały tylko jedno, chłopak był zdenerwowany. Złowrogo uniósł wzrok na Kubę, a ten już wiedział, że będą z tego problemy.
— Naprawdę kurwa tego nie rozumiem, jak ta głupia laska, może być ważniejsza niż twoja własna matka, która siedzi w domu i wylewa za tobą łzy, gnoju! — powiedział w przypływie złości, łapiąc młodszego brata za klapy od marynarki garnituru i potrząsł nim lekko. — Musimy wracać do Ciechanowa. — wysyczał przez zaciśnięte zęby. 
— Stary, obiecałem jej, że jej pomogę i zamierzam to zrobić. — powiedział spokojnym tonem i spojrzał na rozjuszonego Maciejkę. Nie do końca rozumiał jego złości, jednak nie pamiętał tego, jak zawsze jego mama przeżywała każde otarcie kolana czy najmniejsze zadrapanie.
— Kurwa, porzuciłeś nas, siedzisz całe dnie u niej i co? Myślisz, że wszystko okej? Martwimy się o ciebie, a ona ci chociaż jakkolwiek pomaga? 
— Pomaga. Pokazała mi  moje teledyski i przybliżyła mi kawałek mojego życia, pokazując to, czego wy mi nie pokazaliście. Dlaczego nie powiedziałeś nic o tym, że ojciec był takim jebanym tyranem...? On jeszcze żyje? — spytał i spojrzał w oczy starszego brata.
— Żyje... Ale nie gadamy teraz o naszym, pożal się boże, ojcu. Tylko o tym, jak się zachowujesz i zamiast szukać u nas wsparcia, szukasz go u jakiejś obcej dziewczyny... — wyrzucił z siebie chłopak i spojrzał w okno, zacisnął ze złości dłonie w pięści. 
— Posłuchaj sam siebie, brzmisz jak zazdrosny dzieciak... A to niby ja jestem młodszym bratem. Ta dziewczyna chociaż stara się, żebym sobie przypomniał, szuka z mną odpowiedzi na przeróżne pytania, podczas gdy wasza czwórka praktycznie milczała. W pewnym stopniu to rozumiem, bo dla was to naturalne, że znacie moją historię i waszą, nie do końca potraficie wybrać ważne rzeczy, bo dla was to wszystko jest naturalne, jest częścią waszej historii... Jednak dla mnie teraz to jedna wielka dziura i muszę nauczyć się swojego poprzedniego życia, by teraz kontynuować je, nie sądzisz? Przestań mi robić wyrzuty, o to, że staram się jakoś mimo wszystko funkcjonować i nie poddawać się. — dodał Kuba podnosząc się z miejsca.
— Musimy wracać do Ciechanowa, nie odbierasz od matki telefonu, a ona się martwi... — warknął. 
— Dobrze, coś wymyślę, zaufasz mi? — spytał spoglądając w jego oczy. 
— Zaufam, jesteś w końcu moim bratem, ale nie chcę, żeby mama się zamartwiała. — teraz to Maciek podniósł wzrok i przez chwilę zapanowała cisza.
— Napisz mamie, że będziemy na obiad. Teraz przepraszam... — powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami, aż Elen, która stała za drzwiami pokoju podskoczyła. Spojrzała na Kubę w ciszy, tak samo jak Adam, Krzychu i Wojtek, jednak ten przeszedł bez słowa do swojego pokoju i zaczął się rozbierać z garnituru. Nie dało się nie słyszeć ich rozmowy, a raczej wrzasków. Rozbita dziewczyna pociągnęła nosem. 
— Nawet się kurwa nie waż przez nich płakać. — powiedział Koziara chłodnym tonem. — Takie sprzeczki to u nich norma. Czasami potrafili się nawet kłócić, o któregoś z nas. Do tego, jak słyszałaś, bo nie dało się nie słyszeć, każdy z nich po części miał rację i już nic na to nie poradzisz. — Koziara usiadł przebrany w dres i napił się soku. 
— Ale czuję się winna... — powiedziała cicho. 
— Czego? Że uderzył głową w te barierki i stracił pamięć? Niepotrzebnie. Szukają winnego.  Nawet jeszcze wczoraj wylądowaliśmy na komisariacie składać zeznania. 
— Współczuję wam. — powiedziała i pokiwała głową. — Może powinnam iść, co? 
— Przestań, umówiłaś się z Kubą, że posiedzi jeszcze dzisiaj z tobą, a jutro wróci do Ciechanowa, z tego, co wynikło z tej rozmowy, więc pozwól mu się nacieszyć swoim towarzystwem. — powiedział Wojtek i spojrzał na dziewczyną. — Wiesz, to, że czasami powiemy za dużo pod wpływem emocji, to normalne, ale nigdy nie zostawiamy ludzi w potrzebie, a nie oszukujmy się, przeszłaś istny koniec świata przez te kilka dni, więc trzeba cię postawić na nogi, a jeśli Kuba sprawia, że czujesz się lepiej i on chce to robić, to nie mamy ku temu żadnych podstaw, by mu tego zabraniać. Każdy tutaj stracił kogoś ważnego i każdy wie, jak to jest być w dołku. — dodał z przekonaniem, a na ustach dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Pokiwała twierdząco głową i przytuliła lekko Koziarę.
— Dziękuję... — wyszeptała cicho.
— Nie ma za co, po prostu odbij się od dna, bo cię to wszystko pochłonie. Czas na nowy rozdział, a za kilka lat powiesz sobie "zrobiłam to". To cała recepta. Potrzeba tylko sporo chęci i szczypta determinacji i jesteś w stanie to zrobić bez mrugnięcia okiem. 
— Możemy się zbierać. — powiedział Kuba wychodząc ze swojego pokoju przebrany w jeansy i koszulkę z logiem QueQuality.
— Dobrze. — powiedziała dziewczyna i spojrzała na Grabowskiego z delikatnym uśmiechem. Zarzucili na siebie kurtki i wyszli z hotelowego apartamentu. Pogoda ich nie rozpieszczała, było szaro i ponuro, a z nieba siąpił lekki deszcz. Chłodny wiatr przyprawiał o dreszcze, jednak mimo wszystko oboje postanowili ruszyć spacerkiem pośród krakowskich ulic. Oboje milczeli, Elen przetrawiała jeszcze w myślach to, co usłyszała, a Kuba zastanawiał się ile z tego wszystkiego słyszała. Niezręczność przemawiała przez nich w każdym calu. 
— Więc... — zaczęli jednocześnie i popatrzyli na siebie. Oboje roześmiali się lekko.
— Ty pierwsza. — tym razem Kuba wyprzedził ją o sekundę ze stwierdzeniem, więc brunetka wzięła tylko głęboki wdech i spojrzała na niego.
— Bo ja... Ja słyszałam wszystko i ja mam nadzieję, że ty tak nie myślisz, jak przedstawiał to Maciek. Naprawdę was wszystkich lubię i raczej nie miałam wpływu na to, że poznaliśmy się w takich, a nie innych, warunkach. Bardzo cię polubiłam, ostatnio stałeś się dla mnie najbliższym człowiekiem, nie wiem w sumie dlaczego to tak wyszło i jakim cudem tak szybko. Jednak to jest fakt. Nie chciałabym stracić z tobą kontaktu, ale jednocześnie nie powinnam cię tu trzymać na siłę, tylko dlatego, że mi smutno, bo... — wciąż to wszystko ciężko przechodziło jej przez gardło. — No sam wiesz najlepiej co się ostatnio dzieje w moim życiu...
— Wiem, dlatego zamierzam cię zabrać z nami do Ciechanowa. Upieczemy dwie pieczenie przy jednym ognie. Ja spotkam się z mamą, ty będziesz mieć kumpla do wspierania, plus w gratisie moja mama będzie spokojniejsza. — powiedział ucieszony, jakby to był najlepszy plan jego życia.
— Kuba, ale jesteś tego pewien? A tak już zupełnie poza konkursem, to dlaczego nie kontaktowałeś się ze swoją matką? — spytała go z lekkim uśmiechem. — Oczywiście jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać na to pytanie, bo to trochę nie mój biznes... 
 — Skończ, nim się nakręcisz znowu. Jak się kumplujemy, to znaczy, że masz prawo pytać o wszystko, bez tłumaczenia się. Najwyżej mogę ci nie odpowiedzieć lub powiedzieć, że nie znam odpowiedzi. Wracając do tematu, sam nie wiem. Nie wiem co miałbym powiedzieć kobiecie, która powinna być dla mnie najważniejsza w życiu, a ja jej nie pamiętam i jest dla mnie jak każda inna osoba. Nie chciałbym jej zranić, nawet jeśli jej nie pamiętam, jej los nie jest mi obojętny. — powiedział ściszonym tonem. Wziął głęboki wdech i poprawił kaptur, słysząc za sobą jakieś szepty. Ostatnie na co miał teraz ochotę, to żeby ktokolwiek go rozpoznał i prosił o autografy lub zadawał pytania związane z jego karierą, kiedy on nawet nie pamiętał tekstów swoich piosenek. — W sumie to jeszcze nie zdążyłem się zapytać, czym zajmujesz się na co dzień?
— Nie, nie pytałeś. Pracuję w rozrywce, ale bardziej organizacja eventów i inne takie pierdoły. 
— Nie będzie problemów z tym, żebyś dostała wolne? — zapytał spoglądając na nią.
— Aktualnie wzięłam dwa tygodnie wolnego, żeby dojść do siebie, więc na bank nie będzie z tym problemów. — zaśmiała się lekko. 
— Taka odpowiedź mi się podoba, to spakujemy cię, jak będziemy u ciebie. Pomogę ci. — zaśmiał się ciepło. Cieszyła go myśl o tym, że spędzi z dziewczyną jeszcze trochę czasów, w końcu była jedynym, co pamiętał. Miał takie przeczucie, że jeszcze wszystko przed nimi, a ta historia dopiero nabierze tempa. 
— Wiesz, że to szalone? Macie w tym... Ciechanowie? Dobrze pamiętam? Jakiś nocleg? Nie chciałabym się zwalać twojej matce na głowę i to w ostatniej chwili. — spytała Kuby, a kiedy podeszli pod klatkę otworzyła drzwi i ruszyli do windy, gdzie wjechali na 6 piętro. 
— Przestań, laska. Będziesz spała w moim pokoju, o ile takowy posiadam, ale chyba tak. Jeśli coś będzie nie tak, to sam z tobą też się przeniosę do hotelu, nie mam z tym problemu, na wzgląd na obecną sytuację. — wzruszył lekko ramionami. 
 — Podziwiam cię chłopie za tą lekkość umysłu, chciałabym tak nie mieć żadnych zmartwień. — na słowa dziewczyny, w głowie Kuby zabrzmiało: "I nie mam żadnych zmartwień, żadnych zmartwień...", które zanucił. Jego czoło zmarszczyło się na chwilę i szybko wpisał to w telefon, by po chwili znaleźć swoją kolejną piosenkę. — Hej, mówię do ciebie, a ty się bawisz telefonem? 
 — Właśnie sobie coś przypomniałem. Fragment mojej piosenki. Musisz mi wybaczyć, ale zamierzam teraz wszystko od razu sprawdzać, nim totalnie wyleci mi z głowy. — zaśmiał się lekko. 
— Serio? — spojrzała na niego i wpuściła go do mieszkania. — Ciesze się, że coś się rusza, robimy postępy. Zobaczysz, jeszcze trochę czasu i odzyskasz pamięć. Bynajmniej mam nadzieję, że tak właśnie będzie. 
— Szczerze? Nie wiem czy sam do końca tego chcę. Chyba tak wolny jeszcze nigdy nie byłem. Nie czuję do nikogo urazu, żalu. Nie posiadam świadomości, czy ktokolwiek złamał dane mi słowo, albo wystawił mnie z czymś do wiatru. Nie czuję się w żadnym stopniu gwiazdą i jest mi dobrze, tutaj, gdzie jestem. — powiedział z lekkim uśmiechem, kiedy ściągnął z siebie kurtkę i usiadł w salonie na kanapie. 
— I tutaj mogę ci przyznać rację, a mało tego nawet dodać, że zazdroszczę ci pod tym względem tej sytuacji. Jednak wszystko, tak i twoja sytuacja, ma jeszcze drugą stronę medalu. Nie pamiętasz, na przykład, swoich wspaniałych podróży. Ludzi, z którymi wiążą cię te dobre wspomnienia. — powiedziała spoglądając na niego. 
— Masz rację, może to jednak nie tak spoko opcja. — westchnął cicho. — Sam już nie wiem, co mam myśleć. Z jednej strony czuję się wolny, z drugiej to wszystko mnie przytłacza. 
— Kuba... To trzeba spiąć dupsko, poćwiczyć pamięć i przywrócić ci wspomnienia.  — powiedziała z szerokim uśmiechem i głosem pełnym przekonania. 
— Wiesz, że to nie będzie takie łatwe? — spytał spoglądając na nią.
— Wiesz, że nie powiedziałam, że to będzie łatwe? Może wizyta w Ciechanowie i spotkanie z mamą ci pomoże? Wiem, że obawiasz się tego spotkania, ale uważam, że może ono wywołać skrajnie silne emocje, które co nie co odblokują w twojej głowie. — postukała go palcem w czoło i uśmiechnęła się szeroko. Spojrzał głęboko w jej oczy, ten niebieski kolor doprowadzał go do szaleństwa, przysunął lekko twarz do jej twarzy, a między nimi zapanowała cisza. Wymieniali się spojrzeniami i starali się sobie nawzajem czytać w myślach. Kuba nieznacznie przybliżył się jeszcze bardziej do Elen. — Może napijesz się czegoś? — spytała i uciekła, gdzieś spojrzenie, na co chłopak westchnął lekko. 
— Kawę poproszę. — powiedział cicho, kiedy po raz drugi mu uciekła. Czyżby się z nim bawiła? A może po prostu nie czuła tego, co on czuł do niej? Westchnął jeszcze pod nosem i wyszedł na balkon, gdzie odpalił papierosa i zaciągnął się nim głęboko w płuca. Spojrzał w dal na miasto, bardzo lubił  Kraków i nie wiedząc dlaczego, czuł do niego jakiś sentyment. Elen uciekła do kuchni, gdzie wstawiła wodę i zjechała po szafkach, siadając powoli na podłogę. Wzięła głęboki wdech i potarła twarz. Miała w głowie mętlik, nie wiedziała czy reaguje tak na Kubę, bo to normalne, że przystojny mężczyzna jest w jej zasięgu, czy może jej ciało uparcie szuka pocieszenia i ukojenia? Może tak naprawdę nie ważne, kto byłby teraz tu z nią, odczuwałaby do tej osoby pociąg? Potarła twarz i nasypała dwie łyżeczki kawy do kubka, zalała wodą i wyniosła kubek do pokoju. Widząc, że Grabowski stał na balkonie i palił papierosa, sięgnęła po swoją paczkę i podążyła jego śladem. Zatelepało nią, kiedy poczuła chłodne powietrze, jednak potrzebowała tego, by chociaż na chwilę oczyścić umysł. 
— Wszystko okej? — spytała niepewnie i zaciągnęła włosy za ucho. Delikatnie drżącą dłonią przyłożyła linka do ust i odpaliła go. 
— Jasne, a czemu miałoby nie być? — spytał z lekkim uśmiechem. — Czuję, że kawa gotowa, chyba potrzebuję, by postawiło mnie to na nogi. 
— Zmęczony? — spytała, próbując pociągnąć dalej temat. 
— Średnio sypiam od czasu obudzenia się w szpitalu. Pobudzam się kawą i wyjściami na papierosa. — powiedział krótko i zapatrzył się w dal. 
— Tutaj też źle spałeś? — zapytała z cwanym uśmiechem.
— Nie, tutaj chyba spałem najlepiej ze wszystkich miejsc. — mimowolnie na jego twarzy przemknął lekki uśmiech. — No dobra, spaliłaś? — spytał i zmierzył ją wzrokiem, widząc jak gasiła peta. — To idziemy cię spakować. — dodał z lekkim uśmiechem i bardziej żwawym tonem. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz