IX

316 30 14
                                    

Kuba z Elen wrócili wieczorem podjechali z powrotem na Płońską 6. Każde z nich pozwoliło sobie na chwilę odprężenia podczas zwiedzania miasta, a dobre nastroje ich nie opuszczały. Siedzieli jeszcze chwilę w aucie dyskutując na temat dzisiejszych przeżyć i zabawnych sytuacji, jakie ich spotkały. Buzie im się nie zamykały i jeszcze dobre 10 minut nie opuścili pojazdu. Dopiero widok zapłakanej matki Krzycha wylał na nich kubeł zimnej wody.
— Kto to? — spytała brunetka obserwując biegającą kobietę od drzwi do drzwi. 
— Nie mam pojęcia. — powiedział Kuba skupiając jeszcze swój wzrok na dziwnym widoku. — Ale mam przeczucie, że to nie zwiastuje nic dobrego. — przeklął pod nosem i zacisnął dłonie na kierownicy swojego mercedesa. 
— Hej, wszystko w porządku? — spytała patrząc na chłopaka i delikatnie pogładziła jego ramię. 
— Nie, bo zawsze musi coś się wydarzyć. Jeden dzień bez problemów, wydaje się być aktualnie wybujałą fantazją. — westchnął cicho i spojrzał na zegarek, na którym dochodziła 19:00. 
— Może to nic takiego, może to koleżanka twojej mamy i nie wiem... Robią coś razem? — powiedziała próbując go uspokoić. 
— Nie udawaj, że nie widziałaś, że płakała. — powiedział chłodnym tonem i wysiadł z auta. Dziewczyna wciągnęła mocno powietrze w płuca i odpuściła sobie szukanie bezsensownych wymówek, wysiadła z auta i podeszła do Grabowskiego.
— Cholera, możecie się migdalić potem, mamy jebane problemy i to przez ciebie gnoju! — z góry wydarł się Maciek, widząc jak dziewczyna przytuliła się bez słowa do chłopaka, a on pogładził jej włosy.
— Może, kurwa, grzeczniej! Już idziemy! — powiedział i westchnął. — Przepraszam za niego, naprawdę nie wiem, co go ugryzło i o co tak naprawdę mu chodzi, ale tego to chyba najstarsi górale nie wiedzą. — przerzucił oczami. — Idziemy, zobaczymy, o co chodzi i o co tyle awantury. — dodał i puścił dziewczynę przodem. Sam spojrzał jeszcze na auto i wcisnął przycisk na pilocie, by zamknąć drzwi. Ruszył powoli za dziewczyną pokonując kolejne schody prowadzące na piętro. Kiedy weszli do mieszkania, chaos zdawał się powiększyć podwójnie. Elżbieta przekrzykiwała się z zapłakaną kobietą, która jak za sprawą magicznej różdżki wpadła w jeszcze większa furię na widok wytatuowanego chłopaka. 
— To twoja wina! Gdyby dla ciebie nie pracował, gdyby cię nie poznał... Nie siedziałby teraz w więzieniu! — nieznana mu kobieta naskoczyła na niego na dzień dobry, jednak ten stał nieprzejęty, nie wiedząc o co jej chodzi. — Elka zrób coś z nim, bo ja go zaraz rozszarpię... Gapi się na mnie, jakby mnie w życiu na oczy nie widział.
— A dasz mi w końcu coś powiedzieć? — powiedziała spokojnym tonem Elżbieta, delikatnie podirytowana zachowaniem przyjaciółki. — Kuba miał wypadek i stracił pamięć. Nie pamięta cię, nie pamiętał nawet mnie, a co do sprawy Krzyśka, to jeśli będziesz tylko mu wytykać, a nie powiesz, o co chodzi, to nie będzie mu w stanie w jakikolwiek sposób pomóc. — dodała patrząc to na koleżankę to na syna, na którego twarzy zaczęła malować się złość i zniecierpliwienie. 
— Powie mi ktoś, do cholery, o co chodzi?! — powiedział podniesionym tonem. 
— Krzyśka zabrali do więzienia, przez ciebie! — krzyknęła poddenerwowana kobieta.
— Co...? — szepnął zaskoczony tym, co właśnie usłyszał, bo tego kompletnie się nie spodziewał. Spojrzał na matkę, która westchnęła cicho i spuściła wzrok. Nie wiedział nawet, co ma powiedzieć. To było jak grom z jasnego nieba. 

— Czemu płaczesz, coś się stało? — chłopak ukucnął, przy płaczącym dziesięcioletnim chłopczyku, który siedział na boisku do piłki nożnej. 
— Chłopaki z 6b powiedzieli, że to ich boisko i nie mogę tu grać, bo jestem młodszy. — wychlipał pociągając nosem. — Przebili mi piłkę... — szepnął i spojrzał na podnoszącego się chłopaka z cwanym uśmiechem na twarzy. — Co robisz? — spytał zaskoczony chłopiec spoglądając na chłopaka, który szybko odwrócił się i spojrzał na chłopaków z przeciwnej klasy. Podszedł do nich i zaczął dyskutować, wskazując palcem na młodszego chłopczyka. Nagle jeden z chłopaków popchnął go i rozpętała się bójka. Młodszy chłopaczek otarł łzy i pędem rzucił się na starszą dwójkę, byleby pomóc temu, który stanął w jego obronie. 
— Kubo Grabowski, marsz do domu, co ty sobie wyobrażasz?! — krzyknęła Elżbieta.
— Krzysztofie Kondracki, nie wstyd ci?! — spytała druga kobieta, odciągając go za ucho. Obie panie wyrosły jak spod ziemi, by rozdzielić bijące się dzieciaki. 
— Stoicie tu pod ścianą i nawet mi nie drgnąć. — dodała mama Kuby grożąc im palcem. — Widać was z okna, więc nawet nie próbujcie kombinować i ma być cisza. — chłopcy stali pod ścianą za karę. Kuba zaśmiał się lekko pod nosem. 
— Jesteś Krzysiek, tak? — spytał szeptem młody Grabowski. 
— Tak... 
— Kuba, miło mi... — wyszeptał i podał mu dłoń, młody chłopiec szybko ją uścisnął, nie wiedząc jeszcze, że zawarta znajomość, przekształci się w piękną przyjaźń na długie lata.



Kuba złapał się za głowę, nie spodziewał się, że właśnie w tym momencie odzyska jedno z najważniejszych wspomnień i przypomni sobie znaczenie Krzyśka w swoim życiu. Zjechał po ścianie i usiadł pod nią z podciągniętymi kolanami pod brodę. 
— Kuba! — Elen momentalnie padła przy nim na kolana. — Hej wszystko okej? — spytała cicho pocierając jego ramię.
— Odzyskałem wspomnienia o Krzyśku... — wyszeptał cicho.
— Hej, na spokojnie, jestem tutaj. — powiedziała i przytuliła go mocno. 
— Nie czas na tulenie, trzeba pojechać go stamtąd wyciągnąć. — powiedział stanowczym tonem, wręcz odpychając dziewczynę od siebie i momentalnie się podniósł. Bez słowa zaczął ubierać buty i kurtkę. — Wrócę z nim. — rzucił na odchodne i trzasnął tak mocno drzwiami, że ramka ze zdjęciem o mało nie spadła ze ściany. Między kobietami zapanowała cisza, każda z nich patrzyła po sobie nie wiedząc nawet jak skomentować zachowanie Grabowskiego. 
— Wstań kochanie. — cisze przerwała Elżbieta, która wyciągnęła dłoń do Eleonory siedzącej wciąż na podłodze. Dziewczyna czuła się, jakby bynajmniej ktoś wylał na nią kubeł lodowatej wody i strzelił ją z liścia. Słysząc słowa matki chłopaka, złapała za jej dłoń i podniosła się z podłogi. Żadna nie spodziewała się takiej reakcji. Miał chyba wszystkie emocje wypisane w tej chwili na twarzy. Złość, żal i smutek wirowały na jego twarzy, tworząc mieszankę wybuchową. — Wstawię wodę na herbatę. 
— To nic z tym nie zrobimy? — spytała brunetka.
— A co? Chcesz gonić za jego autem? Jeśli sobie przypomniał, kim dla niego jest Krzysiek i co to przyjaźń, to powinnyśmy się z tego cieszyć. Jednak nie zatrzymamy go, jeśli poczuł się za niego odpowiedzialny, a tak było zawsze. Odkąd się poznali, Kuba instynktownie brał za Kondrackiego odpowiedzialność, byli jak bracia. Są jak bracia. — poprawiła się szybko. — Teraz trzeba usiąść i poczekać, bo albo wróci tu z Krzyśkiem, albo będzie trzeba odbierać go z komendy i udobruchać funkcjonariuszy. Tak, zdecydowanie zrobienie sernika będzie dobrą opcją. — zaśmiała się lekko. Eleonora popatrzyła na kobietę z niedowierzaniem. Jej spokój i opanowanie w tym momencie były dla niej czymś godnym podziwu. Sama gotowała się w środku i nie bardzo wiedziała, co może zrobić.
— Idę do siebie, mam dosyć... Mój syn siedzi w więzieniu, a ty będziesz piekła sernik?! Świetna z ciebie kumpela Elka. — matka Krzycha trzasnęła drzwiami wychodząc.
— Jak zawsze przewrażliwiona. — powiedziała pod nosem mama Kuby i zaczęła wyciągać mikser i miski. 
— To może chociaż jakoś pomogę? — spytała dziewczyna wchodząc do kuchni, gdzie szybko przed nią została postawiona herbata z dodatkiem melisy.
— Nie trzeba, dam sobie radę, ale będzie mi miło, jak umilisz mi czas rozmową. 
— Jasne, nie ma problemu. — odpowiedziała dziewczyna i upiła łyk gorącego napoju. Zastanowiła się na chwilę nad działaniami Kuby i westchnęła lekko. 
— Nie martw się, to dobry i silny chłopak. Jeśli miałabyś wybrać kogoś, kto świetnie radzi sobie z przeciwnościami losu, to na Kubę zawsze możesz stawiać w ciemno. — Ela zaśmiała się lekko, było widać, że miała dobry kontakt z synem i wiedziała na jego więcej, niż choćby jej matka na jej temat. Dziewczyna wyciągnęła z torebki mały notes i zanotowała w nim kilka zdań. Odłożyła go z powrotem do torebki. 


Kuba kiedy tylko wybiegł z mieszkania, momentalnie wsiadł do swojego auta. Odpalił silnik i wycofał z niedużego podwórka. Sprawdził adres najbliższego posterunku policji i ruszył pośpiesznie, prowadzony przez GPS. Wewnętrznie był rozbity, a przez głowę przelatywało mu milion myśli. Kolejne, pojedyncze obrazy związane ze wspomnieniami z Krzyśkiem przelatywały mu przed oczami. Nim się obejrzał, zaparkował auto przed komisariatem i wysiadł z niego. Zamknął samochód i ruszył do środka. 
— Witam, w czym mogę panu pomóc? — powitała go młoda policjantka siedząca za biurkiem przy wejściu. 
— Przywieźliście dzisiaj tutaj mojego przyjaciela, Krzysztofa Kondrackiego. Chcę wiedzieć o co chodzi i zabrać go do domu. — powiedział chłodnym tonem. 
— Nie jest pan członkiem jego rodziny, nie mogę panu udzielać takich informacji. 
— Ale jestem jego najlepszym przyjacielem, do tego mieszkam tu od urodzenia i mam wrażenie, że chodzi o sprawę związaną ze mną, bo to dobry chłopak i w żadne bagno się raczej nie wpakował. — prawie rzucił w nią dowodem osobistym wyciągniętym z portfela. — Toczy się śledztwo w sprawie ataku na moją osoba, ktoś zepchnął mnie ze sceny w Krakowie podczas jednego z koncertów. — powiedział i spojrzał na kobietę. Wymieniali się dobrą chwilą spojrzeniami. Jednak ostatecznie policjantka sięgnęła po jego dowód i wpisała go w bazę danych oraz wyszukała nakaz aresztowania Kondrackiego. 
— Dobrze, wszystko się zgadza, ale muszę iść zapytać się góry, co z tym dalej.
— To proszę iść, na co pani czeka? — powiedział podirytowany, a kobieta udała się na piętro budynku, po czym wróciła z facetem po czterdziestce, który trzymał w dłoni teczkę podpisaną numerami. Kuba patrzył to na niego, to na nią.
— Aleksander Mazurczyk. — przedstawił się, wyciągając dłoń do chłopaka. 
— Kuba Grabowski. — odpowiedział szybko i spoglądał na policjanta z wyraźnym zniecierpliwieniem.
— Zapraszam na górę do mojego biura. Chce pan coś do picia? Kawę, herbatę, wodę? 
— Nie, chcę zabrać tylko mojego przyjaciela do domu. — powiedział przyciszonym tonem i ruszył schodami do góry. Kiedy znaleźli się w niewielkim biurze funkcjonariusz usiadł za biurkiem i wskazał Grabowskiemu miejsce po drugiej stronie drewnianego blatu. Kiedy oboje spoczęli na krzesłach, mężczyzna otworzył teczkę i zajrzał do dokumentacji, którą otrzymali dzisiaj rano. 
— Panie Grabowski, pana sprawa trafiła do prokuratury, ponieważ padło podejrzenie o próbie morderstwa. Z głębszej analizy nagrania z klubu, w którym dawał pan koncert, wynika, że w momencie, kiedy został pan zepchnięty, pan Kondracki trzymał dłoń na pana plecach, więc tak naprawdę osoba, która  wtargnęła na scenę, wcale nie musiała być temu winna. — powiedział spoglądając na Grabowskiego. 
— Okej, ale on nie był jedyną osobą na scenie i wszyscy, którzy byli wtedy z nami, są w stanie potwierdzić panu, że to nie on. 
— Nie jestem do końca pewien, czy to wystarczy. — powiedział. 
— Dobrze, to zakładając, że jeśli nawet to on, nie wierzę, że to powiedziałem. — westchnął poirytowany. — To chcę wycofać tą sprawę. Nie szukajcie już w ogóle winnego. Pewnie skoro raz nie udało mu się mnie zabić, to pewnie spróbuje drugi, ale będę już bardziej przygotowany. — wzruszył lekko ramionami. — Ale oddajcie mi przyjaciela, bo ja wiem o tym, że on jest niewinny. Był pierwszym, który poszedł składać zeznania, byleby ujęli winnego. Poza tym znamy sie od dzieciaka... 
— Tak panu powiedział? — na te słowa w Kubie się zagotowało, uderzył pięścią w biurko i spojrzał facetowi w oczy.
— Nie, odzyskuję powoli wspomnienia i jestem pewien tego co mówię. Rozumiem to, że skoro straciłem pamięć, to każdy, mógł mi wcisnąć wszystko. Naprawdę jestem tego świadom, ale wspomnienia powoli wracają i jestem w stanie brać poprawkę na to, co było prawdą, a co kłamstwem. — Chcę go zabrać do domu. Już. 
— Jest pan pewien? 
— Jak niczego innego. — powiedział ze złością. 


— Kuba, wszystko okej? — spytał Kondracki wychodząc z komisariatu. Widział jak kumpel odpalił praktycznie papierosa od papierosa i zaciągnął się. Jednak na jego twarzy malowała się już teraz tylko troska i ulga. 
— Wsiadaj. — powiedział Quebo i otworzył mu auto. Krzysiek popatrzył na przyjaciela zdziwiony jego reakcją, jednak posłusznie wsiadł do czarnego Mercedesa, a sam Grabowski wywalił niedopałek i wsiadł za nim. Zapanowała na chwilę niezręczna cisza, a każdy z nich szukał odpowiednich słów, które pozwoliłyby zacząć im rozmowę. 
— Jak wyciągnąłeś mnie tak szybko? — spytał w końcu Krzysztof przerywając milczenie. 
— Wycofałem całe zażalenie. Kazałem im wyrzucić te teczki i żyć tak jakby moja sprawa nie miała miejsca. — powiedział zaciskając żeby. Był wkurwiony, że nikt nie chciał mu wierzyć na słowo, kiedy starał się wybielić przyjaciela ze wszystkich zarzutów. 
— Co?! Oszalałeś?! — powiedział uniesionym tonem młodszy chłopak i sam nie mógł uwierzyć w głupotę przyjaciela. 
— Przecież to nie byłem ja, nie mogliby mi nic zrobić. Posiedziałbym pewnie kilka dni i by mnie wypuścili. 
— Nie będziesz gnił w więzieniu i tak spędziłeś tam za dużo czasu, jednak zbywałem telefony wszystkich, kiedy poszedłem z Elen na spacer. Przepraszam. — dodał cicho i odwrócił na chwilę wzrok. 
— Jesteś głupi, że to wycofałeś, tyle ci powiem. 
— Wystarczyłoby zwykłe "Dzięki Kuba." Wiesz?  Spytał patrząc na przyjaciela. 
— Jestem ci wdzięczny, ale ktoś, kto to zrobił, powinien za to odpowiedzieć. — chłopak spróbował jeszcze raz przemówić przyjacielowi do rozsądku, mając jednocześnie nadzieję, że jest jeszcze szansa odkręcenia tego wszystkiego. 
— Skoro zasadził się na mnie raz, to pewnie zrobi to znowu. — wzruszył ramionami. 
— Nie mogę słuchać już tego pierdolenia. Zabierz mnie do domu. — powiedział oschłym tonem. 
— Pamiętasz małego chłopczyka, któremu panowie z 6c przebili piłkę? — zapytał kiedy dojechali na miejsce i spojrzał w kierunku przyjaciela.
— Przypomniałeś sobie to? Czy mama ci opowiedziała? — spytał zaskoczony Krzychu. 
— Przypomniałem sobie różne rzeczy związane z naszą przyjaźnią. — powiedział Kuba wysiadając z auta. Jego towarzysz uczynił szybko to samo i spojrzał w smutne oczy przyjaciela. — Przepraszam, ja nie wiedziałem... Dziękuję Kuba.
— Teraz to za późno na podziękowania. — powiedział i wszedł na piętro do swojego domu. Było już późno, jednak w kuchni paliły się jeszcze lampki zamontowane pod szafkami kuchennymi. 
— W końcu, czekałam na ciebie. — Elżbieta spojrzała na swojego syna, który własnie stanął w progu kuchni. 
— Nie śpisz jeszcze mamo? Jest już późno. 
— Nie wiedziałam, o której będziesz, a bardzo chciałam się dowiedzieć, co z Krzyśkiem. — powiedziała i wstała nalać Kubie herbaty. Postawiła przed nim kubek, a ten szybko upił kilka łyków. 
— Dziękuję. — powiedział, dopiero kiedy wszystkie nerwy i determinacja zaczęły z niego schodzić, poczuł jak bardzo zmarzł, kiedy oczekiwał na zewnątrz na wypuszczenie Krzyśka. — Wypuścili go, ale musiałem wycofać zgłoszenie dotyczące mojej osoby. — powiedział cicho i zapatrzył się zamyślony w kubek, po czym zaczął topić łyżeczką pływająca po wierzchu cytrynę. 
— Co takiego?! — kobieta spojrzała na syna i przytuliła mocno syna. — Kuba, tak mi przykro, naprawdę wierzyłam, że znajdą osobę odpowiedzialną za ten cały kocioł. 
 — Ja też, no i co z tego. Tak działa ten zjebany kraj. Ludzie zamiast wykonywać swoją pracę, szukają każdego, choćby najmniejszego powodu, by odjąć sobie tej pracy. Trudno. Ktoś mi chciał wyrządzić krzywdę raz, to pewnie spróbuje drugi, ale będę tym razem na to przygotowany. — powiedział i wzruszył lekko ramionami. — Pójdę się teraz położyć, jeśli nie masz nic przeciwko temu, padam na twarz, to był długi dzień, a nawet powiedziałbym, że za długi. — westchnął lekko. 
— Jasne, nie ma sprawy, też idę spać, bo zasypiałam tu prawie na siedząco. Dobrze, że chociaż Krzychu wrócił do domu. — powiedziała i wstała od stolika. 
— Mamo?
— Tak?
— Dasz mi kawałek sernika? — zaśmiał się lekko, pomimo zrezygnowania jakie odczuwał. 
— Jasne. — odpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem i ukroiła mu spory kawałek na talerzyk, po czym podała mu wychodząc z kuchni. Podziękował jej i sama udał się do swojego pokoju, jednak łóżko było puste. Wziął głęboki wdech i usiadł na środku łóżka. Pogrążył się na chwilę w myślach, przetrawiał wszystko to, co się dzisiaj wydarzyło i sam nie dowierzał już w to, jak szybko, życie potrafi przeplatać ze sobą najlepsze i najgorsze chwile. Kiedy zjadł poszedł się umyć, wtedy położył się już normalnie do łóżka i pogasił światła. Ciemność... Wtedy najlepiej czuł się sam ze sobą, nic go nie obnażało, nic nie pokazywało wad i zalet, bo w ciemności nie widać nic. Łuny światła przebiegły przez jego pokój, kiedy jakieś auto parkowało przed domem. Westchnął cicho i kręcił się z boku na bok, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Nawet zaciskanie powiek i próba zmuszenia się do snu, nie podziałała, coś było nie tak, wciąż narastał w nim wewnętrzny niepokój. Zrezygnowany podniósł się i poszedł do salonu. Zapalił stojącą lampę przy kanapie i uklęknął przy kanapie. Wziął głęboki wdech.
— Elen... — szepnął szturchając lekko śpiącą dziewczynę. Poruszyła się niespokojnie. — Elen, obudź się, proszę. — ponaglił swoje żądanie i pogłaskał jej ramię. 
— Kuba? Co się dzieje, czemu nie śpisz? — wymamrotała zaspana. 
— Nie mogę zasnąć, pójdziesz położyć się ze mną? — zapytał cicho z miną zbitego psa.
— Pójdę... — szepnęła i wyciągnęła ręce, by złapać go za szyję, kiedy tylko poczuła, jak odsunął z niej koc i wsunął dłonie pod jej bok, by przenieść ją do pokoju obok. Delikatnie położył ją na swoim łóżku i naciągnął na nią chłodną pościel. — Dziękuję... — wyszeptała cicho. 
— Nie ma za co, ale to ja powinienem dziękować tobie... — położył się obok niej i pozwolił jej się wtulić w siebie. Nie wiedział, co w niej było, ale sama jej obecność, bo w końcu zasnęła momentalnie wtulając buzię w jego ramię, wystarczyła, by sam się wyciszył i uspokoił zszargane nerwy. Po kilku minutach i jemu udało się zasnąć, jednak nawet na chwilę nie wypuścił jej z ramion. 



Myślicie, że Kuba postąpił słusznie? Jestem ciekawa waszych opinii, a wszystkie gwiazdki i komentarze mile widziane, bo to mnie napędza do działania. Jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz.

Całuję, 
Angel Woodgett.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz