Czarny dodge challenger zatrzymał się przy opuszczonych magazynach, które znajdowały się zaraz za wylotem z miasta.
— Chcesz mnie tu zabić i zostawić moje truchło na pożarcie dzikim zwierzętom? — zapytała rozglądając się dookoła, a po ciele przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
— Tak, szczególnie, że mam podpisaną umowę na ochranianie ciebie z załącznikiem, że jeśli ja dam dupy, zakończę żywot zaraz po tobie. — pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Pytam się tylko, nie widziałam tej umowy. Znaczy, widziałam, ale nie czytałam. — poprawiła się i wysiadła za mężczyzną. Było jej zimno, a nieciekawa pogoda tylko potęgowała uczucie chłodu. Potarła dłońmi swoje ramiona.
— Zrób sobie krótką rozgrzewkę. — powiedział Nathaniel spoglądając na nią.
— Co? — na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Było już późno, była zmarznięta i przemoczona, najchętniej zakopałaby się w pościeli i nie wyszła stamtąd do rana, a on jej kazał biegać.
— Jajco, zrób sobie rozgrzewkę. Przebiegnij się tam i z powrotem, a szczególnie rozgrzej ramiona, nie chcę żeby ci się stała krzywda. — powiedział i włączył długie światła w samochodzie, które skutecznie oświetliły halę. — Mam cię zacząć gonić? — wychylił się zza otwartego bagażnika i spojrzał na dziewczynę. Nie żartował i jego spojrzenie idealnie to podkreślało. Dziewczyna niechętnie poddała się jego rozkazowi i przebiegła się kilka rundek dookoła zabudowań. Zerkała jak Nath wyciągał z bagażnika broń, a jej serce zabiło nieco szybciej, widząc potężną snajperkę, którą do tej pory widywała tylko w grach video. Podeszła do niego i mogła przysiąc, że zrobiło jej się znacznie cieplej. — Jeszcze ramiona. Pozataczaj nimi kółko i ponaciągaj, bo jak ci broń wybije bark, to twój facet wybije mi zęby, a przynajmniej spróbuje. — spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Eleonora pokiwała głową i wykonała polecenia, wiedząc już do czego cała sytuacja zmierzała. Znów w swoje dłonie miała wziąć broń, co przyprawiało ją o dreszcz, a w środku czuła cholerną ekscytację na samą myśl.
— Nathaniel... — zagaiła niepewnie, kiedy skończyła swoją rozgrzewkę i usiadła bokiem na siedzeniu pasażera dysząc lekko.
— Tak? — zapytał układając wszystko w równy sposób.
— To ty strzeliłeś do Kuby, tam na lotnisku? — zapytała z dziwnym spokojem, który zaskakiwał ją samą.
— Musiałaś pytać? — westchnął lekko. — Tak, to byłem ja, ale na rozkaz Wayana. — dodał tłumacząc samego siebie. Czekał na wybuch złości i histerii ze strony dziewczyny, ale nic takiego nie nastąpiło. Siedziała spokojnie i zerkała na niego. — Nic nie powiesz? — zapytał, kiedy od dobrej minuty, dziewczyna nie powiedziała nic.
— Długo się uczyłeś tak strzelać? — jej pytanie prawie zwaliło ją z nóg. Nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Zaskoczony podszedł do auta i ukucnął przy niej.
— Strzelanie to nie wszystko Eli. Trzeba znać bardzo dobrze anatomię ludzkiego ciała, żeby móc skutecznie strzelać do ludzi. Wiedzieć jak zranić, a jak zabić. — zaśmiał się lekko pod nosem.
— Uczyłeś się specjalnie tego? — zapytała zainteresowana tematem.
— Powiedzmy, że nie zawsze chciałem być żołnierzem. Najpierw marzyło mi się zostać lekarzem i ratować ludziom życia w ten sposób. Nawet dostałem się na wymarzone studia i poznałem tam świetną dziewczynę. Zakochałem się po uszy, ale ona wybrała kogo innego. Wtedy dla takiego dzieciaka, to było jak koniec świata. Rzuciłem studia i poszedłem do wojska z głupią nadzieją, że może zginę na jednej z misji i zapomnę o niej. — zaśmiał się z ówczesnej głupoty i popatrzył na dziewczynę. — Jak widać pół planu mi się udało. Miłość do niej przeminęła. Później poznałem swoją żonę, założyliśmy rodzinę, ale ich już nie ma w moim życiu. — wzruszył lekko ramionami, ale Elen widziała w jego oczach, że teraz udawał i starał się pokazać, że to nic dla niego nie znaczyło. Jednak ona miała dar czytania ludzi i chyba jeszcze nikt nie był w stanie ukryć przed nią swoich uczuć.
— Czy one nie żyją? — zapytała niepewnie, chociaż długo się zastanawiała nad tym, czy powinna zadać to pytanie głośno.
— Moja żona nie żyje, córka ma rodzinę i raczej nie narzeka na nic. — odpowiedział krótko, starając się jak najszybciej urwać temat. Elen spojrzała na niego.
— Dlaczego zatem nie utrzymujesz z córką kontaktów?
— Eli, to nie rozmowa na dzisiaj. Teraz mamy zająć się tobą, tak? — miał chłodne spojrzenie, w którym kryła się nutka złości.
— Dobrze, ale wrócimy do tego tematu. — dodała z cwanym uśmiechem, na co mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą.
— Dobrze, wiem, że u Wayana, wtedy na Bali, dali ci zabawki do ręki i wytłumaczyli pokrótce, jak się z tym obchodzić. — zaczął swój wywód. — Wybierz dwie bronie. — nie musiał długo czekać, bo dziewczyna już dobrze wiedziała, czym chciała strzelać. Wskazała na snajperkę i pistolet. — Dobrze, zaczniemy od tego i od dzisiaj dwa razy w tygodniu będziemy przyjeżdżać tutaj, żebyś mogła ćwiczyć. Chcę cię nauczyć tak, żebyś w razie, gdyby doszło do jakichkolwiek komplikacji, nie bała się sięgnąć po broń i nie zrobiła sobie przy tym krzywdy. Jasne?
— Jasne. — kiwnęła głową, dając mu krótka odpowiedź. Nathaniel zaczął jej przedstawiać wiedzę teoretyczną i krążyć wokół hangaru, ustawiając prowizoryczny stolik z cegieł i desek, a na nim cele, do których mieli strzelać. Kiedy skończył, usiadł na rozłożonym kocu, na którym spoczywał mały arsenał.
— Rozkładałaś kiedyś broń?
— Tylko pistolet, Kuba mi pokazywał, jak to robić. — jej policzki zaczerwieniły się lekko na wspomnienie tamtego poranka.
— Super, to trochę mniej roboty dla mnie. — rzucił jej na kolana pistolet. — Rozkładaj i składaj. — powiedział i oparł się plecami o karoserię samochodu. Wyciągnął z kieszeni telefon, na którym włączył stoper. — Strasznie wolno... — pokazał jej czas, w którym to robiła. — Masz to robić na tyle szybko, żeby zmieścić się w trzydziestu sekundach. — powiedział do niej, na co dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
— To się da zrobić w tyle? — prychnęła pod nosem, niezbyt pocieszona z faktu, że ochroniarz mierzył jej czas. To sprawiało, że czuła na sobie niemałą presję.
— Daj, pokażę ci. — powiedział i zabrał od niej pistolet. Rozłożył go i złożył w niecałe trzydzieści sekund, udowadniając jej, że jego zadanie było wykonywalne.
— Dobra, ale ty masz lata praktyki. — zaczęła się bronić.
— Tu nie chodzi o lata praktyki, tylko wyrobienie sobie ruchów. Nie wymagam od ciebie, żebyś robiła to za drugim razem w takim tempie, ale jak będziesz miała chwilę wolną, to masz to ćwiczyć. Żebyś, jak cię obudzę w środku nocy, z zamkniętymi oczami potrafiła to zrobić. — powiedział do niej i ziewnął, przymykając oczy.
— To nie fair, ja mam to składać i rozkładać, a ty pójdziesz spać? — prychnęła niepocieszona pod nosem.
— Pół godziny składania i rozkładania, a potem postrzelamy, zgoda? — powiedział otwierając leniwie jedno oko.
— No dobra. — dodała nieco zrezygnowana, ale wizja strzelania, była na tyle kusząca, że nie zamierzała dyskutować i przebrnąć przez te trzydzieści długich minut. Sama była zdziwiona, kiedy ostatnie kilka razy udało jej się rozłożyć i złożyć pistolet poniżej minuty. — Już, minęło trzydzieści minut. — powiedziała do Nathaniela, który podniósł się i przetarł oczy.
— To pora byś dostała swoją nagrodę. — zaśmiał się lekko i ustawił snajperkę na stojaku. — Tak będzie ci na razie łatwiej i mniejsze prawdopodobieństwo, że wybijesz sobie bark. Pociągnij za uchwyt po prawej i przeładuj. W magazynku masz pięć naboi. — powiedział do niej i ułożył ją w poprawnej pozycji. — Nie napinaj za mocno barków, bo odrzut może ci je wybić, a nie chcemy skończyć na pogotowiu tak? — zapytał się dziewczyny, która przytaknęła mu szybko. Czuła w środku cholerną ekscytację, bo pierwszy raz miała do czynienia z tak potężnym karabinem. Wycelowała w jedną z puszek. — Nie śpiesz się i nie strzelaj nigdy, dopóki nie będziesz pewna na sto procent, że trafisz. Nie spinaj się i nie próbuj trafić za każdą cenę, bo się nie uda. Wdech i strzał. — głośny huk rozniósł się echem po opuszczonej miejscówce, a na ciele dziewczyny pojawiła się gęsia skórka. Strzelanie wywoływało u niej dziwną, nieopisaną ekscytację, która kipiała w niej, bo starała się utrzymać to uczucie na wodzach. — Dobrze, trafiłaś, gratuluję. — powiedział Nath. — Jeśli nauczysz się szybko liczyć i przyswoisz ile naboi mieści się w każdym magazynku, będziesz miała już poważną przewagę nad wrogiem. Zawsze możesz wykorzystać moment, w którym będzie przeładowywał broń, by strzelić lub podejść go. Wiem, że dzisiaj wydaje się to być opowieściami rodem z filmów akcji, ale tak się da. Wiadomo, że nie w jakiś maszynowych, ale pistolet, snajperka, rewolwer, jak najbardziej. — powiedział do niej z uśmiechem. Elen nie zadawała za wielu pytań, po prostu robiła to, co kazał. Wiedziała, że jego wojskowe wychowanie wymagało od niej niemal natychmiastowego odzewu na rozkaz, ale nie przeszkadzało jej to.
— Padam na twarz... — mruknęła cicho, kiedy w drodze powrotnej do domu, zatrzymali się przy McDonalds. Nathaniel podał jej mrożoną kawę i cheeseburgera, o który prosiła.
— Jeszcze chwila i będziemy w domu. — powiedział do niej i uśmiechnął się lekko. Wygłodniała zabrała się za jedzenie.
— Ciekawe, czy Kuba już śpi? — zastanowiła się głośno.
— Tego ci nie powiem, bo nie wiem. Mam tylko nadzieję, że już będzie spokój i nie będzie mi wyjeżdżał z aktami zazdrości. Jesteś piękną kobietą, ale zdecydowanie nie mam ochoty cię przelecieć, ani nic. — wzruszył lekko ramionami.
— Ty... A wiesz co? Tak się składa, że to samo mogę powiedzieć o tobie. Fizycznie, jesteś jak z photoshopa, uwielbiam cię, jeśli chodzi o to co masz w głowie, ale też mnie jakoś nie ciągnie, żeby iść z tobą do łóżka. — oboje zaczęli się śmiać.
— To sobie ustaliliśmy. — mruknął i skręcił wprost do garażu podziemnego. Elen zabrała swoje mokre ubrania, po czym wysiadła z auta. — Nie wierzę, że ty trzymasz tą zbrojownię w samochodzie... Nikt, nigdy tam nie zajrzał? — zapytała zainteresowana, wiedząc, co zostawiał w bagażniku.
— Mam zrobione drugie dno, więc to nie tak, że leży wszystko na widoku. Jednak, gdyby na przykład zatrzymała mnie policja i znaleźliby moje zabawki, mam na każdą z nich pozwolenie. — powiedział i zamknął auto.
— Teraz jeszcze tylko zmierzyć się z Grabowskim, może nie być wesoło... — westchnęła cicho.
— Nie martw się, będzie dobrze. Kochacie się, chociaż osobiście uważam, że wasz związek jest nieco toksyczny. Zdajecie się być ludźmi, którzy zawsze znajdą wspólną nić porozumienia i koniec końców wyjdą na prostą. — powiedział Nath, a Elen szybko przemyślała jego słowa, zastanawiając się ile w nich było racji. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni jej klucze i otworzył mieszkanie, kiedy znaleźli się pod drzwiami. Pchnął je i przytrzymał, przepuszczając brunetkę w drzwiach. Dziewczyna weszła niepewnym krokiem i zapaliła światła. W całym domu panowała ciemność i cisza. Liczyła, że chłopak spał smacznie w łóżku, jednak szybko rozczarowała się. Kiedy tylko pchnęła drzwi do sypialni, a światło z korytarza rozświetliło ją na tyle, by ujrzała idealnie zasłane łóżko, już wiedziała, że nie było go w domu.
— Uciekł. — wzruszyła lekko ramionami, a na jej twarzy malowało się zrezygnowanie.
— Co za facet... Z drugiej strony też wyszłaś bez słowa... — spojrzał na nią nie do końca wiedząc, co miał powiedzieć. Wziął ze stolika swój tablet, na którym znajdowało się kilka powiadomień. — Jest w Londynie.
— Co?! — zapytała zaskoczona. — O nie, poleciał do Aśki... Nie wierzę... — uderzyła się otwartą dłonią w czoło. — Na chuj, jeszcze nic nie jest potwierdzone... Będzie robił z igły widły? Mam tylko nadzieję, że nie będzie jej prosić o aborcję... — dziewczyna aż wzdrygnęła się na samą myśl. — Ja pierdolę. — przeklęła pod nosem i złapała za paczkę papierosów. — Chodź zapalić ze mną. — poprosiła cicho.
— Dobrze. — powiedział i wyszedł z nią na taras, dziewczyna poczęstowała go papierosem, a potem życzyła mu dobrej nocy i udała się do sypialni. Jej myśli krążyły wokół zachowania Grabowskiego i czego oczekiwał od biednej blondynki. Nie mogła zasnąć, kręcąc się z boku na bok. Brakowało jej ramion swojego ukochanego. Po godzinie wiercenia się, poszła do gościnnej, gdzie bez słowa weszła Nathowi do łóżka.
— Co do...? — mruknął otwierając oczy i spojrzał na dziewczynę.
— Miałeś mnie chronić, to mnie chroń. — powiedziała cicho i przerzuciła przez siebie jego ramię.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...