XLVIII

214 29 34
                                    

Marcin zerwał się, jak oparzony. Wyrwany ze złego snu, dyszał ciężko i przez chwilę nie ogarniał tego, gdzie jest i co się dzieje. Spojrzał w okno, gdzie słońce dopiero zaczęło wschodzić. Kiedy odwrócił wzrok, spostrzegł brunetkę, która spała spokojnie, zakopana w pościeli. 
— To był sen, to był tylko zły sen... — powiedział cicho pod nosem, czując potrzebę przekonania samego siebie, że cała wyprawa do klubu i seks z Grabowskim, były tylko wytworem jego wyobraźni. Chłopak wstał i po cichu zaczął się ubierać. Czuł wewnętrzną potrzebę opuszczenia mieszkania, gdzie w salonie na kanapie spał przyjaciel jego kobiety. Opuścił mieszkanie i zbiegł po schodach, nie czekając na windę, a kiedy tylko wypadł na zewnątrz, jego oczom ukazało się ciemnoszare lamborghini. Zacisnął dłoń w pięść i wsiadł do swojego mercedesa, po czym ruszył z impetem, opuszczając osiedle Elen. 


Brunetka podniosła głowę od poduszki dopiero kilka godzin później i spojrzała na puste miejsce obok siebie. Zdziwiło ją to nieco, po czym zerknęła na swój telefon. Tak jak się spodziewała, była tam wiadomość od jej narzeczonego informująca ją, o tym, że miał pilne wezwanie z pracy. Westchnęła lekko i usiadła, przeczesując włosy palcami. Udała się do toalety, a kiedy załatwiła swoje potrzeby, skierowała się wprost do kuchni. Wyciągnęła z lodówki puszkę z Redbullem i spragniona upiła kilka szybkich łyków. Zajrzała do salonu, jednak kanapa też była pusta, wtedy usłyszała rozmowę w języku angielskim, dochodzącą z balkonu. Wychyliła się nieco i zauważyła Grabowskiego, który krążył z papierosem w dłoni od jednego, do drugiego końca balustrady. 
— Nie... To miało być ostatnie, tak wiem, pomogłeś mi... Ile jeszcze zostało do spłaty? Stary, wiem, że jestem w tym dobry, bo czego nie dotknę, zamienia się w złoto. — przerzucił oczami. — Jeszcze jedna przesyłka i kończymy z tym. Mam o kogo zadbać teraz... Nie, jeszcze nie jest moja... Nawet nie próbuj... — zaśmiał się gardłowo do swojego rozmówcy, a dziewczyna zmrużyła lekko oczy, przysłuchując się rozmowie. — Nie wie, bo skąd? Nikt nie wie i nikt się nie dowie. To nasza umowa i to zostaje bez zmian... — dziewczyna chciała podejść nieco bliżej, żeby słyszeć lepiej, jednak potknęła się o róg dywanu i runęła z hukiem na podłogę. — Zadzwonię później, nara. — powiedział szybko i wpadł do mieszkania, omiatając wzrokiem leżącą na podłodze dziewczynę. — Jesteś cała? — spytał spokojnym tonem i ukucnął przy niej, wyciągając dłoń w jego kierunku. 
— Tak, nic mi nie jest. Niezdara ze mnie... — wyszeptała cicho i przeszła do pozycji pół siedzącej. — Przepraszam, chciałam cicho przejść, żeby nie przeszkadzać ci w rozmowie, ale chyba mi nie wyszło. — szybko obwiniła siebie i spuściła wzrok. 
— Hej, dziewczyno... Nie przeszkodziłaś mi, bo niby jak miałabyś to zrobić? Współpracuję z kilkoma ludźmi z zagranicy i załatwiałem biznesy. Nic wielkiego. — powiedział z szerokim uśmiechem i podniósł się, po czym pomógł jej wstać. — Dzisiaj wyjeżdżam. Nie będę się znów odzywał przez jakiś czas, żebyś się nie martwiła o mnie... — powiedział przejeżdżając dłonią po jej policzku. 
— Znowu...? — jęknęła niepocieszona, chociaż wiedziała, że kiedy nie było go obok, wszystko było łatwiejsze, bo nie musiała nikogo kłamać, czego nienawidziła robić. Na domiar złego uważała, że była paskudnym kłamcą i dziwiła się, że ktokolwiek wierzył jej w te brednie. 
— Niestety, mam dużo pracy, ale jak tylko skończę wyjazdy służbowe, to wrócę... 
— Wyjazdy służbowe? W drugiego Marcina się bawisz? — prychnęła, a chłopak popchnął ją na kanapę i usiadł na niej okrakiem, po czym złapał za jej policzki, zbliżając twarz jak najbliżej jej. 
— Przede wszystkim, jeśli już, to ja jestem zawsze numerem jeden, a po drugie nie porównuj mnie do kogoś, kto jest taki... Nijaki. — warknął i wpił się w jej usta. Przez chwilę opierała się, próbując się wyrwać z jego uścisku lub zrzucić go z siebie, ale po chwili odwzajemniała pocałunek. — Czekaj, czekaj... Nie ma go? — spytał, a dziewczyna pokręciła przecząco głową. — Od razu świat staje się piękniejszy... Czyli można powyciągać kije z tyłków i nie być już tak porządnym... 
— Kuba, przestań... — powiedziała cicho, chociaż jej ciało wręcz krzyczało, by nie przestawał i chciała tylko więcej i więcej. Spojrzał na nią nieco zaskoczony i zszedł z niej bez słowa. 
— Ale o co ci chodzi? — spytał spoglądając na nią. — Wiem, że to, co robimy jest bardzo niesprawiedliwe wobec niego i naprawdę to rozumiem. Jednak chciałbym, kiedy jesteś tylko ze mną, to żebyś o nim nie myślała i czerpała ze wszystkiego jak najwięcej przyjemności i radości. Samego doprowadza mnie do szału, kiedy jednego wieczoru emanujesz szczęściem i sama rzucasz mi się w ramiona, a drugiego nawet nie mogę cię dotknąć, bo ten gbur siedzi obok. Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak ciężko patrzeć, kiedy w chwilach, gdzie ja bym reagował, on pozostaje obojętny. Niezliczoną ilość razy dostawał ode mnie mentalnie w pysk. W pewnym stopniu szanuję go ze względu na ciebie, ale na litość boską... Nie pamiętam, czy w hotelu na Bali chociaż raz nie spałaś wtulona we mnie, a tu? Wyglądaliście, jak małżeństwo z czterdziestoletnim stażem, które już nic lepszego od spania mieć nie będzie. — prychnął pod nosem, a usta dziewczyny uchyliły się lekko. 
— Byłeś w naszej sypialni jak spaliśmy? — spytała zaskoczona. 
— Szwendałem się w nocy po całym mieszkaniu, kiedy nie mogłem zasnąć. — wytłumaczył się szybko ze swojego zachowania. — Mniejsza o to... Ja rozumiem, że nie jest ci obojętny, dużo dla ciebie zrobił i był w chwilach, kiedy to ja dałem dupy... Ale zastanów się, dziewczyno, czy to nie jest tylko zwykłe poczucie bycia mu dłużnym. — odpowiedział spoglądając na dziewczynę. Westchnęła głośno na jego słowa, ale ten tylko pokiwał lekko głową. — Idź weź sobie kąpiel, bo walisz jego perfumami na kilometr, a ja naszykuję śniadanie. — dodał na koniec i ruszył w stronę kuchni. 
— Dobrze... — szepnęła lekko zdziwiona jego słowami. Bez zbędnego marudzenia i ciągnięcia tego dalej, wstała i udała się do łazienki, gdzie szybko oddała się pod strumień gorącej wody. Umyła się i pozwoliła sobie na chwilę relaksu. Sama nie wiedziała, co robiła z własnym życiem i naprawdę zaczynała żałować tej całej szopki, do której sama doprowadziła. Sprawa robiła się coraz bardziej napięta i mniej wesoła z każdym dniem przybliżającym dziewczynę do jej ślubu. Zamknęła oczy i pozwoliła wodzie spływać na jej twarz, chciała po prostu zmyć z siebie moralnego kaca, który tkwił gdzieś w środku niej. Kiedy uporała się z prysznicem, owinięta w ręcznik przemknęła do swojej sypialni. Przez chwilę szukała czegoś ładnego, jednak sprowadziła sama siebie na ziemię i to z głośnym hukiem.  — O nie, nie będziesz się dla nikogo stroić. Jeansy, t-shirt i bluza... — wyszeptała do siebie pod nosem i ubrała się szybko. Usiadła podkulając nogi i wsunęła na stopy skarpetki, a następnie swoje ulubiony buty z pumy. Z mokrymi włosami weszła do kuchni, gdzie czekały na nią kolorowe kanapki i kubek gorącej herbaty. 
— Ładnie wyglądasz... — powiedział opierając się tyłkiem o blat. 
— Misterny plan w pizdu... — wymamrotała pod nosem.
— Co? — spytał, kiedy nie dosłyszał. 
— Nic, po prostu dzięki za komplement. — powiedziała z lekkim uśmiechem i wmusiła w siebie kanapki, zapijając je herbatą. — Dzięki za śniadanie. — dziewczyna podniosła się i pozmywała naczynia. 
— Jeśli przeszkadza ci moja obecność, to mi to powiedz. — zabrał po chwili głos, kiedy bacznie przez chwilę obserwował jej zachowanie. 
— Nie, no co ty... — zaśmiała się lekko, chociaż sama nie była pewna, czy nie kłamała. 
— Zbieraj się, skoczymy w jedno, fajne miejsce. — powiedział do niej, a dziewczyna się uśmiechnęła lekko. 
— A mogę jechać tak jak teraz, czy jest jakiś dress code? — zapytała zerkając w stronę rapera. 
— Nie ma, jeśli ci tak wygodnie i nie potrzebujesz nic więcej do szczęścia, to zbierajmy się. — powiedział i wziął kluczyki od auta.
— Mogę poprowadzić...? — spytała niepewnie. 
— Jasne, że nie, to była nagroda i za duży stres dla mnie, może innym razem ci się uda. — powiedział z cwanym uśmiechem. 
— Świnia... — mruknęła pod nosem i poszła po swoją torebkę. Puścił to mimo uszu i pokręcił lekko głową, a cwany uśmiech wkradł mu się na usta. Ruszył w stronę wylotu z miasta, a potem wprost do celu ich wyprawy. — Dokąd mnie zabierasz? 
— Na zamek. — powiedział z szerokim uśmiechem. — Zjemy obiad, przespacerujemy się, a potem odstawię cię do domu i ruszę w swoją stronę. — powiedział z lekkim uśmiechem. 
— Ruszysz w swoją stronę? To brzmi dość dramatycznie. — zaśmiała się lekko i spojrzała przez okno.  Gdzieś z tyłu głowy zastanawiała się na jak długo znów będą rozdzieleni. Ile znów będzie musiała czekać? Dodatkowo za każdym razem, mógł być to ten ostatni. Spojrzała na chłopaka, wodziła wzrokiem po jego tatuażach, jakby chcąc zapamiętać jak najwięcej. 
— Może i dramatycznie, ale ja jak bumerang, zawsze wrócę. — zaśmiał się lekko. 
— Nigdy nie mów nigdy i nigdy nie mów zawsze... — oboje zaśmiali się pod nosami, kiedy dopasowali krótkie zdanie do swoich żyć. Zatrzymali się przy zamku na Piaskowej Skale. 
— Chodź księżniczko... — powiedział kiedy otworzył jej drzwi i podał jej dłoń. Dziewczyna złapała ją pewnie i wysiadła. Przez chwile przeszło jej, że jednak mogła się lepiej ubrać, ale po chwili zganiła siebie w myślach. Weszli na szczyt dość stromego wzgórza, gdzie ukazał im się zadbany, piękny zamek. 
— Urokliwie tutaj. — stwierdziła kiedy rozejrzała się dookoła. 
— Wiem i mają tutaj całkiem nieźle jedzenie, więc zjemy, a potem przejdziemy się po ogrodzie, zgoda? — spytał ją z czarującym uśmiechem, na widok którego i jej kąciki uniosły się mimowolnie. 
— Zgoda. — przytaknęła mu i udali się do restauracji, gdzie zajęli miejsca, przejrzeli menu i zamówili jedzenie. — Na długo znikniesz? — zapytała niepewnie i spojrzała na chłopaka. Ciekawość jednak wzięła górę. 
— Nie wiem Elen. Mam sporo problemów i to wszystko nie jest zależne ode mnie. Czasami muszę zniknąć, czasem nie mogę nawet zadzwonić, ale nie martw się. Zawsze kiedyś w końcu wyląduje u ciebie... — powiedział spoglądając na nią. Był poważny w swych słowach i zastanawiała się tylko, czy powinna się z tego powodu cieszyć czy niepokoić. 
— Powiedz mi w końcu o co chodzi. — powiedziała cicho.
— Nie mogę... Jeszcze nie. — powiedział i pogłaskał ją do dłoni. 
— Ale dlaczego, Kuba martwię się o ciebie, nie wiem dlaczego tak znikasz, że nie możesz dać znaku życia, nie wiem co się dzieje, czy nic ci nie grozi... — nie zdążyła dokończyć wypowiedzi, chłopak wpił się w jej usta namiętnie, przerywając jej. Straciła na chwilę wątek, kiedy ich języki zaczęły tańczyć wspólnie. Spojrzał na dziewczynę, wprost w jej niebieskie oczy. — Kuba... Proszę cię... — wyszeptała cicho w jego usta. 
— Lubię jak mnie prosisz, ale w łóżku... Nie mogę, to dla twojego dobra, dziewczyno, proszę, nie męcz mnie, bo nienawidzę ci odmawiać... — dodał ściszonym tonem, a kelnerka postawiła przed nimi jedzenie. — Zjedz obiad, zrelaksuj się. — powiedział i wziął się na jedzenie. Dziewczyna momentalnie westchnęła i nieco straciła apetyt, ale zaczęła dzióbać widelcem jedzenie. Wzdrygnęła się, kiedy Kuba uderzył pięścią w stół i wystraszona spojrzała na niego. — Proszę cię, chcę miło spędzić dzień, bo nie wiem, kiedy znów cię zobaczę. 
— Dobrze... — powiedziała i zjadła syty obiad, ale jej myśli szalały w głowie. 
— Chodź przejdziemy się. — powiedział Kub, który dopił swój napój i odsunął pusty talerz. 
— Zgoda. — przytaknęła i spojrzała na Grabowksiego, który wsunął stuzłotowy banknot do rachunku i wstał. Poszli na ogrody, należące do zamku. 
— Będziesz tęsknić? — spytał nagle i spojrzał w jej kierunku. 
— Oczywiście, zawsze tęsknię. — zaśmiała się lekko zrezygnowana. 
— To dobrze, jeszcze trochę i wszystko się unormuje, mam nadzieję, że zdążę na czas. — powiedział cicho do niej, a z jego ust wydarło się cicho westchnięcie. 
— Przed czym zdążysz? 
— Przed twoim ślubem...

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz